Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2013, 21:41   #11
Alejandro
 
Alejandro's Avatar
 
Reputacja: 1 Alejandro nie jest za bardzo znany
Malcolm nie zdąrzył się poruszyć, a już dobiegł go głos krwiopijcy:

- Jak szybko zmienił się obieg krwi i stuk twojego serca na mój widok, kochany - zauważył Lucyan, była to typowa reakcja śmiertelnych na jego towarzystwo - Nie staraj się ukryć, nie mam złych zamiarów wobec ciebie, odzież twa śmierdzi padliną... - dodał z uśmiechem, wampir rozpoznał, co to może być za postać.

Malcolm rozejrzał się szybko dookoła sprawdzając, czy mógłby jakoś uniknąć konfrontacji z wampirem. Nagle jego wzrok napotkał dwoje nienawistnych oczu, z których biło złowrogie, czerwone światło. Poczuł tylko dziwny ciężar na żołądku i po chwili zaskoczony Lucyan widział już tylko kamienny posąg patrzący gdzieś w przestrzeń. Zaniepokoiło go to, bo nie wyczuł tu żadnego niebezpieczeństwa, a coś, co zamieniło nekromantę w kawał głazu, nie mogło być zagrożeniem banalnym. Po chwili poczuł dłoń na ramieniu i ktoś obrócił go plecami do ściany. Po raz kolejny poczuł wielkie zaskoczenie, bo osobnik zdecydowanie również był wampirem.

- Istnienie ci niemiłe? Tu nie jest dla nas bezpiecznie! Jeśli nie chcesz zginąć przez najbliższy kwadrans, radzę ci iść ze mną.



Wielkie było zdumienie Lucyana, nie spodziewał się spotkać kogoś ze “swoich” w tym zapomnianym mieście. - No cóż, idziemy - odparł, postanowił uważniej obejrzeć wampira, zaciekawił się cóż to za jeden...

- Jesteś zbyt pewny siebie, nieznajomy. Zupełnie jak ja, gdy tu przybyłem i tylko dlatego ci pomagam. Ale teraz wiem, że pojawienie się tutaj było błędem. To miasto jest najgorszą rzeczą, jaka może spotkać wampira. Gdybym mógł, uciekłbym stąd dawno temu. Chodźmy, ale nie patrz zbyt wysoko, może patrzeć.

Obcy trzymając wzrok na poziomie ulicy, a jednocześnie będąc tak czujnym, jak tylko potrafił, ruszył przed siebie. Nie patrzył na nowego.

Lucyan postanowił obejrzeć nieznajomego, postanowił, że zagra w tą dziwną grę, nie mógł sobie wyobrazić, co przeszkadza temu nieśmiertelnemu opuścić te miasto.
- Chciałbym spoczątku wiedzieć, z kim to idę nie wiadomo dokąd? - odparł - I co to za strach taki w twych słowach? - dodał.

Nieznajomy odwrócił się błyskawicznie i spojrzał mu w oczy. W jego wzroku Lucyan dostrzegł śmiertelną powagę.

- Jestem Vincent von Zelhi i byłem wiek temu księciem na tych ziemiach. Niestety Słopienie nie notorycznie uchylały się od podatków, więc pofatygowałem się tu osobiście. To był największy błąd, jaki popełniłem. Co to za strach? To proste. Czarny sprzątacz dopomina się o swoje. Tu.

- Czarny sprzątacz? I kiedy dokładnie przyjęłeś śmierć? - Lucyan zaciekawił się słowami Vincenta, czy mogła to być prawda, że był tutaj tak znaczną osobą...

Wampir uśmiechnął się kątem ust, ale był to raczej grymas, a jego oczy pozostały zrezygnowane.

- Śmierć... Od stu siedemdziesięciu dwóch lat myślałem, że śmierć pozostanie dla mnie jedynie abstrakcją, czymś co roznoszę, ale zawsze dotyczy innych... Potem pojawiłem się tutaj i musiałem zweryfikować poglądy. Mam dwieście siedemdziesiąt pięć lat. Z czego ponad sto spędziłem uciekając tu przed ponownym zgonem. Czasem myślałem już, czy się nie poddać... Bo co to za egzystencja? Nieustannie boję się, że jest to moja ostatnia godzina!

- Któż to Ci tak strach wprowadza? Po ostatecznej śmierci nic nas już nie czeka, lecz tutaj ani słońce, ani śmiertelne siły nam nie zagrażają.

- A czy ja boję się śmiertelników, albo słońca? Panują tu siły, przy których my jesteśmy niczym. Czarny Sprzątacz upodobał sobie to miasto jako siedzibę swojego pupilka. Gdy ktoś z naszych spojrzy mu w oczy, zmienia się w kupkę popiołu. Jak działa to na śmiertelników, miałeś okazję zobaczyć.

- Hm, jak dojdziemy do miejsca, opowiesz mi więcej o tym stworzeniu... - ponuro odparł Lucyan.
 

Ostatnio edytowane przez Alejandro : 27-02-2013 o 21:49.
Alejandro jest offline