Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2013, 22:28   #108
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Podróżniku uprzedzić cię muszę, że wejść do wioski możesz, ale opuścisz ją dopiero, gdy Wielki Inkwizytor Albert Hillenkamp takowe pozwolenie wyda - poinformował go sigmaryta na wejściu do lichej wioski jakich wiele już minął. Interesujące jednak, że ta była szczególna. Że sam Wielki Inkwizytor zainteresował się nią. Wąsacz wiele już widział, a i takie rzeczy zdarzały się. Deszcz siąpił z nieba, a Wąsacz nie miał problemów z inkwizycją. Mieli swoje zasługi, które oferowali gawiedzi tak samo jak i on swoje. Kiwnął głową do sygmaryty i skierował się do karczmy. Po drodze minął chamstwo zajmujące się swoim chamstwem nawet w takich paskudnych warunkach pogodowych. Chamstwo było podstawą zdrowej tkanki państwowej - a w czasie deszczu nawet nie było czuć smrodu, który niewątpliwie rozprzestrzeniali do okoła. Stanowczo Wąsacz wolał inne zapachy. Ale... ale... z chamstwem łatwo było pomylić inkwizytora i jego ludzi. Cóż za przyjemna gromadka. Może i by do nich zagadał, gdyby nie przemożna chęć dostania się do wnętrza... jakiegokolwiek budynku, ale oprócz karczmy widział jedynie prywatne "posesje" pospólstwa. I tak lepiej wyglądały niż lepianki z gówna jakie widział już w swoim życiu.

Wkroczył do środka karczmy spokojnie. Dzwony zignorował. Już wiele razy był w takiej sytuacji, że dzwoniły. Zazwyczaj wzywały na zebranie, ale teraz było niemal pewne, że to coś złowieszczego. Pewnie Inkwizytor przeprowadzi jakiś pokazowy proces. Wąsacz widział już takie rzeczy. Postał chwilę czekając, aż nadmiar wody skapnie z niego - chwila znaczy chwila, więc niemal bezzwłocznie skierował swoje kroki do oberżysty. Dzwony bardziej zainteresowały miejscowych, ale nie czas na takie pierdoły. Z wyjątkiem dzwonu i siąpienia deszczu panowała w środku niemal cisza. Niemal, bo ktośtam sobie gadał. Pewnie krasnolud w trzech osobach. A tak poważnie to pewnie, gdy ich rodzice uprawiali seks to uderzył w nich piorun, a jako, że byli wśród łodyg rabarbaru to jest ich trzech.

Wąsacz dostał klucz do pokoju. Oprócz oberżysty chyba nikt inny nie widział jak położył na blacie złoty pierścień, który zniknął z lady równie niepostrzeżenie jak się na niej pojawił. Po chwili w ręku Wąsacza znalazł się kufel wypełniony po brzegi piwem. Pierścień wystarczył na tydzień balowania, a jak karczma jest lepiej zaopatrzona to może i jakaś dziwka powinna być zasponsorowana przez oberżystę. Ale to wszystko zbyt licho wyglądało, więc Wąsacz na nic takiego nie liczył. Miał tylko nadzieję, że pokój nie jest w złym stanie, a pościel nie zaszczana i nie zasrana. Trochę nieśmialej można byłoby podejrzewać, że nie ma tam wszy i pcheł. Natomiast zupełną niespodzianką będzie czysta pościel bez plam spermy, czy wszy. Wracając jednak do teraźniejszości czujnie obserwował reakcje z dzwonu. Oberżysta zafascynowany złotym pierścieniem schowanym łapczywie w kieszeni wydawał się już nie przejmować dźwiękami z zewnątrz. Wąsacz stał przy ladzie i sączył piwo.
 
Anonim jest offline