Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 13:31   #173
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ich plany złożenia kolejnej wizyty zostały bardzo szybko pokrzyżowane, a zwiastunem owego pokrzyżowania był zbliżający się tupot obutych, a na dodatek licznych stóp. Tym razem jednak, ku wielkiej uldze Chrisa, nie byli to strażnicy, którzy mieli ich zawlec do więzienia. Albo tylko jego zaciągnąć do lochu.
Wnet się okazało, że nie spotkali zwykłego patrolu, nie była to też towarzyska wizyta Deora, który chciał wpaść zamienić kilka zdań. Co prawda Chris nie sądził, by aż taka honorowa eskorta była potrzebna, ale jak mus, to mus... I tak lepszy był Deor, niż Earm.
Na szczęście nie skorzystali z propozycji Alany i nie uciekli. Pewnie parę minut później ruszyłyby za nimi w pościg wszystkie dostępne oddziały.

Earm, jak zły duch, pojawił się na audiencji. I na dodatek stał u boku królowej, najwyraźniej namawiając Mildrith do działań przeciwko tym, którzy mieli ruszyć na poszukiwanie Rogu. A przynajmniej, sądząc z rzucanych spojrzeń, przeciwko Chrisowi.

Pomoc, jaka nadeszła z niespodziewanej strony, była dla Chrisa niemałym zaskoczeniem. Do tej pory sądził, że Alana i Earm stanowią jedną spółkę, której zależy na jak najszybszym wyciągnięciu spod Mildrith jej pozłacanego stołka. Jaka więc była prawda? Alana była szczera, czy też lepiej niż zaślepiony Earm oceniała możliwości Chrisa? Może przyczaiła się po prostu, by przy bardziej sprzyjającej chwili zadać cios w plecy? Lepsza jednak była taka pomoc, niż żadna. Czy też, jak się potem okazało, sąd boży.
Ciekawe, czy wyzwany miał prawo wybrać broń.
Tylko czemu Alana nie była zachwycona osobą, której Mildrith zleciła przygotowanie ekwipunku? Wszak Deor wyglądał na osobę odpowiedzialną.
Kolejna zagadka.

- Wystarczy mi Viikari - odpowiedział gdy Deor odprowadzał ich do komnat. - I jakiś dobry juczny koń, z zapasami.


Jak się okazało, honorowa eskorta nie do końca była taka, jak by sobie można wymarzyć,
bowiem dzielni wojacy dopilnowali, by ci, których eskortowali dotarli do swych komnat, a potem w nich pozostali.
Chris miał wrażenie prawdziwego déja vu, Nie tak znowu dawno widział takich samych wojaków. Też pilnowali drzwi, tyle tylko, że tym razem drzwi do obstawienia było znacznie mniej.
- Gdybyś czegoś potrzebowała - powiedział do odchodzącej Samkhy - to daj mi znać.
Miał nadzieję, że jego ulubiona wojowniczka nie zapomniała, jak się posługiwać krótkofalówką.


Chris zapalił świece, a potem, zabezpieczywszy drzwi skoblem i (dodatkowo) małym klinikiem wsuniętym pod drzwi, zabrał się za przygotowywania do wyjazdu.
Jako że obarczony był ekwipunkiem i swoim, i Jana, musiał kilka rzeczy zostawić. Coś z ekwipunku, coś z broni, musiało zostać w grodzie. Chociaż jechali konno i, na co przynajmniej liczył, mieli zabrać dodatkowego konia, to i tak należało się spodziewać, że część drogi przebędą pieszo, a bieganie po górach, ze zbyt ciężkim plecakiem, nie należało do rzeczy zbyt rozsądnych.

Broni było zdecydowanie za dużo jak na jedną osobę. Nawet wziąwszy pod uwagę fakt, iż Chris planował nauczyć Samkhę posługiwania się którymś z tych morderczych narzędzi.
Jako że nie zamierzali prowadzić otwartych działań wojennych, przeto wybór Chrisa padł na 'odziedziczony' po Siergieju karabin Dragunowa, idealnie nadający się na eliminowanie wrogów z dalszej odległości. Do tego doszedł zapas dwustu pięćdziesięciu nabojów, wystarczający zarówno do przyuczenia Samkhy, jak i wyeliminowania znacznej ilości wrogów.
Swej towarzyszce podróży Chris miał zamiar wręczyć jeszcze wojskowy nóż i zegarek, należące poprzednio do Jana, zaś sam chciał zabrać rakietnicę i coś na czarną godzinę - jeden z granatów.
Sprawdził jeszcze, czy na pewno nigdzie nie zawieruszyła się jakaś rzecz, a potem zabezpieczył okno przed nieproszonymi gośćmi, rozebrał się i poszedł spać.

Obudziło go stukanie do drzwi. Nawet niezbyt głośne.
- Panie, śniadanie wkrótce - dobiegł go zza drzwi chłopięcy głos.
- Dziękuję - odparł.

Wyjście z łóżka, pospieszna toaleta, obejmująca również ogolenie się, dorzucenie do plecaka zestawu alpinistycznego z ekwipunku Jana, rozmontowanie broni która miała zostać w grodzie.
Niektóre rzeczy, te bardziej niebezpieczne dla otoczenia, takie jak magazynki czy amunicja, trafiły do plecaka odziedziczonego po Janie, reszta - do kufra. Z cichą nadzieją, że tubylcy uszanują własność prywatną.

W sumie trwało to dość długo - na tyle długo, że gdy Chris, obładowany niczym muł, wyszedł ze swego pokoju, Samkha już na niego czekała.
Zdziwionym spojrzeniem obrzuciła ilość niesionego przez Chrisa bagażu. I jeszcze większe oczy zrobiła, gdy Chris wręczył jej cudowną i zarazem śmiercionośną broń, przywiezioną do jej świata przez Utlandsk.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-03-2013 o 21:30.
Kerm jest offline