Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 15:44   #14
Yaneks
 
Yaneks's Avatar
 
Reputacja: 1 Yaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputacjęYaneks ma wspaniałą reputację
Kobieta wysłuchała słów człowieka i krasnoluda z uwagą. Jej wyraz twarzy nie zmienił się, świdrowała wzrokiem na zmianę jednego, potem drugiego, a potem znowu pierwszego. Jej wzrok ani razu nie padł na kobietę w łachmanach stojącą obok. Dłoń drgnęła, delikatnie skierowała się w kierunku pasa, gdy khazad wszedł pomiędzy dwie panie. Te kilka sekund po zamilknięciu krasnoluda dłużyło się niemiłosiernie. W końcu, wzrok pani Veroniki nieoczekiwanie rozmarzył się. Widać było wyraźnie, że na ułamek sekundy odeszła myślami od całej tej sytuacji. Było to niemal niezauważalne, ale jednak stało się. Od razu jednak powróciła do swego chłodnego, kamiennego wyrazu twarzy.
- Pomóc! - powiedziała wyraźnie, po czym zaczęła chichotać w niepotrzebnie chamski sposób - Mam więc uwierzyć, że chcieliście POMÓC żebraczce wejść do miasta! Niechby mnie licho wzięło, ale zdajecie się być podłymi kłamcami. Szczęściem waszym, że jestem dzisiaj w dobrym humorze, inaczej w tej chwili maszerowalibyście na szafot za te podłe wymysły. - teraz jej ton idealnie pasował do wyglądu. Każde słowo wbijało się w wasze uszy niczym sztylet, igła po igle kłuła, a echo jej słów odbijało się w myślach po tysiąckroć.
- Pan, młody panie... Tak, panie... Hans? - zwróciła się do człowieka imiennie, co wyraźnie zaskoczyło wszystkich zebranych. Zdziwienie nie ominęło kobiety w łachmanach, która spojrzała na panią Veronikę całkowicie zaskoczona. - Nie co dzień spotykam tak odważnych i bezczelnych młodych mężczyzn. Pańskie słowa były iście... - zamyśliła się ponownie, oczy znowu uciekły w niebyt, jednak i tym razem na jej twarz powrócił znajoma, nieprzejedny wyraz. Nie dokończywszy zdania, zwróciła się do krasnoluda.
- Waż słowa bardziej umiejętnie, Helvgrimie, synu Svergrima. Nie rozmawiasz z byle kim, i gdzie twe maniery? Usuńno się z drogi, nim cię moim ludziom na piki nadziać każę. - rzekła, patrząc khazadowi prosto w oczy. Jej wzrok bombardował oczy Helvgrima z zadziwiającą siłą. Nie było wiadome, czy hrabina trudniła się niegdyś jakimiś czarami, czy to jej pozycja i szlachetna krew powodowały takie, a nie inne efekty przy bezpośredniej rozmowie. Błękit jej oczu, idealnie zgrywający się z jej ubiorem, wywołał piorunujący efekt na krasnoludzie, który momentalnie odsunął się z drogi szlachcianki. Jego twarz zdradzała przerażenie i niepewność.
- Nie wiem, mości panowie, kim jesteście ani po co tu się znaleźliście. Spełniliście swe zadanie, napytaliście sobie kłopotów, mało brakuje, abyście nie wyszli stąd cało. Miejcie na uwadze, z kim macie do czynienia. Macie tu po złotniku - sięgnęła do swego mieszka, wyciągając dwie złote korony i rzucając je na ziemię, dodała - I udajcie się prędko do karczmy na, zapewne zasłużony, odpoczynek. To na zachętę, młody panie - dodała, spoglądając ponownie na Hansa - Oby odnalazł się pan w mieście Grunheim. Do, być może, widzenia. - zakończyła swą wypowiedź, kładąc ciekawy nacisk na słowo "odnalazł". Właśnie to słowo odbijało się w waszych myślach kolejne kilka razy.

Dziwną osobą musiała być pani Veronika. Po niecodziennej rozmowie, bez słowa wyjaśnienia, w rzeczywistości nie udzielając ni to reprymendy, ni to pochwały, a na pewno nie informacji, odwróciła się w stronę bramy, i weszła do miasta. Co było jeszcze ciekawsze, odziana w łachmany kobieta poszła obok niej, ani przed nią, ani za nią, lecz jak równa z równą - obok. Strażnicy nie odważyli zatrzymać się żadnej z nich, i, za wstawiennictwem hrabiny von Helstein, żebraczka dostała się do miasta.

Hans
Co jest, na bogów?! - pomyślałeś, gdy obydwie kobiety znalazły się za murami. Jeszcze zanim odeszły, próbowałeś czym prędzej przeanalizować mowę pani Veroniki. Udało Ci się jedynie wywnioskować, że jesteś bogatszy o złotą koronę, i kolejne pytania i niepewności. Nie udzielono Ci żadnej informacji. Zaciekawił Cię przyjazny ton hrabiny wobec Twojej osoby, oraz jej wzrok, uciekający co chwilę gdzieś poza doczesność, rozmarzony i tak samo tajemniczy, jak sama pani Veronika. Każdej z jej słów odbijało się wielokrotnie w Twych myślach. Jej głos, choć delikatny, iście szlachecki, forsował wypracowaną przez lata życia u boku ojca-kupca odporność na mowę szlachecką, nie napotykając żadnej bariery. Po chwili łowiłeś każde jej słowo, oczekując następnych. A jej bezpośrednie zwrócenie się do Ciebie, po imieniu, niemalże przyjazne, upewniło Cię w przekonaniu, że prędzej czy później uda Ci się ponownie z nią porozmawiać. Tym razem w stosunku pracownik-pracodawca. Jej słowa rozbudziły w Tobie nadzieje na lepsze jutro, a pierwszym znakiem było wzbogacenie się o jedną złotą koronę, na którą połowa dzisiejszego świata musiała harować przez wiele dni i nocy. Wspomniałeś jej ostatnie słowa. Oby odnalazł się pan w mieście Grunheim, tak to było. Ponownie usłyszałeś te słowa w myślach, ponownie wybrzmiało mocno wypowiedziane odnalazł. Czyżby nadszedł czas na zadanie się z wyższą szlachtą?

