-
Durni wy! - Warknął Aliq do Untera i Ernsta. -
Zabij elfa jednego, to zlezie się za trupem setki innych. One nie mają co robić, tylko gzić się i strzelać z łuków, więc pewnie w obu tych rzeczach są nieźli i jest ich dużo. A jak sam sobie drewna urąbać nie potrafisz, tylko wynajmujesz do tego szwadron ludzi to gratuluję! - Splunął gęsto pod nogi mężczyzny. Wkurzali go tacy, ale sieki im z mordy nie mógł teraz zrobić, bo źle by to wyglądało w świetle prawa. No chyba, że to oni by zaczęli, na co skrycie liczył.
Stanął obok Matthiasa, gdy ten rzucał wyzwanie.
-
Mnie dziś szukajcie u boku przyjaciela w karczmie, jeśli życie wam niemiłe i obelgi wobec nas nie odwołacie. - Powiedział dumnie się prostując.
Ernst jednak okazał się w gorącej wodzie kąpany, chciał wszystko załatwić teraz i tutaj.
-
Który tylko zechce, przeciw mnie stanąć? - Spytał głośno.
i]- Który jeszcze cioty?! Ty... mały chyba też byłeś chyży w mordzie? Obić ci mordę?! [/i]- krzyknął jeden z ochroniarzy w stronę Aliquama, dając mu odpowiedź na jego pytanie.
Pysznie...
Krasnolud zacisnął obie pięści, szczerząc się złowrogo.
Rzucił się na ochroniarza, skacząc na niego, próbując go wywalić. Ten zrzucił go z siebie, próbując walnąć na odchodne, ale bez skutku. Khazad od razu spróbował zaatakować normalnie, celując w najcenniejsze klejnoty jakie posiadał mężczyzna. Cwaniak jednak uchylił się, wyprowadzając kopniaka, który trafił krasnoluda prosto w brzuch. Trochę zabolało, ale przynajmniej adrenalina zaczęła szybciej krążyć. Aliq uderzył pięścią w brzuch, jednak tuż przed kolizją, przeciwnik zbił jego cios, próbując skontrować, co jednak i jemu się nie udało, dzięki zwinności starego, który następnie naskoczył na wroga, próbując podciąć mu nogi, jednak podczas tej niefortunnej próby, jedna z kończyn nieprzyjaciela, grzmotnęła khazada w jajca, przez co pisnął z bólu i z trudem utrzymał się na nogach, gdy oczy na chwilę zaszły mu mgłą. Kolejna wymiana niecelnych, lub za słabych by wywrzeć na kimś wrażenie ciosów, nagle przerodziła się w nagłym i potężnym piorunem, którego błyskawicą była pięść krasnoluda, a grzmotem jego okrzyk.
Khazad nagle znalazł się nieco z boku przeciwnika bez imienia, trzasnął go prosto w nerę, cios wydawał się wyglądać jak nabijanie świni na hak w rzeźni, a krótki wrzask wroga, zabrzmiał jak jej kwik. Padł na ziemię, wijąc się na ziemi, mrucząc ciężko z bólu.
Aliquam potrząsnął dłonią, którą zadał jeden celny cios i ponownie powalił przeciwnika. Ta sama pięść, co przy powaleniu giganta z karczmy.
Spojrzał wilkiem na Ernsta.
-
Następnym razem i ty padniesz jednym ciosem... ale mojego topora, nie pięści - Warknął pomagając wstać Mordinowi. -
Jeszcze się spotkamy... - Powiedział spokojnie zmierzając ku wyjściu.
Jebańce! Ogłuszyli mu przyjaciela i powyzywali! Jakby Ernst nie był po walce z kuzynem Aliqa, to chętnie porwałby za ostrze, wyzywając go na uczciwy, poważny pojedynek, ale teraz nie było możliwości na taki.
Ale będzie. Wkrótce.