Gdy w oddali zamajaczyła sylwetka siedziby firmy zleceniodawcy Bumeranga, Azjata zszedł do ładowni. W chwili, kiedy Shin pomyślał, że lata temu ludzie musieliby własnoręcznie dźwigać takie rzeczy, podziękował w duchu za za roboty, które ich w tym wyręczały. Dzięki tym wszystkim ułatwieniom ludzie zdawali się jednak zbyt zawierzać sprzętom.
Na sygnał, że funkcje życiowe Sancheza ustały, Shin tylko westchnął pod nosem. Nikt nie mógł mu już pomóc, skoro on, medyk, leżał ranny. Z braku lepszego zajęcia poszedł do baru na statku. Wypicie szklanki jakiegoś alkoholu było obecnie chyba najlepszą opcją pożegnania kompana. |