Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2013, 23:11   #126
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Fakty o równowadze - Część II: Pieprzyć zasady, jestem piratem!

- Zaraz wszystko zrozumiesz Fauście, bo nie wiem czemu wciąż powtarzasz o herosach, kiedy ja ich na myśli nie miałam. -uśmiechnęła się Hera a jej ręce spłynęły na masywna pierś Gorta niczym dłonie pożądliwej kochanki. - A powiedz nam mój miły... -wyszeptała do ucha pirata. - Jak byś nazwał kogoś kto bez pozwolenia strażników wchodzi do twej celi by z tobą porozmawiać lub Cie uwolnić. Jaka czekała by go kara?
- Uhakika ni - blondyn rozpoczął od dziwnego języka, nie tyle licząc na brak jego zrozumienia przez boginię, co po prostu podtrzymując zabawę więźnia. - Ktoś był tutaj przed nami - powiedział rozbawiony.
- Był na drodze... a nie w celi.-odparła lubieżnym głosem Hera zerkając na most i lekko przygryzając ucho Gorta.
-- Ma rację kido- stwierdził Kronos niechętnie. - Póki ktoś nie zajedzie z mostu może czuć się bezpiecznie. - po tych słowach przeniósł swe jedno oko na rycerza rozpaczy. - Wybacz, że przeze mnie zboczyłeś ale wyglądałeś tak zabawnie że nie mogłem sobie tego odpuścić. -stwierdził z szerokim uśmiechem widocznym na odsłoniętej części jego twarzy.
- Zabawnie...zboczyłem?!... czy ja się śmieje!? Warknął rycerz wskazując na kronosa.
- O CZYM TY GADASZ?! - ta wypowiedź bardziej przypomniała ryk potwora niż zwykły krzyk.
- O tym że z takim stylem nigdy nie znajdziesz dziewczyny. -odparł Kronos cmokając lekko ustami. - Nie myślałeś żeby zrzucić tą pokraczną zbroję i zarzucić jakieś wygodniejsze ubrania? Nawet ja żeby mieć co jeść musiałem się trochę małżonki naszukać... -zakończył z chichotem ale szybko umilkł pod srogim wzrokiem Hery.
Nawet Calamity zaczął się domyślać że prowokuje go do jakiegoś aktu agresji w jego stronę.
- Co...chcesz zyskać... z tej... prowokacji... - rzekł ponownie rycerz, prawie ignorując naigrywanie się z niego.
- A co próbuje osiągnąć swym życiem każda istota? Jak sądzisz নাইট*- odparował pytaniem więzień.
Zbrojny nie wiedział jak ma odpowiedzieć na to pytanie, zabulgotał tylko niezadowolony i odwrócił z powrotem wzrok na Herę.
- Spokojnie, paniusiu - powiedział Gort nie wiedząc za bardzo jak powinien zareagować, więc jedynie delikatnie chwycił kobietę za barki i spróbował odsunąć ją od siebie. - Nie wiem w co z nami pogrywasz, ale ja tu przyszłem na rozróbę, a nie na zabawy z kobitkami.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie chłopcze. -odparła odsuwając się lekko od Gorta z wyraźnie urażoną miną.
- Ah tak - zastanowił się pirat z wyraźną ulgą na twarzy. Widocznie nie znosił dobrze krępujących sytuacji. - Więc... nazwałbym go... sprzymierzeńcem? A sprzymierzeńców się nie karze... tak myślę.
- Dla tego mój ojciec jest dla was miły, traktuje was jak sprzymierzeńców. -odparła Hera z uśmieszkiem i kontynuowała temat. - A gdyby do celi wszedł w tym momencie strażnik. Kim dla niego byłby ten obcy?
- Pewnie intruzem którego trzeba złapać i postawić przed sądem - odpowiedział Gort, wzruszając ramionami.
- My... jesteśmy... tymi intruzami... Wtrącił zbrojny powoli chwytając za rękojeść.
Hera zaś radośnie klasnęła w dłonie. - Dokładnie, bystry jesteś puszeczko. -stwierdziła puszczając zalotne oczko do rycerza po czym zwróciła się do Fausta. - Tak więc nie walczysz o rozmowę, ona jest bonusem strażniku. Walczysz o wolność, nie z herosem zaś z innym więźniem. Czy próbowałeś stąd wyjść? -zapytała zupełnie zmieniając temat.
- Wiesz, Hero, podoba mi się twój sposób myślenia - strażnik ideału zwanego równowagą przemówił, tym razem wyciągając emocje z nieco innego bieguna swej własnej duszy. - Za wszelką cenę chcesz postawić się w sytuacji, w której każdy wynik jest twoją wygraną. - blondyn podzielił się swym spostrzeżeniem, tak jakby jej podstęp był oczywisty nawet dla osobników z końca drabiny zwanej zdolnościami intelektualnymi.
- Jeśli twój więzień wygra, intruz z głowy - blondyn kontynuował dopiero po krótkim westchnięciu, oraz napełnieniu płuc nowymi porcjami powietrza. Bogini miała nieco racji, jej moc, albo specyfika tego miejsca nie pozwalała odwiedzić pobliskiej winnicy w najszybszy z możliwych sposobów. Najwyraźniej sytuacja robiła się napięta, zaś ślepe podążania za instrukcjami uzbrojonej w biel zdawało się być coraz bezpieczniejszą opcją. Jednak nigdy nie chodziło właśnie o nie, raczej o coś, co przyświecało mu od dawien dawna.
- Jeśli zaś ja wygram, jeden z więźniów wiecznego więzienia odejdzie, by przepłynąć przez Styks - dodał po chwili, na wszelki wypadek, jakby nie będąc pewnym czy bogini jest świadoma każdego grama zysków płynących ze swej propozycji.
- Zaryzykuj coś, nie można zyskać nie stawiając czegoś na szali. - kusił niczym nie-do-końca boski wąż. - Tak, by umowie towarzyszyła równowaga - dodał po chwili, oblizując delikatnie swoje wargi. Postronni świadkowie mogli teraz podziwiać blondyna w pełnej krasie - jego koszula zaczynała delikatnie falować.
Zbrojny chwycił się za głowę, dyndającą bezwładnie do tej pory dłonią, jakby próbując zebrać i nie wypuścił z głowy kołatających się bez przerwy myśli. Chyba tylko jego silna wola powstrzymywała go od bestialskiego ataku na boginię. Oddech rycerza zaczął przyspieszać, do nienaturalnej prędkości...by nagle zastygnąć bez ruchu niczym ponury posąg, postawiony na cześć “nieszczęścia”. Z jego ust zaczęły wypływać niezrozumiałe dla nikogo słowa, które bardziej przypominały bulgot, niż jakikolwiek używany język. Zaraz po tym zachwiał się mocno, przy czym wygięty do tyły tak bardzo, że kuc który zdobił jego hełm musnął o ziemię. Dla postronnych było to dziwne z jakiego konta by na to nie spojrzeć, jednak dzierżyciel, rozpaczy wygięty w ten sposób przemówił.
- Dlaczego... istniejecie... - zaczął prostując się na chwilę, by znów powrócić do swej przygarbionej postury. - Nic... dobrego nie robicie... przynosicie tylko... nieszczęście... - Calamity łypnął fioletowym okiem na Herę. - A więc... i mnie... - Po tej wypowiedzi, wlepił wzrok w tajemniczy kamień po którym obecnie stąpali wszyscy zgromadzeni.
- Was... to bawi? Czy... cudze... cierpienie, żal...smutek... tak bardzo was... bawi... - Zbrojny spojrzał na swoją metalową rękawice, z nawet jemu nieznanego metalu, zaciskając i zwalniając powoli niewidzialny przedmiot. - Czy to... był kaprys... wam podobnym...że powstałem? A może wciąż... mieliście... za mało ludzkiego cierpienia... więc potrzebowaliście... “Avatara”. Czy to był... wasz kaprys...ze stałem się czymś mniej... niż człowiek, a jednocześnie... czym więcej? Na swej... drodze...spotkałem wiele... wykolejonych bytów... ale wy... - Uniósł palec w górę, wskazując wyraźnie na coś nad nim. - Jesteście... na pierwszym miejscu... zepsucia... Istoty które powinny...być prawe... to smutne, bardzo smutne... - Rycerz uronił pojedyncza łzę, nie z tych nieskończenie płynących z jego pustych jakby się mogło wydawać oczodołów. Ta była krystalicznie czysta, kiedy opadła na czarny kamień. - Błagam...nie przedłużajmy tego...chce stąd...wyjść... - Ponownie zwiesił głowę nie ukrywając psychicznego zmęczenia, jednocześnie zaciskając łapsko na rękojeści “Despair”, aż rękawica złowrogo zaskrzypiała. Wydawałoby się że miecz jest niezwykle zniecierpliwiony, drgając sporadycznie w dłoni właściciela.
Hera po słowach Fausta chciała wyraźnie odpyskować, lecz kolejny monolog tym razem wypływający z ust rycerza rozpaczy wyraźnie ją zaskoczył, o czym świadczyło nagłe ściągnięcie przez nią ust i lekkie uniesienie brwi. Nawet jej magia jak gdyby na chwilę zwariowała bowiem kobieta z giganta na powrót powróciła do normalnych rozmiarów, zaszokowana sposobem w jakim przybysz zwraca się do bogów... a może głęboką prawdą przed którą Bogini starała się ukrywać?
Czym jest równowaga? Czy można nazwać ją prawem, które gwarantuje równe traktowanie każdego? Jeśli istota jest traktowana przez innych z góry, powinna mieć prawo do tego samego. Kim jest ktoś, kto może decydować o potędze innych, o wpływie na nich? Czy strażnik nie powinien od czasu do czasu przypomnieć że równowaga daje prawo, by każdy wbił się na dowolny poziom, wykorzystując w pełni swój potencjał. Gdzie w oddali rumak pochodzący ze stajni Posejdona parsknął, jakby przytakując uczuciom kłębiącym się w duszy blondyna. Ten zaś chciał zniknąć, stając się sługą i panem wiatru w jednym. Pozycja uzyskana na świecie nigdy nie była stała, ulegała ona ciągłym zmianom. W końcu do czego dążyło szaleństwo, które obecnie zdawało się być największym zagrożeniem dla równowagi? Do, o Minerwo, ironio, oraz każda inna muzo z tego, jak i innych światów - absolutnej, niemalże całkowitej równości. Świata, w którym wszystko było utwardzone, a wszyscy tacy sami.
Chociaż wszystko działo się w jakże krótkim odcinku czasu, na twarz blondyna zdążył wypłynąć uśmiech, tym razem płynący jednak nie do końca z jego serca. Zdawało się, że jest to katalizator znajdujących się w nim emocji. Szczęścia. Zaskoczenia. Oraz narastającego zniecierpliwienia charakteryzującego kata przygotowującego się do wyroku, szukając jednak swej broni. Wiatr jednak odrzucił prośbę, jak i rozkaz. Zdawał się milczeć, tak jak i blondyn, który zamiast swego ruchu, będącego szybszym niż mrugnięcie oka. Jedynym, co ciągle było na miejscu, był on sam, stłamszony przez otaczającą go wielkość. Na skraju jego świadomości po raz kolejny pojawiło się coś, tak jakby blondyn miał zostać nie tyle użytkownikiem boskiej energii, boskim zabójcą, co raczej psychoterapeutą. Blondyn otworzył nieco swój umysł, badając istotę nowego, czy może starego gościa?
Wiadomość była zaś bardzo krótka...niczym więzienny gryps? A może po prostu rozmówca z niego żartował. Tak czy owak brzmiała ono następująco.
- By wygrać zrozum zasady więziennej Gry. Klucz, skład i kajdany. Krony - ostatnie słowo brzmiało niczym podpis. Po Kronosie jednak nie dało się niczego wywnioskować bowiem jak gdyby nigdy nic przemówił do zbrojnego.
- Czemu Bogowie powinni być prawi? -odezwał się Kronos, jednak po jego minie dało się wywnioskować, że tez traci trochę pewności siebie. - Jesteśmy bytami większymi od was, czy zabicie mrówki jest uczynkiem złym? Czy zamknięcie jej w słoiku i obserwowanie jak się męczy uznasz za grzech czy dziecięca zabawę, która pozwala młodym lepiej poznać świat? - to mówiąc krzesło więźnia podsunęło się do rycerza. - Zadałem Ci wcześ... -Kronos jednak nie zdążył powiedzieć bo o to w słowa wszedł mu Calamity.
- Czy znęcanie się... nad słabszym bytem... przynosi wam... radość...spełnienie? Wyjaśnij mi... proszę... - Rzekł bardziej ponuro niż zwykle, zwieszając nisko głowę.
Kronos lekko się uśmiechnął mówiąc. - Do tego zmierzam, mon bon, do tego zmierzam. -mówiąc to jego oko spoczęło na otworze w hełmie Calamitiego a on kontynuował urwaną myśl. - Pytałem Cię po co żyjemy. Każda istota żyje po to by cieszyć się życiem, by czerpać z niego radość. To nadrzędny cel istnienia. A czym że jest szczęście dla więźnia który w samotności siedzi już od tysięcy lat? Oczywiście kompan do rozmowy, nic innego nie może przynieść tyle radości co w końcu dialog z kimś. Nawet z mrówką. -mówiąc to przymknął oko i uśmiechnął się. - Radość jest samolubna. Przynajmniej dla Bogów..
- Nie powinno... was być... nie powinno...jesteście złem... nigdy wcześniej nie spotkałem... tak plugawej istoty… Rycerz poderwał głowę gdy przemówił Kronos.
- To wy nas stworzyliście. Jeżeli jesteśmy źli to za wasza sprawą. -stwierdził hardo uwięziony byt. - Kłamstwem jest, że Bogowie stworzyli ludzi na swoje podobieństwo. To wy stworzyliście nas wedle swej wyobraźni, wasze zmartwienia i wątpliwości podyktowały nam jak mamy wyglądać. Jeżeli jesteśmy parszywi i brudni to jest to tylko i wyłącznie wasza zasługa.
- Więc... trzeba... posprzątać... “po sobie”. - Rzekł Calamity wyciągając powoli miecz. Rycerz pogładził ostrze i przemówił bezpośrednio do oręża.
- Despair... wychodzi na to... że częściowo też... ponosimy winę... - Zbrojny przyłożył klingę do ucha. - Milczysz... zawsze milczysz...masz prawo do tego... - pokręcił głową, po czym wykona parę gwałtownych wymachów, przecinających ze świstem powietrze. Zaraz po tym, oparł miecz za szyją przybierając swoją postawę bojową. “Upadek z takiego wysoka, zaboli nawet Boga.” rzekł w myślach, dzierżyciel rozpaczy. Jego umysł był oczyszczony z niepotrzebnych myśli, wystarczył jeden impuls aby ta kupa metalu rzuciła się na tego który zwie się “Bogiem”. Nie miał pojęcia czy chociaż dotrze do krzesła gdzie jest jego cel, ale wiedział za to że nie może tak po prostu zostawić czegoś tak plugawego samemu sobie. - Twórca... może zniszczyć... swoje dzieło... nieprawdaż?... Mon...Bon -
- Hej! Mówiłem że on jest mój! - zawołał Gort, bez wahania chwytając otwartą dłonią za ostrze Calamitiego. - Prędzej czy później dostanie za swoje, a na razie pozwól mu mielić ozorem. Poza tym zobaczmy najpierw co wymyśli Blondas, bo żeby zabić boga musimy najpierw znać jego słaby punkt.
Nie wiadomo skąd pirat o czymś takim wiedział, ale wyglądał na dość pewnego siebie i zdecydowanie nie chciał pozwolić Calamitiemu na bezmyślne zaatakowanie Kronosa, który według Fausta posiadał moce podobne do niego samego i w tym momencie Czarnoskóry uważał go za swojego ostatecznego rywala. Po chwili zaś Gort zdał sobie sprawę, że z jego potężnej dłoni spływa struga krwi z rany powstałej od schwytania miecza.
Dało się usłyszeć głośne zgrzytnięcie zębisk rycerza, gdy Gort wszedł mu w drogę.
- Racja...przecież... go zaklepałeś... - Calamity stuknął się w hełm. - To było...bardzo samolubne... z mej strony... wybacz. - Z tymi słowami Despair spoczęło na barku rycerza. Mógł zaczekać...


Hera zerknęła na rycerza i uśmiechnęła się słodko. - Umknęło to mojej uwadze... Więźniowie nie mogą mieć broni. - po tych słowach pstryknęła palcami a Despair wyparował. Zniknął nagle z dłoni przeklętego rycerza, jak gdyby nigdy ko tam nie było Pożeraczka kóz puściła rycerzowi oczko po czym nagle przedstawiła nowa ofertę.
- Zależy wam na wolności? - to pytanie skierowane było do Gorta i Calamitiego. - Jeżeli tak mogę was puścić... o ile zostawicie tu swego blondwłosego kompana na kare aż po kres jego dni.
 
Tropby jest offline