Czemu pokój Detlefa, czy też jego osoba tak niskimi się cieszyły względami inkwizytora, ze nawet wejść na dłużej nie raczył, a swym pachołkom nie nakazała wywrócenia wszystkiego do góry nogami? Tego Detlef nie wiedział, za to z przyjemnością skierował zainteresowanie inkwizytora w odpowiednią stronę.
A może nie tyle odpowiednią, co wygodną...
- Ani chybi uczynili to ludzie pani Weisser - stwierdził. - Łazili to tu, to tam, co chwila wybiegali z karczmy drzwiami prowadzącymi do tej części gospody. Mieli i czas, i okazję, bo my wszyscy byliśmy w karczmie, czego o nich powiedzieć nie można.
- Jeśli kto inny tu był, to pani Carla wiedzieć o tym powinna - dodał.
Gdy za inkwizytorem zamknęły się drzwi, Detlef rozsiadł się wygodnie, zastanawiając się, czy czasem tak inkwizytor, jak i Nele, nie szukają akurat tego samego.
Jeśli tak... Kto wie, czy znajdą.
Gdy tylko rozległ się dzwon Detlef zerwał się na równe nogi, pospiesznie szykując ekwipunek. I szykując się do ewentualnej walki, jako że alarm z pewnością nie był dziełem inkwizytora, który jeszcze kręcił się po pokojach.
Wyszedł na korytarz, by potem ruszyć przez podwórze do karczmy. |