Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2013, 11:39   #227
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Nie mogła się bronić, bo łańcuchy unieruchamiały ją całkowicie. A nawet gdyby mogła, to pewnie by nie chciała. Wiedziała, jak to się skończy. Nie było ważne, czy zabiją ją demony, piekielne łańcuchy, czy ktoś inny, dajmy na to Gawron. Musiała zginąć. Ostateczna ofiara. Przerwanie kręgu wymagało krwi. Wymagało ... poświęcenia. Tego, co najcenniejsze. Rozumiała to, akceptowała.
Ostry szpic bez trudu przebił miękką, ludzką skórę. Cios zadany z siły, wściekłości i żalu był tak silny, że złamał żebro. Serce zostało przebite. Z ust kobiety unieruchomionej w plątaninie łańcuchów bryznęła krew. Oczy, prawie w jednej chwili, straciły swój blask. Stały się matowe i puste. Pozbawione życia.
Głowa Teresy - czy też może czegoś, kogoś? - opadła na ubrudzoną krwią klatkę piersiową.
W tej samej chwili, kiedy życie opuściło okaleczone ciało, łańcuchy szarpnęły raz jeszcze rozrywając kobietę na strzępy. Z metalicznym, obrzydliwym dźwiękiem łańcuchy przesunęły się, znikając w ścianach, w podłodze, w suficie. Zabierając ze sobą, niczym wąż zdobycz, kawałki człowieka. Po chwili tylko plamy krwi w miejscu, gdzie odbyła się ta straszna kaźń i krew na ciele i ubraniu Patryka świadczyły o tym, co się wydarzyło.

Gawron uniósł stalowy pręt na wysokość twarzy przyglądając mu się jak jakiemuś fenomenowi przyrodniczemu. Opalona stalowa noga taboretu wciąż jeszcze spływała krwią, która drobnymi stróżkami spływała pomiędzy jego palcami i kapała na zniszczone linoleum. Nie bał się, nie żałował, nie miał też poczucia słuszności... w zasadzie w jego wnętrzu panowała cisza. Nie spokój - po prostu cisza. Pustka. Jakby umarł, a ciało trzymało się w pionie dzięki niezależnym od woli procesom biologicznym. Jakby żył jeszcze tylko siłą rozpędu.
Bardzo powoli usiadł na podłodze, wolną ręką wygrzebał z kieszeni zmiętego papierosa, włożył go sobie do ust. I tak został. Z niezapalonym, zakrwawionym papierosem w zębach, siedząc po turecku w kałuży krwi i tkanki miękkiej, bezmyślnie gapiąc się w ścianę.
Nie wiedział ile czasu siedział w tej pozycji. Nie wiedział czy jest późno, czy już robi się jasno. Czuł się otępiały, ponad wszelkie wyobrażenie. Jego umysł ... był w strzępach, jak ciało Teresy.

- Się porobiło, koleś no nie - usłyszał nagle czyjś głos przy sobie. Znał ten głos. To był Czubek.

Stał obok Patryka, z rękami w kieszeni kurtki. Opleciony drutem kolczastym, ale nie na tyle, aby przeszkadzał mu w konwersacji. Z oczu chłopaka płynęła krew podobnie, jak z wielu innych ran na twarzy i ciele. Niewielkich, ale najpewniej bolesnych.

- Się porobiło, no nie - powtórzył Czubek.

Gawron nawet nie drgnął.

- Ano. - Stwierdził matowym głosem. - Dzwoniłem do ciebie z Giełdy - dodał po dłuższej chwili milczenia, wciąż tępo patrząc przed siebie i najwyraźniej nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi czy potwierdzenia. - Masz ogień?

- On wiecznie w nas płonie - powiedział spokojnie Czuba. - Nie gaśnie. Nigdy.
Zamilkł, jakby zdziwiony swoimi słowami. - A ty? Co z twoim ogniem, Patyk? Jest jeszcze? Płonie? Czy to już koniec? Poddałeś się? Siedzisz i kwiczysz?

- Już tylko siedzę. - Wymamrotał Gawron przez ściskające papierosa zęby, tak cicho, że ledwie było go słychać. Spojrzenie pozostało martwe, szyja pomału, bardzo pomału przekręciła głowę twarzą do upiora, który za życia był Andrzejem Czubą. - Czego chcesz?

- Nie ja - Czubek pokręcił głową ze smutkiem. - On. On i my, jakby się nad tym zastanowić. Chcemy ... ciebie. Byś dołączył do nas. Tutaj i teraz.
Patryk milczał bardzo długo. Puste spojrzenie celowało gdzieś ponad owiniętym drutem ramieniem gadających zwłok Andrzeja.

- Kiedyś chciałem zabić Cichego, wiesz? - wymamrotał po dłuższej chwili zupełnie bez związku. Przełknął ślinę i bardzo cicho mówił dalej. Cicho, nieco drżącym, monotonnym głosem. - To było wtedy, jak bułka zaciążyła. Ona powiedziała mi, ja powiedziałem, że nic mu nie zrobię. A potem dorwałem chwasta w bramie na Kuźniczej. Kompletnie mi odjebało, wiesz? Najpierw przyjebałem w pysk, potem skopałem, a potem wyciągnąłem nóż. Chujek zaczął się bronić dopiero wtedy... nie uwierzysz, jakie to chuchro się nagle silne zrobiło. Walczył o życie. Szarpał się jak jakaś jebana małpa. - Patryk zaciągnął się niezapalonym papierosem i powolnym, mechanicznym ruchem wyjął go z ust. - I jak tak się szarpał, to mu coś wyleciało z kieszeni. Pierdolony pierścionek. Uwierzysz? Myślałem, że wieje za granicę, a on się, kutas jeden, właśnie szedł oświadczyć. No i cisza. On się gapi na mnie, ja na pierścionek... kurwa, z minutę tak staliśmy. W końcu on mi mówi, że jak chcę, to się wycofa, że... - z gardła Gawrona wydobyło się coś między kaszlem a łkaniem. Z trudem znów złapał oddech. - on mi chciał nawet dać ten jebany pierścionek. Rozumiesz jaki złamas? I co? I gówno, przywaliłem mu ostatni raz i uciekłem. Wiesz, wszyscy potem myśleli, że maczałem palce w tym ślubie, a ja mało tego chuja wtedy nie zabiłem. A teraz zamiast niego, zajebałem Bułkę... widzisz ironię losu, Czubek?

- Nie. Nie widzę. Tak miało być. Musiała zginąć. Każdy z nas musi. To cena jaką płacimy - wypowiadał słowa powoli, z namysłem lub oporami.

- Pierdolenie! - żachnął się Gawron, niespodziewanie przytomnie. Poderwał się na nogi stając twarzą w twarz z upiorem. - Kutas z ciebie nie przyjaciel, wiesz Czuba? Ja tu flaki sobie przed tobą wypruwam a ty mi jakieś głodne kawałki o przeznaczeniu? Wiesz co? Pierdol się! Ciebie tu nie ma. Istniejesz tylko tutaj. - postukał się w skroń. - Albo jakaś piekielna pokraka używa cię jako swojego megafonu. Tym bardziej: pierdol się! Nie mam już nic, co moglibyście zabrać. Chcesz to mnie zabij, jak nie to złaź mi z drogi.

- Nie przyszedłem tutaj, by cię zabić, Patyk - powiedział niewzruszony Czubek. - Przyszedłem, byś zrozumiał. Byś nadał odrobinę sensu naszej męce, naszemu cierpieniu i naszej śmierci. Ty. Bo tylko ty nam pozostałeś.
Z okaleczonej twarzy popłynęła krew. - Tylko ty - powtórzył głucho Andrzej.

- Czego wy, kurwa, jeszcze chcecie?! - ryknął niespodziewanie prosto w twarz trupa. - Mniej pierdolenia, więcej konkretów! Co mam zrobić? Pochować wasze kości w poświęconej ziemi? Przebić kołkiem? Pozabijać jeszcze parę osób?! Palnąć sobie w łeb? O co ci, kurwa, chodzi?!

- Gdybym wiedział, to bym ci powiedział - ponuro stwierdził Czubek. - Ten krąg cierpienia, ten krąg cierpienia, trzeba opuścić. Nie wiem jak to zrobić. Nie wiem kiedy. Ale trzeba go opuścić. Tylko to zapewni jego przerwanie. A ty, Patryk, wiesz, jak go opuścić?

- Czy ja wiem? JA?! - Gawron wywalił niedowierzające gały na Andrzeja - Powiem ci co wiem, Czubek. Wiem, że mam rozpieprzyć jakiś ołtarz, ale nikt nie wie, gdzie to jest. Wiem, że własnymi rękami zabiłem dziewczynę, która była dla mnie jak rodzona siostra. Najbliższą, kurwa, osobę jaką kiedykolwiek miałem. Wiem, że chwilę wcześniej zamordowała własnego brata. A wiesz co jest najgorsze? Wiem, że gówno z tego wynika. "Musisz zajebać pozostałych"? Gówno prawda. Wiem, że ostatnia grupa, której się to przydarzyło pozabijała się nawzajem i nic nie osiągnęli. Krąg trwa, tylko aktorzy się zmienili. - Ze złością kopnął głowę jednego z manekinów, tak, że wyleciała przez rozbite okno. - Gówno wiem, Czubek. Jesteśmy na samym dnie głębokiej dupy.

- Więc może ... może się napij? - powiedział spokojnie. - Alkohol zawsze dodawał ci odwagi. Zawsze zmieniał cię w kogoś innego. Kogoś ... Sam wiesz. - Andrzej patrzył na Patryka obliczem pozbawionym wyrazu. - Wiem, gdzie jest tutaj flaszka żytniej. Zakitrana przez meneli z PGRu. Chcesz? Pokazać ci, gdzie jest zamelinowana?

- Prowadź. - odpowiedź padła automatycznie, jakby spierzchnięte usta zdecydowały same z pominięciem żmudnego procesu myślowego w odległym mózgu.
Butelkę schowano w kuchni, w dziurze po wentylacji. Była pełna, z banderolą i jeszcze nawet nie odkręcona. Andrzej podał ją Gawronowi bez słowa.
Patryk wziął butelkę. Ręce miał tak wyziębione, że szkło wydało mu się ciepłe. Ile czasu już nie pił? Chyba ze dwa-trzy dni, równie dobrze mógłby być tydzień, miesiąc lub wieczność. Nic dziwnego, że nie mógł jasno myśleć. Rytualnie uderzył w dno, po czym sprawnym ruchem otworzył. Blaszana nakrętka oddzielając się od małego pierścienia, który został na szyjce, wydała miły, cichy trzask. Intensywny, spirytusowy zapach był dla zmysłów Patryka niczym tęskny śpiew syreny.
Napić się... przerwać krąg... gdzieś z tyłu głowy zapaliła się nagle ostrzegawcza lampka. Po raz pierwszy rzeczywistość zaczęła się sypać, gdy był pijany. Zakrwawiona łazienka na Węglowej. Z drugiej strony... z drugiej strony dwa razy wyrwał się drugiej stronie lustra właśnie odmawiając flaszki - raz przy demonicznym porodzie, drugi raz przed chwilą, z surrealistycznej wersji Giełdy. Ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust. Gawron spojrzał na Czubka. Duch stał jak kamienny słup. Bez cienia emocji na twarzy. Bez cienia emocji w okrwawionych oczach. Równie dobrze mogło go tutaj nie być.

- Zaraz. - nie miał dość woli, by odłożyć butelkę, ale trochę ją opuścił. - Powiedziałeś, że zostałem tylko ja? Co się stało z Wandą?

- A jak sądzisz? - powiedział Czubek głosem wypranym z emocji. - Wierzyła, że ci drudzy jej pomogą. Wierzyła, że uda się jej dostać pod ich opiekuńcze skrzydła. Ale powiem ci coś, Patryk, nauczyłem się tutaj jednego. Nie wierz w nic, w co wierzyłeś po tamtej stronie snu. Nie wierz w nic. Tak jest lepiej. Nie spotka ciebie bolesne rozczarowanie. Nie spotka ciebie zawód. Obie strony są siebie warte. Liczę na to, że kiedyś pojawi się ktoś, kto zatryumfuje w tej mrocznej wojnie i wydyma i Voivorodinę i Legion Orła.

- No to zostało nad dwóch. Ja i moje urojenia. Randall i duch Hopkirka. - mruknął Gawron melancholijnym tonem i smutno uśmiechnął się do widma. Zakręcił butelkę. - Przyda się na przełamanie lodów. Nie będziemy tu siedzieć i chlać do lustra, mój urojony przyjacielu. Musimy z kimś pogadać.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline