Pozwolę sobie na małą dygresję do wcześniejszego punktu w dyskusji.
mckorn widzisz, to jest jeden z powodów dlaczego przestałem tłumaczyć ludziom że zdrowa trawa jest przeważnie zielona.
Kiedyś, musimy zrozumieć, że nasz świat był nierozerwalnie związany z wiarą. Współcześnie, tak zwana
nauka robi wszystko, pośrednio lub nie żeby wyzbyć z człowieka wiarę. Polecam tutaj przeczytać dość ciekawą książkę której wersję tekstową można bez problemu znaleźć w internecie.
THE SOVIET ART OF BRAINWASHING. A synthesis of the Russian Textbook on Psychopolitics
Która to książka jest łatwo dostępna w wersji elektronicznej. Ze względu na ogólno dostępność tej pozycji naukowej w formie darmowej. Mam nadzieję, że nie będzie stanowić problemu jeżeli zamieszczę do niej link.
http://www.patriotoutreach.org/docs/Brainwashing.pdf
Nierozerwalność religii, mistycyzmu i nauki widzimy w dawnych pismach i światopoglądach. Mitologiach i wierzeniach. Dla przykładu, sztuka alchemii była protoplastą nauki chemii, lecz z otoczką mistycyzmu. Uzdrowiciele i bioenergoterapeuci z kolei w wielu przypadkach praktykowali zielarstwo, kręgarstwo czy jako elementy wspomagające. Przede wszystkim jednak leczyli za pomocą nieuchwytnego nauce zjawiska zwanego wiarą.
Osobiście, jestem przeciwnikiem jaki i zwolennikiem zarówno "nauki/medycyny" jaki i "medycyny paranormalnej/niewierzeniom". Obydwie dziedziny osobno są kalekie, a na przestrzeni wieków przenikały się wielokrotnie.
Weźmy na przykład medycynę konwencjonalną (nie koniecznie taką konwencjonalną skoro praktycznie została powołana do życia na całe gdzieś w XVIII-XIX wieku n.e.) i medycynę niekonwencjonalną (która istniała całe tysiąclecia). Współczesna medycyna, w szczególności rynek farmaceutyczny jest w głównej mierze nastawiony na sprzedaż, nieprawdaż? Ponieważ jest to przedsięwzięcie komercyjne, trudno wierzyć zapewnieniom, że dany lek leczy. Bardziej utrzymuje przy życiu i nie pozwala umrzeć niż uzdrawia całkowicie. Co więcej, w większości jest to chemia która wielokrotnie leczy, ale dużym kosztem, często niszcząc inne organy, odporność organizmu czy równowagę hormonalną. Z kolei medycyna niekonwencjonalna (która sprawdzała się przez tysiąclecia) została zepchnięta na margines i obarczona stygmatem zabobonu.
Niektórzy mogą stwierdzić, że moja powyższa dygresja nie ma nic wspólnego z zagadnieniami i zjawiskami parapsychologicznymi. Czy, aby na pewno?
Przedstawiony krótki i zaokrąglony przykład powyżej w równym stopniu odnosi się do religii, wiary, mocy psioniczynch, uzdrawiania bioenergetycznego/pranicznego/sferycznego/charyzmatycznego, duchów, przewodników duchowych, doświadczeń OOBE etc.
Jednak, zjawiska te wielokrotnie, podobnie jak ludzie którzy ich doświadczyli będą poddawani krytycyzmowi. Wszechobecny sceptycyzm i żądanie dowodów fizycznych w materii nie do końca materialnej nie zawsze jest możliwe. Dlaczego? To tak jakby, żyć w średniowieczy i oczekiwać dowodu na to, że Ziemia jest okrągła kiedy wszyscy wierzą w to, że jest płaska. To, że brakuje nam narzędzi badawczych, pomijając fakt że sami jesteśmy niejednokrotnie uprzedzeni do eksperymentu, spisuje większość z prób udowadniających istnienie danego zjawiska na niepowodzenie.
Na konkluzję pragnąłbym przytoczyć pewien fragment pobudzający do refleksji:
"Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
A. Mickiewicz "Romantyczność"