Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2013, 21:03   #21
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Tak oto rozpoczął się bal. Przynajmniej Francesca uważała ten dzień za istne święto, gdyż nie zdarzyło jej się rozrywkować w towarzystwie tak wyjątkowych nieludzi. Była niebywale zadowolona z tego faktu, także uśmiech z jej kształtnych ust nie znikał nawet na chwilę. Zresztą nie tylko jej udzielał się entuzjazm, ponieważ także Tyss i Sandra nie wyglądały na niezadowolone. Z wyjątkiem Ariel, która po drodze gdzieś zniknęła. Nikt jednak się tym specjalnie nie przejął. Ariel, jak zdążyła zauważyć rudowłosa, była osobą ceniącą cisze i spokój.


„Pod wesołym Kościejem” faktycznie było nieopodal. Kątem oka zauważyła „przezabawny” transparent. Zaiste, jacy ludzie potrafią być czasem pomysłowi. Zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście kościej był takim wesołym miejscem, póki co postanowiła zaufać Sandrze. Wyglądało na to, że znała dobrze to miejsce. Zmiennokształtna przybrała postać czarnowłosej bardzo pięknej kobiety. Francesca z początku odetchnęła z ulgą, jednak potem zatęskniła za swoim odbiciem.


- Jeśli chcecie mogę stać się kimś innym – zaproponowała Sandra.
-A jak ci jest wygodnie? – ciekawość pożarła Francescę.
-Mi to obojętne – wzruszyła ramionami.
-To może zostań już lepiej w tym ciele, a jak już nie będziemy mogły się odpędzić od adoratorów to po prostu zmienisz się w mężczyznę i nam pomożesz – zaśmiała się Tyssaia.
-To też jest jakiś pomysł – dodała rudowłosa- miło będzie mieć konkurencję, zwykle to raczej mi się ona nie zdarza.
-Oj uważaj, bo jeszcze ci się może znudzić – odgryzła się wampirzyca.
-W takim towarzystwie to wydaje mi się nieco nienaturalne – powiedziała Francesca spoglądając na Sandrę, ta porozumiewawczo puściła jej oko.
Bal ciągle trwał, a jeśli chodzi o bal to oczywiście nie obyło się bez widowiskowego wejścia. Trzy zjawiskowo piękne kobiety to widocznie nie za częsty widok „Pod Wesołym Kościejem”, ponieważ zwróciły uwagę niemal wszystkich oczu. Francescy zdawało się nawet jakby czas dla reszty świata na chwilę się zatrzymał, a jedynie one miały swobodę poruszania. Gdyby była z nimi jakaś czarodziejka bez wątpienia zrzuciłaby to na jakąś magiczną sztuczkę. Zaraz jednak wrzawa ponownie zarządziła we wnętrzu gospody, czasem co niektóre ciekawskie spojrzenia śledziły ich poczynania.
-Czego piękne panie sobie życzą? – podszedł do nich niski jegomość śmierdzący gorzałą i ukłonił się lekko. Te jednak nie przejęły się nim kompletnie i przeszły obok niego bez słowa.
-Karczmarzu znajdzie się jakieś miejsce dla mnie i moich towarzyszek? – Sandra pierwsza zwróciła się do podstarzałego mężczyzny, który jeszcze przed chwilą zażarcie coś omawiał z krasnoludem.
-Ależ oczywiście, mój syn się wszystkim zajmie. Ander! Ander! – wykrzyczał na końcu i rozejrzał się mrużąc oczy. Kobiety wymieniły uśmiechy.
-No gdzie on?! Psia jego mać! Ander! - Francesca jednomyślnie stwierdziła, że opłacało się czekać, ponieważ syn karczmarza wyglądał niebywale apetycznie.
-O pięknie panie, właśnie na panie czekałem! – zadeklarował zawadiacko – Już załatwiam stolik, jeszcze chwilka – zapewnił po czym poprowadził je w głąb sali. Nie trzeba było być wyjątkowo spostrzegawczym, żeby zauważyć, że wszystkie miejsca są zajęte. Jednakże uwodzicielski syn karczmarza, bardzo mało uwodzicielsko wyrzucił dwóch pijaczków śpiących przy stoliku, po czym dostawił im krzesła.
-Ten jest wolny – powiedział entuzjastycznie i uśmiechnął się – to czego się panie napiją?
- Czegoś wyjątkowego, bo to przecież wyjątkowa okazja – Tyss najwidoczniej podzielała zdanie Francescy w aspekcie ważności spotkania.
-Rozumiem, że wino – tu spojrzał się na Sandrę, która jak się okazało nie pierwszy raz pokazuje się pod tą postacią.
- Tak, dobrze wiesz jakie – dodała kokieteryjnie trzepocząc rzęsami. Ten skłonił się jeszcze raz spojrzał na każdą z nich i uśmiechnął się po czym wesoły ruszył do swoich obowiązków.
-Póki jesteśmy same, nie chciałam też pytać przy Ariel. Kim ona czy on właściwie jest? – Francesca już nie mogła dłużej przetrzymywać swojej ciekawości.
-Tak samo jak nasza Sandra jest Dopplerem, jest trochę nieśmiała tak jak już wspominałam.
-Rozumiem, ona zawsze taka była?
-Znam ją najdłużej i mogę tylko powiedzieć, że bardziej otwiera się gdy jest z kimś sam na sam – dodała Sandra – o i jest już nasze wino – uśmiechnęła się w stronę syna karczmarza, który po postawieniu trunku, natychmiast polał go w kielichy. – Jeśli będą sobie coś panie życzyć to będę nieopodal – powiedział z lekką nuta tęsknoty, że musi się oddalić. Faktycznie dotrzymał słowa, bowiem oparł się o ścianę i co jakiś czas zerkał na rozmawiające piękności. Nie trwało to jednak długo, gdyż ruch w karczmie był wyjątkowo duży, co za tym idzie również pracy niemało.
-To jak, pierwszy toast za spotkanie? – zadeklarowała Tyss i uniosła kielich, reszta poczyniła to samo.
-Za wyjątkowe spotkanie i wspólną sprawę – dodała Sandra. Francesca skinęła głową i upiła duży łyk. Czas upływał im na rozmowach, nie wspominały już o wspólnej misji, aby słowa nie wpadły do niepowołanych uszu. Głównie śmiały się i żartowały, osoba je obserwująca mogła jednoznacznie stwierdzić, że wino nieźle uderzyło im do ich ślicznych główek. Może dlatego po jakimś czasie odważył się podejść do nich mężczyzna. Francescy od razu wpadł on w oko.


-Przepraszam, że przeszkadzam, ale według mnie panie nie powinny siedzieć tak same, pozwolą panie, że ja i moja trójka towarzyszy usiądzie z paniami? – powiedział i czekał na odpowiedź. Wampirzycy wystarczyło jedno spojrzenie, aby stwierdzić, że nie jest stąd. Ubranie podróżnicze jego i wyczekujących niedaleko towarzyszy świadczyło, że są podróżnikami. Z kolei całkiem niezłe wyposażenie i prześwitująca gdzie niegdzie kolczuga mówiła, że są wojownikami.
-Ależ zapraszamy, miejsca starczy dla wszystkich – zadeklarowała wampirzyca, nie pytając o zdanie Tyss i Sandry. Po prostu dobrze wiedziała, że nie będą miały nic przeciwko. Mężczyzna skinął do towarzyszy, którzy do razu ruszyli w ich stronę. Przynosząc ze sobą wielkie kufle przysiedli się do stolika. Nie pozwolili bynajmniej siedzieć paniom razem, prawdopodobnie kierując się doświadczeniem rozsiedli się pomiędzy. Zabawa się rozpoczęła. Śmiejąc się i popijając alkohol bardzo szybko wszyscy przypadli sobie do gustu. Przybysze okazali się najemnikami szukającymi wyzwań. Do Novigardu przybyli wymienić ekwipunek i być może zdobyć kilka poważniejszych zleceń. Postanowili zatrzymać się nieopodal, oczywiście nie mogło obyć się bez zaproszenia do ich „skromnych posesji”. Francesca jednak wolała czekać na odpowiedni moment, chłopaki mieli na prawdę mocne głowy. Sandra tymczasem pewnej chwili zniknęła gdzieś z jednym z nich. Wampirzyce więc zostały już same, najwidoczniej Tyss podzielała poglądy Liska, a może czekała na coś innego? W każdym razie rozmowy stały się już bardziej intymne. Rudowłosa nie odstępowała już mężczyzny, który do nich podszedł. Druga wampirzyca jak się okazało wolała towarzystwo syna karczmarza, także gdy tylko trafiła się okazja pod błahym pretekstem odeszła od stolika. Francesca obserwowała ją kątem oka, niestety jak się okazało, jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku również to dostrzegł. Niczym zazdrosny kochanek natychmiast rozjuszony ruszył w tamtą stronę. Wykidajło spisał się niebywale dobrze, gdyż zdążył zatrzymać awanturnika, niestety przy okazji dostał za to z pięści w twarz. Ten jeden impuls wystarczył, aby roznieść żarzące się od jakiegoś czasu ognie. Bijatyka rozpętała się w błyskawicznym tępie. Silne ramiono mężczyzny na szczęście osłoniło ją przed niebezpieczeństwem, po czym zaprowadziło w bardzo przytulne miejsce…
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline