W tym czasie Arasaadi łupiąca martwego Szamana znalazła nagle coś, co wydawało się na tyle istotne, by i powiadomić kogoś z grupy...
-
Raetar, obejrzysz to? - Zagadnęła mężczyznę.
-Pokaż.-spytał mag pocierając dłonią kark i uśmiechając się lekko.-
Cóż tam znalazłaś.
Kobieta podała Samotnikowi dosyć gruby zwój zapisany w jakimś archaicznym języku...
Mag przyjrzał się zwojowi po czym schował mówiąc.-
Dzięki, przyjrzę się temu jak tylko sytuacja się uspokoi.
Przesunął spojrzeniem po złodziejce.-
Co jeszcze... przywłaszczyłaś?
-
A niiiiiiic... - Zrobiła niewinną minkę, z uśmieszkiem czającym się w kącikach ust.
-Pokaż, pokaż... przecież ci zdobyczy nie odbiorę z rączek.-odparł Samotnik z ironicznym uśmieszkiem.
-
No... - Ociągała się Arasaadi -
Amulet i parę świecidełek... - W końcu wyciągnęła z kieszeni owe zdobycze, pokazując Samotnikowi -
A na zwoju co napisane? - Zaciekawiła się.
W dłoni kobiety, były trzy przedmioty warte uwagi.
Dwa pierścienie zapewne wykute z pomocą magii. I złowrogo wyglądający
wisiorek.
-Odczytam później... Nie ma się co spieszyć.-odparł wymijająco Samotnik zerkając w stronę negocjatorów.
-
Chcesz jeden? - Kobieta wyciągnęła ku Raetarowi dłoń, na której leżały dwa pierścienie...
-Jeden by się przydał.- rzekł mag wybierając jeden z pierścieni na chybił trafił. Po czym zerknął w kierunku krasnoludów. -
Wygląda na to, że czeka nas spanie wśród brodaczy.
-
Jak się do mnie przykleisz, to mi obojętnie gdzie będziemy spać - Uśmiechnęła się odrobinkę prowokująco.
-Jak się do ciebie przykleję, mogę nie dać ci spać.-odparł Samotnik ze śmiechem. I spojrzał na pobojowisko.-
Poza tym... coś nam nie idzie subtelne podkradanie się do celu. Najpierw masakra maruderów, potem płonąca karczma, teraz to... subtelność godna pijanego sło.. niedźwiedzia.
-
No wiesz... - Zamrugała teatralnie oczętami -
Można spać i...”spać” - Zaśmiała się już głośniej, perliście -
A co do naszej wesołej gromadki... jakoś sobie radzimy, bez... większych strat. Wiadomo, że to chyba cud, że jeszcze nie wie o nas pół Faerunu, ale może i mamy sporą dozę szczęścia? A to...chyba też się liczy - Wzruszyła ramionami -
A po walce jak się czujesz, nie trzeba co opatrzyć? Bo ja na przykład, nieco zadraśnięta jestem... - Odchyliła połę płaszczu przy biuście, jednocześnie i kciukiem jedną stronę dekoltu mocno odchylając, ukazując nieco większy widok na bok swej piersi.
-
O tu, widzisz? Takie zaczerwienione... - Zamruczała bezwstydnie.
-Kto wie czy nie zatrute... Może trzeba będzie wyssać jad.- Raetar nachylił się w jej kierunku i prowokacyjnie musnął wpierw językiem, a potem ustami to zaczerwienienie.
-
Ałć! - Zgrywała się Arasaadi, i trzepnęła Raetara dłonią po ramieniu -
I co, poważnie to wygląda? Z godzinę jeszcze wyżyję? -Z moim... leczniczym dotykiem, na pewno.- odparł Samotnik przykładając dłoń do “ranki” i rzeczywiście przesyłając palcami dłoni leczącą energię.
-
Hmmm... - Zamyśliła się jasnowłosa -
Tak... tak w... sobie jeszcze nikogo nie miałam! - Wypaliła nagle.
-Nie po drodze było ci z kapłanami i ich magicznymi berłami ?- zapytał żartobliwie Raetar.
-
Berła zdecydowanie nie odpowiadały... - Mrugnęła do Samotnika, po czym zagarnęła włosy za ucho, całkiem chyba dla niego -
Nie myślałam, że będziemy rozważać takie sprawy na polu bitwy, ale w sumie niemal każde miejsce dobre, czyż nie? - Mrugnęła.
-Znałem taką.. co... była naprawdę dzika po kłótni lub po walce. Więc... cóż...- wskazał palcem Meggy zwracającą żywność do rzeki.-
Jedne rzygają, inne podciągają suknie. Różne są kobiety na tym świecie.
-
A ja do których się zaliczam? - Arasaadi spojrzała na Raetara z lekko przymkniętymi powiekami.
-Do tych... zagadkowych. Nie zdziwiłbym się gdybyś miała jakieś szalone zabawy z kochankami w przeszłości, na pograniczu złapania...-rzekł żartobliwie Raetar.
-
A co mnie zdradziło z tymi kochankami? - Kobieta wróciła do przeszukiwania zabitego Orczego Szamana -
No bo...z kochasiami, to wiadomo... ale jak wpadłeś na resztę? - Spojrzała na niego na moment z wymalowanym na buźce perfidnym uśmieszkiem...
-
O! - Wyciągnęła trupowi z cholewy buta znajomy przedmiot -
Różdżki nie potrzebujesz? -Różdżka zawsze się przyda.- odparł z uśmiechem mag, a pytanie złodziejki skomentował słowami.-
Dzięki intuicji, zapewne tylko dzięki intuicji się domyśliłem.
-
Aha - Zrobiła poważną minę, po chwili jednak parsknęła śmiechem -
Ale ty wiesz słodziutki, że ja wiem, że ty wiesz, że ja sobie jaja robię? - Posłała Samotnikowi powietrznego całusa.
-Taaak. Ale czasem należy podjąć grę...- dalszą wypowiedź Raetara przerwało szalone działania Saebrineth. Mag potarł podstawę dodając.-
Lepiej się nią zajmijmy zanim narobi kłopotów.
Po czym ruszył w kierunku szalejącej elfki.