Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2013, 17:03   #105
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Matthias przysłuchiwał się z uwagą rozmowie pomiędzy swymi towarzyszami a Unterem. Napiętą atmosferę dało wyczuć się bezbłędnie. Ludzie Untera, żołnierze i służba, również byli obecni przy rozmowie i widać było że starają się być gotowi do obrony swego pana jeśli zajdzie taka potrzeba. Matthias wydłubywał sztyletem brud spod paznokci, wsparty plecami o ścianę...wzrok wbijał wciąż w dowódcę żołnierzy Unterów, herr Ernsta. Ten ostatni jednak nie zwracał uwagi na Matthiasa, zajęty był dogadywaniem i wspieraniem swego pana, którego ton i znaczenie słów nie była zbyt pochlebne dla Matthiasa i jego przyjaciół. Kompania była obrażana raz za razem i potrzeba chyba było cudu żeby obyło się bez większego sporu. Cudu, albo słów Anzelma. Kiedy Wujaszek wtrącił się do rozmowy, Matthias liczył nie tyle na ciekawe przedstawienie, ale na załatwienie sprawy dyplomatyczne i na poziomie...tak też może by i było gdyby nie ten buc, mości Ernst, kawał kretyna i barana, którego szorstki język sprowadzi kiedyś na niego śmierć, to pewne. Chwilę później kompania opuszczała już dom Unterów zniesmaczona, częściowo tym że roboty nie udało się wykonać, ale głównie dlatego że Unter i jego podwładni potraktowali najmitów jak przybłędy co to miecza przy pasie nie noszą. Do bram, kompania eskortowana była przez Ernsta i jego ludzi. Wtedy też wywiązała się nieciekawa rozmowa pomiędzy Matthiasem a Ernstem, oraz Aliquamem i jednym z podwładnych dowódcy żołnierzy Untera.

Wszystko co nastąpiło w tej chwili z założenia miało poczekać, odbyć się później, spokojnie i z pomyślunkiem, jednak po słowach Ernsta, z pierwotnego planu pozostały jedynie wspomnienia. Matthias nie układał już dłużej swych słów w grzeczności i żołnierskie morały. Tam gdzie do rozmowy doszło, pomiędzy Matthiasem a Ernstem, tam też konflikt ten miał się zakończyć... lub dopiero zacząć być poważniejszym niż był dotychczas. Ernst dopytywał o czas, miejsce i broń pojedynkową, a Matthias w ten czas zaciskał już pięści. ~ Możemy załatwić to tu i teraz pizdo! Słowa Ernsta wypowiedziane przy wszystkich brzmiały w głowie Mordrina echem.~ Już nie będzie odwlekania, śmieciu. Pomyślał Mordrin i rzucił się na dowódcę żołnierzy. Szybkim, krótkim doskokiem chciał skrócić dystans i wyprowadził cios głową w klatkę piersiową Ernsta. Zadaniem powracającej do pionu głowy miało być zdzielenie przeciwnika potylicą w podbródek. Cóż, sprowokowany bezczelnymi słowami, pod adresem swym jak i swoich kompanów, Matthias nie mógł dłużej pozwolić sobie pluć w twarz... dużo nie ma co mówić, Mordrinowi puściły nerwy, a złość szukała ujścia.

Taran baranem nie udał się tak jak Matthias by sobie tego życzył, niestety. Ernst przytomnie zszedł z drogi rozpędzonemu najemnikowi i zaserwował cios lewą ręką z odlewu...nie tak bolesny dla ciała jak dla duszy. Widać że Ernst znał się na rzeczy i walka na pięści nie była mu obca. Po zadanym trafieniu, dowódca Unterskich żołnierzy odskoczył w tył i zwiększył dystans. Tylko tyle jednak by móc wyprowadzić, prawą nogą potężnego kopniaka. Wachadłowy ruch, wyciągniętą nogą, nie osiągnął jednak celu. Noga Ernsta została odbita sprytnym i wyćwiczonym blokiem Matthiasa. W stylu najemnika, było by zawsze po bloku, skontrować lewym hakiem prosto w szczękę. Pamięć mięśni Matthiasa była dobra, ramiona jeszcze młode i silne. Zaciśnięta pięść leciała w stronę głowy Ernsta lotem błyskawicy, ten jednak, z wielką szybkością, odchylił głowę do tyłu. Unik ten, jeśli udany był wytrawną taktyką, często trenowaną i stosowaną przez Albiońskich pięściarzy. Erns jedank, choć był doświadczonym żołnierzem i do włóczni i miecza nawykł, to daleko mu było do górali z Wyspy Mgieł, tych ostatnich Matthias poznał kilku podczas Zachodniej Wyprawy, od nich też dowiedział się że w pozycji w jakiej teraz był Ernst doskonale jest wypróbować inną Albiońską technikę. Matthias złożył nogę w kolanie i wyprowadził ją dynamicznie do przodu...wychylony głową do tyłu a brzuchem do przodu Ernst nie spodziewał się tego. Kolano najemnika weszło gładko w napięty kałdun dowódcy straży...cóż z tego skoro cios okazał się słaby...Ernst choć zaskoczony to szybko oprzytomniał i zrewanżowął się prawym prostym. W cios ten włożył dużo siły, szczęściem nie sięgnął on twarzy Matthiasa. Po tej krótkiej wymianie, Matthias i Ernst odskoczyli od siebie...tylko po to by złapać oddech...i wrócić do wymiany obuchów.

Matthias zoierntował się że i khazadzki wiarus, Aliquam, wdał się w potyczkę na piąchy...cóż można było tylko pozazdrościć mu tych pięści, twardych i ciężkich jak głazy, oczywiście znaczyło to że nad losem jego przeciwnika można było jedynie zapłakać. Na obserwowanie barczystego górnika czasu jednak nie było. Erns już szykował się do natarcia...zrzucił z siebie tylko krępujący ruchy kubrak i odpiął pas z mieczem...podobnie postąpił Matthias. Na zdjęcie kolczugi czasu nie było, trudno, nie takie trudy się w życiu miało. Ernst wypadł do przodu serią prostych ciosów...jednak żaden z nich nie sięgnał Matthiasa. Ten ostatni znalazł szczęściem lukę w obronie Ernsta i spróbował chwytu za głowę. Traf chciał że chwycił za włosy Unterskiego sługusa i kiedy już chciał o ścianę nim trzasnąć, ten wyrwał się, tracąc przy tym solidną kępę włosów. Matthias czująć że Ernst uchodzi za cenę swych włosów, zdecydował się na cios losu i nie patrząc uderzył młotem z góry. ~ Dzięki Vereno za ten celny traf. Przemknęło przez głowę najemnikowi. Krew pociekła z kącika ust Ernsta i na jego twarzy zagościł gniew, widać było że ten pokaz celności wyprowadził Unterskiego śmiecia z równowagi.

Znów odskok i z ciężkim oddechem łyk powietrza. Pęknięta warga Ernsta i całkiem nietknięte lico Matthiasa, to jednak miało ulec zmianie w ciągu najbliższych kilku chwil. Skok i Matthias już siedział okrakiem na powalonym żołnierzu. Ernst próbował jeszcze kilku ciosów na oślep, ale żaden z nich nie osiągnął celu. Z drugiej strony Matthias, zadał kilka celnych uderzeń pięścią wprost na twarz przeciwnika. Twarz Ernsta powoli zamieniała się krwawą papkę. Szczęściem nikt do walki się nie wtrącił. Matthias przerwał okładnie Ernsta i szykował się do ostatecznego ciosu kiedy otrzymał cios łokciem, prosto w nos, w zęby. Krew zalała dolną część twarzy najemnika. Kopniak i pocałunek podeszwy buta posłał Matthiasa na podłogę. Ernst dźwignął się na równe nogi, Matthias również...obaj wyglądali jak by przebiegło po nich stado koni. Uwadze Matthiasa nie umknęła, sławna już poniekąd, pięść Aliquama zakańczająca jego spór z żołnierzem Unterów...jak bardzo Matthias też chciał już skończyć tę walkę...wiedział to tylko on sam.

Wszystko zwolniło jakby. Ruch który miał pochwycić przedramię Ernsta był tak powolny że Matthias myślał że nie może się udać...i miał całkowitą rację. Ciężko oddychając, obaj rzucili się na siebię. Kolejna wymiana ciosów, żaden nie trafia, obaj znów od siebie odskakują. Samemu nie wiedzieć czemu, ale Matthias rzuca się przed siebie z ramionami wyprostowanymi na całą długość i próbuje chwycić Ernsta za gardło, żałosny ruch i pełen obaw przed przegraną. Dowódca wojowników Untera, uchyla się dość szybko, zważając na rany i wyczerpanie, i uchodzi przed chwytem. Matthias próbuje jeszcze kopnąć odskakującego oponęta, ale i ten ruch spełza na niczym i pozostawia tylko okropny bół w kostce i pięcie. Grymas bólu na twarzy Mordrina i dostrzeżona w tym szansa wygranej dla przeciwnika. Jednak Ernst zbyt wcześnie chciał upajać się wygraną, Matthias świadomie usunął obolałą nogę i nie dał jej sobie złamać w kolanie, podstępnym kopniakiem z prawej strony.

Wcześniej czy później musiało do tego dojść. Matthias i Ernst uścisneli się niczym brat z bratem po długiej rozłące. Mordrin jeszcze próbował założyć chwyt na nadgarstek przeciwnika, ale mieszanina potu i krwi na rękach oraz utrudniająca ruchy kolczuga nie pozwoliły na to. Ernst zamachnął sie łokciem i uderzył najmitę w czoło posyłając go tym samym na deski. Skoczył na Matthiasa i zaczał obijać mu twarz, raz za razem, prosty, prosty, z lewej w policzek, z prawej w żuchwę i jeszcze kilka po skroniach, przez zasłonę dłoni Matthiasa próbującego chronić twarz. Kilka chwil później to Matthias siedzi na Ernście. Seria ciosów na głowę, niumiejętnie, bez taktyki. Czoło, skroń, ucho, znowu ucho, lewe i prawe, szczęka i nacisk na nos. Krew sączy się potężnie z twarzy obu walczących. Prawdą jest że taki stan rzeczy mogłby trwać jeszcze kilka chwil, jednak tego dnia bogowie spojrzeli na Ernsta przychylnym okiem. Dowódca straży celnie uderzył głową w czoło Matthiasa, a ten leżąc pod Ernstem, wychamował cios potylicą o posadzkę. Mroczki w oczach pojawiły się dopiero w chwili kiedy Aliquam dźwigał już na nogi Matthiasa. Po fatalnym ciosie, Mordrin stracił przytomność. Trwało to tylko chwilę, jednak wystarczyło by to Ernst wygrał pojedynek tego dnia. Jakby przez głębię wody, Matthias słyszał słowa zwycięskiego w swym pojedynku khazada, groźby i obietnice porachunków pod adresem Ernsta i jego ludzi. Aliquam wyprowadził najemnika z posiadłości Unterów i pomógł iść do momentu aż Matthias nie ogarnął wreszcie tego co dokładnie się stało. Za późno by kontynuować walkę...czas w sam raz by siąść i płakać nad przegraną.

***

Do domu Wolfengerów Matthias poszedł, lekko utykał na prawą nogę, fakt, ale cóż było zrobić, tak to już bywa, raz na wozie, raz... z obolałą nogą. Aliquam chciał odprowadzić Matthiasa do karczmy, ale najemnik zbył swe sińce machnięciem ręki. Mordrin wiedział że obitą twarz i bóle w stawach przeminą wraz z kilkoma następnymi wschodami słońca, nie pierwsze to i nie ostatnie były baty które zebrał w swym życiu. Duma jednak nie leczyła się szybko, jeśli wcale. Teraz nawet pokonanie Ernsta, w kolejnym pojedynku, nie dałoby pełnej satysfakcji...tym bardziej że wszyscy kompani byli świadkami tego zdarzenia. Choć trudno było to przyznać przed samym sobą to Matthias unikał rozmów i spojrzeń towarzyszy broni. Gdzieś po drodze do domu Wolfengerów, Mordrin zdołał wymyć twarz z krwi i poprawić ubranie, które miejscami było porwane. Tu jednak nawet długa kompiel nie pomogłaby, twarz była obita i puchła z każdą chwilą coraz to bardziej. Jednak, pomimo wszystko, miecznik Mordrin wiedział że jeśli teraz nie stawi czoła swym znajomym i wrogom oraz światu to jutro będzie mu ciężej...nie jeden raz widział jak po przegranej wielu najmitów potrafi zamienić swą porażkę w żart przy użyciu sprytnych, zabawnych i nie raz sprośnych słów. Matthias żałował że tak nie potrafi. Zacisnął spuchnięte i popękane wargi...pociągnął nosem i wypełnił gardło pełną krwi plwociną...splunął wulgarnie na płot przed domem Wolfengerów. Do krwawej śliny, ściekającej z płotu, przystawił swój pysk jakiś bezdomny kundel, po chwili zlizał ją i pobiegł dalej w sobie znanym tylko kierunku. Tego jednak Matthias nie widział już bo przekraczął próg domu synów Ulryka. Wszedł ostatni, we wstydzie i ze spuszczoną głową, tak by nie robić złej opinii swym kompanom. Zaproszeni na salony, wszyscy usiedli wygodnie, a Matthias poczuł się tak bardzo nieswojo że mało nie zwymiotował. Głowa domu Wolfengerów, Ulrich, poświęcił Mordrinowi dłuższe spojrzenie, jednak nie zbity z tropu w żaden sposób rozpoczął wyjaśniać powód swego zaproszenia.

Matthias słuchał Ulricha i dostrzegł w jego słowach szansę na cień zemsty na Unterach za to jak potraktowali jego samego jak i przyjaciół po mieczu...lecz szczególnie jego samego! Słuchał i aż palił się do wypowiedzi, ale poczucie porażki studziło jego zapędy niczym kubeł zimnej, źródlanej wody wylany na głowę. W końcu jednak nie wytrzymał i wtrącił się do rozmowy.
 
VIX jest offline