Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2013, 01:12   #22
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Od razu zobaczył jak oczy się jej zaiskrzyły na widok rozłożonej przez Baldora mapy Mrocznej Puszczy. Jak kupiec palcem pokazywał dokąd i którędy chce przejść. Wyobrażał sobie jak szybko teraz myślała. Jak oczami wyobraźni przemierzała leśne ostępy. Czyż nie na to czekała? Okazję by ruszyć w podróż tak daleką, niepewną i tak niebezpieczną jak jeszcze nigdy wcześniej. I to teraz gdy w północnym Rhovanionie w końcu zagościł pokój, a miasta Dali i Esgaroth to do siebie ściągały wędrowców z odległych krain. Właśnie teraz, właśnie dzięki temu niepozornemu kupcowi mogli ruszyć na daleki dziki zachód, śladami wyrzuconych niegdyś ze swego spalonego domu królów północy i wygnanych z Ereboru długobrodych. Śladami historii...
Zaśmiał się. Niemądra Fanny. Ale nie należało się oszukiwać. W głębi serca zazdrościł żonie. Ona wiedziała. Czuła to. To był jej skarb. Jej dziedzictwo i przeznaczenie. I właśnie znalazło się na wyciągnięcie ręki.

Uchwycił też roześmiane spojrzenie wiecznie wesołego Iwgara, który jął zwracać Baldorowi uwagę na oczywiste przeszkody wyruszenia od zaraz. Ale potem Bardyjczyk sam spojrzał na mapę i uśmiech zniknął z jego twarzy. Świat tak bardzo wykraczał poza granice, które kształtowały przeciętnego człowieka. Co jego trzymało w Dali? Co pchało jak najdalej stąd? Nadzieja? Czy mężczyzna nie powinien odkrywać swego miejsca w świecie broniąc swojego domu i rodziny?
Wyprawa przez serce Mrocznej Puszczy brzmiała tak strasznie lekkomyślnie. Tak dziecinnie. Myśli mocnym głosem Thoralda zrzucały całun romantycznej głupoty z tej ekspedycji. Na zachód wszak do Leśnego Grodu prowadziła dłuższa acz mniej ryzykowna droga północnym skrajem Puszczy. Ku południu zaś, gdzie hen daleko rozpościerało się wielkie królestwo Gondoru, wiodły znacznie bezpieczniejsze równinne stepy i łąki. A i tam ruszyli przecież niegdyś zaginieni Bardyjczycy.
Powinien odmówić nierozważnemu kupcowi. Przemówić żonie do rozsądku i jeśli zajdzie potrzeba postanowić za nią. Pożegnać Iwgara i Rathara, a następnie z młodym Sveinem wrócić do Esgaroth i zdzierżyć kłótnię z Fanny bez której by się nie obeszło.
Znów na nią spojrzał. Uradowana i zarumieniona niemal ze szczęścia podawała właśnie Baldorow dłoń na znak, że się zgadza. Zaśmiał się i pokręcił głową. Musiałby mieć smocze serce, żeby jej to odebrać.

- Możesz liczyć na naszą pomoc mości Baldorze. Choć nie o byle drobiazg pytasz, byłoby z naszej strony zadrwieniem z losu gdybyśmy uratowawszy Cię przed tymi bandytami, odmówili teraz pomocy w przejściu przez Mroczną Puszczę.

Leśny Gród. Ten kierunek właściwie nawet brzmiał mu bardzo dobrze. Prowokował. Dasz mi radę Prawdziwy Bardyjczyku?

***

- Dzielnyś chmyzie - powiedział do chłopaka gdy już wszystko zostało ustalone. Znać było po malcu, że przeżył chwilę grozy. Że dumny był z siebie. Ale i trochę onieśmielony towarzystwem. Szczególnie Ratharem, którego mężna postawa chyba najbardziej przyczyniła się do uniknięcia walki i ocalenia ojca chłopaka. Młody Bardyjczyk, którego cały świat to życie jego ojca - Zbójcy podobni tym trzem łotrom niejednego już podróżnego usiekli na bezdrożach. Wykazałeś się w ich obliczu odwagą, która uratowała Twojego ojca. Będzie z Ciebie rycerz kiedyś.

***

Tak dużo znowu w gruncie rzeczy spraw do załatwienia w Esgaroth im nie zostało. Iwgar powiedział, że obiecał Ratharowi wspólne zbieranie kwiatków co zapewne zajmie im cały dzień więc wieczorem powinni się zobaczyć w gospodzie u Bilba. Przynajmniej z Pszczelarzem, bo Beorneńczyk póki co zdawał się niezbyt chętny odwiedzaniu miasta nad Długim Jeziorem. Nie należało jednak wątpić w gawędziarskie zdolności Iwgara i liczyć, że mimo wszystko obaj przyjdą. Póki co jednak, Mikkela czekał przegląd koni i ich ekwipunku podróżnego.

W stajni, której budynek znajdował się naprzeciwko oberży u Bilba, przezimowały trzy konie jakie zabrali ze sobą z Dali. To Mikkel głównie się nimi zajmował. Objeżdżał oba wierzchowce w najgorsze mrozy, a luzaka wyprowadzał. Czyścił je i pilnował by były zdrowe. Szczególną uwagę i dbałość poświęcając kopytom i grzbietom. W dziczy koń dawał dużą przewagę. Odciążał, przyśpieszał. Grzał gdy robiło się zimno... Co prawda Baldor zaproponował by swoje pakunki przenieśli na jego kuce, ale Mikkel w tym przypadku hołdował zasadzie, kto swoje nosi ten się nie prosi.
Na Pensie jeździł od kilku lat. Prezent od brata. Kary, narowisty ogier o nieco szalonym charakterze. Duży trochę jak na przedzieranie się przez Puszczę, ale Mikkel nie wyobrażał sobie by mógł go nie zabrać. Imię sam mu nadał choć bardziej adekwatne byłoby Mała Fortuna. Dostał go jeszcze jako niejeżdżonego i pamiętał ile trudu kosztowało go ucywilizowanie zwierzęcia. Fanny z kolei jeździła na zakupionej od dalekowschodniego kupca dereszowatej kobyłce z easterlińskich bachmatów. Niski, zgrabny konik. Do tego zwrotny i w przeciwieństwie do Pensa niewybredny i w diecie i w towarzystwie. Tolerowała nawet obecność Pensa, a to już świadczyło o jej spokojnym charakterze. Odbijało jej tylko wtedy gdy wchodziła w ruję. Wtedy to i Pens się jej bał. Fanny nazwała ją Perłą. Perła z Bursztynem bowiem jak stwierdziła dobrze wyglądały na zapisanych kartach.
Na luzaka wzięli ze sobą myszatego wałaszka pociągowego z kuców jakich używały krasnoludy z Żelaznych Wzgórz do przewożenia surowców do Dali. Krępy, niewyględny i niewiarygodnie silny. Nie obraził się nawet o ten wielki kufer z kronikami, który Fanny postanowiał zabrać ze sobą do Esgaroth. Miał tylko jedną wadę użytkową. Okropnie nie lubił czyszczenia swojej grubej kudłatej sierści. Bywało, że na widok zgrzebła nawet kłapał zębami. Mikkel na tym polu prowadził z nim już trwającą 3-miesiące wojnę okupioną niemałą ilością siniaków. Wszak koń bardyjskiej szlachty nie może wyglądać byle jak. Osobiście też w nawiązaniu do szeregu stoczonych batalii ochrzcił kuca imieniem Gałgan.

***

Po powrocie z Wodnego Targu zasiadł do przeglądania ekwipunku. Z uwzględnieniem tego co może, a co napewno raczej im się w kniei nie przyda. Co by należało pocerować, czy podkleić na prędce, a co trzeba by kupić. Ze szczególnym uwzględnieniem maści na szybsze gojenie ran. Co prawda o ile dobrze pamiętał Iwgar w tej dziedzinie mógł być wielce pomocny, ale nigdy nie wiadomo co się może w drodze wydarzyć.

W końcu dotarł do broni...

- Dobrze pomyślana broń, moim zdaniem. Większego trzyma na dystans. Mniejszego kłuje do skutku. A i gdy chwila niepewna, a ręka silna, zawsze można cisnąć - odparł rosłemu Beorneńczykowi - Choć napewno nie tak niszczycielska gdy stoisz już z wrogiem twarzą w twarz, jak taki topór. Wygląda jakby niejedno widział.
Przez chwilę przyglądał się rzeźbionej broni Rathara.
- Chętnie skorzystam z propozycji. Całą zimę dość leniwie spędziliśmy w Esgaroth toteż i dobrze by poćwiczyć. Co do odlewania grotów to jednak tylko podstawy są mi znajome. Zacząć możemy choćby jutro skoro pojutrze nam czas w drogę. A jeszcze wracając do propozycji Fanny byście na wieczór do gospody “U Bilba’ zajrzeli, i ja ją składam. Napić się wszak czegoś mocniejszego i porozmawiać przy karczemnym stole szybko następnej okazji nie będziemy mieli.


Tak dziś powiedział Ratharowi. Skłamał. Włócznie nie była tylko dobrze pomyślana. Z tarczą i włócznią, Mikkel bał się tylko tego, że kiedyś przeceni swoje możliwości. Nie miał ku temu jakiś wielkich podstaw. Umiał się nią posługiwać tylko skutecznie, a nie wybitnie. Widział jakich sztuk potrafią dokonywać w tej dziedzinie strażnicy pałacowi króla Barda. Nie dorównywał im. Ale tak jak zauważył Rathar, czuł się zwyczajnie pewnie dzierżąc w dłoniach długie drzewce tej broni. Nieskromnie też uważał, że ma do tego serce. Miał od dawna. Od kiedy Thorald pokazał swoim synom najwspanialszą pamiątkę rodzinną z czasów przed Smaugiem. Włócznię króla Bladorthina. Jeszcze pięć lat temu była ona jedyna. Zaprezentowana starożytnemu królowi Bladorthinowi przez ereborskich mistrzów kowalstwa i zamówiona w ilości kilkuset sztuk. Do momentu otworzenia skarbca Samotnej Góry nie było wiadomo, czy krasnoludy wykonały zlecenie. Jak się okazało wykonały. I teraz połowa straży królewskiej takie miała. Ale to niczego nie zmieniało. Była pierwsza i jedyna. Uratowana z płonącego Dale przez pradziada Mikkela. I przechowana. Thorald chciał ją zwrócić królowi. Bard jednak uznał, że powinna zostać w jego rękach. I tak się stało. Póki Thorald nie zmarł na łożu śmierci przekazując ją Mikkelowi. Żaden z synów nie zakwestionował woli ojca.

Włócznia była dłuższa nawet od tej, którą pożyczył mu Beorneńczyk. A jednak zdecydowanie lżejsza. Dobrze wyważona. I jeśli można tak nazwać ten rodzaj broni, była piękna. Misterna wręcz. Trzykrotnie przekuwana stal grotu wyglądała niesamowicie. Czarna i błyszcząca przywodziła na myśl rozświetlone gwiazdami niebo. Podstawą drzewcy zaś było zaimpregnowane cisowe drewno. Najpewniej z cisu srebrzystego, ale sekret zabrali ze sobą do grobów krasnoludzcy rzemieślnicy. Co bardziej niesamowite było ono przenicowane wijącymi się po całej długości stróżkami z białego złota. Jak i po co? Tego również nie sposób było powiedzieć. Za to można było podziwiać efekt jaki dawało. Jej imię przetrwało do dziś. Skumring. Zmierzch.
Mikkel z broni miał właśnie ją, podarowanego mu przez Fanny Melieraxa w skórzanym futerale, ereborski sztylet i miecz o szerokim ostrzu z tych jakie stosowali najczęściej Bardyjczycy. Ponadto lekka prawie nie krępująca ruchów skórznia do codziennej wedrówki i kaftan kolczy na wypadek poważniejszych potyczek. Na koniec zaś tarcza. Zwyczajna, okrągła z wycięciem i herbem Dali. Czerwony smok, przekreślony Czarną Strzałą.

Był gotowy.

***

Schodząc do karczemnej izby poczuł ukłucie żalu, że może dzisiejszy wieczór powinni spędzić sami, a nie z nowymi towarzyszami podróży. Zatrzymał się więc w połowie schodów i spojrzał z góry na pełne gości pomieszczenie. I wtedy kątem oka zauważył go. Pierścień. Założony na palec prawej ręki. Skąd się na nim wziął?
Uniósł dłoń. W ciemnym świetle karczemnych świec i lamp, rubin wyglądał wspaniale. Pasował do niego. Tylko pytanie nadal nie odpuszczało. Kiedy go założył? Wyłowił z jeziora... Potem ognisko, ratunek Baldora. Powrót do domu... Nie pamiętał.

Ktoś go potrącił. Jakiś mocno pachnący pieczystym i dymem fajkowym mały człowieczek... Hobbit! Z kraju halflingów-włamywaczy!

Włamywaczy...

Co ja mam w kieszeni?
Bardyjczyk pośpiesznie zaczął sprawdzać czy wszystko ma nadal przy sobie. O hobbitach wiedział mało. Ale nazwy nigdy nie brały się znikąd.

Upewniwszy się, że wszystko było na swoim miejscu zszedł do izby i zamówił im na razie butelkę winę, deskę z wędzonymi serami i boczkiem i talerz omułków. Ani Iwgara z Ratharem, ani Baldora nadal nie było jeszcze. Ale i pora nadal wczesna. Jakiś trubadur śpiewał wesołą piosenkę o dwóch przyjaciołach, z których jeden był elfem, a drugi krasnoludem.
Wtedy zobaczył jak i ona schodzi po schodach. Wyszła zza balustrady. Zaskoczony aż nie wstał z początku gdy podchodziła do stołu.
Usiadła. Całkiem długą chwilę milczeli. Patrzył na nią przez większość tego czasu jakby na siłę odrywając wzrok by nie sprawiać wrażenie nachalności. Ale i tak pewnie sprawił, bo spojrzała na niego pytająco.
Pokręcił głową i uśmiechnął się.
- To nic - powiedział - Po prostu bardzo pięknie wyglądasz.
Radosny błysk w jej oczach gdy sięgała po omułka. Zaraz za nim szeroki uśmiech gdy polał im obojgu wina.
- Podobają Ci się? - spytała.
- Musiałbym skłamać, żeby odpowiedzieć właściwie. A już to byłoby niewłaściwe. Podobają. Nigdy bym się tego nie spodziewał, ale chyba mam nadzieję, że nie jest to ostatni raz gdy zakładasz spodnie.

Iwgar i Rathar przyszli gdy butelka była już pusta. Można było zamówić tutejszego grogu, którym zwykli rozgrzewać się Esgarothczycy w zimowo-wiosenne wieczory. Chwilę później przybyli Baldor i jego syn. A wieczór był jeszcze młody.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline