Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-03-2013, 12:57   #11
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Drużyna prawdziwa. Miał drużynę! Trudno było opisać to uczucie, ale po prostu taka szczera uciecha, że jest wśród życzliwych sobie ludzi i nieludzi, którzy chcą wspólnie zrobić coś niezwykłego. Może jakiś bard nawet to opisze? Miło niewątpliwie było snuć sobie dawne opowieści na temat Bitwy, słuchać szumu wiatru oraz plusku fali rozbijającej się o burty promu, poznawać nowo spotkanych towarzyszy … Wszystko wydawało się świetne, wręcz takie, jak snułby to sobie nawet hobbit – domator, aż przybili do niewielkiej przystani ozdobionej tańczącymi w rytm poruszającej się wody liśćmi szuwarów. Smukłe rośliny wydawały się wić na marszczonej wietrzykiem wodzie, świetnie podkreślając pomarańczowo czerwone zygzaki odbijającego się na tafli jeziora słońca.



Niech was niosą bystre wody
W kraj znajomy, w kraj lat młodych.
Pożegnajcie loch ponury
I północy zimne góry,
Płyńcie z gęstwin czarnych lasów
W kraj znajomy z dawnych czasów
Tu milczące stoją drzewa,
A tam wiatr w szuwarach śpiewa,
Trzcina rośnie na moczarach
I zieleni się tatarak.

Odruchowo wyśpiewał te słowa, kiedy przybijali do mola. Znał dobrze tą pieśń, także w języku elfów, bowiem właśnie z tego pięknego narodu się wywodziła. Wprawdzie dotyczyła beczek, ale elfy nawet na taki prozaiczny wydawałoby się temat, potrafiły stworzyć coś dziwnie nostalgicznego. Jemu się jednak skojarzyły się śpiewające wiatrem szuwary …

Później jednak dopadła go nuta niepokoju. Ciągle rosnącego, kiedy obserwował najpierw molo podczas przybijania promu oraz położona na nabrzeżnym pagórku gospodę. Łodzie Aesviego stały przywiązane linami do palików, karczma także nie była spalona … Jednak niewątpliwie dwa elementy ni zagrały Esgarothczykowi. Pierwszym była nienaturalna cisza. Wszak „Smoczy łeb” składał się z kilku budynków mieszkalnych oraz gospodarczych. Karczmarz, obsługa, goście. Dlaczego ich nie słyszeli? Ponadto szyld malowany, nawiązujący do nazwy gospody, zniknął niczym kamfora. Dwa łańcuchy które podtrzymywały go, swobodnie zwisały bezwładnie, ale tarczy szyldowej nie było. Czyli co się stało, gdzie jest sam gospodarz oraz inni? Przypadek raczej nie wchodził w grę. Możliwe jednak, że na skutek decyzji podjęcia wyprawy wydawało mu się więcej, niżeli rzeczywiście się działo. Zresztą ogólnie chyba wielu podróżnych było niepewnych. Mężczyzna, którego imienia nie pamiętał, zresztą może nawet ów nawet się nie przedstawiał, obserwował taflę jeziora pod pomostem. Co więcej, coś tam chyba dostrzegł, gdyż nawet pomimo jego pochylenia, zdołał dostrzec, że pochyla się oraz … niesamowite, tam był człowiek. Ranny człowiek! Jak dobrze, że ów pochylający się oraz pomagający okaleczonemu kompan przedstawił się wcześniej, jako medyk. Można było mieć nadzieje, że zajmie się tym odpowiednio.

Napad! Prawdopodobnie niespodziewany napad. Bandyci, czy orki odzyskujący siły po bitwie? Któż wie. Ale pomóc, czy robić cos innego? Uznał, ze przecież nie ma sensu, by wszyscy tłoczyli się przy rannym, zwłaszcza, ze był tam ktoś, kto znał się na leczeniu. Natomiast powinni sprawdzić sama karczmę. Może czai się tam ktoś jeszcze, może są jacyś ranni, którym trzeba będzie pomóc jak najszybciej.

Stojąc na molo wyciągnął miecz.
- Czuj duch, coś tutaj nie pasuje. Idę się rozejrzeć do gospody. Panno Felien, mości Tooku, panie Dwalinie – poprosił osoby, które znał oraz pamiętał imiennie. Oczywiście podczas rozmów na promie padło jeszcze imię Valdbranda z Dali, ale przypuszczał, że rosły mężczyzna, zdecydowanie lepiej nadaje się do ewentualnej pomocy medykowi, także przy wyciąganiu rannego, niżeli zdecydowanie niżsi krasnolud i hobbit oraz smuklej, delikatniej wyglądająca elfka. Już sobie wyobraził Dwalina oraz Dodericka, jak wchodzą do wody, by wyciągnąć rannego, jeśli akurat takie cos byłoby potrzebne. Zaś woda, któraby sięgała Valdebrandowi, czy drugiemu nieznanemu z imienia młodemu mężczyźnie po pierś, ich po prostu przykryłaby. Dlatego poprosił właśnie wspomnianą trójkę, uznając, że ludzie łatwiej poradzą sobie tutaj. – Chodźmy, sprawdźmy karczmę, pozostali poradzą sobie – zaproponował, mając nadzieję, że się zgodzą. Bez względu jednak na ich decyzję, planował ruszyć. - Może kto jeszcze tam się czai, lub potrzebuje jak najszybszej pomocy
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-03-2013 o 17:43.
Kelly jest offline  
Stary 03-03-2013, 16:04   #12
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Gdy barkas dobił do pomostu, Brann zmitrężył sporo czasu na pakowanie swoich manatków. Nie żeby miał ich jakoś bardzo dużo. Na jego dobytek, który mieścił się z powodzeniem w zniszczonym skórzanym worku składał się mały kociołek, koc, zapasowe ubranie, hubka i krzesiwo, kościany grzebyk, szczypta soli i parę innych drobiazgów. Nie licząc skromnego prowiantu i grosiwa w sakiewce. Ot, po prostu ciężko mu było rozstawać się ze stateczkiem, na którym przyjemnie się leniuchowało.

Na plecach młodzieniec przewiesił sobie wielkie toporzysko, przypasał sztylet do boku. Poprawił klamrę u pasa przy spodniach. Na samym końcu zaś przytroczył łęczysko wysłużonego łuku.

Był gotów do drogi. A właściwie gotowy do popasu w karczmie. Słońce właśnie zachodziło, więc nijak było wybierać się nocną podróż przez rubieże.
Tropiciel jako ostatni zeskoczył na deski pomostu. Przelotnie spojrzał na falującą wodę, tam gdzie wskazywał mu Ogar i zamarł ze zgrozy. Tuż obok zzieleniałego od wodnych pnączy pnia na tafli wody pływał człowiek. A właściwie kołysał na powierzchni wody samemu pozostając w bezruchu. Twarzy topielca Skorlsunn nie dostrzegł albowiem skryta była pod cieniem pomostu.
Nie namyślając się dłużej, myśliwy odrzucił swój worek na ziemię i skoczył na pomoc nieznajomemu.

Z głośnym pluskiem znalazł się w zimnej toni jeziora. Nogi dotknęły mulistego dna. Rozgarniał gwałtownie rękami wodę, by jak najszybciej znaleźć się przy człowieku. Ręce oblepiły mu szarozielone glony, lecz młodzieniec zdawał się na to nie zważać. Brann dopadł do nieprzytomnego mężczyzny i z pomocą innego członka drużyny wyciągnął sinego z zimna człowieka na brzeg.

Przez parę chwil usiłował mu pomóc.

- Niedobrze
- orzekł. - Za długo był w wodzie. Te rany wyglądają poważnie. Są świeże. A najbliższy medyk mieszka w Esgaroth. Jak nic zaraz nam wojak skapieje. Bo, że to żołnierz jest widać mi gołym okiem.

Tropiciel próbował nawet ugniatać klatkę piersiową żołnierza, ale nie chcąc urazić ran - bez rezultatu.

- Nic tu nie poradzę - pokiwał wreszcie smutno głową. - Ale coś mi się, widzi że Ci, którzy go tak urządzili mogą być w okolicy. Mus nam to sprawdzić - ręka powędrowała ku sztyletowi.

Brann postanowił pokręcić się po okolicy, zanim wszedł w obejście. Dostrzegł, że Svein wraz kilkoma innymi gnał ku zabudowaniom oberży. Tropiciel uznał, że najlepiej będzie jak zwiedzi zabudowania gospodarskie i ubezpieczy tyły.

Przemykając ku stajni dumał:

- Kury, świnie, konie... Widzi mi się, że zwierzęta są w zagrodach. Jeśli to najazd bandytów, to prędzej czy później zostaną skradzione. W końcu ruchomy to dobytek. Czyli atak mógł mieć miejsce niedawno. Ale któż to? Orki światła się przecie lękają. A nocy jeszcze nie ma... Niebywałe.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 03-03-2013 o 16:10.
kymil jest offline  
Stary 03-03-2013, 22:05   #13
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zapowiadało się ciekawie, na pewno była to poprawa od bezruchu w mieście na jeziorze. Spokojny ruch łodzi po wodzie miarowo pchał go w objęcia nowego szlaku. Większość się przedstawiła, chyba tylko sam Ogar się wyłamał i tego nie uczynił. Zabieranie się z tak barwną kompanią w pogoń za mapą, która mogła równie dobrze nie istnieć, mogło się wydawać nieco nierozsądne, nie przejmował się tym jednak zbytnio. Nie była to pierwsza taka decyzja w jego życiu, kiedy trzymał się rozsądku i porządku jakoś niewiele dobrego mu z tego wychodziło. Z kolei z nierozsądnych decyzji miał zawsze przynajmniej ciekawe wspomnienia lub opowieści, którymi chętnie dzielił się nad kuflem piwa.



Krótka ale jakże owocna podróż „Kaczuszką” dobiegała powoli końca. Widać już było zabudowania karczmy i dziób łodzi rozcinał przybrzeżne pałki, czegoś jednak brakowało. Na krawędzi świadomości Ogar czuł że czegoś brakuje w tym malowniczym obrazku, dopiero kiedy stanął na deskach molo, dotarło do niego o co chodziło. Nawet w Esgaroth słychać było rejwach wodnego ptactwa i innych żyjątek. Tutaj z kolei było cicho, zupełnie jakby wszystko co żyje przypadło do ziemi, czekając aż drapieżnik przejdzie obok.


Eingulf zaczął się rozglądać dookoła aż dostrzegł unoszące sie pod pomostem ciało, to starczyło mu, żeby wszystkie zmysły stanęły w pełnej gotowości.
- Uważajcie, coś tu się stało, nawet ptaki zamilkły, niech ktoś mi pomoże wyłowić tego człowieka. - Sam zaś spróbował wyciągnąć unoszącego się ciało na pomost lub brzeg. Zdumiony odkrył, że ten jest jedynie nieprzytomny, chociaż mocno poraniony, zabrał się zaraz do opatrywania rany po mieczu, który musiał się przebić przez skórzany pancerz. Przy pomocy Branna, udało mu się wydostać mężczyznę na brzeg. Gdy Skorlsunn przerwał swoje wysiłki ratowania człowieka, jego miejsce przejął Ogar. Kiwnął tylko głową, gdy co poniektórzy ruszyli w kierunku gospody, zapewne chcąc sprawdzić co tu się tak naprawdę dzieje.
- Broń w dłoniach i nie zadepczcie wszystkich śladów. – Rzucił do wszystkich, starając się w tym czasie opatrzyć nieprzytomną ofiarę tutejszych zajść. Woda musiała zmniejszyć lub całkiem zatamować krwawienie, ale teraz, kiedy byli na brzegu, musiał się zająć tym choćby prowizorycznie, zanim znowu zacznie mocno krwawić i zejdzie mu na rękach.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-03-2013, 03:27   #14
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Podróż zdawała się ciągnąć leniwie, wypełniona opowieściami o Wielkiej Bitwie przy akompaniamencie szumu wody. Felien nie dodawała nic od siebie do tych opowieści, a jedynie spokojnie ich wysłuchiwała, czasem zawieszając wzrok na falującej beztrosko wodzie. W pewnym momencie wpatrzona w jej taflę zaczęła nieświadomie obracać w palcach niewielki wisiorek w kształcie półksiężyca.
Spokój był jednak jedynie piękną iluzją, która prysnęła po przybyciu na miejsce.
Elfka czuła niepokój. Początkowo było to tylko nieokreślone doznanie, niemające podstaw, ale jak się okazało, jedynie pozornie. Odnalezienie rannego mężczyzny sprawiło, że elfka zaniepokojona już wcześniej nienaturalną ciszą tego miejsca zwróciła spojrzenie na widoczną w oddali karczmę, a słowa Sveina wyrażały jej własne myśli. Rannym już się zajmowano, a większa ilość osób mogła jedynie przeszkadzać, niż nieść jakąkolwiek pomoc, której mogli potrzebować inni, znajdujący się w gospodzie.
Felien spojrzała na Vetis i jej syna i odezwała się do nich:
- Wróćcie się do pomostu. Nie wiemy co zastaniemy, a lepiej, abyście nie pozostali bez ochrony.
Podobnie jak i Svein, Felien dobyła miecza i ruszyła za nim w kierunku gospody.

Idąc szybkim krokiem do karczmy Svein rozglądał się czujnie oraz wyjaśniał cichym głosem kompanom.
- Powinien być tutaj sam Aesvi, karczmarz oraz jego żona. Do pomocy mają Mikiego. Taki sympatyczny nastolatek, chłopiec stajenny i służący. Jest także starszy Fari, dziadek Mikiego, trochę kucharz oraz pomocnik Tory przy przygotowywaniu posiłków. Nieźle ponadto gra na fujarce, ku uciesze gości zresztą, pomaga jak może. Aesvi natomiast wywdzięcza mu się wiktem oraz łóżkiem przy zapiecku. Naprawdę przyzwoity chłop. Jest jeszcze twardy weteran Bitwy Pięciu Armii, Bardyjczyk o imieniu Otar. Słyszałem, że dostał strzałę w kolano pod Samotną Górą i będąc zbyt honorowym, aby być komuś ciężarem, lub żeby wziąć się za hultajstwo, a do ochrony karawan się nie nadając, chętnie przyjął ofertę karczmarza i pełni rolę "ochroniarza". Drwa porąbie, zapoluje na zwierza i takie tam. Ci powinni być na pewno, prócz tego może jeszcze goście.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-03-2013, 20:31   #15
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację


Drobne koraliki w jej ciemno kasztanowych włosach huśtały się cicho na wietrze razem z wykonanymi ze zwierzęcej kości kolczykami. Biżuteria ta była prezentem który otrzymała jeszcze od ludzi z Rhosgobel za pomoc jakiej udzieliła przed wieloma laty. Może była prosta, a i niewiele warta, ale była prezentem od ludzi którzy także niewiele mieli. Tym razem Shaveen zmierzała na drugą stronę wielkiej puszczy, ku Esgaroth. Miasto to, odbudowane po całkowitym zniszczeniu podobno stało się nowym sercem handlu. Miejscem gdzie wielokulturowość rozwijała swe skrzydła, budując podwaliny pod być może większe zmiany w przyszłości. W każdym razie było ciekawostką o którą warto było zahaczyć. Póki co jednak jej drobne stopy ledwo co wychyliły się za ogromną ścianę lasu który nazywała swym domem. To było dziwne uczucie, a ogrom otwartej przestrzeni z jednej strony podniecał i ciekawił, z drugiej zaś nieco niepokoił. Lubiła to uczucie gdy wolny wiatr owiewa twarz, a ona marzy by polecieć razem z nim. Piękno natury było dla niej czymś świętym, cudownym i ważnym, ale nic w tym dziwnego skoro była elfką.

Jej rasę zwano nieśmiertelną, gdyż nieznany był przypadek by ktokolwiek umarł gdy nadszedł czas. Nie było starców, tylko młodzi. Choroby ich nie dotykały, a jednak miecz odbierał ten dar życia jak każdej innej istocie. Shaveen mogła mieć każdy wiek, a jej wygląd nie zdradziłby ile set zim ma już za sobą. Chcąc poznać wiek elfa, trzeba było zajrzeć w głąb jego duszy. Jak było z nią? Fizycznie była już dojrzała, ale wśród elfów wciąż była młoda. Byli nimi wszyscy Ci którzy nie pamiętali lasu przed pojawieniem się Nekromanty. Choć pewnie gdyby nie on, nigdy nie była by tym kim jest…

Uroda elfki była dziwną mieszanką przeciwstawnych cech. Z jednej strony jej sylwetka była bardzo równa, gładka, posągowa przez co nadawała jej dumnego, arystokratycznego wyglądu. Z drugiej strony jej ciało było niezwykle sprawne, wyrzeźbione przez czas spędzony na pływaniu i ćwiczeniach jak u prostych ludzi którzy parali się pracą fizyczną. Ubrana była również w proste skórzane ubrania, gdzieniegdzie okryte jeszcze cienkim także skórzanym pancerzem. Ten chronił bardziej przed otarciami niż prawdziwą bronią. Miał być lekki, cichy i wygodny, a wykonane gdzieniegdzie zdobienia dodawały mu uroku. Lubiła to że było i tak, i tak. Że zbroja łączyła w sobie wygląd i funkcjonalność.


Sama Shaveen jak każde dziecię elfiej krwi również była niezwykle piękną kobietą. Jej sylwetka tak zwinna i zgrabna poczynając od długich nóg które poruszają się z subtelną gracją typową dla jej rasy. Chociaż dość szczupła, nie wyglądała na wiotką. Pełne biodra i biust należycie zaokrąglały ją tam gdzie trzeba, a mięśnie mimo że silne, wyraźne, nie były przerośnięte, a raczej twardo zbite nadając jej aparycji pewnej siebie wojowniczki którą zresztą była. Najsilniejsze miała ręce. Wyćwiczone tak naciąganiem cięciwy, wspinaczką jak i jej ukochanym pływaniem. Owiewana jej długimi włosami, twarz elfki była dość ostra, a dziewczyna lubiła to podkreślać. Czasem zmieniała coś w swojej fryzurze, jednak nie robiła tego za często. Jej duże, brązowe oczy były niczym tafla morza - tajemnicze, niezbadane i spokojne, czasem zaś płonęły życiem niczym szarpany wiatrem sztormu żagiel. Często się uśmiechała, ale tylko tak delikatnie. Pełen, szeroki uśmiech był u niej rzadkością zaś jego brak, codziennością. Wyglądało to tak jakby ciągle coś ją gryzło, coś bolało, a chwile radości tylko na moment przyćmiewały ten ból. Starała się jednak jak mogła, nie wyglądać tak markotnie w towarzystwie innych.

Tym razem była zupełnie sama i nie musiała się tym przejmować. Odgarnęła zachodzące jej na twarz włosy i przyjrzała się stojącej w oddali karczmie Smoczy Łeb. Uśmiechnęła się na myśl że zbliża się do celu swojej podróży i już miała zrobić kolejny krok gdy nagle jej wzrok przykuł ślad na ziemi. Przykucnęła przy nim, odgarniając dłonią zasłaniającą go paproć i delikatnie, lecz chłodno powiodła palcami po odcisku wilczej łapy. Poczuła niepokój, strach który raptownie uderzył jej sercem. Obok było więcej śladów, a ona wiedziała do kogo należą. Orkowie i wargi… plugastwo mroku i skaza tych ziem od niepamiętnych czasów. Uniosła się, sięgając po swój łuk i stając przyczajona w rozkroku. Niczym żmija była gotowa by nagle zerwać się do pogoni czy też ucieczki. Rozglądała się, ale nic nie zobaczyła. Złapała głęboki wdech, po czym wzięła nieco ziemi w dłoń i rozkruszając ją ostrożnie powąchała. Coś tu było nie tak.

Shaveen wciąż pamiętała jak krwawa i straszna była Bitwa Pięciu Armii. Pamiętała swój strach i obowiązek który spełniła przybywając do walki. Odkąd sięgnęła po broń z jej ręki zginęło wiele stworów, potworów i innego plugastwa, a jednak konflikt i wojny ją przerażały. Może to nie sama walka, lecz cierpienie i krzywdy. Czemu więc wciąż tego szukała? Dziewczyna otrząsnęła się i pośpiesznym, ale ostrożnym krokiem poszła w stronę karczmy. Musiała uważać, bo choć orkom zapewne łatwo by uciekła, cztery krwiożercze wargi budziły w jej sercu znacznie większe obawy. Gdzie są jednak teraz właściciele owych śladów? Co robią tutaj, tak blisko ludzi? Trzeba było to sprawdzić, pomóc im lub ostrzec.. tym bardziej że przed chwilą z daleka przecież widziała nowych podróżnych którzy przybili do brzegu. Sięgnęła szybko swego biodra gładząc krótko głownie miecza, by zaraz uciec dłonią wyżej, do kołczanu gdzie przeciągając przez lotki starała się mniej więcej zliczyć ile ma strzał. Skupiła się wyostrzając wszystkie zmysły i szybko niczym zając przemknęła w lekkim pochyle starając się podejść od strony z której naprzeciw wieje wiatr. Była łowczynią, ale nie taką która poluje na zwierzęta…



.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 06-03-2013 o 14:06.
Kata jest offline  
Stary 05-03-2013, 23:07   #16
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Ostrzeżony przez Sveina, a później i innych, Dwalin ściągnął zarzuconą, zazwyczaj na plecach, tarczę i dobywając topora, zaczął czujnie się rozglądać. Rzeczywiście coś było nie tak. Nikt ich nie witał, z karczmy nie dochodził żaden odgłos, a gdy leśni ludzie zaczęli wyciągać z wody ledwie żyjącego człowieka, wszystko wydało się krasnoludowi jasne. "Bandyci" - to jedno słowo przychodziło na myśl przedstawicielowi brodatego ludu. Podłych ludzi nigdy nie brakowało, a i inne plugastwa mogły wynurzyć swe obrzydliwe cielska z głębi puszczy.

Dwalin ruszył za młodzieńcem i elfką, którzy według niego za bardzo wyciągali nogi. Mogło to być oznaką sporej odwagi, albo równie sporej dawki nieostrożności, gdyż teraz byli wystawieni jak na tarczy i dobry strzelec miałby z nich łatwy cel. Z tego to powodu krasnolud cały czas bacznie obserwował zabudowania, szczególnie uwagę swą zwracając na miejsca, gdzie mógłby się przyczaić jakiś wrogi łucznik.
 
Komtur jest offline  
Stary 07-03-2013, 21:07   #17
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Valbrand przybliżył się do kobiety z dzieckiem, zauważył że dwaj Ludzie Lasu wyławiali kogoś rannego. Odezwał się do trójki towarzyszy, która ruszyła do karczmy.
-Uważajcie na siebie i nie ryzykujcie. Nie wiadomo co się tu stało. -spojrzał na kobietę z chłopcem - Ruszmy się, wolałbym żebyście nie byli blisko zagrożenia jeżeli jakieś jest.- pośpiesznie wrócił z dwójką do pomostu i zbliżył się do Branna i Eingulfa.

-Co z nim..? - na pierwszy rzut oka Valbrand wiedział, że to nie jego liga. Potrafił nastawić złamanie, czy zaszyć skaleczenie, ale to wymagało kunsztu prawdziwego medyka.- Nie będę wstanie mu pomóc... - spojrzał w stronę karczmy- Dwalin razem z Elfką i młodzieńcem ruszyli do środka zobaczyć co się dzieje. Nie możemy jednak zostawić tej dwójki i jego... - tu wskazał na rannego- Bez opieki, nie wiadomo gdzie są ci, którzy go tak załatwili. - spojrzał na dwóch mieszkańców puszczy -Któryś z nas powinien z nimi zostać.
 
Seachmall jest offline  
Stary 10-03-2013, 08:37   #18
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację







Promień słońca zatańczył na ostrzu nagiego miecza Sveina. Młodzieniec żwawym krokiem zbliżał się do uchylonych drzwi karczmy. Tuż za nim była Felien z orężem w dłoni. Przed wejściem zrównała sie z młodzieńcem wypatrując zagrożenia. Stanęli ramie w ramię każde lustrując bacznie w przeciwnym kierunku. Przywitała ich cisza zabudowań. Wewnątrz zdawało się nikogo nie być. Ostrożnie weszli do środka.

Dwalin, ruszył w kierunku szopy, która stała w cieniu drzew i zarośli. Zaciskając pewniej rękę na toporze wypatrywał łucznika, jakby z poddasza karczmy, listowia drzew lub zarośli, tudzież nawet szuwar zaraz miała paść strzała. Oczy syna Ginnara nie wyłowiły niczego podejrzanego i kiedy dwójka jego towarzyszy już zniknęła w progu karczmy, a on sam odwrócił się aby podążyć w ślad za nimi, usłyszał ciche, suche trzaśnięcie. Dźwięk jednak przebił się przez cichy szum trzcin, w których buszował wietrzyk oraz szeleszczące listki jabłonki zza szopy. W gęstych zaroślach, od zachodniej strony karczmy, wydało mu się, że ktoś lub coś się tam czai. Mógł to być człowiek, mógł to być wróg. Mógł to być ranny lub po prostu zbłąkany kurczak. Dwalin zwęził oczy strzygąc wąsem. Tak, to nie jabłko spadło z dzewa. Wszak jabłonka dopiero kwitła kwieciem.

Shaveen zbliżała się pewnie w kierunku zabudowań. Ustawiła się pod wiatr, którego bryza wiała od jeziora na zachód. Była już przy drewnianej szopie, gdy zobaczyła przysadzistego krasnoluda z toporem. Z zacięta miną zbliżał się na lekko ugiętych, krótkich, lecz masywnych jak solidne wbite w jeziorne dno pale na których opierał sie pomost, nogach. Nie widział jej lecz wypatrywał zagrożenia, a z początku nie dostrzegłszy niczego niepokojącego obrócił się i gotów był ruszyć ku wejściu do karczmy. Jednak trzasnęła mała, sucha gałązka. Brodacz natychmiast odwrócił się robiąc w jej stronę kilka kroków. Dosyć szybko jego wzrok utkwił sie w miejscu, gdzie była. Zważywszy na okoliczności i jak się ten khazad zachowywał, z pewnością już sobie zdawał sprawę z obecności orków. W zacienionym zagajniku miał prawo podejrzewać obecność goblinów. Wszak nienawidzili słońca. Elfka rozumiała to. Nie zamierzała przecie przed przybyszami się ukrywać lecz wspólnym wrogiem. Krasnolud już wiedział, że zarośla skrywają więcej niż roślinność.

Brann wszedł do zagrody. To chyba dlatego, że kucyk pasł sie leniwie na łące był niemal pewny, że i resztę zwierząt zobaczy. Jednak kury nie chodziły po piachu. A i konik nie pasł się w zagrodzie, lecz poza nią, jakby zerwał się i uciekł na wolność. Drzwi stajni były uchylone. Zajrzał ostrożnie do środka. Była pusta. Ani świń, ani drobiu. Tylko smród gnoju z obornika i pierze. Dużo pierza. Za dużo. I stratowana ziemia. Tak, ptactwo było wyłapane. Złodzieje. Przyjrzał się odciskom i nie podobały mu się. Orcze kamasze Snaga. Duże łapy wargów. Potem znalazł ukręcone, urwane kurze łby i to co zostało z wieprzowiny w stężałej kałuży, świdrującej skorlsunnowe nozdrza, juchy. Porąbane kości grzbietu, kopyta, łeb i patrochy nad którymi ucztowały przysiadłe muchy.

Svein z Felien potrafili odróżnić otwarte od wyłamanych drzwi. Lekko uchylone, w zasadzie trzymały sie tylko na jednym zawiasie. Jedna z solidnych desek była nadłamana. Karczma została wzięta szturmem. W progu przywitała ich nieprzyjemna cisza. A w środku pobojowisko. Przewrócone meble, ślady walki, krew. Skrzepy dwóch niewielkich kałuż. Obrońcy stawiali opór lecz nie podołali. człoweik i elfka dokładnie przeszukali pomieszczenia. W środku nie znaleźli nikogo. Piec był zimny. Karczma została ogołocona z wszystkiego co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Zdemolowana. Nie było jedzenia prócz zdeptanego na ziemi chleba i wysypanej mąki. Trzy duże beczki zniszczono a podłoga spiżarki lepiła się od zmarnowanego wina. Felien oglądając ślady w "Smoczym Łbie" oszacowała napastników. Banda orków. Tylko oni mogli tak bezmyślnie zniszczyć karczmę po jej zdobyciu. Tylko co zrobili z ludźmi?

Javri wyrywał się za Valbrandem, który odprowadził chłopca i matkę na pomost. Vetis powstrzymała syna karcąc kilkoma dosadnymi lecz wypowiedzianymi wcale głośno, słowami reprymendy. Nad Ogarem i wyciągniętym z wody rannym, pochylali sie też śmiertelnie poważni i przejęci, młodzi przewoźnicy promu.

- To Otar. – wyjaśnił Juti smutnym głosem. – Ochroniarz zajazdu.

Eingulf zrobił co mógł. Kiedy reszta zajęta była przeczesywaniem okolicy on obmył rany. Zagniótłszy z ziół leczniczą papkę opatrywał obrażenia krótkowłosego wojownika. Ranny, mężczyzna w sile wieku, o szerokich barach i masywnej klatce piersiowej, walczył o życie. Był krępej budowy i sprawiał wrażenie silnego. Rany które otrzymał powaliłyby nie jednego na zawsze a on jeszcze się trzymał. Ocknął się. Otworzył oczy i usiłował mówić do Ogara. Leśny człowiek nachylił się nad nim a tamten z trudem szeptał mu do ucha słowa ledwie poruszanych warg.

Doderick przyglądał się śladom przy obejściu, potem przy zagrodzie. Wkrótce razem z Brannem i Felien przeczesawszy teren doszli do tego samego wniosku. Gobliny uprowadziły ludzi prowadząc ich na północny zachód.

- Sześcioro ludzi poprowadzili ze sobą w tym jednego rannego. Tuzin orków i sześć wargów ku Górom Szarym. – wskazał kierunek, który już Brann z Felien już znali.

- Powiadomię władzę. – zaproponowała Vetis. - Tych ludzi trzeba ratować już teraz! Jesteście ich jedyną nadzieją! Inaczej orki uciekną!

- Ruszmy z nimi! –Javri był podekscytowany.

- Absolutnie! – matka krzyknęła na syna posyłając mu surowe spojrzenie. – To nie jest zadanie dla ciebie! Jeszcze Javri synu Jona zdążysz w życiu zasmakować wojaczki. Ale dzisiaj to nie jest ten dzień.

Chłopak, markotniejąc w okamgnieniu, stanął zrezygnowany obok matki musząc pogodzić się ze swym losem.

- Weźmiemy Otara do Esgaroth. – zapewnił Aldaroda.

- Przyślemy pomoc najszybciej jak się da! – dodał Juti z przejęciem. – Pani Vetis ma rację. Teraz tylko na was mogą liczyć porwani! W was jedyna nadzieja!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 10-03-2013, 11:39   #19
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Skorlsunn przeczesywał zachwaszczony teren wokół zajazdu, zataczając wraz z Felien coraz szersze koła. Gdy tylko upewnili się co do marszruty orkowych grabieżców zawrócili ku pomostowi. Ku reszcie kompanii.

W powrotnej drodze Brann zagadnął pięknooką elfkę przełamując wreszcie opór dla przedstawicielki starszego plemienia.

- Powinniśmy ruszyć w pościg, jak uważasz... Pani? Nie mitrężyć nam czasu w zajeździe, nie czekać świtu. Orków jest więcej, mają ze sobą nikczemne wargi. Ale tam też są i ludzie. Niewinni ludzie. Mus nam im pomóc.


***

Ochroniarz, mimo iż straszliwie poraniony, dychał i nie zamierzał na razie zemrzeć. Brann podszedł do Ogara i z uznaniem poklepał po plecach.

- Dałeś radę tam, gdzie wielu by poległo, Eingulfie, przyjacielu. Sprawiłeś się niczym zacny uzdrowiciel z Rhosgobel. Chwali się to, zaprawdę.

Tropiciel zerknął na zachodzące nad Endorem słońce, spojrzał w dal. W Dzicz, gdzie jeńcy zapewne maszerowali na orczych postronkach.

- Napastnicy nie zabili zbyt wielu ludzi, trochę zapewne poranili. Orkowie potrzebują zatem niewolników do pracy. Jest więc nadzieja, że uprowadzeni nie zginą po drodze, choć będzie ona im okrutna. Prosty ślad prowadzi w Ered Mithrin, a więc zmierzać muszą do swych plugawych sztolni. Musimy ruszać czym prędzej w pogoń zanim dotrą skraju gór. Zanim najdzie nas noc ciemna w stepie, bo wtedy tylko elfie oczy nas mogą poprowadzić. Kto się podejmie pościgu? - wzrok młodzieńca spoczywał po kolei na towarzyszach podroży. Po nim znać było, że decyzją powziął.

W końcu jego wzrok spoczął i na młodym Javrim i mimowolnie uśmiechnął się.

- Twa Pani matka ma rację. Dzień wędrówki jeszcze dla Ciebie nie nadszedł, młodzieńcze. Ale nie obawiaj się, przyjdzie nim się spostrzeżesz. A wtedy, bądź gotów.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 10-03-2013 o 11:43.
kymil jest offline  
Stary 10-03-2013, 20:27   #20
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wojownik Bezimienny najpierw zaczął walić po plecach medyka. Svein stanął nieco dalej, nie chcąc się dopychać do rannego. Ale wesołe obtłukiwanie łopatek Eingulfa uznał za dobry znak. Ochroniarz imieniem Otar był rzeczywiście twardy oraz można było mieć nadzieję, że pod dobrą opieką esgarothskich niewiast oraz medyków przyjdzie do siebie. Rany wskazywały niewątpliwie, ze stoczył twardy bój oraz robił, co mógł broniąc wszystkich mieszkańców oraz gości. Svein wciągnął powietrze. Zwyczajny był ran, widział wielką Bitwę, także jakies niewielkie późniejsze potyczki. Miał przed obliczem rozmaite obrazy, które przyprawiały normalnego, siedzącego na przypiecku mieszczucha, dreszczami. Wojownicy radzili sobie jakoś, starając się nie myśleć, wyrzucać takie obrazy gdzieś poza pamięć. Identycznie czynił Svein, jednak kiedy dojrzał Otara, znajomka, oraz dowiedział się ledwie, iż porwali znajoma obsługę karczmy, po prostu takie obrazy same się cisnęły. Same stawały przed nim epatując swoim okrucieństwem, bryzgająca kroplami purpury oraz dzikimi okrzykami, które mroziły wręcz uszy swoim chłodem. Przełknął głośno ślinę oraz wstrząsnął się. Wypił łyka wody z bukłaczka. Coś ptrzelknął, resztą splunął energicznie.
- Tfu.
Nie! Nie może tak być. Oni liczą na niego oraz jeśli nie zacznie myśleć, naprawdę może się im coś stać. Powtórzył usłyszane słowa.
- Sześcioro ludzi przy tym jeden ranny. Widzieliśmy z panną Felien dwie kałuże krwi, wprawdzie niewielkie, ale jednak to krew, nie garniec piwa. Mówisz waść – zwrócił się do Bezimiennego – że pewnie potrzebują niewolników, dlatego właśnie wzięli ich żywcem. Pewnie racja, jednak obawiam się, że potrzebują, czy nie, nie chcieliby zbytnio czekać, jeśli ranny będzie ich opóźniał. Gobliny chyba nie słyną z cierpliwości. Jeśli nie ruszymy szybko oraz szybko ich nie dogonimy, to pozostali może wytrzymają, jednak raniony człek … - widać było, ze mocno frasuje się sytuacją. – Sześciu ludzi – powtórzył. – Normalnie karczmę zamieszkuje Aesvi, karczmarz oraz jego żona, młody Miki oraz jego dziadek imieniem Fari, także Otar. Pięć osób. Otar jest tutaj, czyli gobliny maja czwórkę miejscowych oraz dwójkę gości prawdopodobnie. Co do Gór Szarych. Jeśli tam ich wleką to niedobra oraz pozytywna informacja jednocześnie. Do Ered Mithrin, jeśli dobrze liczę, to ze sto mil prosto na północ, przy czym trzebaby przejść obok Ereboru. Nie ma siły. Toteż logicznie ciągną na północny zachód, co jeszcze wydłuży im drogę. Im dłuższa droga, tym większe mamy szanse na dognanie ich. Bez względu bowiem na chciejstwa goblinów, karczmarka czy Fari po prostu nie pójdą tak szybko. Nie mówiąc już ten ranny, lub ranna. Kiepsko jednak, że skoro mają tak daleką drogę, gobliny muszą się spieszyć, chociażby nie wiadomo co. Jak zaś wytrzymają to jeńcy? Ech im dalej tym gorzej będzie. Musimy na gwałt ruszać, gdyż każdy dzień powoduje, iż maleją szanse na uratowanie wszystkich. Chłopcy odwiozą Otara do Esgaroth, ale Aesvi oraz reszta bez naszej pomocy wpadną straszliwie, jeśli nawet uda im się dojść do goblinich siedzib.

Tymczasem niespodziewanie dostrzegł powracającego krasnoluda. Jednak topornik Dwalin nie był sam, obok niego szła smukła, młoda kobieta, łącząca swoją postawą siłę oraz urodę. Wdzięk łączył ją niewątpliwie z pełną gracji Felien. Dziwne jednakże to nie było, nadchodząca dziewczyna była bowiem elfką.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172