Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2013, 15:48   #110
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Detlef ***

- Możliwe - odpowiedział niewzruszenie Detlefowi inkwizytor. - Żebyśmy to ich szukali…- dodał już ledwo słyszalnie odchodząc.

- Carlo Bollman mów prędko kto w którym pokoju zamieszkał. Krótko, acz dokładnie. I otwierajże te drzwi, bo wyważać będziem. – Usłyszał jeszcz Hillenkampa, mimo zamkniętych drzwi Detlef.


*** Zebedeusz***

Upojony winem żak, nie zważając na nic, chwiejnym krokiem udał się do swojego pokoju w zajeździe. Tam od razu padł na łóżko, po chwili rzygnął, wytarł twarz o czystą do tej pory pościel i zamknął oczy. Dzwony przeszkadzały, ale z równym impetem waliły dzwony w jego głowie. Zasnąć… tyle teraz pragnął.


*** Wąsacz ***

Poczęte między łodygami rabarbaru krasnoludy, gdy tylko usłyszały dzwony alarmu,wybiegły na zewnątrz. Pijany w sztorc mężczyzna wyszedł w tym samym czasie drugim wyjściem, w stronę zajazdu. Karczmarz też się do tego raptownie szykował, do pozostania przekonał go jednak złoty pierścień Wąsacza. Od razu też, widząc możliwość wzbogacenia się, zaczął jakoś spokojniej gadać.
- Klucza ja nie mam panie. Baba ma ma. Tamte drzwi do zajazdu prowadzą. - Wskazał drzwi, którymi przed momentem wyszedł pijany mężczyzna. Drzwi przeciwległe do tych, którymi wszedł do oberży. - A pokoju takiego pewnie dawno żeście nie widzieli… Panie, pokoje są utrzymane w dobrym stanie, niemal luksus. Pewnie nie jakieś taki królewski, ale jak na taką wioskę do jakiej żeś jakimś trafem zawitał, są cudeńko. Panie, wygodne łóżka, czyste prześcieradła nawet i do tego świeże pościele - zachwalał. - A jak życzenie macie, to i do tego niewielka balia z wodą. Nie będziecie narzekać… jak tylko nas tu nie ubiją - wyjaśnił szybko, schował pierścień, podał piwo, po czym ruszył w stronę zajazdu. - A i pijcie se pijcie, jak se chcecie. Ino, że te dzwony, to pewnie alarmowe, więc ja stąd se spierdykam. Wybaczta - rzucił wybiegając.


*** Franc i Imrak ***

Minęli łowcę, który to praktycznie nie zwrócił na nich uwagi. Na Imrakowe pytanie nic nie rzucił, wszak też ono i tak raczej retoryczne było. Inne rzeczy widać zajmowały mu głowę. Nie pokój Detlefa, nie Imrak i Franc, nie pokoje, które do tej pory zobaczył. Wciąż nie znalazł tego, czego szukał… A może nie szukał… może tylko potwierdzał zeznania, jakie uzyskał w trakcie przesłuchań. A gdzie najlepiej zacząć je potwierdzać, jak nie w karczmie, czy zajeździe.

Żołnierz, a za nim przebierający niewielkimi nóżkami khazad, wybiegli na zewnątrz, wcześniej mijając też pijanego Zebedeusza. Już mieli wpaść do oberży, gdy ku ich zaskoczeniu do ich rąk sam wbiegł karczmarz Manfred. Chyba los im sprzyjał, sam otwarł drzwi, wbiegł na nich z impetem, jakby prosząc się o zeznania, a przy okazji ewentualny cios w ryja na zachętę.


*** Ramirez ***

Nel ubrała się równie szybko, jak wcześniej się rozebrała. Widać też było, że w obecnej sytuacji estalijczyk nie wydawał się jej już szczególnie potrzebny, gdyż de Ayolas , spoglądając przez okno usłyszał tylko otwierające się drzwi. Odwróciwszy się, zobaczył Senore Weisser, która bez żadnego słowa miała zamiar po prostu opuścić pokój i wybiec szukając prawdopodobnie swych najemników.


*** Wszyscy ***

Gdy von Halbach wyszedł na podwórze na którym ‘rozmowę z karczmarzem rozpoczynali Franc i Imrak, a Ramirez z pojawił się w oknie, usłyszeli mrożące krew w żyłach jęki i ryki, wyrywające się z mieszaniny różnych innych podejrzanych dźwięków. Odgłosy te dochodziły zza zachodniej bramy, tej którą się tu nie tak dawno dostali. Na placu zebrało się już kilkunastu mężczyzn z wioski. Kilku miało miecze, inni kosy, czy też widły, postawione na sztorc. Na ich wiejskich, pospolitych, twarzach malowało się przerażenie. Wśród nich znajdował się, będący w pełnym rynsztunku osobnik, burmistrz Wildbaum. Był już nieco podstarzały, ale widać wzbudzał wśród pozostałych respekt i szacunek. Próbował on dyrygować chłopami, ustawiać ich w szyk, dowodzić jak się dało. Z boku stali już też, również w pełni uzbrojeni, krasnoludzcy bracia. Estalijczyk ujrzał też kapłana, który ze słowami otuchy na ustach, prowadził dzieci i kobiety w kierunku świątyni.

Burmistrz, gdy tylko dojrzał wyglądającego przez okno Ramireza wykrzyczał:
- Proszę pomóżcie! Jesteśmy atakowani! Banda zwierzoludzi dobija się do bramy! Będziemy straceni!! Mam broń jeśli potrzebujecie. Tam…- wskazał swój dom, nie licząc karczmy najbardziej okazały budynek w całej wiosce. - … w piwnicy...będzie tam miecz i ze trzy muszkiety. Jak kto strzelać potrafi niech leci na dzwonnicę świątyni, tam też muszkiet jest. Reszta do obrony bramy!... Proszę!- wykrzyczał zdecydowanie, acz również z błaganiem w głosie.

Co nieco słyszał również popijający na spokojnie piwko Wąsacz, czy kładący się spać po spożyciu nieco bardziej alkoholowego trunku Zebedeusz. Oboje wiedzieli, że wioska już się szykuje do walki… do obrony…

Wszystko dokładnie słyszeli Franc, Detlef i Imrak. Z pewnością słyszał to też Inkwizytor, który pewnie zaprzestanie zaraz przeszukiwań zajazdu i zajmie się bardziej pilną sprawą. Walka się zbliżała… walka się zbliżała wielkimi, zmutowanymi krokami…
 
AJT jest offline