Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2013, 21:02   #11
Fielus
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Kotołak westchnął.
- A zatem oszukujesz, Pani. Niech będzie...- Sięgnął po swoją laskę i płynnym pociągnięciem dobył z niej szpady. Pierwsze szybkie cięcie spadło na krępujące mężczyznę więzy, kolejne zostały wycelowane w nadciągające rośliny. Jednocześnie kątem oka Zaccaria próbował swym krystalicznym umysłem ogarnąć przeznaczenie tajemniczej “tablicy wyników”, oraz swoistego “uskoku” na przestrzeni rzeczywistości. Czyżby tam kryło się przejście pomiędzy “pokojami” Wieży?
Ostrze błyskawicznie przecięło nadchodzące pędy, nie brudząc się nawet przy tym. Kilka fragmentów zieleniny, ku uciesze domorosłych wegetarian zostało oderwane od swej matczynej łodygi, przypominając teraz nieco przerośniętą wersję ruccoli. Baron nie mógł poradzić, by ukryć uśmieszek wychodzący na jego usta. Niestety, szybko ustąpił on zwykłemu wyrazowi jego twarzy, gdyż rozcięte pęte zostały zastąpione kolejnymi.
Anicostin ciął więc dalej, wyciągnąwszy jednak wnioski z tej krótkiej lekcji. Przetrzebiając kobierzec zieloności przed sobą posuwał się naprzód, kierując się w stronę niedawnego jeszcze pobytu Otohy Nanako - Pani Ogrodu. Nie zanużył się jednak ponownie w wodzie - wiedział, że tam jego szanse zmaleją drastycznie. Jako kot nie przepadał zbytnio za moczeniem futra, jako człowiek tendencję tę podtrzymywał. Zatrzymał się zatem na samym brzegu i rozejrzał, szukając Nanako.
Wszystko zawało się nie iśc po myśli tego, kto projektował to roślinne więzienie, bowiem kolejne pędy padały jeden za drugim, zaś droga zaczynała być nieco bardziej przyjemną wersją zwyczajnego spaceru. Coś, co w jego rodzinach nazywało się “nordic walking”, tutaj miało nieco inny wymiar. Najwyraźniej tutejszą formą kijów były ostrza do odpędzania pędów. Wszystko było przyjemne, pozwalało baronowi zapomnieć o smutku płynącym z jakże mylnej gry słów, przynajmniej póki w zasięgu wzroku nie pojawiły się trzy zielone niedźwiedzie.
Wolną ręką Zaccaria dobył swojej drugiej broni - rewolweru.
- Pani, pojaw się tutaj.- Rzucił w przestrzeń władczym tonem.- Nie leży w mojej naturze dewastowanie roślinności, zwłaszcza o takich wymyślnych kształtach.-
Mimo wszystko nadal czujnie obserwował zielone misiaczki, szukając ich połączenia z glebą. Wnioskował, że Nanako ma w tym ogrodzie władzę nad roślinami, podobnie jak Anicostin w pewnym stopniu mógł narzucać kotom swoją wolę. Domyślał się również, że te roślinne zwierzęta, chociaż w jakiś tajemniczy sposób mobilne jak naturalne pierwowzory, wciąż były roślinami, ergo musiały być przymocowane łodygą do gleby. Przerwanie tejże łodygi powinno więc wyłączyć je, chociaż częściowo, z gry.
Teoria barona była nad wyraz słuszna, bowiem każde ze “zwierząt” połączone było z ziemią przez długą, wywodzącą się z ogona łodygę. Ot, malutki chołd w kierunku swej matki, gleby. Najwyraźniej Zaccaria nie znajdzie wyzwania w tym ogrodzie.
- Lady Nanako Otoha, nakazując ci pojawić się, miałem na mysli: NATYCHMIAST!- Zaccaria wypowiedział kolejny rozkaz. W jego głosie dało się znać jedynie spokój, żadnego uniesienia, czy gniewu, jednak wiadomo było, że ignorowanie go - jak w przypadku każdego kota - może prędzej czy później zostać potraktowane jako bezpośrednia obraza.
Na razie kotołak zadowolił się metodycznym odcinaniem niedźwiedzi od ziemi.
Jednocześnie jego umysł wciąż pracował nad rozwiązaniem tajemniczej zagadki: Kim może być ??? z “tabeli wyników”, nadal unoszącej się nad ogrodem?
Czyżby w krzakach krył się ktoś trzeci?
Metodyczne pozbawianie połączenia zwierząt z ziemią miało sens, dopóki te nie zaczęły działać jako drużyna, dokonując tej zmiany bez niemalże żadnych przesłanek. Baron nie miał więc wyboru i podczas ataku jednej z roślin wdał się w bliższy kontakt z niedźwiedziem. Ten zaś, za sprawą niezwyłej dla kotołaka siły, oraz zwyczajnego rozpędu, sprawił że wylądował on na ziemi. Stado zataczało teraz wokół niego powolne koła, zaś wszystkie łodygi wydawały się łączyć w jedną.
Agresor, który pełnił teraz rolę najbliższej kochanki więźnia, sapał złowieszczo, zaś z jego ust zaczynały skapywać kropelki dziwnej wydzieliny. Co dziwne, baron zdał sobie sprawę z bólu wywołanego rozcięciami na klatce piersiowej, oraz leżącej na nim masy dopiero, gdy zauważył brak układu trawiennego rośliny. Czyżby był uratowany? Coś, co delikatnie łaskotało jego ręce, oraz barki, rozchodząc się od łap niedźwiedzia podpowiadało mu, że niezupełnie...
Baron odetchnął głeboko i zaczekał, aż wszystkie rany na jego ciele zasklepią się cudownie. Zbrojną w rewolwer ręką wymierzył w kierunku przygważdżającego go niedźwiedzia i wypalił w jego podgardle, jednak pocisk przemknął między właśnie utworzoną dziurą między pędami.
Mężczyźnie wyrwało się z ust bardzo szpetne przekleństwo.
- Więc nie chcesz przyjąć kuli jak grzeczny zwierzak? A co powiesz o ostrzu?-
Ścisnął mocniej miecz i postarał się wbić go w bok głowy roślino-bestii.
Otoha Nanako, narazie przynajmniej, nie miała zamiaru zaszczycać kotołaka swoją obecnością. Zaccaria podejżewał, że była ona jedynie projekcją rajskiej wersji Edenu, nie mającą swojego odbicia w jego mrocznym wydaniu. Cóż, będzie więc zmuszony odnaleźć ją później, by poskarżyć się na jej... ignorancję, względem osoby Anicostina.
Najwyraźniej wydzielina, która skapywała na ciało barona, miała być dla niego ostrzeżeniem, bowiem gdy tylko ostrze rozcięło znajdującego się nad nim niedźwiedzia, do jego uszy doszedł syk będący zwiastunem czegoś złego. Broń, którą dzierzył, właśnie otrzymywała większe rany niż on.
Baron uśmiechnął się smutno. Lubił tę laskę... Teraz jednak nie było czasu na roztrząsanie wspomnień związanych z bronią. Zmienił formę i jako kocur wyskoczył spod zdezorientowanej bestii. W kilku susach postarał się też zwiększyć dystans. Narazie bezpieczniej dla niego było pozostać w kociej formie, skoro stracił jedyną broń sieczną... Swoje kroki skierował w kierunku uskoku rzeczywistości.
Szczęśliwie dla kotołataka jego zwierzęca forma była cieżka do zauważenia, przynajmniej póki nie została zestawiona z czymś jej podobnym. W tym wypadku rolę “przeciwnika”, czy też osoby znajdującej się na najmniej lubianej pozycji w grze w berka przejął kot, zaganiający swój cel do dziwnej sceny - czarnowłosy mężczyzna w płaszczu tego samego koloru stał otoczony swymi uczuciami przed, zaś z perspektywy Zaccarii - za dziwnym zwierzęciem. Najwyraźniej każde ze stworzeń w tym ogrodzie, łącznie z goniącym go kotem, było zielone, wszystkie były więc potencjalnymi sojusznikami, jeśli nie tworami Otohy.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline