Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2013, 18:46   #27
Sir_Michal
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Donnchad jeszcze parę godzin temu miał dość rozmowy z Selyse, a teraz gdy jej towarzystwo mogłoby się stać o wiele ciekawsze ona postanowiła się podpalić. Powinienem to przewidzieć - pomyślał Duch. - Ludzie oddani wierze traktują to chyba jak zwykłą, przyziemną czynność.
- Najwidoczniej nigdy nie można mieć wszystkiego - skwitował kapitan, nie rozwodząc się nad losem królowej ani chwili dłużej, bo i po co? Życia jej już nie przywróci. - Kto pilnuje maestera?
- Analey. Udał się tam jeszcze w trakcie uczty - Duch bardzo szczegółowo opracował plan zdobycia Smoczej Skały i wziął pod uwagę uniemożliwienie wysłania prośby o pomoc.
Donnchad udał się do komnat maestera osobiście. Nie spodziewał się zastać na tak honorowym stanowisku chudego młodzieńca. Podobnie jednak jak każdy inny maester, służył on radą, nie mieczem, dzięki czemu zaoszczędził Donnchadowi kolejnego problemu. Kapitan poprosił swojego człowieka, by zaprowadził młodego Pylosa do zamkowych lochów. Zaskoczony chłopak próbował zaprotestować, uległ jednak samej groźbie wyciągnięcia broni.

Architekt zamku mógł pochwalić się stworzeniem nie tylko przepięknych rzeźb czy pełnych polotu fortyfikacji, ale też niezwykle stromych i długich stopni, co poniekąd tłumaczyło potrzebę młodego maestera. Wejście niemal na samą górę, po czym ponowny powrót na zamkowy dziedziniec zajęło Donnchadowi wieki. Gdy znalazł się na ogromnym placu, zewsząd otoczonym kamiennymi budowlami, śmierć królowej ponownie dała o sobie znać. Rozbrojeni obrońcy z wyrzutem patrzyli w kierunku zbliżającego się kapitana piratów. Z pokoju Selyse wciąż uciekał ciemny, gorzki dym. A jej krzyki słychać było pewnie jeszcze wyraźniej.
Obrońców z każdej strony otaczali piraci. Duch nie mógł nie zauważyć, że wielu atakujących korzysta już z przywilejów zwycięzcy. Donnchad musiał się pospieszyć.

- Echelu - wskazał na swojego oficera - weź tylu ludzi, ile ci potrzeba. Przeszukajcie cały zamek, każda wysoko urodzona kobieta czy dziecko ma się znaleźć pod waszą opieką - śmierć królowej była wystarczająca. Duch nie potrzebował dodatkowych ambarasów, a te z pewnością by nastąpiły gdyby tylko któraś z kobiet wpadłaby w ręce piratów. - Zbierzcie ich w oddzielnej komnacie. Wysoko urodzeni mężczyźni będą trzymani w lochach, razem z rycerzami. Czerwone oko - zwrócił się do jednego ze swoich dowódców - wraz ze swoimi ludźmi macie przywrócić zamek do życia. Tych tu - wskazał na pokonanych strażników zamkowych, garnizonowych, chłopców stajennych czy kimkolwiek byli nim chwycili za broń - zabierzcie do lochów. Gdyby sprawiali kłopoty nie bójcie się szybko z nimi rozprawić. Wyślij ludzi do kuchni zamkowej, niech przypilnują by przygotowano wystarczającą ilość strawy. Załogi Morskiego potwora i Łupieżcy będą pilnować nas dzisiejszej nocy. Macie obstawić wieże zamkowe. Wyślijcie też ludzi do portu i wioski rybackiej. Tego, że nikt nie ma prawa opuścić wyspy bez mojej zgody nie muszę chyba mówić.

Donnchad wydał jeszcze parę rozkazów - upewnił się, że ludzie służący do niedawna Stannisowi szybko poznają swoje obowiązki pod pirackimi rządami, beczki najlepszego wina opuszczą zakurzone piwnice by móc cieszyć pirackie gardła, a spichlerze otworzą się dla nowych gości szybciej niżby miały gościć zwycięskiego Stannisa.

~.~

- Zaczekaj chwilę, Myirlionie - niski dowódca Żelaznego Kupca posłuchał swego kapitana. Kontynuował, dopiero gdy wszyscy dawni słudzy Stannisa opuścili komnatę. - Zostanie tu to nie szaleństwo. To obłęd! Prędzej czy później zjawi się tu Stannis. Zwycięski czy pokonany, co to za różnica? Na pewno nie pozwoli, by ktoś kalał jego honor zabijając mu żonę. Powinniśmy brać co się da i wypłynąć z tego przeklętego miejsca - zakończył uderzając grubą pięścią o stół. Kilku dowódców na znak zgody powtórzyło tę czynność.
- Jakub opowiedział już, co widzieliśmy na wodach Królewskiej Przystani. Być może Stannis walczy teraz na murach stolicy. Być może wraca pokonany do swej ukochanej. Tego nie wiemy. Jeśli jednak miałby dziś wrócić do swego zamku to z pewnością ze zdziesiątkowanymi siłami. Liczba rannych równałaby się liczbie gotowych do walki, a wizja kolejnego szturmu odparłaby ich skuteczniej niż możecie się tego spodziewać. Boicie się tu zostać, dobrze więc. Znajdę wam odpowiedniejsze zajęcie, jeżeli sądzicie jednak, że gdzieś może być bezpieczniej niż za tymi murami to jesteście w błędzie. Myirlionie, chcesz wypłynąć jeszcze tej nocy, czy poczekasz do rana - zadrwił Duch, a krępy pirat spuścił wzrok. Chciał chyba coś powiedzieć, do izby wpadł jednak spocony młodzieniec.
- Panie, piraci z portu rozkazali mi biec tu co sił - zaczął chłopak, ledwo łapiąc oddech.
- Tego zdążyliśmy się sami domyślić. Kto płynie?
- Lodowy Kraken... Wódz Hjern...
- Hjernwon - dokończył Beendrod. Od zdobycia zamku do portu wpłynęły już dwa statki, spóźnieni piraci byli za daleko by zdążyć dołączyć do Donnchadowej floty na czas. Wciąż brakowało kilku innych okrętów. - Możecie przyzwać służbę.
Duch omiótł spojrzeniem całą izbę lordowską. Siedział na honorowym miejscu, w szczycie stołu. Z prawej miał Jenny. Długo musiał przekonywać dziewczynę, by ta zdecydowała się dołączyć do uczty. Piraci szybko zaprzyjaźnili się ze smokiem. Część dowiedziała się o Maegorze zaraz po bitwie i zamiast gwałcić i rabować woleli złożyć wizytę na statku Beendroda, by zobaczyć go na własne oczy. Teraz Wieprz biegał pod stołem czekając, aż któryś z piratów zechce go nakarmić. Smok pokona dziś kolejne granice obżarstwa - pomyślał Duch.

Donnchad miał dość ścisku w izbie i stwierdził, że najwyższa pora udać się na zewnątrz. Sala była wypełniona po brzegi, przedarcie się do drzwi zajęło mu więc niemało czasu. Na wewnętrznym dziedzińcu rozpalano liczne ogniska. Piraci jedli, pili, grali w kości i wymieniali się opowieściami z ostatnich grabieży. Duch udał się w stronę komnat, gdzie przetrzymywano szlachetnie urodzone kobiety. Po drodze minął kilku piratów cieszących się łupem jakim była młoda, zgrabna dziewczyna. Jęki gwałconej kobiety niosły się za nim echem po surowych, kamiennych ścianach zamczyska. Zanim Duch dotarł do komnat, w których więziono szlachetniejsze kobiety, minął wielu piratów. Część pozdrowiła go, część była już zbyt pijana by móc go rozpoznać. Strażnicy przy drzwiach poinformowali kapitana, że obyło się bez dodatkowych incydentów - zanim oddział Echela odnalazł wszystkie żony, córki czy matki rycerzy, minęło wiele czasu. Do teraz według informacji od odnalezionych kobiet, brakowało kilku mniej ważnych postaci. Jedną z nich mogłaby być dziewczyna, którą przed chwilą minął. Najważniejsze jednak, że nie brakowało żadnej ważnej głowy.
Kapitan zrezygnował z wycieczki do portu, zadowolił się obejściem murów. Obsadzono tylko niektóre z wież, te najbardziej wysunięte i dające najlepszą widoczność. Część piratów na warcie cieszyła się właśnie przyniesionym obiadem i kieliszkiem wina. Duch zauważył, że w porcie rozpalono dziesiątki ognisk.
Jedno było pewne - zamek był definitywnie żywszy niż podczas władania Selyse.

~.~

Następny dzień był zdecydowanie wolniejszy od poprzedniego. Piraci zmagali się z dolegliwościami ubiegłej nocy, a służba miała dużo do zrobienia, by przywrócić zamek do właściwego stanu. Zdobywcy Smoczej Skały leniwie wstawali z prowizorycznych leżanek, najczęściej za potrzebą. Po południu część dowódców wpadła na genialny pomysł - w zamku znajdowało się teraz wiele nikomu niepotrzebnych mebli, kosztowności czy innego rodzaju dóbr, które poprzedniej nocy cudem unikły zrabowaniu. Niektóre załogi wspólnie wynosiły teraz lepszej jakości stoły, zdobione skrzynie czy delikatne koce, w zamian oddając zużytą słomę czy pobite krzesła. Duch stwierdził, że to dobry moment by wymienić jego podrapane meble i zastąpić czymś nowym, choć kapitan nie miał wątpliwości, że sprawi tym przyjemność tylko i wyłącznie Maegorowi. W międzyczasie do portu przybiły kolejne statki, niosąc nienajlepsze wieści. Do portu zbliżała się flota Stannisa...

- Może umililibyście nam posiłek, kogo udało wam się dopaść?
- Mamy ich kilku - zaczął wymieniać Jakub. Lista nie była szczególnie interesująca, jednak dobrze zajmowała czas podczas gdy niedawni słudzy Baratheona opuszczali salę. Najciekawszym jeńcem był Edric Storm, bastard króla Roberta. Nawet dobrze nieobeznany w prawie Westeros Donnchad, szybko pojął wartość chłopca. Kazał darować mu wolność, poprosił też swoją załogę by się nim zajęła. Edricowi spodobało się chyba pirackie życie, ochoczo uczył się szermierki i słuchał krwawych opowieści od nowych przyjaciół. Gdy tylko ostatni ze sług zamknął za sobą drzwi, kapitan zasygnalizował że można już porozmawiać o czekającej ich bitwie.
- Powinniśmy stawić im czoła na morzu, mamy znaczną przewagę - zaczął Czerwone Oko, jakby od niechcenia. Po chwili zagłuszyli go inni piraci.
- Po co, mamy przecież zamek - zauważył ktoś z drugiego końca stołu.
- Co nam po zamku? Nawet zadufani w sobie rycerze nie szarżowaliby na mury - argumentował wyjątkowo wysoki Braavos. - Oblegaliby nas czekając na wsparcie.
- A więc niech będzie morze - ryknął Czerwone Oko, niczym echo wtórowali mu kolejni piraci. Duch słuchał, choć nie słyszał. Stannis miał statki wojenne, w bliskiej konfrontacji zapewniłyby mu znaczną przewagę. Kątem oka zauważył, że Echel postanowił dodać coś od siebie. Wstał czekając, aż ryk ucichnie.
- Znajdujemy się na wyspie - zaczął po chwili. - W porcie stoją nasze statki, reszta jest taka jaką ją zastaliśmy. Przynajmniej z odpowiedniej odległości. Gdybyśmy opłynęli wyspę - podniósł kufel, zręcznie go obracając - nasze statki znalazłyby się poza zasięgiem ich wzroku. Gotowe do ataku na odpowiedni sygnał. Mury byłyby obstawione, identycznie jak wtedy gdy tu przybyliśmy. Ludzie Stannisa ruszyliby w stronę zamku, tak jakby to zrobili gdyby wyspa należała do nich. Za blankami ukrywaliby się jednak dodatkowi łucznicy, za bramą czekaliby uzbrojeni wojownicy. Wtedy ktoś z wieży po przeciwnej stronie dałby znak i uderzylibyśmy z dwóch stron - odstawił kufel z głośnym brzękiem, mącąc ciszę jaka zapadła w izbie. - Wpadliby w kleszcze - podsumował pierwszy oficer. Dopieszczenie planu zajęło sporo czasu, piraci mogli mieć tylko nadzieję, że się opłaci.
 
Sir_Michal jest offline