Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2013, 13:14   #156
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ranny krasnolud był teraz martwym krasnoludem. Z dziesięciu wilków zrobiła się prawdziwa wataha, do tego przybyły gobliny, przez wąskie szpary między belkami nie dało się trafić w żaden cel, wilcze zęby rozerwały jej kurtkę, choć gdyby nie plama krwi na bluzce w tym momencie nie zauważyłaby, że jest ranna.
Nie zabili ani jednego przeciwnika. Wprawdzie chwilowo bezpieczni, przegrali tę rundę z kretesem. W tej chwili wszyscy wyglądali żałośnie, tylko Sparren inaczej. On, jak zawsze, bez trudu, znalazł winnych.

Przynajmniej trafiła jednego skurczybyka. Gorączkowo trzymała się tej myśli. Sukcesu. Wiedziała, że przy wozie, gdy dopadły do niej wilki, spanikowała. To nie powinno się przydarzyć. Nie dziewczynie, co dwa razy widziała Bramę Morra. Wystraszyła się tych kłów, śliny kapiącej z wielkich pysków, nienawiści w błękitnych ślepiach. Może gdyby nie te sekundy paniki, wilki nie raniłyby Dietricha. Mogło być gorzej, myślała, zapewne mogło być gorzej. Ten cholerny koń uciekł, prawda? Udało się. Martusiowi. Bo czy ten wysoki dźwięk uporczywie drżący w środku jej głowy, to może być kwiczenie konia? Czy słychać je naprawdę?

Chwilę gapiła się na zewnątrz przez szparę w ścianie. Gomrund klął siarczyście chybiwszy strzał do goblińskiego wodza. Sylwia nieświadomie, szeptem, powtarzała za krasnoludem przekleństwa. Przed oczami miała pejzaże odwiedzanych dzisiaj zgliszczy.

Dietriech powoli ściągał kurtkę. Podeszła, żeby mu pomóc. Wtedy znowu natrafiła na wzrok Konrada. Ten uśmiech satysfakcji i ewidentny żal, że nie wyrwały im z ciał więcej mięsa. Zabawne, ale kurtka Dietricha była w lepszym stanie niż ta jej. Ręka za to wyglądała paskudnie.
-Ktoś ma bandaże? –zapytała.
Sparren pochylony nad ciałem martwego krasnoluda nadal się uśmiechał. Tak miło było stać nad trupem i czuć moralną wyższość. Aż opromieniała chłopięcą twarz Konrada. Gomrund podał Dietrichowi miksturę.
- Ale może i w wieży coś znajdziecie – nagle Konrad się odezwał. - Gdy już Sylwia drzwi tam otworzy. Za którymś razem będzie szybsza, niż gobliny i ich pieski.
Poczekała aż odwróci się do niej bokiem. I wtedy uderzyła. Klasyczny prawy sierpowy, choć Rudolf zawsze jej powtarzał żeby markowała ciosy i korzystała z przewagi jaką daje jej szybka lewa ręka. Ale to w prawej kieszeni miała kastet, a w tym momencie miała zamiar wybić kapitanowi Świtu zęby. W ostatniej chwili zmniejszyła impet ciosu. Uderzenie szarpnęło głową Konrada. Zachwiał się. Erich krzyknął, żeby się uspokoiła.
Miała poprawić kopem w jaja. Zdążyłaby bez trudu. Opanowała się chyba przez ten chichot Ericha.

***

- Sam nie przepadam za Konradem, ale trochę przesadziłaś. Patrz jak się biedak zwija.
Chwilę patrzyła na Ericha w milczeniu. Machnęła ręką jakby chciała odpędzić jego słowa. Gdy odpowiadała złość jeszcze drżała w jej głosie.
-Przesadziłam –zgodziła się – Następnym razem też pewnie przesadzę.

***

- Jeśli zostaniemy, spalą nas tu –powiedziała – Potrafią palić.
Cały dzień z nieba lały się strumienie wody. Gomrund przecząco pokręcił głową.
- Zesrają się a nie spalą. Nie dziś. Nie takie drewno. Ale pewnie zaatakują w nocy.

Uwierzyła. Pięcioro na tę hordę. I tak było się czym martwić.

-Sprawdzisz, co on ma w kieszeniach? –zapytała Dietricha – Może coś istotnego.
Pęta, które nie pozwalały jej przeszukiwać ciał zmarłych w ciągu ostatnich miesięcy znacznie się rozluźniły. Ale i tak sama myśl o tym przyprawiała ją o mdłości.
Sama wspięła się po podtrzymujących strop krokwiach. Zabolała ją rana i zaklęła, że zapomniała o jej opatrzeniu. Z dołu wypatrzyła luźniejsze deski. Sprawdziła. Poluźnione mocowania gontów pozwoliły wyjąć trzy z nich. Akurat żeby zmieściła się w powstałą dziurę. Nie rozejrzała się jednak. Zeszła na dół zawołana przez Gomrunda.
Był wściekły. Był na nią wściekły za Sparrena. Był wściekły, że nie zabił jeszcze żadnego goblina. Chciała powiedzieć coś trafnego:
-Nie wściekaj się.
To nie były idealne słowa. Zmieszała się.
-Masz spirytus? –zapytała. –Trochę mnie boli.
- I dobrze. Niektórzy tak lepiej się uczą... ale ty masz chyba podobne zdanie...udzielając dzisiejszej lekcji. Masz. Podał jej flaszkę.
Podniosła bluzkę i obejrzała ranny bok. Małe ugryzienie, głębokie i z dwóch stron. Niewiele brakowało żeby wilk naprawdę spróbował jak smakuje Sylwia Sauerland. Siniak pewnie osiągnie rozmiary dłoni. Żebra były całe. Przetarła ranę spirytusem podanym przez Gomrunda. Syknęła z bólu i pociągnęła łyk z flaszki. Ból przeszedł w przyjemne ciepło. Oddała flaszkę krasnoludowi z widoczną niechęcią. Dopiero teraz czuła jak odrobinę ustępuje jej własna wściekłość.
-Zakradnę się do wieży i otworzę te drzwi. Puściły już dwa zabezpieczenia. Już trochę rozumiem ten zamek. Dam mu radę.
- Oooo żesz usiądź na chwilę na tyłku! Wyjdę i zobaczę co i jak... czy są i się czają czy może wróciły po łuki i trutkę. A jak ich nie ma to te parę chwil cię nie zbawi... a nam zaoszczędzi potu i krwi.
Nie zaprotestowała, choć miała wielką ochotę. Mina krasnoluda nie dopuszczała dyskusji. Stojący obok Dietrich też się żachnął.
Odsunęła się od obydwóch. Niech to chwilę przetrawią. Tylko ona umie się skradać i tylko ona umie otwierać zamki. Powinna tam pójść.

Erich też widział sprawę trochę inaczej. Zdaje się, że to samo rozwiązanie chodziło po głowie i Gomrundwoi i Dietrichowi. Spróbowała przekonać Oldenbacha. Pokazała na swoje buty.
-Widzisz? Kosztowały fortunę. A i bez nich jestem cicha. Wieża stoi na skalnym fundamencie dochodzącym aż pod drzwi, nie będę się tam bardzo odbijać od burego tła. A drzwi są ustawione bokiem do głównej linii drzew. Światło przy otwieraniu trochę pomaga, ale znam i ślepego mistrza od zamków, choć nie pracuje już w terenie. Decyduje dotyk i słuch, w większości dziurek od kluczy niewiele widać. Gdybyście obserwowali las i mnie stąd, sprzed stajni albo z dachu, to w razie czego zdążycie mnie osłonić. A jeśli udałoby się to zrobić w ciszy to podniosę ręce do góry, że gotowe. Gomrund zauważy. A jak nie to zawołam. Zdążycie przebiec przed wilkami, a drzwi będą czekały otwarte.

***

Gomrund ze zwiadu przytachał z wozu uzbrojenie martwych grissenwaldczyków. Sylwia nałożyła na głowę hełm, choć nie cierpiała nosić takiego żelastwa. Sprawdziła tylko czy jest wystarczająco upaprany błotem, żeby nie świecił w świetle gwiazd. Była gotowa do wyjścia.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline