Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2013, 06:43   #101
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Emocje związane z walką ustąpiły miejsca radości po wygranej walce ze zwierzoludźmi. Piękny strzał Alexa, wprost w dziób zmutowanej poczwary, dodał mu respektu ze strony towarzyszy, a Wolfengerowie, zachwalali ten popis jeszcze długo, podczas drogi powrotnej do Beckerhoven. W momencie kiedy kislevski kozak pozbawił głowy, ostatniego, zmutowanego marudera, a truchło ofiary uderzyło o ziemię, Matthias padł tam gdzie stał i postanowił odpocząć chwilę. Cios maczugą, otrzymany kilka chwil wcześniej od sługi chaosu, pozbawiał skutecznie oddechu... każdy wdech powietrza był jak sztylet wbity w pierś, każdy wydech ciągnął się w nieskończoność. To była prawdziwa katorga. Zainteresowanych zapewnił że nic mu nie jest i leżał tak jakiś czas. Najemnik podniósł się wkońcu i usiadł na trawie, rozejrzał się po polanie... wyglądało na to że wszystko jest w jako takim porządku. Jeden z Wolfengerów był martwy, kolejny lekko ranny. Kargun również oberwał, ale tylko powierzchownie, widac było że pomoc mu niepotrzebna. Wolfengerowie zajeli się swym rannym kuzynem i zatamowali krwawienie z rany po odciętym uchu. Martwego wojownika, człowieka który stanał do walki z wodzem zwierzoludzi, przygotowali do podróży. Matthias postanowił oddać mu należny szacunek za poświęcenie jakiego dokonał. Najemnik wstał na równe nogi i ruszył chwiejnym krokiem ku ciału poległego syna wilków z Beckerhoven. Mordrin wyminął ciała zabitych zwierzoludzi i przykucnął przy ciele mężnego woja. Do zebranych wokół Wolfengerów powiedział.

- Prawdziwy bohater, poświęcił życie dla miasta, dla waszego pana i dla was...nigdy nie zapominajcie o jego czynach, tak inni nie zapomną o waszych, kiedy staniecie przed Sigmarem. Ja zapamiętam jego imię na zawsze... niech Morr nie karze mu długo czekać pod bramą Zaświatów. Matthias położył swą dłoń na zakrwawionej dłoni martwego wojownika i ścisnął ja mocno na pożegnanie... po czym wstał i ruszył w stronę lasu by szukać swej broni, idąc obiecał sobie że nie zapomni tego człowieka...człowieka który potrafił oddać swe życie w służbie panu. Matthias szanował taką postawę. Kiedy wreszcie cała broń została odnaleziona i znalazła się na powrót w pochwach i kołczanie... reszta drużyny była gotowa do powrotu. Matthias nie mógł odejść bez dowodu odwagi człeka który poległ. Topornymi ciosami odrąbał głowę przywódcy stada zwierzoludzi. Wolfengerom polecił zrobić to z resztą mutantów, na świadectwo swych słów i by mieszkańcy Beckerhoven widzieli w nich swych obrońców, w myśl zasady ... ~ ktoś czuwa, ktoś na straży stoi, nie jesteście sami. Matthias postanowił głowę wodza oddać Ulrichowi, by ten nie zapomniał o wynagrodzeniu dla grupy i dla rodziny zabitego człowieka.

***

Matthias uważnie wysłuchał słów Ulricha, pełne były one pochwał i obietnic. Matthias niewiele sobie z tego robił, nie był zainteresowany fałszywą pychą jaką potrafiły napełnić człowieka takie słowa. Wszyscy zgromadzeni byli świadkami kiedy Matthias odwiązał worek i wyrzucił z niego głowę siwego gora na kamienną posadzkę. Najemnik chciał by przywódca rodziny Wolfengerów publicznie zobowiazał się zająć rodziną zabitego człowieka. Całe zajście nie wzbudziło zniesmaczenia... a zgodnie z przewidywaniami Matthiasa, Ulrich obiecał wynagrodzić komu co trzeba. Stary Wolfenger, złota również nie poskąpił i słowa dotrzymał, zapłata za wykonaną robotę była znaczna... piętnaście złotych monet to nie mała kwota. Matthias ukrył monety za pazuchą i oddał się uciechom sutej wieczerzy, przygotowanej specjalnie na cześć wygranej potyczki ze zwierzoludźmi.

Na zajutrz Matthias nie próżnował. Złoto które nie łatwo było przecież zdobyć, rozchodziło się z wielką łatwością, ale żadna moneta nie była stracona nadaremnie. Ręką karczmarza, Mathias spisał list do siostry i kierowany radą tegoż samego oberżysty, udało się Matthiasowi wynająć furmankę z woźnicą który podróżował często po okolicznych szlakach. List dał umyślnemu i wytłumaczył jak trafić do domu Mordrinów w Derhoffen, wkońcu nie było tak daleko jak wydawać by się mogło. Furmankę załadował kilkoma workami mąki i fasoli, gasiorem wina, beczką marynowanych śledzi, woreczkiem soli, czterema wędzonymi pieczeniami, dwiema parami dorodnych kur i małym świniakiem. Zakup ten oraz opłata dla woźnicy, pochłoneły potężną część pieniędzy zarobionych u Wolfengerów. Matthias obiecał kurierowi dodatkowego złotego Karla jeśli ten wróci i przywiezie ze sobą list od siostry. Mordrin był ciekaw co w domu nowego, jak siostra się miewa, czy ostrokół nowy wokół fortu stoi... list zwrotny miał też być dowodem na to że woźnica towaru po drodze nie przepije, przegra lub sprzeda. Pismo swej siostry Matthias pozna bez trudu, nawet jeśli skreślonych tam znaków nie sposób mu zrozumieć.

Dla siebie Matthias nie zrobił nic... może poza oczyszczenim duszy. Datek w świątyni oddał na ręce starego kapłana, wierząc że ten dobrze wykorzysta monety. Kapliczka była w opłakanym stanie a wierni nie garneli się chyba zbytnio z pomocą przy przybytku spokoju i wiary. Matthias podziękował Verenie za pomyślność w walce i za to że zesłała na niego towarzyszy śmiałych i sprawiedliwych. Modlitwa za duszę zabitego Wolfengera pochłonęła większość czasu jaki Matthias spędził w świątyni... najemnik nie zapomniał też o prośbie by duszę i umysł Felixa siostra Verena natchnęła spokojem i prawem... jednak Matthias czuł że tutaj nawet Najświętsza Panienka nic nie wskóra.

***

Robota którą nagrał Felix wydawała się prosta niczym miecz. Matthias wybiegł myślami trochę do przodu i już obmyślał na co tym razem wyda swe zarobione korony, tym razem na siebie, jak postanowił. Młody najemnik nie mógł wiedzieć że przyjdzie mu wracać do Beckerhoven z pustymi rękami i wrogiem za kołnierzem.

Droga do miejsca docelowego przebiegła szybko i bez szczególnych wydarzeń. Kilka razy na alarm poderwano ludzi, jednak to tylko zwierzęta z ciekawością przyglądały się grupie drwali i żołnierzy, którzy bez oporów przedzierali się przez ich królestwo. Zwierzęta były płochliwe i nieuchwytne, a Matthiasa zadziwiała ich mnogość w tym lesie. W sumie nie specjalnie ktoś na to uwagę zwracał, ale grupa dzieliła się na trzy, i tak też pozostało od Beckerhoven aż do miejsca wyrębu. Drwale trzymali się razem wraz ze swym nadzorcą Dolzerem... szli niechlujnie i gaworzyli wesoło całą drogę. Żołnierze wynajęci przez Unterów, pod dowództwem Ersta, choć nie byli karną kompanią, to jednak pod ostrym językiem ich dowódcy, który trzymał ich krótko, stwarzali dobre wrażenie... ci równiez preferowali swoje towarzystwo, znali się pewnie nie od dziś. Trzecią grupę tworzyli towarzysze Matthiasa, zwarta kompania przyjaciół po mieczu do której Matthias i Kargun dołączyli, i co tu dużo mówić, chcieli się na dłużej wkupić... przynajmniej Matthias miał taką nadzieję. Czuć się dało że złoto chętnie wędruje do ich sakiewek, a i oparcie w nich można było znaleźć. Matthias chwalił sobie ich towarzystwo. Podczas drogi, Mordrin rozmawiał żywo z Anzelmem, który to wydawał się człekiem obytym, a już na pewno takim co to pogadać lubi. Matthias chciał dowiedzieć się nieco o innych kompanach, żadne jednak osobiste noty nie zostały naruszone. Po kliku historiach trudno było się dziwić że taka kompania trzyma się razem. W czasie drogi, Matthias, choć niechętnie, ale dał do zrozumienia Anzelmowi że jeśli nikt nie oponowałby to z miłą chęcią dołączył by do towarzystwa na dłużej... trudno było dodać coś więcej.

***

Od momentu kiedy strzała wbiła się w drzewo sygnalizując potencjalnego wroga... wydarzenia potoczyły się szybko. Żołnierze Ersta unieśli tarcze i włócznie. Drwale chwycili mocniej topory. Kompania najętych awanturników również sięgnęła po broń. Miecze, topory, kusze i łuki. Dwudziestu jeden silnych mężów przeciwko jednemu elfowi, który wyszedł pertraktować... jednemu elfowi i jego kompani, nieznanej liczbie leśnego ludu uzbrojonego w łuki i zaczajonego wokół drwali, żołnierzy i najemników. Elfy słynęły ze swego celnego oka i doskonałej broni, a opowieści o tym jak posługują się magicznymi mocami nie sposób było zliczyć. Matthias z góry wiedział że są na przegranej pozycji... nawet jeśli tamtych jest tylko dziesięciu. Elfy znają las i potrafią zniknąć w nim jak duchy... nie raz i nie dwa ojciec opowiadał Matthiasowi o elfach i ich umiejętnościach... szczególnie tych dzikich, tych którzy nie przyszli szukać domu pod Imperialnym orłem.

Powoli, Matthias zaczął dostrzegać postacie pośród listowia drzew i ukryte za krzakami. Najemnik wątpił szczerze że elfy się nieumyślnie pokazały lub że oko jego takie bystre się zrobiło. Elfi strzelcy chcieli raczej pokazać że ich dowódca sam nie jest i słów na wiatr nie rzuca, przy okazji jednak nie miały zamiaru opuścić bezpiecznych pozycji. Elfi dowódca przemówił spokojnie i dał wyraźnie do zrozumienia że czas wracać ludziom i krasnoludom do domu. Wołodia na szczeście wziął sprawy w swoje ręcę i zaczął uspokajać sytuację. Wspomnienie o znajomości łączącej grupę z jakimś elfim rodem odebrane zostały pozytywnie i choć elfi negocjator zdania nie zmienił, to na pewno zrezygnował z ofensywnego tonu... przynajmniej na razie. Tak czy inaczej, jasno dał do zrozumienia że jeśli grupa z Beckerhoven się nie wycofa to dojdzie do walki z elfimi mieszkańcami tego lasu, a co za tym idzie z góry skazuje to wszystkich ludzi i krasnoludy na porażkę. Dowódca żołnierzy zaczął zachowywać się agresywnie. Alex, Wołodia i Aliquam, trafnie ocenili sytuację i z zadania widać, przytomnie, zrezygnowali. Matthias również wiedział że czas wracać, chciał jednak uniknąć rozlewu krwi i przemówił wpierw do grupy z którą przybył.

-Dolzer, Erst... zapanujcie nad swoimi ludźmi, nie chcemy tu rzeźni... rozejrzyjcie się, jesteśmy otoczeni. Podeszli nas jak szczeniaków...ilu ich jest nie wiemy... Erst przemyśl to dobrze, co ci teraz po głowie chodzi. Matthias zwrócił się spokojnie do dowódców drwali i żołnierzy, mówiąc to wskazał kilku elfich strzelców, ukrytych miedzy drzewami. Najemnik nie chciał aby jego słowa burzyły morale, jednak w tej sytuacji wszystko wyglądało na przesądzone.
Miecz Matthiasa powędrował do pochwy na plecach...dłonie uniesione w pokojowym geście. Najemnik powoli zbliżył się do elfa który z nimi rozmawiał. - Zwady nie szukamy, tak my jak i wy żywi do domu wrócić chcemy. Powiedz mi zatem panie... co rzec mamy naszemu pracodawcy? Proszę tylko o sensowne słowa, nie groź nam, bo to nigdzie nas nie zaprowadzi. Po co tu jesteśmy, sami widzicie. Czy nasz pracodawca może więc dogadać się z waszym panem w sprawie tych tu drzew? Pokój między wami a ludźmi z Beckerhoven może być istotny w tych trudnych czasach. Wiedzcie że i my z chaosem starliśmy się nie dalej jak dzień temu... waszych braci tam też pomściliśmy, to bardziej niż pewne. Matthias wpatruje się uważnie w oczy elfa... żadnym swym ruchem nie chce zdradzić wrogości.

Po Erscie nie było widać zmiany nastawienia. A przynajmniej po słowach Matthiasa w żaden sposób nie postanowił polecić swoim ludziom złożenia broni. - Tchórze! Leśniaki was tak wystrachały? Tchórze! - krzyknął w kierunku wycofujących się mężczyzn.

- Ja wam nie grożę człowieku. Rzekł za to spokojnie Matthiasowi, w tym samym czasie, elf. - Tu... Zatoczył ręką koło. - Tu dom nasz jest i to rzec możecie waszemu pracodawcy. Chcę tylko zapobiec jego zniszczeniu. Rację też masz mówiąc, że pokój utrzymać musimy i przeciw innemu wrogowi się trzeba zwracać. Część z was szczęściem to pojmuje. Część... natomiast na głupców wygląda Wymawiając ostatnie słowa zawiesił wzrok na żołnierzach.

- Rozumiem, rację masz... ja o swój dom walczyłbym do ostatniej kropli krwi, a pewnie i ty tak postapisz jeśli będzie trzeba. Pozwól odejść nam w pokoju elfie. Bądź pozdrowiony. Matthias oddaje delikatny ukłon, powoli opuszcza ręce i wycofuje się kilka kroków. Po chwili odwraca się i mówi głośno do zebranych ludzi. - Wracajmy do domu, nic tu po nas. Elfy będą się o swoje biły do końca... rozumiecie? Jeśli nie dziś to jutro... jak nie oni to kolejni... ich bracia. Wcześniej czy później was wybiją do nogi. Do rana wam sił i krwi nie starczy. W domu dziatki macie i żony, wracajcie do nich. Złotą koronę i jutro można zarobić... nic wam po złocie Untera jak u bram Morra staniecie. Ty zaś Erst, jesteś idiotą i swych ludzi na śmierć skazujesz...dla drewna, dla Unterów. Matthias wyciąga oskarżycielsko palec w stronę dowódcy żołnierzy. - Na mnie nie masz co liczyć, obraziłeś moich przyjaciół i tego tak też nie zostawię, to jednak poczeka. A ty Dolzer, ty w ślady Ersta nie idź, dobra to rada. Matthias zabiera swoją torbę podróżną i rusza śladem Wołodii i Alexa... po chwili odwraca się i czeka reakcji reszty swoich towarzyszy.

Wujaszek milczał bowiem przyjaciele jego powiedzieli wszystko co mieli do powiedzenia. On spokojnie podszedł do Ersta, kładąc mu dłoń na ramieniu rzekł mu patrząc prosto w oczy:

- Wyciągnij oręż przeciw elfom a krew się poleje. Chcesz mieć na rękach krew swych braci i przyjaciół? Zapytał retorycznie Wujaszek, nie czekając na odpowiedź dodał. - A więc głupcem jesteś niegodnym ich dowodzenia ani przyjaźni.

Odwrócił się do elfa i zrobił ku niemu kilka kroków. Ukłonił się lekko i rzekł:

- Wybacz Strażniku żeśmy zakłócili spokój Tobie i twym braciom. Zwady z wami nie zamierzaliśmy szukać. Przybyliśmy tu walczyć z Chaosem, a nie leśnym ludem. Wybaczcie. Gdybyście jednak potrzebowali pomocy w walce z Chaosem lub jego sługami, służymy pomocą Gdyby elf nic nie odpowiedział Anzelm zabiera się ze swoimi przyjaciółmi.

Elf skinął jedynie z szacunkiem głową Anzelmowi. Po Ernście widać też już było, że tracił pewność siebie...

- Gdybyście nie dezertowali, to nasza krew by się nie polała... Tchórze! Dezerterzy! Jego słowa jednak wskazywały na to, że bardziej docierało do niego to, że przeciwnicy prawdopodobnie zaczynają mieć coraz to większą przewagę, niż to że słowa wypowiedziane w jego kierunku w jakikolwiek sposób zmieniły jego przekonania.

- Wyłaźcie z ukrycia wy leśne tchórze! Wykrzyczał po chwili. Odzewu z ‘drugiej strony’ jednak nie było.

Kargun też nie chciał rozlewu krwi, ale też nie chciał stąd odchodzić z pustymi rękami odezwał się więc do elfa - Nawet my kahazadzi rozumiemy wasze prawo do tej ziemi, ale przecież moglibyśmy się dogadać. Ci ludzie - wskazał na drwali - mogli by wam zapłacić za pozyskane w waszym lesie drewno. Sami zdecydowalibyście ile można drzew wyciąć, a oni mogliby dostarczyć wam towary o które trudno w leśnej głuszy.

- Khazadzie. Elf popatrzył z góry na Jemiołę. – Jak mówiłem to nasz dom jest, nie wymienimy go w wątpliwej transakcji. Znajdzcie sobie inne miejsce, mało ich nie jest. To opuście. Rzekł ponownie elf.

Sytuację również pogodzić chciał Anzelm i szło mu to ładnie i składnie. Dużym zaskoczeniem było dla Matthiasa to co powiedział Aliquam. Wszem i wobec znana była niechęć leśnego do górskiego ludu i odwrotnie... tu jednak widać inna krasnoludzka cecha wzięła górę nad nienawiścią, krasnoludzka umiejętność robienia pieniądza i kupieckie pertraktacje. Elf jednak był nieubłagany, lecz za razem wyjątkowo opanowany. To oznaczać mogło tylko dwie rzeczy, albo jest tak pewny siebie i doskonale wie że wygrana jest po jego stronie, albo był mistrzem blefu. Tak czy inaczej, znaczyło to kłopoty i śmierć pośród najemników i ludzi z Beckerhoven.

Matthias czekał na decyzję, opętanego chęcią walki Ersta. Wiedział że jeżeli do starcia to opowie się po stronie Ersta i Dolzera... tak trzeba było. Szczerą nadzieję jednak miał Matthias że wszyscy pójdą po rozum do głowy i rozejdą się w pokoju. Z Erstem natomiast czekała jeszcze pogawędka, za nazwanie Matthiasa i jego kompanów tchórzami. Jak to rozegrać, Matthias jeszcze nie wiedział, jednak płazem tego puścić nie wolno by było. Dumę Matthiasa urazić było łatwo, a i jeśli roboty by szukali w Beckerhoven, to z reputacją tchórzy nikt ich nie zatrudni... to pewne, ja to że po nocy znowu jest dzień.

***

- Sigmarowi i Verenie dzięki za opiekę nad doczesnym życiem. W ciszy podziękował bogom Matthias za ocalenie khazadów i ludzi w tym i siebie samego. Podróżując spowrotem do Beckerhoven wszyscy humory mieli wisielcze. Erst jednak dał przemówić sobie do rozumu i nakazał odwrót, Dolzer posłuchał go i cały pochód ruszył w drogę powrotną. Erst zawrócił pewnie tylko dlatego że kompania najemna opuściła etatowych pracowników Untera. Co jak co, ale Matthias i reszta kompani zachowali się jak rasowi najemnicy. Ocenili sytuację i z przewagą doświadczenia nad żołdakami postanowili odwrót, zostawiając poniekąd, Ersta i żołnierzy samym sobie. Taki obrót rzeczy nie był dobry, tak nie można było zbudować szacunku... jednak ocalili skórę, a jutro też przecież jest dzień. Matthias dochodzić swego z Erstem miał i tego pomysłu nie zarzucił. Jednak Erst pod komendą miał ludzi za których odpowiadał i nie było by dobrze na szlaku kłótni wszczynać, by później w mieście przed Unterem się jak wyrostek tłumaczyć. O wszystkim, też Untera, Matthias nie chciał informować... to nie dziecinna zabawa.

W domu u Untera, Mordrin nie wiele robił sobie ze złego humoru pracodawcy. Wieści nie były dobre dla kupca i głowy tego domu. Tego jednak Matthias, ani nikt inny naprawić nie mógł, zresztą komu by zależało na samopoczuciu chciwego kupczyka... nikomu raczej. Najemnik wyraził swe zdanie, że do ochrony ich najął mości Unter, a nie do wszczynania wojny z sąsiadami, w szczegóności z elfami. Jeśli o takie usługi się Unterowi rozchodzi, to za mało ludzi ma i płace za niskie... zresztą Matthias na mordercę i rozbójnika nająć się zamiaru nie miał. Kiedy opuszczał już domostwo Untera, zatrzymał się by kilka słów powiedzieć Erstowi.

- Erst, słuchaj dobrze moich słów. W karczmie się zatrzymałem, w której wiesz dobrze. Szukaj mnie tam dziś. Tchórzem mnie nazwałeś i moich przyjaciół. Załatwić to trzeba jakoś. Jak? To już tobie pozostawiam. Jednak zachowaj się jak mężczyzna i dowódca. Czekam.

Po słowach tych Matthias ruszył z kompanią do karczmy. Ciarki przebiegały przez plecy Mordrina. ~ Cóż ja teraz mam zrobić... tak na śmierć i życie? Pierdolone to życie. Myślał najemnik.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 23-02-2013 o 07:13.
VIX jest offline