Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2013, 17:25   #116
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Buttal spojrzał na swego towarzysza i licząc że ich goście nie są erudytami (Zresztą nie wyglądali na takich), rzekł po krasnoludzku:

- Jakiś pomysł jak im dowalić i nie stracić dostępu do klucza? - po czym uśmiechnął się złośliwie i rzucił do strażników:

- Panowie wybaczą, ale nam tu dobrze. Więc poraźcie nasze uszy imionami wspólnych znajomych albo idźcie zobaczyć czy was gdzieś nie ma - Sytuacja wyglądała kiepsko. Jakoś mu się nie wierzyło że to oryginalni strażnicy. Tacy nie pieprzyli by się z kluczami tylko klawisz by im otworzył przekazując więźnia. Ale nie mieli broni...ani nic innego. Przeleciał szybko w głowie wszystkie kieszenie myśląc usilnie czy coś mu się nie ostało. Niestety się nie ostało. Równocześnie Torrga westchnął i spojrzał na towarzysza:

-Ty chyba pierwszy raz urywasz się z pierdla...- rzucił po krasnoludzku i podszedł do kraty z ponurą miną, wyciągając dłonie w stronę kajdan. Strażnik sięgnął w ich stronę by skuć więźnia po czym jęknął zaskoczony, gdy dwie szerokie dłonie chwyciły go za nadgarstek i z całej siły pociągnęły do przodu. Twarz mężczyzny podającego się za klawisza w sposób bardzo niedelikatny spotkała się z kratą. Torrga szybko otoczył jego szyję oraz kark ramionami, podduszając go i przytrzymując przy kracie

-Klucz!- wrzasnął, z całych sił trzymając i uniemożliwiając złapanie oddechu swojej ofierze. Drugi strażnik wytrzeszczył oczy, zaskoczony takim biegiem wydarzeń.

Widząc, że jego towarzysz na chwile przejął kontrolę nad sytuacją, Resnik podbiegł do drzwi i przełożywszy rękę przez kratę - otworzył je. Następnie szybko doskoczył do trzymanego przez Torgiego strażnika i ogłuszył go ciosem znajdującego się na podorędziu stołka w łeb.


Mężczyzna sapnął, wytrzeszczył oczy a następnie zwiotczał, kiedy improwizowana broń w rękach krasnoluda niezbyt delikatnie zderzyła się z jego skronią. Nie pomógł hełm, nie pomogła twarda czacha. Strażnik osunął się na ziemię, wypuszczony z uścisku Torggiego:

-Za tobą! - Ostrzegawczy wrzask Nolly'ego sprawił że kurier odruchowo szarpnął się do tyłu, unikając bolesnego ciosu pałką w czaszkę. Mimo to uderzenie przeszło mu po barku, pozostawiając po sobie bolesne siniaki: - Pierdolone karły! - klawisz, który klawiszem na pewno nie był, ze wściekłym grymasem na twarzy odskoczył do tyłu. Zza pleców wyjął brzydko wyglądający, ząbkowany nóż.


Widząc kolejnego niewprawnego napastnika Buttal wyszczerzył radośnie zęby, przeżucając swój płaszcz przez ramię. Walczył w dostateczniej ilości karczemnych awantur by wiedzieć jak uniknąć wściekłego nożownika.

- No choć - rzucił zachęcająco. Zdecydowanie chciał sobie z nimi porozmawiać. Cala sprawa nie podobała mu się coraz bardziej. Nikt nie przybiegał, a ci tutaj nie byli strażnikami - to znaczylo że są spore szanse że cos jest baaardzo nie tak.

- Chuj z rozkazami, zajebię! - wycharczał przez zęby, przesuwając się to w prawo, to w lewo. Nie przewidział jednak jednego, a dokładniej: mściwości Nolly'ego któremu jeszcze przed chwilą próbował przejechać pałką po rękach. Obdartus gwizdnął przez zęby, a kiedy przebieraniec odwrócił w jego stronę wzrok, dokładnie na jego czole rozbił się kubek. Wiedząc że lokator sąsiedniej celi opróżnił go w trakcie ostatniej partii pokera, Buttal prawie współczuł oślepionemu żółtą cieczą przeciwnikowi. Nolly musiał napełnić kubek w stojącym pod jego pryczą nocniku.

Buttal nie zwlekał długo. Po prostu podkutym butem kopnął faceta w jaja. Gdy ten się przewrócił, odkopał jego broń i czekał aż się uspokoi. Zdecydowanie miał pare pytań. Rzucił za ramię: -Dzięki chłopie, jestem ci dłużny po czym spojrzał złośliwie na swoje nowe źróło informacji:

- Kto was przyszłał. I jak żeście tu wleźli

Mężczyzna z trudem starł obrzydliwą ciecz z twarzy i spojrzał zawistnie na krasnoluda:

- Pieprz się... Obrócił głowę gdy Torrga z dość sugestywnym zgrzytem wyjął z pochwy ząbkowany nóż należący do jego kolegi. Uśmiechnął się lekko:

- To co? Tniemy po po jajcach? -zapytał, niepokojąco wesoły.

- Nieee, wtedy może niewyraźnie mówić - odparł po zastanowieniu Butta

l - Ale może palce?O, albo uszy. - Po czym spojrzawszy na lezącego typka wyjaśnił: - I tak się dowiemy,więc po co komplikujesz?

-Ja... Ja nie wiem... Miał kaptur i mówił z szefem... - wybełkotał, widząc zbliżającego się Torrgę: - Nie przyglądałem się... Mówił że będzie można bez konsekwencji wpierdolić konusom...

Wcisnął się w kąt kiedy Torrga zaczął podrzucać ostrze w dłoni: -Konusom mówisz... ? Zbir pobladł.

- Dobrze, to może tak. To jest twoim szefem i gdzie go teraz znajdziemy - zapytał krasnolud zgrzytajac zębami. Tajemniczy facet w kapturze, zadziwiające ile osób jest skłonnych dla takich pracować. Cóz, przynajmniej wiedział już z kim trzeba gadać... A właśnie: - I jak tu weszliscie, czemu strażnicy was wpuścili? - zapytał jeszcze, chyba znając odpowiedź.

- Ja... Mamy wsparcie... Jeszcze kilu chłopaków kręci się po areszcie. Stłukli i związali wszystkich strażników. Tego wąsatego sierżanta musieli zamknąć w izolatce dla więźniów, tak się rzucał...

- Kilku znaczy się ilu - zapytał z naciskiem Buttal . Straznicy byli dla nich mili a ci nazwali ich konusami. Dalszy ciąg był oczywisty... - Torgi, przeszukaj tamtego i zobacz czy ma coś jeszcze z broni. Wpierdolimy panom.

- zaordynował uśmiechając się przeraźliwie. Bambaryły, konusy, co to za miasto. Kurier nie sądził by jego kolega mial coś przeciwko załatwieniu tych tutaj.

[i]- Mamy dwa noże, dwie pałki, garotę i... O! Kieszonkowa kusza z harpunowatym bełtem pokrytym jakąś trucizną[i/]- Torrga uśmiechnął się samymi ustami, wyjmując to z małej kabury opuszczonej przez przesłuchiwanego draba:

- Broń zakazana w większości cywilizowanych krajów pod karą śmierci lub okaleczenia... Przekonajmy się dlaczego. Opuścił broń i bez ogródek strzelił przerażonemu mężczyźnie w twarz. Następnie rzucił broń na podrygujące ciało zakapiora:

-Mój wuj dostał z czegoś takiego w oko- wyjaśnił, podając towarzyszowi jedną pałkę - I tak, wpierdolimy panom...

- No, to się nazywa podejśćie. Powiem tak, jestem zmeczony tym szajsem i nie chce mi się wymyślać planu, po prostu tam wpadamy i napierdalamy jak leci, pasuje ?- zaproponował Buttal kierując się ku drzwiom. Kiedy Torgi znalazł sie na pozycji. Otworzył je gwałtownie i wypadł z dzikim wrzaskiem.

Trzech zakapiorów w zakurzonych ubraniach i z chustami na twarzach w zaskoczeniu spojrzało na dwóch uzbrojonych i mocno wkurwionych brodaczy. Stali nad dwójką związanych i zakneblowanych strażników. Jeden ze spętanych przedstawicieli prawa podwinął się i niezgrabnym kopnięciem uderzył jednego z nich w kostkę.

Buttal nie czekał na nic, rzucajac się natychmiast na najbliższego z przeciwników i próbując walnąć go pałą.

Jego zamaszysty cios trafił zupełnie zaskoczonego bandytę. Lekko zbyt dalekie wysunięcie do przodu naraziło go na odwet jego kompanów...który nie nastąpił. Widzac to Torgi naparł z bara na napastnika po lewo, rzucając go na ścianę. Wierny kompan Resnika syknął z bólu, lecz jego przeciwnik nie był zdolny nawet do tego. Ostatni z dośc, jak było widać, miernych napastników pozbierał sie po kopniaku straznika i rzucil się na Buttala, waląc go w... wywinietą kieseń. Prachnąwszy pogardliwie krasnolud władował mu łokieć w kość policzkową, kończąc walkę.

Torrga rozejrzał się po małym pobojowisku, uśmiechnął lekko i splunął. Dopiero wtedy otrzepał rękawy: -Ja pierdolę, co za miernoty...- charknął, rzucając Buttalowi nóż:

- Weź rozwiąż chłopaków... Powoli zaniemówił, słysząc stłumione przekleństwa i łomot dobiegający zza mocnych, zbrojonych żelazem drzwi usytuowanych zaraz obok wejścia do aresztu.


- No to kurwa nie jest nawet śmieszne. Powinniśmy dostać premie za znoszenie tak obraźliwych akcji. To znaczy ja tobie chyba powinienem dać za to premie bo mnie to raczej nie dadzą za to że się nudziłem.- zachichotał Buttal rozcinając strażników. Powoli odwrócił się w stronę hałasu, po czym zapytał strażników: - Ilu ich jeszcze tu było?

- Nie wiem dokładnie, opadli nas jak muchy...- strażnik krzywiąc się zaczął rozmasowywać nadgarstki - Na pewno było ich więcej... I mówili że obstawią posterunek

-A tam kto jest?- Torrga stuknął w drzwiczki, co wywołało kolejną falę bluzgów: -Tam?- strażnik zaśmiał się, by po chwili pobladnąć jak ściana i spojrzeć z przerażeniem w kierunku źródła hałasu: - Sierżant Colonesku...

- Dobra,widać trzeba będzie ich poszukać. Ale najpierw wypośćmy sierżanta - podsumował Buttal, ruszając ku drzwiom. Po chwili próbował już je otworzyć

Drzwi otworzyły się po odsunięciu szczebla. Nim krasnolud zdążył cokolwiek zrobić, szara smuga przeleciała ponad progiem, skosiła jego oraz Torrgę by finalnie zacząć szarpać się z drugim z brodaczy. Po kilku sekundach Colonesku zamarł, z dłońmi na uszach Torrgiego a stopą wojownika na swojej twarzy: - Chwila...- wymamrotał zduszonym głosem- Gdzie te skurwysyny... ?

Lekko oszołomiony Buttal wskazał ręką na trupy i podjął nieśmiałą próbę żartu: - Przykro mi, sierżancie, ale nie udało się panu ich ocalić, nasz areszt prewencyjny nie zadziałał. Po czym dodał już normalnym tonem: - A teraz zechcą panowie chwile poczekać, idziemy po pozostałych

-Poczekać?!- sierżant poderwał się na równe nogi, pomagając Torrdze wstać: - Niech mnie szlag trafi jeśli będę czekać! Te sukinsyny napadły na mój posterunek, pobiły mnie i moich ludzi i jeszcze żartowały sobie z tego!

Colonesku darł się jak opętany a jego twarz czerwieniała z każdą sekundą wywodu. Finalnie, przypominał wąsaty pomidor na żylastej szyi: - -KURWA NIE NA MOJEJ WARCIE! NIE W MOIM MIEŚCIE!

- ryknął, zgarniając pałkę należącą do jednego z bandytów i ruszył do drzwi wyjściowych. Kopniakiem otworzył je, wyszedł... i wrócił kilka sekund później, klnąc, pochylając się i uciekając przed świszczącymi mu nad głową bełtami: -Kurwa mać! Co tu się dzieje?!- wydarł się jeszcze raz, padając pod oknem.Pociski zaczęły gęsto latać przez otwarte odrzwia i zbite szyby. Jeden świsnął Buttalowi nad głową.

- Co się dzieje? ten miły pan o którym hipotetyzowałem nasłał oddział zbójów na wasz posterunek. Gdzie nasze rzeczy? Wezmę zbroję, pistolet i pośle bydło do piachu - wyjaśnił rzeczowo Buttal, po czym nagle czerwieniejąc na powrót wspomnienia, wydarł się w stronę drzwi:

- I zobaczymy kto tu kurwa jest konusem

-Tam- sierżant wskazał na szafkę koło biurka, zamkniętą na solidna kłódkę. Z łańcuszka na szyi zdjął klucz i rzucił go krasnoludowi - Kurwa mać, tak być nie może. Od czasu "otwarcia miasta" pierdoleni południowcy przybywają tutaj, myśląc że to jakieś wypizdowo bez żadnych praw i panoszą się jakby byli panami świata... Ale to!? Wyjrzał przez okno i od razu schował głowę: -To już kurwa niewybaczalne!

Buttal wziął klucz, wyciągnął swoje oraz towarzysza graty i zaczął je na siebie zakładać. Wdział zbroję, talizman, zabrał cała broń. Sprawdzając pistolet rzekł cierpkim tonem: - Jedno gwarantuje, jednego południowca czy huj wie skąd on tam już rano tu nie będzie o ile tylko go znajdziemy. Następnie zajrzawszy do szafki czy nie wciśnięto tam w ramach dowodu automatycznej kuszy powtarzalnej, poczekał na Torgiego.

Tkwiła tam, ledwo wciśnięta do małego schowka .Colonesku zaś splunął na bok: -Mówiłeś że jutro macie pójść do Jarla? Chuja! Jeśli to przeżyję, zrobię taką burdę że te pieprzone biurokraty przepraszając was na klęczkach puszczą nas do wodza. Bo ja też tam pójdę. Żaden sukinsyn nie będzie napadł bezkarnie funkcjonariuszy straży, ani tym bardziej zlecał tych napaści!

Buttal szamocąc się z lekka wyciągnął swój nowy nabytek kuszopodobny i zaczął sprawdzać. O tak. Siła ognia. Spojrzał na sierżanta i powiedział: -Tak, jutro. Powiedziano mi że i tak mam szczęście. Po czasie to się zastanawiam czy nie chcieli tam łapówki ale postraszyłem pracodawcą i powiedzieli jutro. Jak nasz faktor chciał się umówić powiedzieli mu tydzień. To rozumiem że to pierwszy raz taka napaść? To trzeba ich serio zabić co by się naśladowcy nie znaleźli - po czym podszedł do okna wychylił się, przeczekał salwę i wychylił się z kuszą. Zaczął strzelać.
 
vanadu jest offline