Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2013, 00:10   #22
Sir_Michal
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Udało się. Cała załoga świętowała ucieczkę z piekła, które ogarnęło Zatokę. Kapitan pozwolił nawet wytoczyć beczkę rumu z ładowni, w sam raz by uczcić jakże ważną chwilę, nie ryzykując przy tym jasności umysłów załogi. Wszyscy uzyskali jakby nowe życie, choć naznaczone bliznami wspomnień.
Jednak nie wszystkim dane było cieszyć się nim w równym stopniu. Jakub Wilfgrey nie mógł pojąć jak jego były senior mógł zrobić coś takiego. Duch wiedział, że rycerz miał Starka za perfekcyjny wzór, a jęki z Czarnej Wody napełniłyby niepokojem nawet najokrutniejszych ludzi jacy chodzili po tej ziemi... Właśnie ta myśl najmocniej oddziaływała na Donnchada. Pirat szybko zreasumował, że dziki ogień nie pomoże Wieprzowi w zdobyciu przyjaźni wśród załogi. To jednak nie był największy problem kapitana - musiał pozbyć się z pokładu potencjalnego szpiega Inkwizycji i, co ważniejsze, wymyślić plan na dalszą część podróży. Skoro minęli się ze Stannisem w samej Królewskiej Przystani to rola, którą chciała powierzyć mu Inkwizycja była już nieważna.
Z tych trzech problemów, najbardziej palącym był jednak członek wiary. Inkwizycja przysłała mu kogoś do opieki nad krukami. Duch oponował trzykrotnie. Jeszcze przed samym wypłynięciem zaoferował, że wyręczą go w obowiązkach i poprosił by modlił się za nich w mieście. Skoro jego życie nie miało dla niego znaczenia - jeszcze mniej będzie miało dla Donnchada.

Gdy morze zaczęły oświetlać pierwsze promyki wschodzącego słońca, Duch uznał że najwyższy czas kończyć zabawę. Wydał odpowiednie rozkazy, po czym zszedł pod pokład wraz z rycerzem i dwoma Dornijczykami. To była odpowiednia chwila by zająć się natrętnym opiekunem.
Zastali mężczyznę z ptakiem w ręku. Stał właśnie przy malutkim bulaju i próbował wypchnął oponujące stworzenie na świeże powietrze. Mały zasraniec dostał biegunki zaraz po wypłynięciu na morze, kruki zresztą też. Gdy tylko sługa inkwizycji zobaczył nadchodzących piratów zwęszył co się święci. Spojrzał na nich, spojrzał na beczkę z ziarnem, którą przytaszczył tu ze sobą i na łeb na szyję rzucił się do beczki, zapominając o parszywym ptaszysku, które uwolnione od jego lepkich łap samodzielnie wzleciało w przestworza, kracząc z irytacją.
Dornijczycy towarzyszący kapitanowi rzucili się w stronę mężczyzny. Dla przypadkowego obserwatora mogłoby to wyglądać przekomicznie, tu jednak nikomu nie było do śmiechu. Inni obecni w ładowni piraci szybko pojęli, że za chwilę będzie na co popatrzeć.
Piraci mieli nad inkwizytorskim szpiclem zdecydowaną przewagę i niewiele trzeba było by powalili go na ziemię. Legł w bezruchu, jęcząc jedynie pod nosem.
Na rozkaz kapitana, Dornijczycy brutalnie podnieśli mężczyznę.
- Grzecznie odpowiadaj na pytania to obejdzie się bez użycia siły - ostrzegł Donnchad. - Jak się nazywasz i skąd jesteś?
Mężczyzna zakaszlał, ale milczał uparcie, nawet brutalna siła pirackich pięści nie była w stanie zmusić go do mówienia.
Wystarczyło, że kapitan kiwnął głową. Gerold wyjął zza pasa krótki, wąski sztylet. Był ostry - ledwo zdążył przyłożyć go do gardła mężczyzny, a wąska stróżka krwi powoli zaczęła spływać po ostrzu.
- Jeżeli twoje życie nic dla ciebie nie znaczy, dlaczego ma znaczyć coś dla nas - zagaił Donnchad.
Tymczasem Jakub okrążył Dornijczyków i udał się w stronę tej samej beczki, do której jeszcze przed chwilą tak szaleńczo biegł uparty mnich. Coś mogło być na rzeczy - pomyślał Beendrod.
Podniósł wieko i zamarł, w beczce, ciasno utknięte były bańki pełne zielonkawego płynu, złowieszczo bulgoczącego z każdym drgnięciem statku.
- Co to jest - zapytał zaskoczony Donnchad. - Pytałem co to jest - powtórzył kapitan, widać było, że obecność tajemniczej substancji na pokładzie nie była mu w smak.
Opuchnięty już nieco szpieg milczał przez chwilę, widać głęboko zastanawiał się nad tym co ma powiedzieć, piratowi.
- Trucizna - wudukał wreszcie - Miałem ją zarzyć w razie wpadki, albo was otruć, gdybyście zdradzili.
- Trucizna, tak? Czyli nic się nie stanie jeżeli włożę tam rękę - Duch nie był przekonany. - Zacznijmy jeszcze raz, kim i skąd jesteś. Co tu robisz. Czym jest ta substancja. Spróbuj mnie choć raz oszukać, a zobaczymy jak ona działa... w praktyce.
Dornijczycy ochoczo przyciągnęli mężczyznę bliżej baryłki, okazja do poznania nowej trucizny była dla nich niemałą uciechą. Kapitan zauważył jednak, że zupełnie co innego myśli o tym Jakub. Podejrzliwy rycerz stał teraz tuż za mężczyzną blokując jego ewentualną próbę przewrócenia beczki. Wilfgrey nie musiał się nawet odzywać - Duch też podejrzewał, że "trucizna" wcale nie jest zwykłą trucizną. Zwłaszcza po tym co widzieli ubiegłej nocy - musieli przypuszczać, że ich statek stał się częścią większej intrygi. Kolejna łajba mająca za zadanie zniszczyć flotę Stannisa.
- Nie! Nie! - panika ogarnęła więźnia. Próbował się wyrywać. Jeszcze przed chwilą gotów był podpalić statek. Miał jednak nadzieję, że uda mu się popełnić samobójstwo nim dosięgną go płomienie. Perspektywa spłonięcia żywcem wcale mu się nie uśmiechała - To dziki ogień! Dziki ogień!
Gdyby mężczyzna mógł widzieć twarze swoich oprawców z pewnością byłby zadowolony. Nikt nie chciałby płynąć na statku z tak niebezpieczną substancją.
- Jakie zadanie dostałeś od Inkwizycji, pytam ostatni raz - ostrzegł Donnchad. - I dlaczego moi ludzie znajdowali się w waszych lochach?
- On tylko chciał być pewny - szpieg musiał dobrze znać się na dzikim ogniu, bo gwałtowna substancja przerażała go bardziej niż cokolwiek innego - Chciał być pewny, że wypełnicie zadanie, a w razie zdrady miałem wykorzystać beczkę.
- Wciąż nie odpowiedziałeś, dlaczego zatrzymaliście moich ludzi - zauważył Donnchad.
- Zatrzymujemy wielu ludzi - sarknął mężczyzna - Dopiero po jakimś czasie okazało się, że są piratami. Złapaliśmy ich podczas zamieszek, kiedy grabili pomniejszą kaplice Siedmiu.
- Zasłużyłeś na chwilę modlitwy - odparł Donnchad. Mężczyzna nie zdążył chyba zrozumieć, o co piratowi chodzi. Kapitan kiwnął głową, a z szyi więźnia trysnęła krew. - Pozbądźcie się beczki - rozkazał Duch. - Opuście ją na linach do wody, delikatnie - zaczął tłumaczyć widząc malujące się zakłopotanie na twarzach swoich ludzi.

Po pozbyciu się najbardziej palącego kłopotu, Duch mógł poczynić przygotowania do zaprezentowania Maegora piratom. Kazał kukowi przygotować zdecydowanie większy posiłek niż zwykle. Gdy wszystko było gotowe, Donnchad od razu przeszedł do sedna sprawy.
- Być może, część z was zaczęła się czegoś domyślać - zwrócił się w stronę zgromadzonych na pokładzie piratów. - Tam, w stolicy, ukrywałem w mojej kajucie nie tylko Jenny. Przede wszystkim chodziło o Maegora. Smoka - Duch spojrzał na zebranych. Wśród uczuć, które był w stanie wyczytać z twarz załogi dominowała ciekawość. Nie zabrakło również rozbawienia, z pewnością niektórzy mogli to potraktować jako żart. - Maegor jest dość specyficzny i póki co nie zieje ogniem - Beendrod przerwał, gdy część piratów wybuchła śmiechem. - Jakubie, już czas.
Stary rycerz delikatnie nacisnął na klamkę, po czym powolnym, acz zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Momentalnie, z kajuty wyskoczył smok. Tuż za nim podążała Jenny. Wieprz zatrzymał się w pół drogi między piratami a siedzibą kapitana. Donnchad zastanawiał się czy spogląda on na jego załogę, czy na zatrważająco dużą ilość mięsa, którą kazał przygotować kapitan.
- Smoki to inteligentne stworzenia, warto chyba zaskarbić sobie ich przyjaźń - kontynuował Duch. - Myślę, że może w tym pomóc wspólny posiłek.

Gerold wziął z miski spory kawałek kurczaka i wyciągnął go w stronę smoka. Na każdy metr który pokonywał pirat, Maegor robił trzy. Już po chwili Dornijczyk trzęsąca się ręka karmił Wieprza. I, ku zdziwieniu reszty załogi, wrócił do szeregu z całą ręką.

~.~

Donnchad nie był w stanie stwierdzić ile zjadł dziś Maegor, wiedział jednak że stanowczo za dużo jak na możliwości jego ładowni. To rozwiązywało ostatni problem - Duch obrał już kierunek podróży.
 

Ostatnio edytowane przez Sir_Michal : 23-02-2013 o 00:15.
Sir_Michal jest offline