Helvgrim
Diabelskie sztuczki rodem z mroku i splugawienia! - krzyczał krzepki krasnolud w Twych myślach. Jak mogłeś tak łatwo dać się omamić jakiejś ludzkiej szlachciance? I dlaczego każde z jej słów tak długo pozostawało w Twojej głowie? To nie mogły być magiczne sztuczki. My, khazadzi, nie ulegamy gusłom. - powiedziała Twoja świadomość, wypierając możliwość magii i jakichś dziwnych uroków. Tylko skąd pani Veronika znała imię Twojego ojca, skoro jej tego nie zdradziłeś? Miałeś mętlik w głowie, która na to wszystko dodatkowo Cię rozbolała. Z radością jednak obracałeś imperialną koronę w dłoniach. Twoj nowy kolega, Hans, wyglądał na tak samo zdziwionego jak Ty. Szybko odzyskałeś zdolność normalnego myślenia, gdy młodzian cały czas rozmyślał nad tym, co się właśnie stało. Obserwowałeś, jak efekt starań ostatnich kilkudziesięciu minut wędruje w kierunku miasta u boku bogato ubranej kobiety. Mimo zdenerwowania tym, do czego doszło, nie miałeś poczucia straconego czasu. Poczułeś na własnej skórze, czym jest spojrzenie wpływowej osobie prosto w twarz. Oczami wyobraźni znowu zobaczyłeś jej kamienną twarz, błękitne oczy przewiercające się aż do wnętrza czaszki. Zadrżałeś na samą myśl o tym, że ktoś mógłby znowu tak na Ciebie spojrzeć. To nie było nieprzyjemne uczucie. Nie było też obojętne Twej twardej postawie wobec każdego, kogo w życiu spotkałeś, jednak sama myśl przywołała obce Ci uczucie strachu i niepewności.

"Rondelek"
Niechaj będzie, macie jeno rację, kto zechce nieświeże pieczywo jutro spożywać... - rzekł staruszek, biorąc od Ciebie 12 pensów, i wręczając Ci zamówione towary.
Chodzi ci miły kolego o panią Veronikę von Helstein zapewne. Zła to pani, Rondelku, pechaś miał żeś na niom wpadł, ona pamięta każdego, i każdy na swoj sposób karę ponosi. Jeśli byś jom kiedyś spotkał raz jeszcze, nie waż się w oczy spojrzeć, bo zabije! Jak bazyliszek! - powiedział handlarz, zbliżając się do Ciebie. Ostatnie słowa wypowiedział dobitnie i wyraźnie, a w jego oczach dostrzegłeś nutkę szaleństwa. Czyżby i on niegdyś spojrzał w oczy pani Veronice?
Ona jest żonom tutejszego pana straży, ale opętała go czy co, nie wiem, strażnicy jej słuchajom jak psy pana swego. Kidyś mówiono, że się z mrocznymi potengami zbratała, lecz kto słyszał, by tak pikna i pobożna panienka z plugastwem przystawała?
Słysząc, że starzec nie ma już za bardzo ochoty więcej mówić o pani Veronice, ponowiłeś pytanie o kobietę w łachmanach.
Ni znam tego babiszcza, Rondelku. Mówisz przeto, że ta stara na paniom Veronike czekała? I że do niej wychodziła przez bramę? Ciekawe to słowa, nic jednak na nie nie poradzim. Ja się od guseł i możnych ludziów trzymie z daleka. Życie mi miłe, i choć niewiele mi go już zostało, to nie chce stracić go na stryczku, uprzednio storturowany przez strażników, i tobie, Rondelek, radzę to samo! Nie wychylaj się, bidny zostaniesz, ale przeżyjesz. Bogaci żyją wspaniale, ino krótko i intensywnie. - zakończył starzec. W jego głosie dosłyszałeś troskę, ale i niezwykłą mądrość, jaką rzadko słyszałeś z ust ludzi, zwłaszcza prostych i ubogich.
Próbowałeś przypomnieć sobie wszystkie informacje odnośnie nazwiska von Helstein, jednak próżne były twe wysiłki. Nie skojarzyłeś ani nazwiska, żadnej twarzy ani nawet herbu rodowego.
Handlarz zaczął zwijać swój kram, nie spiesząc się z tym zbytnio. Może miał coś jeszcze do powiedzenia? A może postępująca choroba odebrała mu już zdolność sprawnego poruszania się, dlatego tak wolno mu to szło? Kątem oka zauważyłeś, jak przez plac przechodzi ta sama pani Veronika, na którą omal nie wpadłeś w bramie. Towarzyszyła jej brudna żebraczka, której uprzednio straże nie chciały wpuścić do miasta. Kobieta szła przodem, pani Veronika trzymała się nieco z tyłu. Wszyscy ludzie, których mijały kobiety, uskakiwali natychmiast na bok. Nikt nie chciał wejść w drogę szlachciance.
 
Yaneks jest offline