Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2013, 23:29   #110
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Shannon była wielce zadziwiona praktycznym podejściem teologów Kongregacji do innych wyznań. Nic na siłę... tak chyba brzmiała wyznawana (i stosowana) przez nich zasada. Nie było żadnych prześladowań, żadnego tępienia. Delikatnie i powolutku przystosowywano stare wierzenia do nowych zasad. Macie jakieś dobre bóstwo? Oczywiście to jest Jedyny ukrywający się pod innym imieniem. Czcicie go na swój sposób? A cóż w tym niewłaściwego, jeśli to nie wchodzi w konflikt ze świeckim prawodawstwem. Wprowadzimy tylko kilka drobnych korekt. Wasze święta staną się naszymi i z wzajemnością. I wszystko będzie cacy. Jeśli nie chcecie - nikt was do niczego nie zmusi. Żyjcie sobie, jak chcecie. Ale broń was Jedyny, jeśli złamiecie prawo. Nie pomoże wam nic i nikt, nawet wasi bogowie. Kongregacja miała swoje sposoby na niepoprawnych grzeszników i nie wahała się ich użyć.

Jakie to były sposoby Shane się na razie nie dowiedziała. Zapewniono ją tylko, iż nie wiązało się to z upieczeniem na wolnym ogniu. A może po prostu zbrodniarzy i zatwardziałych heretyków wysyłano za Mur? W celach badawczych? Mocno wątpiła, bo kto by chciał w ten sposób powiększać szeregi wroga, a przyczyniając się do paskudnej śmierci nieszczęśnika, ściągać sobie na kark fatum w postaci żywotrupa.
Z drugiej strony... Kevin przeprowadził całkiem zgrabny wywód, zgodnie z którym takie działanie byłoby zupełnie bezkarne. W każdym razie ona nie zamierzała tego sprawdzać w żaden sposób - ani na cudzej skórze, ani tym bardziej na własnej.

Jedyny, ogólnie mówiąc, reprezentował siłę stwórczą, porządek i prawdę. Wielun natomiast fałsz, chaos i zniszczenie. Jeden i drugi mieli swój panteon świętych, popleczników czy innych proroków. Wyznawanie Wieluna było generalnie zakazane prawem świeckim, bowiem wiązało się z łamaniem innych jego przepisów.

Niektórzy wierzyli, że ci obaj antagoniści czasem zsyłali na tutejszą ziemię swoich wysłanników. Swoich anielskich, albo demonicznych sług. Na ile to było prawdą, tego Shane nie potrafiła się dowiedzieć. Zmyślny zaświadczał, że tak, Puchacz sceptycznie się uśmiechał. Faktem pozostawało, że niektórzy obarczali Wieluna odpowiedzialnością za katastrofę i powstanie Złych Ziem.

Skoro nadarzyła się sposobność wypytali się również o charakterystyczne pozdrowienia i inne regułki wypowiadane przy najróżniejszych okazjach.

Gestem, jaki wykonywali ci, co wyznawali Jedynego, był rysowany kciukiem na piersi okrąg, przekreślony na skos od lewego ramienia.
W żadnym wypadku nie należało rozczapierzać dłoni i wyciągać jej czyimś kierunku. Gest ten na całym znanym obszarze Przymierza symbolizował wszystko, co było związane z przeklętym kultem Wieluna. Gdzieniegdzie można było za to dostać jedynie w zęby, a gdzieniegdzie - trafić do lochu, albowiem ci, którzy powoływali się na Wieluna nie cieszyli się zbyt wielką popularnością czy wśród możnych, czy wśród pospólstwa. Puchacz po cichu przestrzegł ich także przed innymi, mniej jednoznacznymi religijnie, za to dość nieprzyjemnymi dla odbiorcy. Niektóre z nich były zapewne dość uniwersalne, bowiem i Shane, i Kevin część z nich sobie kojarzyli.

Kevin, jakby mało mu było oficjalnej narzeczonej, wypytywał również o podejście do związków oficjalnie nie usankcjonowanych tudzież prostytucji. Życie na kocią łapę było niezbyt mile widziane, ale od biedy tolerowane, w przeciwieństwie do powszechnie karanego cudzołóstwa. Prostytucja była w jednym mieście oficjalnie uznawanym zawodem, w sąsiednim - musiała schodzić do podziemia, a panny nią się zajmujące musiały uważać, żeby nie trafić do beczki ze smołą, a potem do wora pierza.
Czegoś takiego jak rozwód, ani boskie, ani świeckie prawo nie przewidywało. Shan pomyślała więc, że wypadałoby się dobrze zastanowić zanim wkroczy się na drogę bez powrotu, jaką była instytucja małżeństwa. I czy lepiej nie zostać etatową narzeczoną, bez większych zobowiązań.

Ogólna zasada funkcjonowania w tym niemal jednowyznaniowym społeczeństwie w przybliżeniu brzmiała: “Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, chyba że - jak się okazało po kilku kolejnych wyjaśnieniach Puchacza - można było na tym zarobić. Wyglądało to Shannon dość znajomo. Tak zwana religijność na pokaz. Odświętna i praktyczna, za przeproszeniem. We własnym grajdołku i za zamkniętymi drzwiami większość przestawała się przejmować tym, co Jedyny musi sądzić o swoich wiernych czcicielach.

Ciekawą dość rzeczą było, że w społeczeństwie nie znano magii. Nie było żadnych magów, magików, czarodziejek, czarownic, co to niby jednym gestem potrafiliby rozpalić ogień czy zwalić z nóg zbrojnego rycerza. Nie wzywano demonów czy innych złych duchów, nie rzucano uroków, nikt nie sporządzał miłosnych eliksirów.
Istniała co prawda alchemia, ale - jak stwierdził Ari - więcej miała wspólnego z chemią, niż z zamianą ołowiu w złoto.

Ogólnie biorąc Shane uznała, że w tym świecie da się - przy zachowaniu odrobiny ostrożności - jako tako żyć.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline