Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 12:57   #11
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Drużyna prawdziwa. Miał drużynę! Trudno było opisać to uczucie, ale po prostu taka szczera uciecha, że jest wśród życzliwych sobie ludzi i nieludzi, którzy chcą wspólnie zrobić coś niezwykłego. Może jakiś bard nawet to opisze? Miło niewątpliwie było snuć sobie dawne opowieści na temat Bitwy, słuchać szumu wiatru oraz plusku fali rozbijającej się o burty promu, poznawać nowo spotkanych towarzyszy … Wszystko wydawało się świetne, wręcz takie, jak snułby to sobie nawet hobbit – domator, aż przybili do niewielkiej przystani ozdobionej tańczącymi w rytm poruszającej się wody liśćmi szuwarów. Smukłe rośliny wydawały się wić na marszczonej wietrzykiem wodzie, świetnie podkreślając pomarańczowo czerwone zygzaki odbijającego się na tafli jeziora słońca.



Niech was niosą bystre wody
W kraj znajomy, w kraj lat młodych.
Pożegnajcie loch ponury
I północy zimne góry,
Płyńcie z gęstwin czarnych lasów
W kraj znajomy z dawnych czasów
Tu milczące stoją drzewa,
A tam wiatr w szuwarach śpiewa,
Trzcina rośnie na moczarach
I zieleni się tatarak.

Odruchowo wyśpiewał te słowa, kiedy przybijali do mola. Znał dobrze tą pieśń, także w języku elfów, bowiem właśnie z tego pięknego narodu się wywodziła. Wprawdzie dotyczyła beczek, ale elfy nawet na taki prozaiczny wydawałoby się temat, potrafiły stworzyć coś dziwnie nostalgicznego. Jemu się jednak skojarzyły się śpiewające wiatrem szuwary …

Później jednak dopadła go nuta niepokoju. Ciągle rosnącego, kiedy obserwował najpierw molo podczas przybijania promu oraz położona na nabrzeżnym pagórku gospodę. Łodzie Aesviego stały przywiązane linami do palików, karczma także nie była spalona … Jednak niewątpliwie dwa elementy ni zagrały Esgarothczykowi. Pierwszym była nienaturalna cisza. Wszak „Smoczy łeb” składał się z kilku budynków mieszkalnych oraz gospodarczych. Karczmarz, obsługa, goście. Dlaczego ich nie słyszeli? Ponadto szyld malowany, nawiązujący do nazwy gospody, zniknął niczym kamfora. Dwa łańcuchy które podtrzymywały go, swobodnie zwisały bezwładnie, ale tarczy szyldowej nie było. Czyli co się stało, gdzie jest sam gospodarz oraz inni? Przypadek raczej nie wchodził w grę. Możliwe jednak, że na skutek decyzji podjęcia wyprawy wydawało mu się więcej, niżeli rzeczywiście się działo. Zresztą ogólnie chyba wielu podróżnych było niepewnych. Mężczyzna, którego imienia nie pamiętał, zresztą może nawet ów nawet się nie przedstawiał, obserwował taflę jeziora pod pomostem. Co więcej, coś tam chyba dostrzegł, gdyż nawet pomimo jego pochylenia, zdołał dostrzec, że pochyla się oraz … niesamowite, tam był człowiek. Ranny człowiek! Jak dobrze, że ów pochylający się oraz pomagający okaleczonemu kompan przedstawił się wcześniej, jako medyk. Można było mieć nadzieje, że zajmie się tym odpowiednio.

Napad! Prawdopodobnie niespodziewany napad. Bandyci, czy orki odzyskujący siły po bitwie? Któż wie. Ale pomóc, czy robić cos innego? Uznał, ze przecież nie ma sensu, by wszyscy tłoczyli się przy rannym, zwłaszcza, ze był tam ktoś, kto znał się na leczeniu. Natomiast powinni sprawdzić sama karczmę. Może czai się tam ktoś jeszcze, może są jacyś ranni, którym trzeba będzie pomóc jak najszybciej.

Stojąc na molo wyciągnął miecz.
- Czuj duch, coś tutaj nie pasuje. Idę się rozejrzeć do gospody. Panno Felien, mości Tooku, panie Dwalinie – poprosił osoby, które znał oraz pamiętał imiennie. Oczywiście podczas rozmów na promie padło jeszcze imię Valdbranda z Dali, ale przypuszczał, że rosły mężczyzna, zdecydowanie lepiej nadaje się do ewentualnej pomocy medykowi, także przy wyciąganiu rannego, niżeli zdecydowanie niżsi krasnolud i hobbit oraz smuklej, delikatniej wyglądająca elfka. Już sobie wyobraził Dwalina oraz Dodericka, jak wchodzą do wody, by wyciągnąć rannego, jeśli akurat takie cos byłoby potrzebne. Zaś woda, któraby sięgała Valdebrandowi, czy drugiemu nieznanemu z imienia młodemu mężczyźnie po pierś, ich po prostu przykryłaby. Dlatego poprosił właśnie wspomnianą trójkę, uznając, że ludzie łatwiej poradzą sobie tutaj. – Chodźmy, sprawdźmy karczmę, pozostali poradzą sobie – zaproponował, mając nadzieję, że się zgodzą. Bez względu jednak na ich decyzję, planował ruszyć. - Może kto jeszcze tam się czai, lub potrzebuje jak najszybszej pomocy
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-03-2013 o 17:43.
Kelly jest offline