Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2013, 21:03   #21
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Tak oto rozpoczął się bal. Przynajmniej Francesca uważała ten dzień za istne święto, gdyż nie zdarzyło jej się rozrywkować w towarzystwie tak wyjątkowych nieludzi. Była niebywale zadowolona z tego faktu, także uśmiech z jej kształtnych ust nie znikał nawet na chwilę. Zresztą nie tylko jej udzielał się entuzjazm, ponieważ także Tyss i Sandra nie wyglądały na niezadowolone. Z wyjątkiem Ariel, która po drodze gdzieś zniknęła. Nikt jednak się tym specjalnie nie przejął. Ariel, jak zdążyła zauważyć rudowłosa, była osobą ceniącą cisze i spokój.


„Pod wesołym Kościejem” faktycznie było nieopodal. Kątem oka zauważyła „przezabawny” transparent. Zaiste, jacy ludzie potrafią być czasem pomysłowi. Zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście kościej był takim wesołym miejscem, póki co postanowiła zaufać Sandrze. Wyglądało na to, że znała dobrze to miejsce. Zmiennokształtna przybrała postać czarnowłosej bardzo pięknej kobiety. Francesca z początku odetchnęła z ulgą, jednak potem zatęskniła za swoim odbiciem.


- Jeśli chcecie mogę stać się kimś innym – zaproponowała Sandra.
-A jak ci jest wygodnie? – ciekawość pożarła Francescę.
-Mi to obojętne – wzruszyła ramionami.
-To może zostań już lepiej w tym ciele, a jak już nie będziemy mogły się odpędzić od adoratorów to po prostu zmienisz się w mężczyznę i nam pomożesz – zaśmiała się Tyssaia.
-To też jest jakiś pomysł – dodała rudowłosa- miło będzie mieć konkurencję, zwykle to raczej mi się ona nie zdarza.
-Oj uważaj, bo jeszcze ci się może znudzić – odgryzła się wampirzyca.
-W takim towarzystwie to wydaje mi się nieco nienaturalne – powiedziała Francesca spoglądając na Sandrę, ta porozumiewawczo puściła jej oko.
Bal ciągle trwał, a jeśli chodzi o bal to oczywiście nie obyło się bez widowiskowego wejścia. Trzy zjawiskowo piękne kobiety to widocznie nie za częsty widok „Pod Wesołym Kościejem”, ponieważ zwróciły uwagę niemal wszystkich oczu. Francescy zdawało się nawet jakby czas dla reszty świata na chwilę się zatrzymał, a jedynie one miały swobodę poruszania. Gdyby była z nimi jakaś czarodziejka bez wątpienia zrzuciłaby to na jakąś magiczną sztuczkę. Zaraz jednak wrzawa ponownie zarządziła we wnętrzu gospody, czasem co niektóre ciekawskie spojrzenia śledziły ich poczynania.
-Czego piękne panie sobie życzą? – podszedł do nich niski jegomość śmierdzący gorzałą i ukłonił się lekko. Te jednak nie przejęły się nim kompletnie i przeszły obok niego bez słowa.
-Karczmarzu znajdzie się jakieś miejsce dla mnie i moich towarzyszek? – Sandra pierwsza zwróciła się do podstarzałego mężczyzny, który jeszcze przed chwilą zażarcie coś omawiał z krasnoludem.
-Ależ oczywiście, mój syn się wszystkim zajmie. Ander! Ander! – wykrzyczał na końcu i rozejrzał się mrużąc oczy. Kobiety wymieniły uśmiechy.
-No gdzie on?! Psia jego mać! Ander! - Francesca jednomyślnie stwierdziła, że opłacało się czekać, ponieważ syn karczmarza wyglądał niebywale apetycznie.
-O pięknie panie, właśnie na panie czekałem! – zadeklarował zawadiacko – Już załatwiam stolik, jeszcze chwilka – zapewnił po czym poprowadził je w głąb sali. Nie trzeba było być wyjątkowo spostrzegawczym, żeby zauważyć, że wszystkie miejsca są zajęte. Jednakże uwodzicielski syn karczmarza, bardzo mało uwodzicielsko wyrzucił dwóch pijaczków śpiących przy stoliku, po czym dostawił im krzesła.
-Ten jest wolny – powiedział entuzjastycznie i uśmiechnął się – to czego się panie napiją?
- Czegoś wyjątkowego, bo to przecież wyjątkowa okazja – Tyss najwidoczniej podzielała zdanie Francescy w aspekcie ważności spotkania.
-Rozumiem, że wino – tu spojrzał się na Sandrę, która jak się okazało nie pierwszy raz pokazuje się pod tą postacią.
- Tak, dobrze wiesz jakie – dodała kokieteryjnie trzepocząc rzęsami. Ten skłonił się jeszcze raz spojrzał na każdą z nich i uśmiechnął się po czym wesoły ruszył do swoich obowiązków.
-Póki jesteśmy same, nie chciałam też pytać przy Ariel. Kim ona czy on właściwie jest? – Francesca już nie mogła dłużej przetrzymywać swojej ciekawości.
-Tak samo jak nasza Sandra jest Dopplerem, jest trochę nieśmiała tak jak już wspominałam.
-Rozumiem, ona zawsze taka była?
-Znam ją najdłużej i mogę tylko powiedzieć, że bardziej otwiera się gdy jest z kimś sam na sam – dodała Sandra – o i jest już nasze wino – uśmiechnęła się w stronę syna karczmarza, który po postawieniu trunku, natychmiast polał go w kielichy. – Jeśli będą sobie coś panie życzyć to będę nieopodal – powiedział z lekką nuta tęsknoty, że musi się oddalić. Faktycznie dotrzymał słowa, bowiem oparł się o ścianę i co jakiś czas zerkał na rozmawiające piękności. Nie trwało to jednak długo, gdyż ruch w karczmie był wyjątkowo duży, co za tym idzie również pracy niemało.
-To jak, pierwszy toast za spotkanie? – zadeklarowała Tyss i uniosła kielich, reszta poczyniła to samo.
-Za wyjątkowe spotkanie i wspólną sprawę – dodała Sandra. Francesca skinęła głową i upiła duży łyk. Czas upływał im na rozmowach, nie wspominały już o wspólnej misji, aby słowa nie wpadły do niepowołanych uszu. Głównie śmiały się i żartowały, osoba je obserwująca mogła jednoznacznie stwierdzić, że wino nieźle uderzyło im do ich ślicznych główek. Może dlatego po jakimś czasie odważył się podejść do nich mężczyzna. Francescy od razu wpadł on w oko.


-Przepraszam, że przeszkadzam, ale według mnie panie nie powinny siedzieć tak same, pozwolą panie, że ja i moja trójka towarzyszy usiądzie z paniami? – powiedział i czekał na odpowiedź. Wampirzycy wystarczyło jedno spojrzenie, aby stwierdzić, że nie jest stąd. Ubranie podróżnicze jego i wyczekujących niedaleko towarzyszy świadczyło, że są podróżnikami. Z kolei całkiem niezłe wyposażenie i prześwitująca gdzie niegdzie kolczuga mówiła, że są wojownikami.
-Ależ zapraszamy, miejsca starczy dla wszystkich – zadeklarowała wampirzyca, nie pytając o zdanie Tyss i Sandry. Po prostu dobrze wiedziała, że nie będą miały nic przeciwko. Mężczyzna skinął do towarzyszy, którzy do razu ruszyli w ich stronę. Przynosząc ze sobą wielkie kufle przysiedli się do stolika. Nie pozwolili bynajmniej siedzieć paniom razem, prawdopodobnie kierując się doświadczeniem rozsiedli się pomiędzy. Zabawa się rozpoczęła. Śmiejąc się i popijając alkohol bardzo szybko wszyscy przypadli sobie do gustu. Przybysze okazali się najemnikami szukającymi wyzwań. Do Novigardu przybyli wymienić ekwipunek i być może zdobyć kilka poważniejszych zleceń. Postanowili zatrzymać się nieopodal, oczywiście nie mogło obyć się bez zaproszenia do ich „skromnych posesji”. Francesca jednak wolała czekać na odpowiedni moment, chłopaki mieli na prawdę mocne głowy. Sandra tymczasem pewnej chwili zniknęła gdzieś z jednym z nich. Wampirzyce więc zostały już same, najwidoczniej Tyss podzielała poglądy Liska, a może czekała na coś innego? W każdym razie rozmowy stały się już bardziej intymne. Rudowłosa nie odstępowała już mężczyzny, który do nich podszedł. Druga wampirzyca jak się okazało wolała towarzystwo syna karczmarza, także gdy tylko trafiła się okazja pod błahym pretekstem odeszła od stolika. Francesca obserwowała ją kątem oka, niestety jak się okazało, jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku również to dostrzegł. Niczym zazdrosny kochanek natychmiast rozjuszony ruszył w tamtą stronę. Wykidajło spisał się niebywale dobrze, gdyż zdążył zatrzymać awanturnika, niestety przy okazji dostał za to z pięści w twarz. Ten jeden impuls wystarczył, aby roznieść żarzące się od jakiegoś czasu ognie. Bijatyka rozpętała się w błyskawicznym tępie. Silne ramiono mężczyzny na szczęście osłoniło ją przed niebezpieczeństwem, po czym zaprowadziło w bardzo przytulne miejsce…
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 06-03-2013, 15:31   #22
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Najemnik okazał się dobrym towarzyszem na zakrapiany wieczór. Nie znał poezji, więc nie pieprzył o jakichś gwiazdach i sadzawkach, tylko po ludzku skomplementował Francescę, że ma tyłek jak marzenie. Nie był jakimś wyperfumowanym wymoczkiem, więc wyprowadził wampirzycę z pochłoniętej bójką karczmy rozprowadzając śmiało ciosy i kopnięcia na lewo i prawo. I z całą pewnością nie był impotentem, bowiem zaprowadził ją potem do swej dość skromnej kwatery, ale przez resztę wieczora nowym znajomym nie trzeba było więcej mebli niż łóżko.
Bruno... czy Brego? W każdym razie Lisek była przekonana, że jakoś na B, nie był piękny jak to opisują w balladach. Z usług balwierza nie korzystał chyba nigdy, brakowało mu parę zębów, a ciało miał przeorane bliznami. Był za to silny, nie można mu było odmówić kondycji, wiedział czego chciał, a gdy już z kochanków zeszły siły to nawet nie chrapał. Rudowłosą naprawdę korciło, by zagłębić w nim kły i spijać gotującą się krew, ale zdrowy rozsądek uparcie protestował. Miał w tym pewnie udział poranny kac i wciąż niewyparte wspomnienia. Poza tym pijąc dzień w dzień można się łatwo uzależnić, a stamtąd już krok do terroryzowania miasta i wiedźmińskiej nagonki. I pozostawał jeszcze ostatni powód. Bru...eee... najemnik mógł się najzwyczajniej w świecie przydać. Zbrojne ramię, w dodatku posiadające kumpli mogło okazać się w przyszłości pomocne. Nie warto więc było go wyrzucać w porcie jak Olsena.
Lisek doszła do siebie znacznie szybciej, niż leżący w łóżku mężczyzna. Ubrała się i zbierała do wyjścia, gdy ten przebudził się i sennym wzrokiem spojrzał na Francescę.
-Już wychodzisz? Jeszcze nie świta.
-Owszem, ale na mnie już czas – odparła krótko.
-Powiedz chociaż, gdzie mieszkasz. Znajdę cię jutro.
-O nie – zaprzeczyła de Riue stojąc w progu. -Jeśli będę chciała, to sama cię znajdę.


Normalne karczmy tak późno (albo tak wcześnie, zależnie od punktu widzenia) nie są otwarte, ale Starym Łukom do normalności trochę brakowało. Wykidajło nawet się specjalnie nie zdziwił, gdy Francesca weszła do środka. Ot, uśmiechnął się głupkowato, ale nie powiedział ani słowa. Chyba tylko on o tej porze nie spał, bo karczmarza nie było nigdzie widać. I dobrze i tak Francesca niczego od niego nie chciała. Weszła po schodach na piętro i skierowała się do swojego pokoju. Zaraz też otworzyła drzwi, weszła do środka... i poczuła jak rozbija jej się na głowie drewniana deska. A to przecież powinien być kołek. Wampiry zabija się kołkiem. Każdy idiota to wie.
-Żadna wywłoka nie będzie się kręcić przy Damazie- usłyszała Lisek, między kolejnymi uderzeniami bębnów orkiestry, która zaczęła grać w jej czaszce. Ale głos napastnika, czy raczej napastniczki był znajomy. Francesca już prawie zdążyła zapomnieć o blond piękności, a raczej krwiożerczej niebieskookiej, która właśnie okładała ją w furii.
-Przejrzałam cię ty ruda zakłamana ździro!- krzyczała, nie przestając ani na chwilę atakować. Na szczęście ludzie mają to do siebie, że się po jakimś czasie męczą. To właśnie wykorzystała obolała już wampirzyca. Zagryzła wargę i w jednej chwili wyrwała niefortunną deskę kobiecie. Furiatka jednak nie rezygnowała, kopnęła wampirzycę, chyba z przyzwyczajenia, w krocze, po czym zerwała się do ucieczki. Francesca zareagowała szybko i w desperackim skoku zdążyła chwycić ją za nogę. Blondowłosa runęła na podłogę z głośnym wrzaskiem. Szarpiąc się jak zwierzę próbowała oswobodzić się z silnego uścisku. Tymczasem wampirzyca zdążyła podnieść się na czworaka i ostentacyjnie walnęła napastniczce z pięści w twarz. Tymczasem w pomieszczeniu zjawił się rozbudzony wykidajło. Jednak ani myślał pomagać jakiejkolwiek ze stron. Dla niego widowisko było tak spektakularne, iż zakładając ręce na brzuchu oparł się o ścianę. Po czym przyglądał się całej zmaganinie z głupim uśmieszkiem. Po jego minie jednomyślnie można było orzec, że mu się to najnormalniej w świecie podoba.
Blondynka nie ustępowała, po kilku uderzeniach w twarz otrzeźwiała szybko, po czym ugryzła Liska w szyję i z rozmachem zrzuciła ją z siebie. Wampirzyca była tak zła, że miała ochotę złamać jej kark, nie chciała jednak robić tego przy świadkach. Z tego względu, kiedy Katherina rzuciła się od ucieczki, nie próbowała jej gonić. Westchnęła tylko wściekle, patrząc na wykidajła, który nie przestawał się głupkowato uśmiechać.
-Może chociaż byś mi pomógł? - zapytała powoli podnosząc się na równe nogi, jednak kiedy trochę zakłopotany mięśniak podszedł do niej, ta wrzasnęła na niego.
-Zostaw mnie, wyjdź stąd! - obolała Francesca położyła się na łóżku, na szczęście wszystkie jej stłuczenia szybko zniknęły. Bardziej jednak martwiła się tym, co blond furiatka zdążyła odkryć. Śledziła ją? Wie, że spotyka się z Tyss? A może widziała jak zabija tamtego skrybę? Póki co była pewna, że musi ją odnaleźć. Zamierzała udać się z tym do Damazy. Jeśli smarkula zdążyła już coś wypaplać, półelf już o tym bez wątpienia wie. Póki co, wolała poczekać do rana, wątpiła, żeby o tej porze zastała półelfa. Zresztą, musiała w końcu odpocząć i się zregenerować.

Parę godzin snu w teorii w pełni powinno wampirzycy wystarczyć, ale wstawanie w dzień zawsze było nieprzyjemne. Wbrew instynktom i wbrew naturze, ale co można było poradzić na tryb życia pomniejszych ras? Damazę po nocy trudno byłoby znaleźć, bo pewnie knuł wtedy coś z członkami gildii, albo próbował dobrać się do jakiegoś magazynu. A bladym świtem pewnie spał w swojej kryjówce, to i tam się rudowłosa udała. I zdziwiła się, kiedy dostrzegła półelfa w powoli gęstniejącym tłumie na Szarym Bazarze.Od razu ruszyła w jego stronę, bowiem obawiała się, że zaraz jej zniknie. Damaza póki co wydawał się jej nie zauważać, a może tylko tak grał? Snuł się od straganu do straganu i przyglądał się wyłożonym bochnom chleba, zielsku, tylko stragany rybne omijał łukiem. Słusznie zresztą, bo świeże ryby można było kupić tylko w porcie. Na Szarym Bazarze ryby odznaczały się już głównie smrodem. Francesca szła krok w krok za nim. Kiedy on przystawał porozmawiać chwilę z kupcem, ta zaraz potem poświęcała chwilę temu samemu miejscu. Była to pewna forma zaczepki z jej strony, nie mogła przecież od razu podbiec i dostać odpowiedź. Czekała na dogodne miejsce, które zapewne wskaże jej półelf. Tyle tylko, że ten jakby nigdy nic pochłonięty był zakupami. Zaopatrzył się w pół bochenka chleba, u bezzębnej staruszki wypił kubek zsiadłego mleka, a jeszcze u niziołka wybrał sobie dwie dorodne brukwie. I tak przygryzał sobie to warzywa, to chleb i skierował się do alejki prowadzącej do jego mieszkania. Trzymając dystans, Lisek kierowała się za nim. Od czasu do czasu przystawała i oglądała wystawione przedmioty, aż Damaza zniknął w zaułku. Zachowała teraz ostrożność, przypuszczała, że mężczyzna może ją zaskoczyć. Ona przechytrzona przez półelfa? Do tego nie mogła dopuścić. Ostrożnie i czujnie skręciła w ten sam zaułek. Damaza dochodził już do drzwi budynku, w którym pomieszkiwał. Dość zabawnie wyglądało to, jak próbował jednocześnie wyjąć swój klucz i nie upuścić całego swojego śniadania. Francesca już się niczym nie przejmując ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. Z dala od tłumu poczuła, że już nic jej nie przeszkadza. Wreszcie półelf, z pomocą łokci i jednego kolana, wyswobodził klucz i otworzył drzwi. Wszedł do środka nie przejmując się tym, by za sobą zamknąć. Wampirzyca błyskawicznie wsunęła się tuż za nim. Ona już pamiętała o drzwiach i zamknęła je z donośnym trzaskiem.
-Nie hałasuj tak, sąsiadów mi pobudzisz - zawołał z głębi korytarza Damaza. Nie odpowiedziała tylko dołączyła do niego, gdy ten męczył się teraz z zamkiem do pokoju. Ani myślała mu pomagać. Pokazując po sobie wielkie oburzenie, oparła się o ścianę w oczekiwaniu. Półelf spojrzał na nią, potem na wciąż niedojedzone śniadanie, po czym wgryzł się w ostatnią brukiew i uwalniając w ten chytry sposób jedną z dłoni, otworzył sobie drzwi do pokoju.
-Pahie phohem - zaprosił Francescę. Niczym piorun z małej spokojnej chmury, kobieta zerwała się w stronę otwartych drzwi. Nie siadała, odwróciła się tylko w jego stronę i utkwiła w nim wzrok. Ten zaś, jak gdyby nigdy nic, spokojnie odłożył swoje zakupy na stolik.
-Czy coś się stało?
-Mógłyś trzymać swoje psy na uwięzi - prawie, że wysyczała ze złości.
-Eee... słucham? - półelf zdawał się być zdziwiony.
-Wracam sobie wczoraj do mieszkania, a tu jak gdyby nigdy nic chcę mnie zabić jedna z twoich zabawek. Okładała mnie deską i jakby mogła ukręciłaby mi kark. Twoja Katherina powinna być trzymana w zamknięciu. To dzika bestia! - Kobieta złożyła ręcę i westchnęła głośno. Mężczyzna jednak na te słowa zareagował zupełnie nieodpowiednio. Zaczął się bowiem głośno i niekontrolowanie śmiać. Kiedy trochę się uspokoił, zdołał wykrztusić:
-Kat? Kat okładała cię deską?
-Tak to cię śmieszy tak? No oczywiście jakbyś mógł inaczej zareagować. Powiedz mi tylko gdzie ją znajdę, więcej niczego nie oczekuje - powiedziała twardo.
-Śmieszy mnie to tylko dlatego, że jest to zabawne. Możesz dokładniej opowiedzieć co się działo? Tarzałyście się po ziemi? Targałyście za włosy?
-Gdzie ją znajdę? Opowiem ci wszystko ze szczegółami, tylko odpowiedz mi na te pytanie - kobieta uśmiechnęła się paskudnie.
-Jasne, jasne. Mieszka w domku naprzeciwko Szczurołapa. To tutaj, w Czerwonej Dzielnicy. Po sąsiedzku z jakimiś niziołkami - wyjaśnił. -No, to opowiadaj teraz.
-Później ci opowiem - kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w swoją stronę.
-Hej, to nieuczciwe- usłyszała jeszcze za sobą niezadowolony okrzyk.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 10-03-2013, 13:13   #23
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca pogrążona w swoich myślach wyszła z mieszkania Damazy. Była zadowolona, że blondyna jeszcze nie wypaplała wszystkiego półelfowi. Życie dłużej w jednym miejscu bywało kłopotliwe. Trzeba było się bardziej ukrywać, przejmować drobiazgami, chociaż życie przecież jest takie ciekawe. Zawsze musi się jednak trafić ktoś niewygodny, który chce jak najbardziej uprzykrzyć zabawę. Katherina należała do tego typu ludzi. Francesca właściwie już nie pamiętała w jakich okolicznościach się poznały. Ostatnio tyle w Nowigradzie się działo, że drobne sprawy szybko jej ulatywały. Dom naprzeciwko Szczurołapa… idealne miejsce do mieszkania ścierwa. Aczkolwiek wampirzyca musiała trochę się wysilić, żeby tam trafić.

Smród, błoto i pływające nieczystości w bocznej uliczce, to było miejsce gdzie nie udałaby się z własnej nieprzymuszonej woli. W tym momencie złość kipiała w niej do tego stopnia, że weszłaby nawet do śmierdzących kanałów, żeby znaleźć Katherinę. Podpierając się plecami o ścianę jakoś minęła wielką kałużę, następnie po ułożonych kamieniach dotarła do wskazanego budynku. Drzwi były zniszczone, kiedy tylko ich dotknęła praktycznie same z nieznacznym skrzypieniem otworzyły się do środka, zapraszając ją do wilgotnego i nieprzyjemnego korytarza. Tutaj też oczywiście nie zabrakło kałuż, a ścianę dodatkowo obrastał gęsto grzyb. To nie był jedyny lokator tego budynku, bowiem czuły słuch Francescy wychwycił gdzieniegdzie piski gryzoni. >>> a podobno mieszała naprzeciwko szczurołapa<<< nasunęło się jej na myśl. Na górze usłyszała pośpieszny tupot małych stópek – to zapewne Niziołkowie. Ten mały naród, tylko tak naprawdę stwarzał pozory bezbronności, ale akurat wampirzycy nikt już nie mógł zagrozić. Francesca dotarła do drzwi. Na początku nasłuchiwała czy ktoś jest, następnie lekko zapukała. Żadnej reakcji. Wytrychem otworzyła drzwi. Ukazał się jej mały pokoik, niestety bez interesującej dla niej zawartości. Zamknęła więc drzwi, ponownie używając wytrycha. W końcu liczył się dla niej atak z zaskoczenia. Kiedy nieświadoma niczego blond furiatka, otworzy drzwi Lisek po prostu wyjdzie jej naprzeciw. Może i jej się trochę poszczęściło, że nie znalazła jej od razu w pokoju. Tak czy inaczej Francesca przysiadła sobie i cierpliwie czekała na swoją zdobycz.
Godziny mijały, a wyczekiwanie zaczęło ją nużyć.

Patrzyła się w okno, gdzie w pośpiechy przelatywały do czasu do czasu jakieś ptaki, głośno świergocząc. Od czasu do czasu było słychać jakieś krzyki i kłótnie, jednak kiedy zrobiło się ciemno trochę to wszystko przycichło. Francesca z ogromnym znudzeniem patrzyła się w sufit. Wtedy poczuła ruch za oknem. Coś jej mignęło, jednak nie potrafiła stwierdzić, co to takiego. Nie odrywała oczu od okna. Wyraźnie teraz słyszała szmery. Jednakże były na tyle ciche, że potencjalny człowiek uznałby to za harcowanie myszy. Kobieta podeszła pod okno i oparła się o ścianę plecami w oczekiwaniu. Okno się otworzyło, najpierw na podłogę wpadł mały tobołek, zaraz potem mała postać. Niziołek?! Nie… jego sylwetka była zbyt delikatna, bardziej przypominająca dziecko. Francesca ze zdziwieniem patrzyła jak mały tobołek zaczął się poruszać, do tego merdać ogonkiem. Niziołek natomiast okazał się małym chłopcem.


- Co pani tu robi? – spytał się wlepiając w nią wielkie oczy.
-Jestem przyjaciółką Katheriny – wypaliła zaskoczona rudowłosa.
-Przyjaciółką? Kat mi nic o tym nie wspominała – chłopiec spojrzał na nią podejrzliwie i odszedł kawałek, chwyciwszy swojego szczeniaczka, który radośnie zaczął mu lizać twarz.
-O tobie też mi nic nie mówiła.
-No dobra! Jesteś z gildii?
-A ty? – nieustępowana.
-Ja jestem, a jak ty nie powiesz kim jesteś to zacznę krzyczeć i zlecą się wszyscy sąsiedzi – mały był naprawdę chytry.
-To krzycz. Proszę bardzo – kobieta rozłożyła ręce.
-Nie chce krzyczeć, ty też nie masz gdzie mieszkać? – chłopiec podszedł do okna i je zamknął. – Kat pozwala mi tu czasem spać, za informacje. Tak sobie pomagamy. Teraz ja pomagam Friediemu – podniósł do góry psa –nie ma gdzie mieszkać, pan piekarz powiedział mi, że ten pies do niczego się nie nadaje i jest głupi – poskarżył się.
-Może nie lubi psów, ja też nie lubię – nie ukrywała się wampirzyca.
-Ale jak nie lubisz? Nie mogłem go zostawić, bo ulica by go zabrała, mnie też chciała, ale zacząłem być w gildii to mnie zostawili. Fredi też jest teraz w gildii – dopiero teraz Francesca zobaczyła, że chłopiec jest strasznie brudny. Pies natomiast zaczął interesować się otoczeniem i podszedł do niej, po czym zaczął obwąchiwać. Francesca czuła się skrępowana tym poczynaniem i próbowała go lekko odgonić, tymczasem kulka futra uznała to za zabawę i zaczęła bawić się z jej nogą.
-O widzisz Fredi cię lubi, bo jesteś z gildii. Jak się nazywasz?
-Francesca. Wiesz kiedy wróci Katherina? – zapytała bezradnie odpędzając się od bawiącego się wesoło szczeniaka.
-Nie wiem, ona wraca ciągle inaczej –chłopak ziewnął. –Popilnujesz Frediego? Bo mi się chce spać – od razu po tych słowach położył się i zamknął oczy. Francesca długo nie musiała czekać, aż zasnął. Tymczasem piesek merdając ogonkiem przewrócił się na grzbiet i zaczął się turlać.

Kobieta westchnęła głośno.Tu już nie było dla niej miejsca, Katherinę dopadnie innym razem. Chwilę jeszcze została przypatrując się temu wyjątkowo głupiemu psu, który wcale na nią nie warczał. No może czasem, ale nie było w tym wrogości, jedynie chęć zabawy. Francescę niezwykle rozbawił ten kudłaty towarzysz malca. Jednakże czas był na nią i tą samą drogą, którą przyszedł chłopak, ulotniła się na zewnątrz. Ponownie znalazła się w śmierdzącym zaułku. Teraz kierowała się w stronę najbliższej karczmy, nie chciała już psuć siebie wieczoru. Kiedy wyszła z uliczki minęła się z trzema potężnymi sylwetkami, które skręciły w tę samą uliczkę. Jeden z nich coś nawet do niej krzyknął, jednak szybko został z przywrócony do pionu przez innego.
-Robotę mamy nie? – powiedział gardłowo.
Francesca przystanęła chwilę, kiedy zniknęli za uliczką. Coś ją podkusiło i zerknęła ukradkiem, dokąd się udają. Nie było ich, także albo skręcili w stronę Szczurołapa, albo poszli dalej. Nagle usłyszała krzyk.
-Francesca! – to był krzyk chłopca, bez wątpienia tego samego, którego spotkała u blondynki. Krzyk ponownie się powtórzył, lecz tym razem nie złożył się w imię. Wampirzyca momentalnie pobiegła w tamtą stronę. Chwilę potem stała już na parapecie okna.
-Gdzie jest ta suka? Gadaj, albo stracisz te swoje śliczne małe rączki! – wrzasnął mięśniak szarpiąc miotającego się chłopca.
-Ty! Jest tu! A nie, to inna jakaś! – spostrzegawczo stwierdził drugi zauważając Liska. Ten trzymający chłopca, rzucił nim o ścianę i ruszył w stronę Francescy. Ta błyskawicznie zaatakowała. Wskoczyła do pokoju i kopnęła w twarz szarżującego na nią bydlaka. Dwóch z nich zrobiło to samo. Nie wiedzieli jednak, z kim mają do czynienia. Wampirzyca błyskawicznie rozłożyła ich na łopatki. Nie zabiła ich jednak. Zaraz zabrała chłopaka i jego włochatego przyjaciela, który zaczą przyjacielsko lizać po twarzy jednego z bandytów. Poczym wyskoczyła przez okno.
-Mały żyjesz? – spytała gładząc go po ramieniu. Chłopak mruknął nieznacznie. Pies natomiast zaczął lizać ją po twarzy. Kobieta z obrzydzeniem złapała go, tak, żeby już tego nie zrobił.
-Cały jesteś mały? – kobieta, położyła go na brudnej ulicy, obserwując jego reakcję.
-Nic mi nie jest – potarł siniaka na głowie.
-Dzięki, że uratowałaś mnie i Frediegio. Muszę teraz znaleźć nam nowy nocleg, ale już wiem gdzie.- Chłopak złapał małego, szamoczącego się psiaka, który chciał bardzo jeszcze zostać z wampirzycą. Następnie ruszył ulicą, ostrożnie się rozglądając i przecierając sennie oczy.
Francesca ze zdumieniem patrzyła na to zjawisko. To był niewątpliwe, powód do napicia się, tym razem od razu ruszyła do karczmy.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 26-03-2013, 20:27   #24
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Francesca nie miała jednak jakoś ochoty szlajać się po całym Novigradzie w poszukiwaniu którejś z karczm. A najbliżej był przecież „Szczurołap”. Przybytek, w którym strach byłoby zamówić jakiekolwiek mięso, ale przecież bimbru ze szczurów podawać tam nie mogli... chyba. Na wszelki wypadek Lisek postanowiła nie dać się skusić na żadną specjalność lokalu. Sam przybytek z zewnątrz nie wyglądał wcale tak źle, przynajmniej jak na standardy Czerwonej Dzielnicy. Trochę odrapany, ale nie osiadał na fundamentach, a i dach pokryty miał prawie niewybrakowanymi dachówkami. Dla niektórych nieludzi to był prawie luksus. No a skoro już o nieludziach. Po samym wejściu do „Szczurołapa” de Riue poczuła na sobie spojrzenia. Była do tego nawykła, jej wygląd wszak przykuwał wzrok. Tyle, że rzadko kiedy tak niechętny. Dwójka gnomów zastygła z fajkami w ustach, wwiercając w nowoprzybyłą wzrok zza chmury dymu, trójka elfów przerwała rozmowę, barman, także elfiej proweniencji, złapał za szmatę i zaczął czyścić ladę, udając, że jest zapracowany. I tylko niziołki, składające się na resztę klienteli, nie wyglądały jakby chciały wykopać rudowłosą za drzwi, ale to pewnie dlatego, że zastanawiały się jak ją okraść. Francesca jednak nic sobie z tego nie robiła - spędziła wiele wspaniałych i ekscytujących chwil swego życia w takich paskudnych karczmach. Dlatego pewnie podeszła do karczmarza i zamówiła wino.
-Nie podajemy tutaj wina...- elf chciał chyba jeszcze dodać na końcu jakiś komplement, w stylu człowiecza dziwko, albo zawsze modnego d'hoine, ale ugryzł się w język.
-To podaj piwo – zaleciła Lisek. Nie była co prawda miłośniczką tego napoju, ale na lokalny bimber na pewno nie miała ochoty. No i karczmarz nie miał już żadnego wykrętu i musiał polać do kufla.
Życie powoli wracało do „Szczurołapa”, gnomie fajki poszły w ruch, a elfi goście powrócili do swojej rozmowy, którą trochę z nudów Francesca podsłuchiwała.
-No i mówię wam, że coś się w tych śmieciach wtedy poruszyło – może i tutejsze elfy nie były ludziom zbyt przychylne, ale przymuszona asymilacja robiła swoje. Nie mówili w Starszej Mowie.
-Zwidy miałeś – zlekceważył jego towarzysz.
-Albo gówno się zassało i tyle. D'hoine wszędzie wkoło robią chlew- dodał drugi.
-A ja wiem, co widziałem. Jakiś syf się zalęgł, a myślicie, że gdzie się to najpierw rozpleni? Zawsze my dostajemy po dupie – nie ustępował.
-To jak następnym razem będziesz przełaził koło tego wysypiska, to złap za wszarz jakiegoś chłopa z Wiesiołków i wrzuć do tego gówna na zwiad.
De Riue korzystając z okazji zaczęła się zastanawiać czym by się w Novigradzie zająć. Była tutaj już prawie tydzień i zdążyła odnowić parę znajomości i nawiązać nowe. Może mogłaby poprawić sobie trochę renomę u nieludzi? Krasnoludy i niziołki mało ją interesowały, ale elfy były przystojne i potrafiły ją zaskoczyć w łóżku. Może Srebrny Księżyc, albo Rwący Potok mogliby coś zasugerować? Z drugiej strony, zamiast silić się na dobre uczynki mogła skupić się na tych trochę gorszych. Co prawda wizja odwiedzin Czuba średnio Francescę bawiła, ale paser to paser, a w mieście handlarzy zawsze się coś może przylepić do dłoni. Ponadto kwestia Katheriny wciąż zostawała otwarta. Damaza na pewno palcem w tej sprawie nie kiwnie, dwie bijące się kobiety był jego definicją wspaniałej rozrywki. Naturalnie trzeba było pomyśleć nad sprawą cechu krawieckiego i owinięciu sobie wokół paluszka jakiegoś kandydata na nowego mistrza. Ale to mogło trochę poczekać. Tyle możliwości, tyle możliwości. Francesca musiała się z tym wszystkim przespać. Wolałaby co prawda przespać się z jakimś przystojnym mężczyzną, ale dzisiaj chyba nic z tego nie wyjdzie.


Niestety sen nie przyniósł wampirzycy żadnej wizji, jak to czasem bywa w bajkach. Trudno, na pewno prędzej czy później się na coś zdecyduje, w końcu nie było żadnego pośpiechu. Równie dobrze mogła skorzystać trochę z miejskich atrakcji, zaczynając od poleconej przez Illumiel. Tylko jak się ten niziołek nazywał? Ansbach zdaje się. W sumie, skoro był krawcem, to pewnie wiedział coś o cechu. Albo nawet był jego członkiem? W końcu niziołczy partacz pewnie by długo w mieście nie wytrzymał, nim jacyś najęci zbóje nie połamaliby mu palców. Zdawał się to też potwierdzać fakt, że swój zakład miał na Nowym Mieście, a nie w Czerwonej Dzielnicy, jak szybko się Francesca dowiedziała. Pozostało zatem tylko odwiedzić owego mistrza- gorseciarza.
Zakład znajdował się na pięterku eleganckiej kamienicy. Po zapukaniu do drzwi, otworzył Liskowi młody, rezolutny chłopak.
-Dzień dobry pani - rzekł po krótkiej chwili, bowiem uroda wampirzycy na chwilę zaparła mu dech. -W czym mogę pomóc?
-Czy mieści się tutaj zakład krawiecki pana Ansbacha? Poleciła mi go wspólna znajoma - zapytała rzeczowo rudowłosa.
-Tak, tak, to jego zakład - potwierdził szybko chłopak. -A czy mogę wiedzieć jaka to znajoma? Pan Ansbach nie spodziewa się żadnych gości.
-Jeśli musisz... Illumiel Rwący Potok. Mam tak stać w progu, czy zaprosisz mnie do środka? - spytała trochę oschle, nudziło ją bowiem stanie i rozmowa z prostym uczniakiem.
-O...oczywiście, proszę. A ja już idę po pana Ansbacha.
Pokój, do którego weszła Francesca pełen był bali materiałów, miar krawieckich, różnorakich pudełek i innych krawieckich utensyliów. Na razie zaś towarzystwa dotrzymywały jej dwie kukły, na których wisiała niedokończona suknia i równie niedokończony dublet. Na szczęście szybko, do tego towarzystwa dołączył nisko człowieczek, beztrosko pykający fajeczkę.


-Muszę powiedzieć, że Rwący Potok to nazwisko, którego nie słyszałem już od dłuższego czasu - rozpoczął, pomijając formalności.
-Nazwisko to używane jest przez nielicznych, z tego co mi wiadomo... - kobieta z gracją przeszła na przeciwko niego, bawiąc się palcami. - Chciałabym, aby pan mi uszył gorset. Wyjątkowy gorset - podkreśliła na końcu.
-Wyjątkowy? - niziołek wypuścił kółeczko dymu. -Wyjątkowe są moją specjalnością - stwierdził z pewnością w głosie.
-W takim razie widze, że dobrze trafiłam - ucieszyła się, po czym rozejrzała się po pomieszczeniu. - Jaki materiał mógłby mi pan polecić?
-To już zależy od przeznaczenia. Na podróż, pod konną jazdę, zeleciłbym skórzany, bo wytrzymały jest i lepiej ogrzeje. Pod lekką suknię można użyć bawełny, ale jeśli oczekuje pani czegoś naprawdę szykownego, nic nie jest lepsze od jedwabiu- wymienił Arno. -Chyba, że to ma być prezent dla wybranka. Batyst w sypialni sprawdza się rewelacyjnie.
-Dobrze, żeby był skórzany, a jednocześnie szykowny i dobrze podkreślający sylwetkę. Może dałoby się zrobić skórzany z elementami jedwabiu? Jak pan myśli, pasowałby mi taki? - tu Lisek dotknęła swojej talii i elegancko przesunęła dłonią do okolicy piersi.
-Szanowna pani, gorset na pani figurę będzie wyjątkowy z pewnością, bowiem jak żyję nie widziałem tak smukłej talii przy tak pełnej piersi. Skóra najlepiej utrzyma talię, a jedwabie wyeksponują resztę - Ansbach sprawnie przeplatał komplementy i porady.
-Brzmi naprawdę ciekawie, aż nie mogę się doczekać, jak już będzie gotowy - westchnęła - to proszę zdjąc ze mnie miarę. Jak długo będzie trwała praca? - uśmiechnęła się kokieteryjnie.
Niziołek zawołał pomocnika, by podał mu miarę -dla pani, myślę, że około tygodnia. I proszę to koniecznie potraktować jako komplement, na oko widzę, że nie mam żadnego modelu na którym mógłbym go szyć - wyjaśniał. Wszystko bedzie musiało zostać przygotowane indywidualnie.
-Rozumiem, jestem jak najbardziej gotowa do poświęcenia i znajdę czas, aby wszystko przeszło jak najbardziej sprawnie - kobieta wyciągnęła ręce, aby można było ją mierzyć. Zaraz też okazało się, że Til wcale nie żartował mówiąc o tym, że Arno będzie zmuszony zdejmować z Liska miarę, stojąc na krześle. Choć to, że było to rzeczywistością, wcale nie zmniejszało śmieszności sytuacji.
-O jakich kolorach pani myśli?
-Skóra pozostanie raczej czarna, a może biała? Jedwab zielony, albo pomarńczowy... - zastanawiała się na głos, licząc, że może jej coś podpowie.
-Czarna skóra w połączeniu z białym jedwabiem stworzyłaby stonowaną, elegancką całość. Ale jeśli woli pani coś barwnego, to zieleń bardzo mocno kontrastowałaby z pani puklami. Sugerowałbym raczej błękit- Ansbach zdejmował miarę bardzo sprawnie i szybko, aż dziw brał jak dużo fachu mieściło się w takich małych rękach.
-To może żółty? Myśli pan, że będzie widoczny?
-Czerń, żółć, czerwień i alabastrowa cera? Tak, uważam że byłaby to piękna kolorystyczna kombinacja - przyznał po krótkiej kontemplacji. -I już mam miarę - oznajmił.
-To świetnie, jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Kiedy mogę przyjść po następną przymiarkę?
-Myślę, że za dwa dni - zalecił krawiec.-Pozostaje jeszcze kwestia uiszczenia zapłaty. Normalnie za taką kreację policzyłbym nie mniej jak dwadzieścia koron, ale z polecenia pani Rwący Potok zejdę z ceny o połowę - zaproponował. -I oczywiście nie przyjmę żadnej zaliczki. Rozliczenie dopiero, gdy będzie pani usatysfakcjonowana z efektów mojej pracy.
-To dobra oferta - powiedziała, chociaż wcale tak nie myślała. Dwieście koron! Chyba stracił głowę. Jednakże chętnie spotkałaby jegomościa, który jest gotowy tyle zapłacić dla swojej ślicznej towarzyszki. -W takim razie widzimy się za dwa dni. Mogę się już spodziewać jakiś efektów?
-Ależ ja efekty gwarantuję- zarzekł się.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 27-03-2013 o 21:36.
Zapatashura jest offline  
Stary 18-04-2013, 11:19   #25
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Krawiec kazał czekać na siebie dwa dni. Nie oznaczało, że te dni będą dla Francescy pogrążone w oczekiwaniu. Miała już pewne plany, które bynajmniej nie zakrawały o nudę. Przede wszystkim chciała odwiedzić Tyss. Ciekawa była czy są nowe wieści i przypadkiem czy nic nie zostało zmienione w kwestii ich planu. Wprawdzie już zarzuciła swój haczyk, mimo wszystko nie chciała robić czegoś na marne. Poza tym pozostała kwestia zapłaty za piękny gorset. Wprawdzie posiadała kilka ładnych złotych koron, ale nie mogła pozostać przecież z niczym po uiszczeniu opłaty. Pieniądze musiała oczywiście zdobyć sama. Miała tylko nadzieje, że Damaza nie dowie się o jej osobistych przedsięwzięciach. A nawet jeśli? Miasto rządzi się swoimi prawami, za swoje prawa często trzeba płacić, także nie trudno się domyślić, że Lisek potrzebowała ich dużo.

Tylko, kiedy wyszła od krawca, od razu ruszyła na swoje podboje. Zupełnie tak jak zwykle, zupełnie tak jak za starych dobrych czasów - uwieść i zabrać wypchaną sakiewkę. Nic prostszego. Tutaj jedynie musiała być ostrożniejsza, w końcu chciała tu jeszcze trochę zostać. Wampirowe towarzystwo bardzo jej odpowiadało. Tym bardziej, że była nadzieja, że w mieście pojawi się więcej jej szlachetnej rasy.
Miasto wampirów, miasto krwi i pożądania.
Nie było czegoś bardziej pięknego. Francesca nigdy nawet nie marzyła o czymś takim. Niefart odnośnie spotykania pobratymców, tak długo ją spotykał, że inne możliwości były jej obce. Nagła zmiana tej perspektywy wprawiała ją w ogólne zadowolenie. Dawno nie czuła się, aż tak dobrze. Nie była sama i miała szansę zrobić coś więcej. Tytuł szlachecki? Teraz mogła coś naprawdę znaczyć i wnieść w te szare, brudne ulice. Nuda bynajmniej nie służy ludzkości, tym bardziej wampirom.

Gdy tylko przebrała się w mało skromne ubranie, ruszyła w stronę Nowego Miasta. Dzielnica bogatsza, czyli dużo bardziej atrakcyjna. Przypadkowe stracenie sakiewki nie mogło być dla kogoś przecież kłopotliwe. Francesca tego wieczoru musiała postarać się o takich kilka. Ciekawskie spojrzenie mężczyzny, który szedł z jakąś damą, zdradziło jej, że nie będzie miała z tym problemu. Francesca domyślała się, że pewnie większość zamożnych będzie miało ją za dziwkę, może trochę bogatszą od tych z zamtuza, ale z wachlarzem tych samych usług. Jakże przecież mogą nie znać nowej wschodniej mody!

Wrzawa dochodząca z budynku nieopodal zdradziła jej, że to właśnie tam ma udać się na dzisiejsze łowy. Skręciła więc w odpowiednią, bardzo zresztą uroczą uliczkę i dotarła na miejsce. Już przez okno można było ujrzeć wystrojone piękne damy, które tańczyły wdzięcznie do wylewającej się z okna muzyki. Trzech mężczyzn w rogu sali śledzili je uważnie, popijając jakiś trunek. Trafiła doskonale, bowiem towarzystwo nie wyglądało na trzeźwe.
Nie czekając na zaproszenie weszła do budynku.

Cicho i niezauważalnie znalazła się w sali. Od razu zwrócona na nią uwagę. Dwóch mężczyzn stojących w jednym koncie sami spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Jednak to kobiety pierwsze zareagowały.
- Kim pani jest? Tu nie może wchodzić od tak, to teren prywatny! – powiedziała ostro.
-Ależ droga Alicjo ta pani być może się zgubiła, nie wiem być może w drodze do burdelu, nie bądź taką niemiłą – odezwał się jegomość trzymający najprawdziwszą papugę. Ptaszysko oczywiście popadło w wielki popłoch, gdy tylko zobaczyło Liska.
-Ah te kobiety, spokojnie Lukrecjo, to twoje urodziny i nie musisz się obawiać naszego gościa – dodał jegomość.
-Proszę o wybaczenie, jeśli zakłóciłam państwa spokój, byłam ciekawa tego bankietu, pukałam, lecz nikt mi nie otworzył. Mój strój… jest z nurtu nowej mody wschodniej, nie spodziewałam się, że w takim nowoczesnym mieście, będzie aż tak mylony… i niedoceniany – – ostatnie słowo dodała ze smutkiem.
-Niedoceniany to bardzo nieodpowiednie słowo. My to z całego serca… – w tym momencie któryś z mężczyzn coś szepną, co wywołało uśmiechy wszystkich zebranych – doceniamy, bardzo przypadł nam do gustu i będziemy radzi jak ta moda zapanuje w całym Novigradzie
-Choć damy w wieku bardzo dojrzałym mogłyby sobie tę modę odpuścić – dodał stojący obok szlachcic. Ponownie jego słowa, wywołały uśmiechy, ale i tym razem kobiety się do tego dołączyły.
-Proszę wybaczyć, bowiem strój ten bardzo przypomina ubiór kurtyzan, które w naszym mieście zamieszkują – dodał ten z papugą, która wciąż szamotała się na jego dłoni. Tym razem postarał się o bardziej wyszukane określenie.
-Chyba nasza Lukrecja pani nie polubiła – dodała znacząco jedna z dam.
-Lukrecja, jak większość kobiet, ma swoje kaprysy – odrzekł mężczyzna trzymający niesfornego ptaka, który zaczął skrzeczeć.
-Pani była ciekawa naszego bankietu, także etykieta nakazuje jej to wyjaśnić. Klaudio czy mogłabyś opowiedzieć pani, dlaczego tu jesteśmy? – mężczyzna zwrócił się do niezadowolonej kobiety, która do tej pory jeszcze nie zabrała głosu.
-Jesteśmy tu, ponieważ nasza Lukrecja obchodzi dziesiąte urodziny – powiedziała od niechcenia.
-Tak, a i owszem świętujemy urodziny ptaka, cóż za paradoks nieprawdaż? – powiedział mężczyzna.
- A czy każda okazja nie jest dobra do napicia się wina? – zapytała uśmiechając się ładnie.
-Myślę, że ta pani bardzo dobrze mówi - wzniósł kielich.
-To może się pani napije z nami? – odezwał się drugi mężczyzna.
-Myślę, że już pójdę, zaspokoiłam swoją ciekawość, nie chcę się narzucać –powiedziała dość mało zdecydowanie.
-Jak gospodarz tego domu prosi, to nie powinno się mu odmawiać – odparł ten z papugą, która już widocznie zaczęła go irytować. – No Lukrecjo, wystarczająco już jesteś niegrzeczna, musisz pójść do klatki – wystraszony ptak, jakby zrozumiał słowa człowieka i pofrunął czym prędzej jak najdalej od tego miejsca, w stronę innego pokoju. Lisek poczuła ulgę.
-No całkiem dziwnie – zamyślił się chwilę patrząc na zachowanie ptaka. Po czym nalał w kielich wina i zaniósł nowoprzybyłej.
-Ale ja sobie pójdę już, alkohol na mnie tak szybko działa, wolałabym go nie pić – wzbraniała się.
-Proszę pani, gospodarz nalega, prawda? – popatrzył ma mężczyznę porozumiewawczo, tym bardziej zachęcony taką odmową. Ten zaś stał się trochę bardziej zawstydzony, mimo tego pokiwał głową –widzi pani nie może pani odmówić. – Wampirzyca trochę mało zdecydowanie wzięła kielich upiła niepewnie łyk, po czym się uśmiechnęła.
-Musze przyznać, że całkiem dobre
-Zapraszam do nas – mężczyzna wskazał gestem, żeby podeszła bliżej. Francesca już się tak nie krępowała.
-Może się przedstawię jestem Saturnalia de Welt – ukłoniła się z gracją.
-Bardzo nam miło. To jest Edward vom Thomas właściciel tej pięknej rezydencji, ten stojący obok to Hirrlock Reumes, te dwie piękne damy to Viktoria vom Sommer i Klaudia vom Sommer, a ja jestem Mark Heller.
-Bardzo mi miło, skłoniła się jeszcze raz – kobiety w dalszym ciągu trzymały się z daleka. Po ich minach widać było, że bardzo nie pasuje im obecność nowej towarzyszki.


Alkohol najczęściej działał pozytywnie na ludzi, tak też się stało i tego wieczoru. Kobiety szybko zapomniały, że coś im nie pasuje, a mężczyźni zaczęli traktować Francesce, jakby była ich starą znajomą. Potok żartów, ciągle wprawiał ich o kolejne chichoty, a wodzirejem tej zabawy był oczywiście Mark. Ciągle nie mogła rozszyfrować, kim on właściwie jest. Dowiedziała się, że jest z elity „bogaczy” jak reszta towarzystwa, a przyjacielem „rodziny”. Co prawda z nazwiska znajdowały się tam dwie siostry, ale bez wątpienia więcej osób nie było ze sobą spokrewnionych. Natomiast papuga jak odleciała, tak już się więcej nie pokazała. Nikt jednak nie zwrócił na to większej uwagi.

-Ta moda jest naprawdę urodziwa –powiedział Edward, który po alkoholu stał się bardziej otwarty – kobiece uroki nie powinny być tak przykrywane, myślę, że jest to po prostu samolubne
-Też tak myślę, powinnyśmy pokazywać swoje wdzięki, dopóki je mamy. Czas jest bezwzględny dla wszystkich – posmutniała, tak jakby naprawdę ją to dotyczyło.
-Masz w sumie rację. Jednak mamy już takie trendy, ciężko się do nich uwolnić. Żyjąc cały czas w mieście, ciężko je złamać, a tym bardziej wprowadzić taką awangardową modę – tłumaczyła się Viktoria.
-Może warto spróbować – Mark zwrócić się do sióstr.
-No dobrze, gdzie można znaleźć taki strój? – spytała odważnie Klaudia.
-Myślę, że mogłabym ci pożyczyć jakiś, niestety w tym mieście dostępny jest na zamówienie i już nie jest on oryginalny.
-Chętnie – to było na tyle odwagi Klaudi vom Sommer.
Wino przyjemnie krążyło w żyłach. Viktoria i Klaudia zdążyły już się nieźle upić. Edward i Hirrlock prawie im dorównywali, natomiast Mark wydawał się ciągle trzeźwy. Francesca oczywiście swoją nietrzeźwość udawała, co szło jej całkiem sprawnie.
-Edwardzie…- powiedziała chwiejąc się – cały czasss czekam na ten taaniec, który mi obiecałeśss… – wsparła się o jego ramię, aby się nie wywrócić.
-Proponuje jeddnak moja droga skromnie przysiąść przy stole – mężczyzna w żaden sposób nie dawał się do siebie zbliżyć. Francesca w końcu się nudziła i zajęła się frywolnym Hirrlockiem, któremu chyba było wszystko jedno.
-Hirrlocku chodzz i ze mną zatańcz, proszę. – Marka wolała zostawić, zresztą on też zajmował się głównie Viktorą i Klaudią. Zerkał jednak od czasu do czasu na rudowłosą, miała wrażenie, że cały czas, podobnie zresztą jak ona jego, próbował ją rozgryźć.
-Jaak nie mógłbynm się nie zgodzicć – powiedział mało wyraźnie, chociaż sam poruszał się całkiem trzeźwo. Taniec na szczęście podziałał na aktualnie bardzo zadowolonego z życia mężczyznę. Do tego stopnia, że chodził za nią w krok w krok. Francesca jak już była pewna, że nie uda jej się zawrócić w głowie gospodarzowi, zajęła się już Hirrlockiem. Edward natomiast z niewiadomych przyczyn trzymał do niej dystans, ale nie tylko do niej, ponieważ pozostałe kobiety również nie robiły na nim większego wrażenia. Wtedy to Francesca zauważyła, że to właśnie Mark jest w centrum jego zainteresowań. Wszystko stało się już jasne.

Nie trudno było namówić Hirra, jak kazał do siebie mówić, na udanie się w ustronne miejsce. Zresztą wampirzyca wcale nie musiała nic mówić, mężczyzna sam to zaproponował. Prawie, że niezauważalnie udali się do innego pokoju. Francesca oczywiście pijana, dla niepoznaki, narobiła hałasu. Zgromadzenie niczym się nie przejęło, poza kilkoma obraźliwymi uwagami dotyczącymi Saturnalii, których oczywiście jako człowiek nie mogła usłyszeć.

Mężczyzna zaprosił ją do uroczego pokoiku, w którym natychmiast zaczął się do niej dobierać. Narastające pożądanie przyćmił szybko sen, który praktycznie zwalił go z nóg. Francesca ułożyła go wygodnie na łóżku. Po czym przyjrzała się czy dobrze zadziałała jej zdolność. Hirrlock spał jak niedźwiedź, określenie to, co najmniej nie pasowało do tego dość drobnego człowieczka.


Komnata wyglądała całkiem bogato, dlatego od razu zaczęła sprawdzać szafki, szufladki, stoliczki i szafy. Udało jej się znaleźć kilka całkiem okazałych klejnotów, to było niestety cały czas mało. Ruszyła do innego pokoju. Nieustannie nasłuchiwała jak klaruje się sytuacja na dole, bowiem znajdowali się na pierwszym piętrze budynku. Szybko znalazła inny pokój, w którym też w bardzo ładnej szkatułce wyciągnęła kilka ładnych błyskotek. Co ciekawe były to głównie damskie naszyjniki. Czyżby Edward lubił ubierać się w kobiece błyskotki? Nie istotne, teraz będzie musiał z tego zrezygnować. Niestety nie znalazła żadnych złotych koron, ale to co miała, wystarczało jej w zupełności, a nawet powinno coś jeszcze zostać.

Wróciła jeszcze do pokoju i sprawdziła jak smacznie śpi Hirr. Nie ryzykując skradania dołem, zeszła zwinne z pierwszego piętra przez okno. Nagle usłyszała głos. To straże – patrolowali właśnie ten odcinek. Nie zastanawiając się długo, użyła niewidzialności, następnie powolnym krokiem ruszyła w stronę czerwonej dzielnicy. Dopiero, gdy poczuła się bezpiecznie stała się widzialna. Czuła lekkie zmęczenie, dlatego postanowiła pójść do swojej karczmy. Nie chciała już o tej porze zjawiać się w burdelu, była też pewna, że krasnoludzki lombard też będzie zamknięty. Skrzywiła się na myśl, że będzie zmuszona z nim ponownie rozmawiać. Miała jednak nadzieje, że kupi od niej błyskotki za rozsądną cenę.


-Ruda, całkiem ładna i zgrabna. Podobno ją znasz! Kto to jest? – w zaciemnionym pokoju pojawił się Mark. Wyglądało na to, że nikogo nie ma, jednak on dobrze wiedział, że nie mówi do ściany.
-Damaza kurwa! To poważna sprawa, kto to do kurwy nędzy jest! – dopiero teraz półelf zareagował. Był pijany i kończył kolejną butelkę.
-Och, kogo tu przywiało do moich skromnych progów. Ależ witam szlachetnego pana. Proszę wybaczyć, że nie mogę zrobić stosownego ukłonu, ale moje stare kości odmawiają posłuszeństwa – machnął ręką w nic nie znaczącym geście.
-Damaza, pytam się jeszcze raz. Kim jest ta dziwka?! – Mark nie żartował, był gotowy rozszarpać każdą napotkaną osobę. Jego rozmówca najwyraźniej nic sobie z tego nie robił.
-Znam kilka rudych ślicznotek, ale z tego co wiem masz inne upodobania. Skąd taka nagła zmiana? Chcesz o tym porozmawiać? – półelf wypił spory łyk.
-Słuchaj nie mam czasu się z Tobą użerać! Gnij sobie w tym swoim półświatku. Miałem zadanie, wymagające czasu. Już wiedziałem wszystko, a tu zjawiła się ta ruda kurwa i pokrzyżowała mi plany. Mogłem wyciągnąć z tego o wiele więcej, a ta ukradła kilka świecidełek! Zrób z tym porządek, jeśli nie sam to zrobię! – Mark powiedział twardo i trzasnął drzwiami.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 15-05-2013, 14:16   #26
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Francesca może i nie była wielką miłośniczką krasnoludów, nieokrzesanych, zarośniętych gburów, ale jak na razie w Novigradzie nie miała innego wyboru. Wstał może i kolejny dzień, ale liczba znanych przez nią paserów była stała i wynosiła jeden... a może nawet i pół, w końcu krasnoludy są mikrego wzrostu. "Pod Łbem Trolla", co nie było specjalnym zaskoczeniem, nie gromadziły się żadne tłumy. Lombard jak lombard, funkcjonował na cudzym nieszczęściu, a nawet to nie mogło przytrafiać się ludziom cały czas. Jak kogoś przyciśnie, to przybiegnie ze srebrną tacą po matce... Paserstwo z kolei wymagało pewnej dozy ostrożności. Złodziejska gildia nie mogła przecież urządzać przed lombardem krasnoluda kolejek, takiej pokusy żaden strażnik by się nie oparł, nie ważne jak dobrze opłacany pod stołem. De Riue do środka mogła zatem wejść nie niepokojona.
-O proszę, klient w progi, ja do nogi – do uszu rudowłosej dobiegłą rymowanka wypowiedziana znanym już basowym głosem. -O – dorzucił jednak Hogen, gdy zobaczył kto tak naprawdę go odwiedził -Francesca. A gdzież się podział spiczastouchy absztyfikant?
-Witaj Hogenie, pewnie gdzieś zajęty swoimi sprawami... - wzruszyła ramionami, pokazując tym samym, że nie jest to dla niej ważne. -Masz może te szafiry, o które prosiłam? - spytała już zupełnie innym tonem.
-Nie - odparł krótko i rozłożył ręce. Typowo krasnoludzkie podejście prosto z mostu.
-Szkoda, strasznie mi się zamarzyła taka błyskota z szafirów. Pewnie jeszcze będę miała okazję się spytać, póki co, inne sprawy mnie do ciebie przywołały. - Kobieta rozejrzała się chwilę, jakby zamyślona, wyglądało na to, że nie jest pewna czy to bezpieczne miejsce.
-No, no. Oczywiście. Sprawy. A jakie? - Czub był prawdziwym mistrzem subtelności.
-Mam coś dla ciebie - powiedziała dając mu całkiem spore zawiniątko.
-Ach tak, zapewne pamiątka po babci, czy coś takiego. Nie będę ukrywał, że takie rzeczy się zdażają, nie ma się co wstydzić - zapewnił krasnolud, delikatnie odwijając materiał. -No niech mnie wół kopnie w dupę! - wyrwało mu się. -Niezgorsza zdobycz.
-To wszystko co mam - powiedziała oschle. - To ile, tak po znajomości? - dodała mrugając okiem.
Hogen przyglądał się uważnie klejnotom. Były dość małe, ale końcu kamienie szlachetne to kamienie szlachetne. O naszyjnikach nie wspominając.
-No, będzie to warte z osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt koron jak nic - stwierdził. -Więc po znajomości, gotów jestem dać dwadzieścia - na pewno nie takiej ceny spodziewała się rudowłosa.
-Że co? Nie rozumiem, te błyskotki są warte co najmniej 300 koron! -wampirzyca nie pierwszy raz sprzedawała kosztowności, zwykle dostawała lepsze ceny.
-Nie przesadzałbym, to niezłe świecidełka, ale żadna tam masa perłowa. Może 150 u dobrego kupca - zgodził się krasnolud. -Tyle, że to gorący towar. Za dużo, w zbyt krótkim czasie. Gówno zaraz zaleje ulice, jak straż świątynna zacznie cię szukać - stwierdził wprost.
-To weź mniej. Potrzebuje trzysta koron. To jak będzie? - rudowłosej bardzo niepodobały się zalecenia krasnoluda.
-Dziewucho, powinienem cię z tym za drzwi wypieprzyć, a nie oferować solidne złoto - nie spuszczał z tonu Czub. -Ale niech ci będzie, po znajomości. Dwadzieścia kron teraz, a jak sprawa przycichnie, a kapłani Wiecznego ognia cię nie obwieszą za miastem, dorzucę jeszcze dziesięć - zaoferował.
-Niech będzie - zgodziła się, ale w jej głosie nie dało się zidentyfikowac zadowolenia.
Hogen skrzętnie zabrał się do przeliczania obiecanego złota. Przynajmniej w tym był szybki i profesjonalny, bowiem dwadzieścia wartościowych krążków bardzo szybko zmieniło właściciela.
-Komuś to w ogóle rąbnęła dziewucho? - zapytał, zupełnie nieprofesjonalnie. Im mniej paser wie, tym lepiej.
-Dziękuje za transakcję, jak sprawa przycichnie upomnę się o resztę - już w głowie rysował jej się plan zdobycia kolejnych funduszy. Teraz wiedziała, że biżuterię może sobie odpuścić. Kobieta wyszła nie pokazując po sobie emocji, krasnolud zaś nie nalegał na odpowiedź na swoje pytanie.


Mając już pieniądze i zapas wolnego czasu, Lisek skierowała swe kroki do Srebrnej Lilii. Bywała tutaj tak często, że ktoś gotowy byłby nazwać ją rozpustnicą! Ale prawda była taka, że nie widziała Tyss już trzy dni, od ich spotkania w tajnej loży i późniejszej wyprawy pod Wesołego Kościeja. Za progiem, tak jak kiedy przybyła tutaj pierwszy raz, przywitało ją błękitnookie, ogolone na łyso dziewczę.
-Dzień dobry pani – przywitała się grzecznie. -W czym możemy dzisiaj służyć?
- Czy zastałam panią Tyssaie? - Francesca spojrzała w stronę schodów do góry.Może będzie miała szczęście i zastanie wychodzącą przyjaciółkę.
-Widzę, że często ją pani odwiedza. Chyba wpadła jej pani w oko - zachichotało dziewczę.
-Bardzo możliwe... - powiedziała tajemniczo rudowłosa, aby nie wzbudzać podejrzeń. Na koniec uśmiechnęła się paskudnie - jest czy nie?
-Jest, jest. U siebie, na dole - odparła. -Odprowadzić? - zapytała grzecznie.
-Poradze sobie - odparła i ruszyła w stronę znajomych jej dobrze pokoi. Chwilę nasłuchiwała przy drzwiach, potem zapukała cicho. Praktycznie od razu dobiegło jej uszu zaproszenie do środka. Tyss, jak miała najwyraźniej w swym zwyczaju, siedziała z nosem w papierach. Prowadzenie burdelu kojarzy się ludziom z mnóstwem rzeczy, ale jakoś brakuje wśród nich papierów. A tu, jak zwykle, rzeczywistość okazuje się mniej romantyczna od fikcji.
-Och, Francesca - ucieszyła się blondwłosa. -Dobrze cię widzieć.
-Również się ciesze ogromnie. A ty znowu w tych papierzyskach... ale już nic nie mówię. Powiedz tylko czy coś wiesz nowego- wampirzyca przysiadła na krześle na przeciwko biurka. Spoglądała trochę zniecierpliwionym wzrokiem w stronę przyjaciółki.
-Nowego? - zapytała niezbyt przytomnie. -Nowego o czym?
-Chodzi mi o nasz sekret - przezornie nie mówiła wprost.
-Nieszczególnie - odparła niechętnie. -Cóż się mogło w mieście stać przez trzy dni? - dodała w formie usprawiedliwienia. -Ot, wcięło gdzieś mojego medyka i tyle - zakończyła.
-Jak to wcięło? Coś mu się stało, czy zaszył się gdzieś z nową kochanką? - Francesca zmierzyła swoją przyjaciółkę z góry na dół - wątpie jednak, żeby zaznał na tyle spełnienia od człowieka... wampiry są najlepszymi kochankami... chociaż elfy... - Francesca zaczęła głośno myśleć, szybko jednak spostrzegła swoje zapędzenie - wiadomo co z nim?.
-Nie mam bladego pojęcia - blondwłosa rozłożyła bezradnie ręce. -A w tym fachu medyk jest niezbędny, jeśli nie chcę aby klienci pozarażali mi dziewczyny na śmierć. Mogę dawać kapłankom Melitele trochę datków, aby od czasu do czasu zajęli się co gorszym przypadkiem, ale na ich regularne usługi medyczne mnie nie stać. Dlatego miałam pod ręką Vattiera, a tu nagle gówno w oczy.
-Gdzie go ostatnio widziano? Mogę się rozejrzeć tylko potrzebuje kilku informacji. Gdzie bywał, gdzie jadł, czy się z kimś spotykał - może z dziewczyną od ciebie?
-Ostatnio był chyba w swoim domu, przy kapliczce Świętego Ognia w połowie drogi między ‘Małym Co Nieco’ a mostem na Wyspę Spichrzów - odparła Tys po chwili zastanowienia. -Jadł więc pewno koło domu, bo karczma cieszy się niezgorszą renomą, jeśli komu nie przeszkadzają krasnoludy. A z kim się spotykał? Uczciwie mówiąc, prywatne życie Vattiera mnie nie interesowało. Ale widział się z każdą moją dziewczynką, chociaż tylko głupcy zakochują się w dziwkach.
-Sama dobrze wiesz, że to nie rzadki gatunek człowieka - uśmiechnęła się Francesca - jak tylko uporam się ze swoimi problemami, z pewnością popytam się o tego medyka. Zaczepiłam się u jednego z krawców i zamówiłam u niego gorset. Także nie tracąc czasu poszukałam dochodu w Nowej Dzielnicy, nie było z tym problemu, tylko paser okazał się istnym zdziercą. Wyobraź sobie że za naprawdę ładne i kosztowne naszyjniki zapłacij jedynie dwadzieścia koron, resztę dostanę jak ucichnie sprawa, ale to też zbyt niewiele. Nauczyłam sie przynajmniej, że jak zdobywać to tylko korony... taka niegodziwość miasta... - westchnęła na końcu i zamyśliła się chwile.
-Nie pomogę ci w tym zakresie - Tyssaia rozłożyła ręce. -Paserstwo to nie moja sprawa. Ja tutaj prowadzę godziwy biznes.
-Poradzę sobie - powiedziała dumnie Francesca, już wiedziała, że nie mogła liczyć na skąpą przyjaciółkę. Na szczęście nie brakowało jej wyjątkowo dużo, jeden wypad i gorset będzie jej, nie mogła tracić czasu. Także jeśli dobrze pójdzie, to niebawem będę miała naszego krawca w garści - uśmiechnęła się paskudnie.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 25-06-2013, 18:39   #27
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca działać zaczęła niebywale szybko, od razu po wyjściu od swojej wampirzej przyjaciółki, ruszyła do pierwszej lepszej tłocznej karczmy. Tam starym, aczkolwiek niezawodnym sposobem pozbyła kilku przechodniów sakiewek. Nie mogła przecież wyjść z wprawy, dobrze wiedziała, że powinna od czasu do czasu sobie przypomnieć stare metody.
Jak to w tłumie bywa, przyczepił się do niej jeden jegomość i kompletnie nie chciał dać sobie spokój. Na szczęście nie zauważył tego co robiła przed chwilą.
- Może wybierze się panienka ze mną na coś do zjedzenia, a może do picia? – Francesca nie czekając długo odpowiedziała dobitnie:
-Nie – mężczyzna jednak najwyraźniej kompletnie nie odczuł, że jest spławiony, albo sobie z tego nic nie robił.
-To może do innej karczmy, jeśli ta się panience nie podoba, znam bardzo przyjemne miejsce, jestem pewien, że będzie bardziej odpowiednie – szedł za nią jak przyklejony, rudowłosa w końcu nie wytrzymała i odwróciła się.
-Proszę z łaski swojej dać mi spokój. To najlepsze co może pan dla mnie zrobić – wylała z siebie, po czym odwróciła się i poszła.
-Ależ panienko, proszę zaczekać! Tak bardzo bym się chciał z panienką spotkać, może mogło by coś między nami być… – mówił z uczuciem, a jego oczy wyrażały podziw.
-Również chciałabym, żeby coś było między nami, najlepiej to ściana… – powiedziała wściekle już nie mogąc znieść dłużej upierdliwego absztyfikanta. Ten nadymał i pobladł, po czym stanął jak wryty, nie mogąc wypuścić z siebie słowa. Francesca szybko skorzystała z okazji i zgubiła go w tłumie. Była z siebie prawie dumna, że udało jej się tak sprawnie uwolnić od natręta. Teraz tylko zostało jej przeliczenie złote korony i udanie się do krawca. Oczywiście musiała też założyć odpowiedni ubiór. W prawdzie był już dzień po tym, jak się umawiała z krawcem, jednakże nie wydawało jej się, żeby zrobiło to jakąś różnicę. Jednodniowe opóźnienie nie mogło przecież czegokolwiek zmienić. W końcu był to ekskluzywny towar, także krawiec był pewnie nastawiony na cierpliwość. Rudowłosa nie śpiesząc się ruszyła do swojej ulubionej karczmy, po czym przebrała się w mniej skromne ubranie. Wyliczyła też odpowiednią kwotę, na szczęście wszystko się zgadało. Tak to będąc wręcz na skraju bankructwa ruszyła odebrać swój najdroższy gorset.
-[i[ Proszę wybaczyć, przepraszam, że tak długo musiał pan na mnie czekać, ale coś mi wypadło[/i] – Francesca postanowiła się wytłumaczyć, była pewna, że Niziołek gdzieś tam się szwenda, a nie chciała go specjalnie szukać.
-Także jestem dzisiaj i już nie mogę się doczekać, kiedy odbiorę swój gorset – na słowo wypłata usłyszała lekkie szmery. Rozejrzała się po pracowni.
- Panie Ansbach?
- Witam szanowną panią, aktualnie pana Ansbacha nie ma. – jej oczom ukazał się całkiem młody mężczyzna z przystrzyżoną elegancko brodą, a co istotne był wysoki! To było niebywale miłe zaskoczenie.
Kobieta uśmiechnęła się i przyglądała mu się chwilę oceniająco. Ten najwyraźniej się speszył i zrobił krótką pauzę. – Musiał pilnie wyjechać. Wspominał jednak o pani. Zapakowany gorset gdzieś tutaj leży, zaraz go znajdę. Chciałaby pani go jeszcze przymierzyć? – spytał na końcu z poważną miną. Ciężko było stwierdzić, czy faktycznie chciał, czy też pyta z grzeczności.
-Czemu nie, pan Ansbach podobno jeszcze robił jakieś poprawki. Chciałabym być pewna, że wszystko jest dobrze oraz uniknąć niespodzianek – Francesca postanowiła odczytać powagę po swojemu.
-Jak najbardziej, chwilowo go zastępuje i nie chciałbym, aby w tym czasie nastąpiły jakieś niedociągnięcia. Także zapraszam do przymierzalni – powiedział trochę za bardzo radośnie.
-Oczywiście, oczywiście ja również nie chciałabym, aby pan miał kłopoty przeze mnie – wampirzyca z gracją weszła za cienką kotarę i zaczęła się rozbierać. W tym czasie podekscytowany zastępca szukał wykonanego dla niej gorsetu.
-O jest tutaj, niechcący zasłoniłem go tkaniną - mężczyzna dyskretnie podał zawiniątko klientce. Francesca nie miała zamiaru, sama wciskać na siebie niewygodnego ubioru, dlatego porosiła o pomoc zastępcę Ansbacha. Ten chętnie jej pomógł, aczkolwiek nie uległ jej urokom. Zdziwiło to trochę wampirzycę, w końcu byli sami i nikt im nie przeszkadzał.
- Często pan zastępuje pana Ansbacha? – postanowiła wybadać go w rozmowie.
-A skąd! Pan Ansbach nie ma tak naprawdę zastępcy, jest nas kilku, którzy od czasu do czasu pomagają. Jednak pan Ansbach woli wszystko robić sam, niechętni nas uczy, ale ja akurat potrafię sobie z tym poradzić – mówił dumnie, widać było, że nie przepadał za Niziołkiem.
- Chciałby pan być na jego miejscu? – zapytała bez ogródek.
- Co pani mówi pan Ansbach jest niezastąpiony, niesamowity i jedyny w swoim rodzaju, nie poznałem tak dobrego fachowca. –kłamał jak z nut.
- Ależ proszę pana proszę bez zbędnych ceregieli, chciałby pan być na jego miejscu?
- Tak chciałabym, każdy z nas o tym marzy. Odległe to jednak wyobrażenia- mężczyzna wzruszył ramionami.
-Może jednak nie…- szepnęła.
- Co pani ma na myśli?
- Załóżmy, że wiem co zrobić, żeby pan mógł wejść wyżej? – mężczyzna zapatrzył się na nią chwilę, po czym lekko się uśmiechnął.
- W jaki sposób?- wyraźnie się zaintrygował.
- To póki co moja tajemnica – poprawiła gorset.
-Znajdę lusterko, gdzieś je tu widziałem… – mężczyzna zaczął się rozglądać za przedmiotem.
-Obejdzie się, widzę, przecież, że leży doskonale. To co pan na to, jest pan zainteresowany?
-Możemy o tym porozmawiać, ale wolałbym nie tu. To co pani mówi jest bardzo ciekawe – mówiąc to sprawnie zaczął ściągać jej gorset, Francesca dawno nie spotkała się z taką niebywałą zręcznością.
-Jestem pewna, że się wszystko uda. Myślę, że może pan daleko zajść
Rozmowa skończyła się tak jak przewidywała. Szybko znaleźli azyl w stertach różnorodnych kolorowych materiałów. Zastępca krawca bardzo ryzykował, aczkolwiek nowa niebywała okazja bardzo rozluźniła jego postępowanie. Francescy również podobała się ta nowa okazja, czego nie ukrywała.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 04-07-2013, 17:03   #28
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Francesca była bardzo zadowolona z ziarenka, które zasiała. Plan Tyssai, aby owinąć sobie wokół palca wpływowych członków gildii bardzo jej się podobał, a jeśli w dodatku kontrolowany pionek był przystojny, tym fajniej się wszystko układało. Tyle, że zaaranżowanie zmian w gildii krawieckiej wymagało cierpliwości i dobrze ułożonego planu. Zaaranżowanie nieszczęśliwego wypadku Ansbachowi mogło być łatwe, ale niczego nie gwarantowało.
Rozmyślania przerwał Francescy znajomy głos.
-Samotna kobieta nie powinna tak sama po mieście paradować. Jeszcze komuś do głowy wpadłyby głupie pomysły - to Damaza machał do niej z bocznej uliczki. Ta westchnęła, ostatnią osobą, którą chciałaby dzisiaj spotkać był właśnie on.
-Och cóż za spotkanie - wymusiła z siebie zadowoloną minę. -Póki co znam tylko jedną osobę, która odważyłaby się na tego typu inicjatywę. Właśnie ją spotkałam - uśmiechnęła się na końcu.
-Naprawdę? - półelf zmierzył wampirzycę wzrokiem. -Trudno w to uwierzyć - stwierdził, podchodząc bliżej. Francesca tylko zmrużyła przenikliwie oczy i śledziła wzrokiem podchodzącego bliżej Damazę. - Co takiego wyrwało cię od swoich obowiązków, bo przecież nie jest to przypadkowe spotkanie? - zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Ależ oczywiście, że to nie przypadek - zgodził się od razu złodziej. Nie miał najmniejszego zamiaru obrażać inteligencji rozmówczyni. -Ale dość o mnie. Pomówmy o tobie. Doszły mnie słuchy, że ostatnio się wzbogaciłaś.
-Wzbogaciłam? To za dużo powiedziane, zarobiłam kilka marnych groszy od to. Kobieta taka jak ja ma duże zapotrzebowania - wampirzyca dalej traktowała to jako błahostkę, aby zdenerwować półelfa.
-No, nie jestem do końca przekonany, czy miejska straż uważa tak samo - rzucił jakby nigdy nic Damaza.
-Miejska straż? Wiesz coś o czymś nie wiem? - spytała wprost.
-Wiem, że zachowałaś się jak kompletna amatorka. Wiem, że niedługo pojawią się w Nowym Mieście śliczne plakaty z twoją podobizną i wiem też, że znalezienie cię w Novigradzie zajęło mi całe trzy godziny. Strażnicy są głupsi, ale pewnie dadzą radę w dwa dni - odparł lekko, jakby kompletnie go to nie obchodziło. No, ale skoro Francesca pytała, to on odpowiedział.
- To faktycznie niesprzyjające wieści. - chwilę się zamyśliła - W rzeczy samej wiem, że podobne próby są jak najbardziej nie opłacalne. Czy mogę zrobić coś, aby gildia o tym zapomniała? - zrobiła słodką minę. - Myślę, że moje usługi mogłby się bardzo przydać, zreszta znasz mnie, wiesz do czego jestem zdolna . - Francesca doskonale zdawała sobie sprawę, że gildia posiada takie kontakty, które mogłyby jej pomóc.
-Do balowania z ludźmi, których potem okradasz? Nie powiedziałbym, żeby gildia była szczególnie zainteresowana takim zestawem umiejętności- stwierdził nonszalancko.
-Zgadzam się. To był mój ogromny błąd, taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Kobieta taka jak ja ma wiele potrzeb, więc prosiłabym o więcej zleceń na przyszłość - powiedziała skruszona.
-Proszę bardzo. Zlecenie pierwsze - oddaj coś ukradła, to ukręci się sprawie łeb. Po drugie, mogłabyś przestać paradować po mieście z rozpuszczonymi włosami i w przykrótkich kieckach, zwracając uwagę każdego mijanego mężczyzny na swój kształtny tyłeczek.
-Wszystko oddałam, znajdziesz to u naszego wspólnego znajomego pasera.
-Więc idź do czuba, zabierz świecidełka i wio. Nieszczególnie martwi mnie wizja polowania na wampiry w tym mieście... ba, może nawet w takim chaosie lepiej by się pracowało. Ale tobie to chyba nie na rękę, prawda? - Damaza potrafił być niesamowicie nieprzyjemny, jeśli chciał. A przeważnie chciał. Francesca prychnęła na te słowa.
-Nie za bardzo. Jednakże nie jestem pewna komu bardziej... - dodała ostro.Nie przejmowała się zbytnio reakcjami Damazy, doskonale wiedziała, że jest na nią zły.
-Oho, słabo zakamuflowana groźba. Moja ulubiona - uśmiechnał się mężczyzna. -Dostałaś dobrą radę. Oddaj błyskotki, kup dłuższą sukienkę i schowaj te płomienne włosy pod hustą. A co zrobisz? Cóż, to już wiesz tylko ty. - Wampirzyca westchnęła, nie odpowiedziała już nic na te szyderstwa. Zdawała sobie sprawę, że nabroiła, porządnie nabroiła. Była jednak zbyt cennym sprzymierzeńcem, aby ot tak się jej pozbywać. Damaza o tym wiedział, dlatego też nie szczędził swoich docinków. Najwyraźniej jednak stwierdził, że drażnił de Riue dostateczynie długo, by przekazać jej najważniejsze informacje. Dlatego też skłonił się lekko i jakby nigdy nic ruszył w swoją drogę, pozostawiając wampirzycy decyzję co teraz z tym wszystkim zrobić.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 30-07-2013, 19:45   #29
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Nie widziała się spędzającą noc w lochach, nie widziała się również w sytuacji „szarpania” ze strażnikami, tym bardziej nie przypadała jej do gustu zmiana miejsca zamieszkania. Francesca od razu po tej wyjątkowo niemiłej rozmowie udała się do pokoiku w karczmie.

Trzeba było znaleźć coś do stosownego ubioru. Chusta na głowie to już żenada, ale nie mogła przecież zaprzeczyć, że to właśnie jej piękne włosy zostawały zwykle najbardziej zapamiętywane. Krwistowłosa, która nie pozostawia życia na swojej drodze, Rudowłosa, która zabija śmiertelnym pocałunkiem, czy w końcu Czerwnowłosa bestia nie znająca litości, albo lepiej Płomienna poczwara zabijająca gwałtem. W swojej długoletniej karierze ludzie wymyślali różnorodne określenia - inne ciekawsze inne mniej. Kolor włosów był jej wizytówką i dumą. Obecnie musiała wyrzec się swojego wizerunku było to dla niej za każdym razem niemiłe doświadczenie.

Otwierając pokój od razu poczuła się nieswojo. Nie była pewna czy było to spowodowane zmuszeniem do zmiany czy też czymś innym. Intuicja nakazała jej ostrożność. Otworzyła powoli drzwi i już kątem oka zobaczyła ruch. Zareagowała błyskawicznie. Rzuciła się na intruza i przywaliła do ziemi. Sztylet od razu powędrował w stronę gardła. Znajomy pisk otrzeźwił jej reakcję. Blond szamotająca się niewiasta krzyknęła coś niezrozumiale.

-Kurwa zejdź ze mnie! –próbowała się wyswobodzić.
-Po co tu przylazłaś? Znowu masz jakieś agresywne zapędy? Daruj sobie ślicznotko – powiedziała przykładając jej tak mocno sztylet do szyi, że ta nie zdołała wydobyć słowa. Katherina jednak nie dawała za wygraną. Sprawnym ruchem wyswobodziła rękę i udało jej się na chwilę odepchnąć rudowłosą.
-Czekaj! Nie przyszłam tu walczyć! – podniosła ręce poddańczo.
-A niby po co? Lepiej wynoś się stąd! Nie marnuj mojego czasu – powiedziała wyjątkowo chłodno i powoli ruszyła w jej stronę.
- Mark Heller wyznaczył sporą sumkę, dla tego, który dostarczy cię żywą do jego siedziby… – powiedziała szybko chcąc uniknąć kolejnego ataku.
- Skąd o tym wiesz? – to ją zatrzymało.
- Cała gildia o tym huczy, a ciebie nie trudno znaleźć. Ludzie Marka pewnie poszukają jeszcze dzień, dwa…
- No tak, a ty jesteś taka wyjątkowa i znalazłaś mnie od razu… Mniejsza o to. Możesz poinformować swojego Marka, że dzisiaj oddam jego błyskotki i niech nie zawraca mi rzyci, a teraz spieprzaj stąd! Gdybym chciała już dawno byłabyś u Marka. Tak się składa, że znamy się dosyć dobrze, ale nie po to tu jestem – westchnęła blond włosa, widać, że nie była zadowolona z tego co ma zamiar powiedzieć. Zaintrygowało to wampirzycę.
- To o co chodzi?
- Dzięki za uratowanie chłopaka – Katherina podniosła na nią powoli wzrok. Jej oczy nie zdradzały napięcia, były spokojne, aczkolwiek trochę zawstydzone. Rudowłosa opuściła sztylet.
- To wszystko? Dziwne macie tu sposoby na podziękowania…
- Tak wyszło… – wzruszyła ramionami.
-Możesz powiedzieć temu Markowi, że oddam wszystko – stwierdziła.
- Zapomnij… przyszłam tylko podziękować… nie jestem jakimś gońcem… – zdenerwowana mina i zawzięcie szybko powróciły na twarz Katheriny. Powoli zaczęła się wycofywać, nie spuszczając z oczu swojej rywalki. Francesca puściła ją, aczkolwiek nie była do końca pewna szczerości jej intencji.

Gdy tylko niechciany gość zniknął, wampirzyca zabrała się za zmianę stroju. Musiała działać szybko, nie wiadomo jaką burzę może wywołać jej kaprys. Po przebraniu wyglądała już jak każda inna kobieta z targu czy uprawiająca pole. Doskonale! Uwieńczeniem tego nad wyraz stosownego stroju było założenie chustki na głowę. Jakie to szczęście, że nie mogła się przejrzeć w lustrze! Czas ją naglił. Szybko znalazła się „Pod Łbem Trolla”, gdzie jak zwykle przebywał jej „ulubiony” krasnolud.

- Witaj Hogenie – grzecznie, choć niepotrzebnie się przywitała.
- O kurważ mać! Francesca! Prawię, żem cię nie poznał. Ty to niezła sztuka jesteś! – Hogen klasnął w dłonie – no jeszcze nie poszły twoje błyskotki… mówiłem, że czasu jeszcze potrzebuje – mówił i podśmiechiwał się pod nosem obleśnie – Oj ruda nieźle nawywijałaś ha ha – na końcu chrząknął.
- Tak jak się pewnie już domyślasz przyszłam je odzyskać – powiedziała spokojnie.
- A kurwa masz jakieś wyjście? Ha to narobiłaś, pięknie. Ale wiesz tak mnie zrobić? Ja tu się staram szukam, próbuje sprzedać, a potem dowiaduje się co to za mina – położył rękę na blacie i postukał chwilę swoimi grubymi palcami.
- Daruj sobie już te komentarze. Masz tu te dwadzieścia koron – położyła tuż przed nim. Teraz to dopiero była spłukana, nie było jej z tym bynajmniej wesoło.
- Dwadzieścia? Ale one warte są o wiele więcej… – powiedział niemal, że poważnie, Francesca zdążyła już nawet w to uwierzyć i jeszcze bardziej się zezłościć. Krasnolud walną pięścią w blat, po czym zaczął znowu się głośno śmiać. – No, ale wiesz robię to dla szpiczastego, pewno nieźle kręcisz tyłkiem, że tak za ciebie ręczył. Znamy się od lat, także przymknę na to oko, także pamiętaj – pogroził jej palcem – to pierwszy i ostatni raz –zaraz wyjął spod lady zawiniątko i po prostu rzucił w jej stronę. –Wiesz co masz z tym zrobić… – chrząknął. Wampirzyca pokiwała głową i zrobiła skruszoną minę. Następnie chwyciła swoje błyskotki i poszła w swoją stronę. W końcu była wolna.

Nie była pewna gdzie znajdzie półelfa. Pierwszym miejscem gdzie się udała to oczywiście jego mieszkanie. Do wieczora jeszcze daleko, dlatego istniało prawdopodobieństwo, że Damaza śpi, albo pije w swoim zaciszu. Nie wydawało jej się, że będzie sam, aczkolwiek było jej wszystko jedno.

Szczęśliwie dla de Riue okazało się, że złodziej faktycznie siedzi we własnych czterech ścianach. Co już zupełnie dziwne, siedział trzeźwy oddając się dość karczemnej rozrywce rzucania nożem. Celem były drzwi, co wampirzyca zauważyła jak tylko je otworzyła i doliczyła się czterech wbitych w drewno ostrzy.

-Ho, ho, a cóż to za nieznajoma wita w me progi? - zapytał gospodarz podrzucając leniwie w dłoni piąty nóż.
-Nie spodziewałam się, że cię tu zastanę. Zadowolony? - Lisek obruciła się, pokazując tym samym całość swojego kamuflażu. Czuła się jak błazen. - Podoba się? - zapytała bez entuzjazmu.
-Podoba? Nie - od razu zaprzeczył Damaza. -Podobasz mi się naga. Ale tutaj nie o podobanie się chodzi, a o pewne zasady. Rzucając się w oczy przy każdym kroku nie przysługujesz się najlepiej moim dobrym kolegom po fachu.
- Mam jeszcze to - Francesca podała mu zawiniątko, chciała mieć to już za sobą. Nie miała ochoty dyskutować z półelfem. - To już więcej się nie zdarzy, daję słowo - powiedziała poważnie.
-Nie udawaj takiej skruszonej służącej, bo ręka mnie świerzbi, żeby dać ci wychowawczego klapsa - rzucił półelf. -Zasady to zasady. Można je łamać jak nikt nie widzi. Następnym razem, jak okradniesz jakiegoś arystokratę, miej dość ogłady by go chociaż udusić poduszką - zaśmiał się.
- Nie ma sprawy. Tyczy się to również innych złodziei? - kobieta zmróżyła oczy i chwyciła za poduszkę.
-Naturalnie - potwierdził mężczyzna. -Arystokratów, złodziei, strażników miejskich, kapłanów - wymieniał jak gdyby nigdy nic. -Oczywiście narobi to mnóstwo smrodu i poszukiwania sprawcy będą trwały dzień i noc, ale przynajmniej nikt nie będzie miał listu gończego z podobizną.
- Jak długo jeszcze będzie trwało te zamieszanie? - spojrzała na niego ze smutkiem.
-Wyraziłaś skruchę i postanowienie poprawy, więc dołożę wszelkich starań, by ucichło to jak najszybciej - obiecał półelf. -Naturalnie, nie wykluczam, że będzie musiała nastąpić jakaś... pokuta - ostatniemu słowu towarzyszył zimny błysk w półelfich oczach.
- Co takiego? - wampirzyca trochę obawiała się tej tzw. “skruchy” półelf był zdolny do wszystkiego.
-Jeszcze nie wiem - Damaza rozłożył bezradnie ręce. -Może nic, może coś. Wszystko zależy od tego, jak się dalej potoczą sprawy.
- Rozumiem, zdaje się na ciebie - chwilę zatopiła w nim spojrzenie. Następnie wstała, rozejrzała się po pokoju. - Czas już na mnie, nie chce przeszkadzać... - zerknęła krytycznie na noże wbite w drzwi.
-Skoro gonią cię obowiązki, to idź... Pozostaw mnie w mej samotności i rozpaczy - jęknął teatralnie złodziej.
- Wierzę, że sobie poradzisz - wampirzyca ruszyła w stronę drzwi. Przed samym wyjściem przesłała mu buziaka i uśmiechnęła się uroczo.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 02-01-2014, 15:19   #30
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
W stroju wyjątkowo do niej nie pasującym ruszyła załatwić swoje sprawy z dobrze zapowiadającym się krawcem. Młody, ambitny, a do tego bardzo wyuczony w sztukach miłosnych pomocnik krawca, nie mógł zajść daleko. Piękna główka niestety nie grzeszyła inteligencją. Francesca mogła go bez problemu opleść bez jakichkolwiek magicznych zdolności. Łapczywie łykał to co mu przekazywała, każde sumiennie przyprawione kłamstwo, z ufnością zjadał jej z ręki. Cieszyła ją ta jego młodzieńcza fascynacja bardziej doświadczoną kobietą, kobietą w dodatku dobrze usytuowaną. Nie ma się co dziwić młodzieniec już długo czekał na swoją szansę, starał się, próbował zabłysnąć. Szansa jednak przyszła do niego sama, w dodatku w bardzo atrakcyjnej postaci.

Krawiec… jego imię było tak zwyczajne, że szybko wyfrunęło jej z głowy, stał i czekał w umówionym miejscu. Pomimo, że wampirzyca przyszła nawet kilka chwil za wcześnie. Nie poznał jej od razu. Kamuflaż nadawał powagi sprawy, krawiec, gdy tylko się zorientował, od razu zrobił poważną minę i zaprosił ją do wnętrza małej przytulnej karczmy.

- Nawet w tym ubraniu wyglądasz prześlicznie – na powitanie rzucił jej komplementem. Ciężko było stwierdzić czy mówi szczerze, czy po prostu dba o swoje sprawy.

- Dziękuje bardzo – powiedziała dość wymuszenie, była jeszcze przez chwilę myślami w spotkaniu z Damazą – mamy niewiele czasu, dlatego zacznę od konkretów. Potrzebuje od ciebie, spisu zajęć Ansbacha, gdzie chodzi, co robi, w jakich godzinach kładzie się spać. Wszystko od początku do końca. – Krawiec chwilę się zamyślił, rozejrzał po pomieszczeniu, tak, jakby się chciał upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje.
- To nie będzie łatwe, ale zrobię to. Zrobię wszystko co w mojej mocy - powiedział z niezwykłą powagą. Dla Francescy nie było to wiarygodne. Takich jak on trzeba prowadzić za rączkę, kilka razy tłumaczyć i dać dokładną instrukcję obsługi.
- Pamiętaj o dyskrecji, Ansbach nie może się zorientować, że go śledzisz. Dobry jest kamuflaż, to taki, dzięki, któremu zatopisz się w tłumie. Wszelkie kaptury odpadają, tacy z zasłoniętą twarzą jeszcze bardziej zwracają na siebie uwagę.
- A co się stanie jak się zorientuje, przecież będę skończony… - krawiec dał się pomieść wątpliwościom. Zachmurzył się przez chwilę.
- Nie złapią cię, jak będziesz robił wszystko, co ci powiem. Myśl lepiej co, możesz zyskać. Będziesz jego następcą jak się wszystko powiedzie. Po jego śmierci ten cały zakład będzie twój. Zasługujesz na to, należy ci się. – krawiec trochę się rozpromienił, myśl o wielkiej karierze dodawała mu otuchy.
- Jeśli to jedyna szansa, to zrobię to Francesco. Jestem naprawdę ci wdzięczny za tą pomoc. Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Dobrze wiesz jak – kobieta spojrzała na niego uwodzicielsko i oblizała wargi.
- Ale Francesco to jest przyjemność dla mnie, chciałbym zrobić, coś co będzie tylko przyjemnością dla ciebie. Nie wiem, wszystkie kreację, które będziesz chciała wykonam ci bezpłatnie, takie jak chcesz. Już widzę cię w takiej pięknej karminowej sukni.
- Dogadamy się mój przystojniaczku, teraz skupmy się na tobie. Powiedz jak zamierzasz dowiedzieć się tych wszystkich rzeczy?
- Nie wiem jeszcze. Może Diana jego kamerdynentka będzie w stanie mi pomóc, widzieliśmy się kilka razy. Myślę, że wie co na co dzień robi Ansbach. Może za drobną sumkę, będzie skłonna coś powiedzieć, wtedy będę mógł go śledzić. – krawiec, chyba nie zdawał sobie sprawy, z tego co mówi.
- Bez wątpienia wie o wszystkim, nie będziesz musiał już śledzić swojego mistrza, wystarczy, że zdobędziesz te informacje. Za drobną sumkę mówisz. A co jeśli będziesz po prostu dla mniej miły. Zaproś ją na kolację, udaj zainteresowanie. Może zaproś ją do siebie…
- Jak to mam ją po prostu rozkochać? Myślisz, że to pomoże?
- Znam twoje zdolności, masz nie tylko talent krawiecki, wiesz o czym mówię. – mówiła z powagą.
- Tak, być może mówisz prawdę, ale jest mi z tobą dobrze, nie chcę szukać innej kobiety, nie chcę być z inną, skoro jesteś ty. –Francesca omal się nie zakrztusiła śmiechem, jakże żenujące jest podejście monogamiczne.
- Mi również jest z tobą bardzo dobrze, dawno nie czułam się tak swobodnie. Tęsknie za wspólną nocą, za tobą tuż obok. Ale rozumiem, że musisz zadbać o sobie, po tym jak staniesz się następcą Ansbacha, będziemy mogli znowu być razem – posłała mu czułe spojrzenie.
- Dobrze, zrobię to, będzie to na pewno prostsze niż śledzenie samego mistrza, jednak nie lubię tego typu zadań. Cieszy mnie tylko to, że o tym wiesz i nie będę musiał robić niczego za twoimi plecami. – złapał ją za rękę.
- Mam jeszcze prośbę, spotkajmy się dzisiaj, gdzieś w ustronnym miejscu. Chcę ci dodać otuchy przed twoim zadaniem – mówiła wodząc delikatnie palcem po jego dłoni.
- Może u mnie? – powiedział ożywiony – tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. – próbował ją pocałować, ale kobieta się odsunęła i pokręciła głową.
- Nie możemy na siebie zwracać uwagi. Spotkamy się ukochany u ciebie - szepnęła z tęsknotą >>>Jak coś spieprzysz, wypiję cię do cna<<< przeszła jej myśl.

Wieczór miała już zaplanowany. Musiała jeszcze trochę naprowadzić swojego „pomocnika” na właściwą drogę. Jak tylko zdobędzie rozkład dnia Ansbacha, wtedy będzie mogła rozpocząć swój plan. Tyss z pewnością będzie zadowolona. Zamierzała jeszcze dzisiaj jej obwieścić radosną nowinę, iż lada dzień zrealizuje jej plan.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172