Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 12:22   #131
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Rzecz ma się o dżentelmeńskiej wymianie zmian, w której waszmość przybyszów w pięknych szatach krew unosi ponad miarę. Wspomniana jest również o wspaniałości trunków, oraz wielki bimbrowniku.

- Dzień dobry! - tym razem słowa blondyna były trudne do rozróżnienia od prawdy. Właściwie, to w każdym ich aspekcie, nie zależnie od tego czy strażnik wcielał się w Gorta, czy też sluchał swego, coraz bardziej walecznego, żywego serca, odczuwał on szczęście. Może tym razem będzie miał on możliwość przetestowania czegoś innego niż niepohamowany głód wiedzy? Kto wie, błogosławieństwa różnych bóstw były przydatne, jednak czy zdołały mu zapewnić cokolwiek podczas tej krótkiej podróży?
- Domyślam się, że państwo mnie znają? - dodał po chwili równie uśmiechnięty. Jeśli będzie on zmuszony do wykorzystania siły by kontynuować swą misję - może nawet sprawi że jego serce zabije szybciej, radośniej. Niemalże tak, jak przy pewnej latorośli, która czasem tylko chowała swe kły.
- Owszem znamy. -teraz inicjatywe rozmowy przejął osobnik o uszach elfa, palcem muskając lilię na piersi. - Zwiesz się Faust, jestes członkiem ekspedycji mającej uchronic ten biedny świat przed szaleństwem. -mówiąc to osobnik łyknął wina i puścił blondynowi...zalotne oczko.- Dawny kompan niejakiej Pozytywki, oraz przyjaciel martwego kwiatu imieniem Hana. -dokończył białowłosy osobnik.
- Pozytywka? - zapytał zdziwiony, zaś na jego ustach pojawił się wyraz twarzy zdolny zastąpić wszystkie słowa. Blondyn nie miał pojęcia kim był osobnik o imieniu podobnym do zabawki dla małych, niejednokrotnie rozpieszczonych dziewczynek. Jego umysł dopiero chwilę później zareagował na następne słowa...
Czymś, co było by całkowicie normalne do ujrzenia w tym momencie, była furia. Nawet jeśli stłamszona, nie prowokująca do działania, to objawiająca się w drastycznej zmianie nastawienia do otaczającego podmiot światu. Jednak strażnik równowagi nie należył do osób, które mogła opisać statystyka. Zdawał się być on całkowicie inny. Niewzruszony.
Podejmując walkę, w której chcesz odebrać przeciwnikowi życie, musisz spodziewać się tego samego. Czyż to nie było oczywiste? Czemu tak wiele osób o tym zapominało, dążyło do bezpodstawnej zemsty na, niejednokrotnie niewinnym, zabójcy.
- Aha. - podsumował więc informację o zgonie swej przeszłej już kochanki nie sprowadzając swej reakcji nawet do wylewności słów.
- Widzę, że przestaliśmy być aż tak tajni? - dodał po chwili rozbawiony sytuacją.
- Gdy zdradza Cie były kompan trudno zachować tajność.- zaśmiał się osobnik kochający wino i ukazał malutkie ostre kły niczym wampir. - Wiesz że jesteś sexowny? -zmienił nagle temat mężczyzna, zas jego kompan z butelka na plecach burknął cicho.
- Pedał.
To spowodowało pojawienie się lekkiej żyłki na czole długouchego. - Zazdrościśz mu, bo sam masz taką mordę! -warknął wyciągając oskarżycielski palec w stronę kompana, który zdawał się mieć to głęboko w poważaniu.
-Oh, ktoś zdradził? - postawa blondyna poraz kolejny tego dnia ukazywała jego nie tyle poczucie wyższości, co raczej świadomość swoich możliwości, oraz to że znalezienie dla niego wyzwania poza członkami grupy mogło być równie żmudnym zajęciem co próba zabicia wszystkich bóstw tego świata. Obie opcje czasem zdawały się kuszące, jednak żadna nie była zbyt realna.
- Mógłbym dać porwać się do tańca - Faust roześmiał się, przekrzywiając głowę to w lewo, to w prawo. Żółte kolczyki odbiły blask zachodzącego słońca, potęgując głębię blond włosów strażnika. - Ale czy coś więcej? - zapytał po chwili.
- Jak już Cie porwiemy obiecuje Ci namiętny taniec w łóżku. -oznajmił pseudo wampir-gej i dopiwszy wino wyrzucił kieliszek za siebie. - Mógłbyś na czas walki zdjąć koszulę? -zapytał z perwersyjnym błyskiem w oku, zaś jego łysy kompan opuścił lekko ramiona garbiąc sie przy tym załamany postawa towarzysza.
- Walki? - pytanie blondyna brzmiało jak przedziwna mieszanka rozbawienia i zdziwienia. Dwójka nieznajomych rzucała mu wyzwanie. Cóż, najwyraźniej jego renoma nie rośnie aż tak szybko. Blondyn obserwował działania czarnoskórego, czekając by wykonać odpowiednie do nich działanie.
- Dobra zaczynajmny już bo zaczynam się napalać. -stwierdził białowłosy przestępując krok do przodu, gdy nagle zza Fausta nadleciały kamyczki Gorta. Elegancik nie byłby wstanie uniknąć ataku, gdyby nie jego łysy kompan, w którego dłoniach znikąd pojawił się wielki pawęż, którym przyjął na siebie ostrzał pirata. Faust dobrze wiedział jednak jak przeciwnik przywołał tarczę - magiczna kieszeń, dokładnie taka jakiej on używał, kryjąc ja w swym kolczyku.
Gdy tylko skalne odłamki zetknęły się z tarczą pojawiającą się w rękach dziwnego smakosza win, przed jego twarzą błysnęły niebieskie oczy blondyna, prezentując niemalże hipnotyzującą głębię. Nawet biorąc pod uwagę jego sceptyczne nastawienie wobec zalotów swego partnera, całkiem możliwe że nawet i on odnalazł w nich trochę szczęścia i zrozumienia. W końcu po co mu cokolwiek innego?
Zwłaszcza... gdy perłowobiała katana zataczała właśnie koło atakując na odlew z dalszej względem tarczy, a co za tym idzie jego partnera, strony. Defensywa blondyna nie zmieniła się od jego poprzednich starć - ciągle polegał on tylko na swej szybkości, oraz asyście bariery pokrywającej daną część ciała. [ Either way: Target is Singed]
Tarcza od razu zniknęła z dłoni przeciwnika powracając do tajemniczego wymiaru, on jednak był za wolny by uskoczyć przed kataną, łysiejący jegomość zdołał jedynie unieść do bloku swoją prawicę, o która uderzyło ostrze perłobiałej katany...rozcinając garnitur jak i skórę mężczyzny, tak że krew obficie trysnęła z tak powstałej rany. Faust jednak nie był zadowolony takim obrotem sprawy, nie czuł by jego moc była zablokowana, zaś podmiot ataku na pewno miał duszę, tak więc co pozwoliło mu uchronić tej jej cząstkę która zamieszkiwała rękę?
- Vlad, według planu! -zachrypiał łysol unosząc zranioną kończynę, zaś jego białowłosy kompan machnął rękoma w stronę rany z której nagle buchnęło jeszcze więcej krwi. Substancja nie była groźna jednak jej niespodziewane pojawienie się sprawiło, że nawet ogromna prędkość strażnika nie pozwoliła mu odskoczyć, zaś krew przeciwnika uderzyła go w oczy, całkowicie pozbawiając wizji otoczenia.
Blondyn rozmył swoją obecność, by, nieco wolniej niż zwykle, pojawić się na swej startowej pozycji. Strażnik równowagi znany był przeciwnikom nie tylko z powodu jego całkiem schematycznych zagrań, miłości do szermierki przekładającej się niejednokrotnie ponad zdrowy rozsądek. Całkowicie znane powinno im być nieustanne dążenie do zmian, utrzymujących jednak początkowy charakter Fausta jako oś zwiększająca skuteczność wszelakich transformacji, ale i trzymający go w ukochanej równowadze rdzeń.
- Kai - wyszeptał w dalszej od nieznajomych odległości. Nie był pewien czy takie wykorzystanie możliwości Ksantosa było wogóle możliwe, jednak samo przebywanie wśród bóstw, czy coraz mniej ludzkich herosów sprawiało, że subtelna granica między możliwym i niewykonalnym została zniesiona, oraz korzystając z innowymiarowych wzorców - przeistoczyła się w strefę Shengen.
Tak również było tym razem, technika, której historia zdawała się być zbyt skomplikowana, by mogła być zwyczajnie odtworzona, wykorzystywała działania herszta bandytów, noszącego dumne mienie blizny, jako pierwszy ze wzorców. Wszystko co następowało potem, było już tylko łączeniem kolejnych prób, zarówno magicznie stworzonego “Scarslach”, jak i zwyczajnej kontroli nad drzemiącej w blondynie energią. Teoretycznie, to słowo jest przy tej próbie bardzo ważne, powietrze powinno odrzucić wszystko od Fausta, wykorzystując “tępą” wersję cięcia blizny, zaś momentum poprzedniego ruchu jako swe ostrze.
Powietrze faktycznie zadrgało, zaś silny wiatr zerwał się dookoła blondyna, jednak niedopracowana technika nie pozwoliła mu odrzucić przeciwników, którzy zaprawszy się nogami o ziemię, bez szwanku przetrwali podmuch. Widać atak wymagał jeszcze trochę pracy, aczkolwiek w przyszłości mógł zaowocować dość ciekawa defensywą. Teraz jednak nie było co gdybać, bowiem łysawy osobnik ruszył biegiem w stronę Fausta, by cisnac w osobnika w czerwonej koszuli butelka od wina. Faust oczywiście mógł uniknąć ataku.. ale to zapewne spowoduje, że tajemnicza butla trafi w obszar gdzie walczył Gort i jego przeciwnik.
Białowłosy osobnik o długich uszach oblizał lubieżnie wargi a następnie uniósł dłonie, nad którymi poczęły formować się igły stworzone z krwi. Kooperacja między partnerami była całkiem dobra, bowiem gdyby Faust wyminął butelkę tym samym naraziłby się na ostrzał krwawych pocisków.
Przewidywania gotowej do walki dwójki były w dużym stopniu trafne, nie przewidywały jednak tego, że wraz ze zgraniem idzie szeroko pojęta troska o partnera. Blondyn oraz Gort nie mieli żadnej z tych rzeczy, zaś w tym pojedynku każdy z nich zamierzał polegać wyłącznie na sobie, zaś blondyn nawet gdyby chciał, nie powinien ingerować w pojedynek czarnoskórego. Tak więc blondyn faktycznie zniknął, po raz kolejny ruszając w kierunku swych przeciwników, by gdy znajdzie się tuż pod butelką wykorzystać kopię cięcia wykonanego przed oczyma blondyna po raz pierwszy za sprawą ręki, jak i ostrza herszta bandytów - niejakiego Blizny. “ Scarslash” - taką właśnie nazwę nosiła technika polegająca na wysłaniu fali tnącego wiatru, będącego zarazem bezpośrednią kontrą na zbliżające się do strażnika równowagi pociski stworzone z krwi.
Sylwetka blondyna błysnęła raz jeszcze, tym razem miała jednak pojawić się przy rannej już ręce. Ostrze z zawrotną prędkością oddalało się od ziemi, zmniejszając dystans dzielący je od barku swego celu.
Mag krwi potrafił coś, co nie było aż tak powszechne nawet wśród czarodziei skupiających się tylko i wyłącznie na tej dziedzinie, potrafił on bowiem kontrolować krew wypływającą z ran innych, co w połączeniu z brakiem ran na duszy dziwnej hybrydy bimbrownika i tarczownika, dawało dwie znaczące opcje. Albo łysy mężczyzna był przygotowany wcześniej, a jego ręka, jeśli nie całe ciało jest sztuczne, albo “Vlad” wykorzystuje znajdujące się w krwi cząsteczki jego many. Właśnie to sprawiło, że plan defensywy strażnika równowagi był teraz inny, bardziej rozbudowany, a co dziwniejsze - dwuczęściowy. Faust zamierzał zanegować techniki gejo-wampira, a jeśli to nie było możliwe - pojawić się za jego łysym kolegą, tnąc na odlew od prawego barku.

LoL - Music for playing as Vladimir ( Dark Eden Main Theme ) - YouTube

Użycie ciosu skradzionego bandyckiemu hersztowi było idealną zagrywką, bowiem wszystkie krwawe strzały rozbiły się o atak, jednocześnie skutecznie go niwelując. Gdy strażnik równowagi, pojawił się koło łysego przeciwnika, ten był jak gdyby na to przygotowany. Jego ręce w dziwnie spokojny sposób ruszył na spotkanie, tej dzierżącej katanę. Przeciwnik nie był szybki, ba było wiele wolniejszy, ale w jego ruchach nie było zbędnych elementów, Faust nie do końca rozumiał jak to się stało że nagle dłonie mężczyzny w garniturze zacisnęły się na jego przegubie... a blondyn został przerzucony przez ramię przeciwnika, niczym zwykły worek treningowy, dla adeptów sztuk Judo czy tez aikido.
Strażnik równowagi nie miał jednak szczególnych problemów z utrzymaniem takowej bez względu na to, czy znajdzie się w powietrzu, czy też w dowolnym innym miejscu, czy będzie chodziło o stan umysłu, czy też ciała. Coś, czego bronił towarzyszyło mu zawsze i wielokrotnie przypominało o tym jego przeciwnikom, bezlitośnie sprowadzając go na ziemię.
Blondyn uśmiechnął się w powietrzu, zaś jego usta pozwoliły wymknąć się tylko dwóm zwrotom.
- Kai - wykorzystana wcześniej technika przypadła do gustu blondynowi zarówno jako wyjątkowy sposób na oczyszczenie swego ciała, jak i całkiem dobrą technikę ofensywną. Wiatr po raz kolejny miał zatańczyć na wezwanie strażnika równowagi, uderzając w tych, którzy przeciwstawiają się jego ideom.
- Scarslash - dodał po chwili, wytwarzając dodatkowe, dosłownie rozcinające powietrze, pozostawiając w nim delikatne, trwające ułamek sekundy blizny. Atak wykonany z takiej odległości, wzmocniony dodatkowo za sprawą wsześniejszego przygotowania nań przeciwników, powinien trafić bez szczególnych problemów.
Strażnik z utrzymaniem pewności siebie jak i swego stanu stateczności faktycznie nie miał, gorzej jednak było z humorami pożyczonych mocy, bowiem tym razem niedopracowana technika wywołała tylko lekki powiew wietrzyku, który nie przyniósł innych efektów. Za to dał przeciwnika idealna okazje do ataku, w stronę Fausta pofrunęła bowiem butelka, która rozbiła się na jego ciele pokrywając je zieloną, podobną do smarków substancją, zaś krwawe strzały śmignęły mu koło ucha, uderzając w jego ciało...lecz ku wielkiemu zdziwieniu krwistego maga nie czyniąc przeciwnikowi żadnej szkody.
Gdy blondyn upadł na ziemię, odkrył jednak że zielona maź może być o wiele bardziej kłopotliwa niż się wydawało, bowiem przykleiła ona strażnika do ziemi, całkowicie go unieruchamiając.
Nawet biorąc pod uwagę pozbawienie najlepszego, najważniejszego z atrybutów blondyna, na jego ustach mozna było zobaczyć uśmiech, zaś w oczach - rosnącą bez kresu przyjemność z potyczek. Najwyraźniej to, że walka stawiała go na teoretycznie słabszej stronie, zapewniając przeciwnikom jeden z najbardziej prymitywnych aspektów przewagi - tą, wytworzoną przez dodatkowego wojownika po drugiej stronie.
Pokrycie ciała blondyna mazią podobną w konsystencji do mieszanki wydzieliny pochodzacej z nosa łysego mężczyzny, oraz kleju, zdawało się być tylko kolejnym wyzwaniem, nie zaś sposobem na przeważenie szali zwycięstwa na stronę agresorów.
Miejsca, w których skóra strażnika równowagi miała kontakt z tajemniczą substacją zostały błyskawicznie pokryte małą ilością energii magicznej - ot, zwyczajne wykorzystanie bariery by zyskać chociaż trochę odległości między jego ciałem, a pułapką w której tkwił. To, co miało nastąpić zaraz, było trzecim już wykorzystaniem techniki, którą stworzył za sprawą darów płynących z jednej z rumaków Poseidona.
Malutka kropelka potu spłynęła po czole strażnika niczym ostrzeżenie, używanie nowej techniki wyraźnie go męczyło. Tym razem jednak atak zadziałał i większość mazi została rozrzucona po pobliskich ścianach, jedynie jej nieliczna część została na ciele blondyna, lekko utrudniając ruchy. Faust użył swej mocy by się wyzwolić w odpowiednim momencie, bo wampir był już tuz za nim, a metalowe pazury, które musiał wydobyć z płaszcza, w tym samym momencie w którym maź opuściła ciało blondyna, przecięły jego gardło. A dokłądniej przecięły widomowy obraz który zostawił za sobą posiadacz czerwonej koszuli, który instynktownie uniknął ataku, wielce zdziwionego przeciwnika. Jednak nie był chwili an odpoczynek, bowiem w stronę Fausta nadlatywały kolejne butelki łysola, pierwszej uniknął, ta zaś uderzyła o ścianę za nim i buchnęła płomienami.
Kropla potu była złym znakiem, pokazywała że trzeba przyśpieszyć tempo pojedynku, lub sytuacja walki przeciwko większej ilości przeciwników będzie dla niego zbyt męcząca, może nawet zabójcza. Strażnik równowagi nie miał jednak możliwości na utworzenie czegoś, co wyrówna walkę, przynajmniej pomijając wyelminowanie jednego z przeciwników.
Czemu jednak powinien pominąć tą, najwyraźniej najłatwiejszą z możliwych opcji? Z pewnością musiał on uważać na maga krwii, który z całą pewnością zdoła zamienić się w plamę krwi w razie niebezpieczeństwa. Ciało wampirzego homoseksualisty mogło zmienić się w podmiot jego magii za sprawą wariacji transformacji, oraz wielkich ilości many i energii życiowej.
Blondyn zniknął, oddając się krzewieniu równowagi przez pojedyńczy ułamek sekundy, w którym oczy przeciwników nie powinny za nim nadążyć. Tym razem sekwencja ruchów blondyna była tak prosta, jak krew która zaczynała w nim wrzeć<<Bachus>>. Zamierzał on pojawić się bezpośrednio przed Vladem, oraz wykonać opadające cięcie na poziomie jego barku, tak by ucieczka przed takowym była konieczna, tutaj bowiem, jak niemalże zawsze w przypadku Fausta, zaczynała się prawdziwa zabawa.
Jeśli przeciwnik oddalił się przed tak niebezpiecznym atakiem, musiał utracić równowagę, zaś blondyn nie miał zamiaru mu tego odpuścić. Tym razem powinien pojawić się za jego plecami, starając się by powierzchnia perłowej katany zetknęła się z szyją swego niedoszłego kochanka.
Czerwona koszula, jeśli tak można opisać mężczyznę, zamierzał wykorzystać swą, nawet jeśli nieco zmniejszoną, prędkość do maksimum. Powinno być więc oczywistym, że spróbuje on zniszczyć tylko jedną stronę wrogiego duetu, bowiem Ying nie mogło istnieć bez Yang. Zdawało się, że wiedza o najwspanialszej ze wszystkich idei w tym świecie, równowaga, miała znacznie więcej zastosowań. Tak więc każdy unik powodował nadejście kolejnego cięcia, zadawanego z niemalże losowych położeń, dzięki czemu bimbrownik nie był w stanie wykorzystać potencjału swych mikstur - każda z nich mogła ranić również jego “nakama”.
Faust pojawił się przed wampirzym homoseksualitą a jego katana ruszyła w stronę barku przeciwnika, ten jednak przeciwnie do przewidywań strażnika równowagi ani nie cofnął się przed ciosem, nie przemienił się też w kałuże posoki. Posiadacz czerwonej koszuli niedocenił poziomu w jakim jego przeciwnik rozwinął swoją moc, nie potrzebował całkowitej zmiany ciała w krew, jedynie miejsce w które uderzyła katana, zmieniło się nagle w tą substancję, a co gorsze zasklepiło się na białym kacie. Krew otoczyła ostrze, niczym woda gdy zamyślony pustelnik mąci ją swoją laską. Oczywiście wpływało by to na korzyść blondyna, bowiem ciało, krew czy też kości wszystko było nośnikiem duszy, problemem było to iż nie była to posoka przeciwnika. Element który otoczył miecz zdawał się nie należeć do przeciwnika, jak gdyby był wytworzonym od podstaw tworem, jak gdyby cała złożona była z many przeciwnika albo czegoś innego.
- Hej kociaku...złapałem Cię. -stwierdził vlad a jego wolna ręką ruszyła w stronę gardła Fausta, zaś łysy kompan długouchego już biegł w stronę walczący by wspomóc swój Yang. Kropelki wody jaką był pot, rosiły teraz czoło wampirzego przeciwnika, widać ten dziwaczny atak był dlań bardzo wyczerpujący.
Faust jednak nie był byle kim, jego wiedza przekraczała poziom zwykłych śmiertelnych, zaś umysł szybko wyłowił ze swych ogromnych zbiorów odpowiednie informacje. Zwierzęca krew. Posoka martwych i pozbawionych już duszy członków królestwa natury, zmieszana z maną przeciwnika, stanowiła teraz więzienie trzymające jego ostrze.
 
Zajcu jest offline