Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 12:43   #12
Dalakar
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Mieszanka ekscytacji z poddenerwowaniem. Słodka adrenalina jaka zawsze towarzyszyła mu przy wyzwaniach. A takie się zapowiadało. Przeznaczenie nie istnieje , ale - gdyby istniało - to podejrzewałby, że maczało palce w tym zbiegu okoliczności. Od dawna w Słopieniach nie działo się tak dużo. Na początku wydawało mu się oczywiście inaczej – te ciągłe walki stronnictw, niebezpieczeństwo czyhające za każdym rogiem, czasem jakiś złodziej lub skrytobójca wbiegający Ci do pokoju przez okno. Ale przez ostatnie kilka lat Warcisławowi udało się ustawić na tyle, że już nie robiło to na nim takiego wrażenia. Ot, tak wygląda tutaj codzienność.

A teraz kilka przypadków … i przeczucie. A wiedział, że przeczuciami warto się kierować. Szczególnie gdy nie wiesz, czy pochodzą z twojej intuicji, czy, jakby to powiedzieć, z zewnątrz. Przewertował w pamięci księgę swego życia. Od czasów szkolenia w akademii inkwizytorów, przez pierwsze dni na słopieńskiej parafi, do dni dzisiejszego. Właściwie to nie spodziewał się, że kiedykolwiek osiągnie taką potęgę. A zamierzał wejść jeszcze wyżej.

Usłyszał dźwięk żołnierskich butów, a chwilę później pukanie. Ciekawe jak tam postępy - pomyślał, po czym krótką, stanowczą komendą rozkazał, aby weszli.
W drzwiach pojawili się służbiści i jeszcze dwóch. Jednego widział pierwszy raz w życiu, ale znał za to drugiego. Alchemik. Nieco dziwny, ale Warcisław lubił go za niezależność, którą mogło się tu pochwalić niewielu spośród miejskich tchórzy, liczących że jak skryją się pod płachtą jakiejś organizacji, to będą bezpiecznie wegetowali, zadowalając się marnymi ochłapami rzucanymi przez wyższe sfery. Co prawda od gościa capiło bardziej niż od innych alchemików (o ile to w ogóle możliwe), jednak wynagradzał to kunszt starego. Kapłan już nieraz korzystał z jego usług i nigdy nie zdarzyło mu się być zawiedzionym.
Aczkolwiek była też druga strona medalu – Trzebiciecha nie było łatwo przekonać, jeśli nie chciał gadać. A zabić też szkoda; i alchemik o tym wiedział. No... chyba, że za naprawdę wartościową informację. Jak na przykład za to, co wiedział o księdze.
Hmm... Nekromanta.” - pomyślał duchowny, zmieniając temat - „Co ja ostatnio czytałem o rozmawianiu ze zmarłymi, gdy jeszcze ich pamięć się nie zatarła?” - w myślach uśmiechnął się do siebie. To był dobry plan, który warto wziąć pod uwagę, gdyby sprawy przybrały niemiły obrót.

- Witaj, Trzebiciechu. - rzekł sztyletując alchemika spojrzeniem - Przyszedłeś w końcu, by opowiedzieć mi o księdze? Cóż się stało? Pan Świtu wylał na ciebie swoją łaskę? I kimże jest twój towarzysz?

- Witaj, kapłanie. Widocznie i na takich jak ja twój bóg zsyła oświecenie.

- Nie żartuj z kogoś, kto skinieniem palca może sprowadzić na ciebie boską zemstę. Mów o księdze. - kapłan spojrzał na alchemika wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.

- Ja... ja nie wiem nic o żadnej księdze. Znalazłem się tu przez przypadek i nie chcę być zamieszany w jakieś ciemne interesy. - wtrącił się Gniewomir. W jego głosie słychać było lekkie zdenerwowanie.

- Ty nie, ale oni tak. Próżno się wysilasz, przyjacielu. - rzekł alchemik – Kogo Kościół złapie w swoje łapska, nie wypuści.

Odwrócił się do Warcisława i przechylając głowę zwrócił się do niego niemal władczo:

- Kapłanie, mój znajomy jest ćpunem. Dajcie mu tę fiolkę, którą miałem przy sobie, a powiem wszystko o księdze. Pod warunkiem, że dacie mi schronienie w waszej świątyni i gwarancję, że skrytobójcy, ani nikt inny mnie nie dopadnie. Mój przyjaciel również ma zostać nienaruszony i na tyle wolny, na ile to możliwe. Może zgodzi się dla was pracować.

Warcisław uśmiechnął się lekko, spoglądając na alchemika.

- Mam Ci teraz zaufać, Trzebiciechu? Ot, tak!? - strzelił palcami – Nie... muszę mieć gwarancję. Nie wiem, co to za fiolka i nie wiem, kim jest Twój, hmm... przyjaciel? Znajomy? A może – ochroniarz? - zrobił krótką pauzę. - Ale dobrze. Spełnię Twoją prośbę na ile mogę.

Kapłan skinął palcami na kapitana żołdaków, którzy przyprowadzili 'gości', po czym wyszeptał mu do ucha kilka poleceń.

- Z naszej strony nic nie grozi ani Twojemu przyjacielowi, ani Tobie. Chyba że coś zaczniecie kręcić. - powiedział do alchemika.

Sprawy mogą przybrać nadspodziewanie dobry obrót.” - pomyślał, uśmiechając się w duchu; oczywiście nie dał tego po sobie poznać, ale cieszył się, że Trzebisław będzie choć trochę z nim współpracował. - „Ciekawe tylko dlaczego chce azylu? Wplątał się w coś aż tak strasznego, że nawet on się z tego nie potrafi wykaraskać?” - w żyłach poczuł przyjemne pulsowanie. To była ciekawość i ekscytacja. Dziś w Słopieniach naprawdę dużo się dzieje – będzie ciekawie. A może i wpadnie po drodze jakiś tytuł czy stanowisko...
Ale teraz czas na sfinalizowanie umowy. Muszą tylko mu zaufać. Bo dlaczego to on miałby pierwszy uwierzyć w czyste intencje po ich stronie?

Zwrócił się do Gniewomira, zrobił krok w jego stronę i rzekł z rękami rozłożonymi na znak pokojowych zamiarów:

- Pójdziesz teraz z strażą? Obiecuję Ci, na Pana Poranka i wszelkie świętości, że to tylko względy bezpieczeństwa. A to wielka przysięga, nawet jeśli myślisz że jesteśmy zepsutym do szpiku kości kościołem. Po prostu musimy wiedzieć, o co chodzi z tym eliksirem. Nie będzie to żaden loch, ani więzienie. Chcemy tylko byś był odpowiednio daleko Trzebiciecha. Mam rozeznanie co mogą sprawić mutageny i nie chcę, aby to przypadkiem obróciło się przeciwko nam.

Po chwili milczenia dodał, mówiąc wolniejszym głosem:

- A, i obiecujemy Ci także dawkę, której widocznie tak bardzo pragniesz. A może i coś więcej, jeśli zapragniesz...
 
Dalakar jest offline