Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2013, 18:29   #26
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Iwgar nabierał przekonania, że jakoś nie pasował do ludzi z którymi mu przyszło podróżować… nie żeby ich nie lubił albo żeby mu w czymś wadzili. Nie, absolutnie nie… a wręcz przeciwnie. Po prostu był inny… jakby nie z tej opowieści. Każdego coś ciągnęło albo pchało. Do jakiegoś dawno obranego celu… tylko nie jego. On był niby takim wolnym ptakiem. Bez przeszłości warunkującej przyszłość. Bez wewnętrznego dążenia do czegoś i słuszności w sercu z obranej kiedyś drogi. On nic nie obrał… nie wyznaczył sobie kierunku… Chyba doszedł do takiego wniosku kiedy siedząc na jednej z elfie barek i obserwował jak na tafli wody unosi się liść. Targany wiatrem i prądem. Poruszający się jak na niego wpłyną zewnętrzne siły… raz w lewo raz w prawo… raz kręcąc się w kółko a raz idąc prosto niczym strzała… by po chwili znowu obracać się bez ładu i składu.

Fanny miała te swoje kroniki – brzemię i dziedzictwo. Opisywanie przeszłości rodów i teraźniejszych wydarzeń nadawało jej życiu sens… każdego dnia słońce wstawało po to by ona mogła zapełniać kolejne strony przepastnych tomisk. Takoż samo i Mikkel… tylko on za czymś innym gonił… on coś udowadniać musiał. Ojcu, braciom, rodzinie… sobie… Pszczelarz nie miał bladego pojęcia komu. Tylko, że wiedział, że komuś. Widział to codziennie. Wszystkie zajęcia i obowiązki Bardyjczyk wykonywał co najmniej tak jakby od tego mogło zależeć życie ich wszystkich… ba, całego Dali. Nieważne czy to dotyczyło wymycia kociołka, ćwiczeń z włócznią czy poskładania namiotu. Stawiając każdy krok jego postawa mówiła jestem gotów wziąć na swoje barki odpowiedzialność i sprostam nawet najcięższym wyzwaniom. Po to się urodziłem… On musiał być bohaterem a nie kronikarzem losów innych. Iwgar nawet przez chwilę się zastanawiał czy aby nie dlatego Fanny została jego żoną. Może wybrał ją bo to ona najlepiej odda prawdę o nim. Myślał tak wprawdzie tylko przez chwil bo znał Mikkela za dobrze i wiedział, że jego honor czegoś takiego by nie zniósł. Wszędobylskiego też coś pchało… jego bardziej pchało niż ciągnęło. Ale ciśnienie pod hełmem też miał niemałe. Iwgar znał go za krótko by stwierdzić jednoznacznie o co chodzi… czy o chęć sprawdzenia się i pokazania światu kim naprawdę jest czy o coś innego. Nawet ten niepozory kupiec, Baldor. Nawet on miał w sobie marzenie, do którego dążył. Żeby wyruszyć na taką wędrówkę potrzebował pewnie z pół życia, bo bez lat żmudnych przygotowań niewiele by wskórał…

W sumie to chyba Iwgarowi bliżej było do młodego Belgo… tylko, że zwiadowca nie był aż tak niewinny i radosny. Ani nawet tak ciekawy świata. Wiedział, że Mroczna Puszcza podobnie jak cała ta wyprawa da im popalić. I dlatego właśnie Leśny Człowiek do nich pasował. Przypominał każdemu, że podczas takich wędrówek ważny jest nie tylko cel i przygoda ale takie przyziemne sprawy jak to żeby coś włożyć do gęby dla nabrania sił. Przypominał o tym, że tyłki trzeba też gdzieś złożyć aby mogły odpocząć a przy okazji nie trafić do czyjejś paszczy. Pamiętał o tym, że najkrótsza droga nie jest zawsze tą najbliższą… a już na pewno nie jest tą najbezpieczniejszą. I ten Iwgar patrząc na swoją kompanię stwierdził, że on bezpiecznie zaprowadzi ich do celu i z powrotem. Zabrał pięcioro to i pięcioro sprowadzi… właściwie to chciałby żeby jednak wróciło sześcioro ale jakoś musiał ośmielić Fanny i zmotywować Mikkela bo czasem miał wrażenie, że ta dwa Bardyjce to jak jakieś zimne ryby się zachowywały a nie jak młode małżeństwo. Dzięki bogom on i na to znał roślinki…

***

Przygotowania rozpoczął od przeglądnięcia tego czym Baldor dysponował. Bo przecież samego ekwipunku żeby podołać takiej wyprawie było niewiele mniej niż dóbr jakimi kupiec chciał handlować. Najwięcej miejsca zajmował sprzęt obozowy i żarcie… ale przecież oprócz koców czy płótna namiotowego potrzebowali lin i narzędzi… eh sporo tego było. Pszczelarz uzupełnił też zapasy płonącej oliwy, która nie tylko będzie pomagać im rozświetlać drogę w Mrocznej Puszczy ale pewnie nie raz i nie dwa będzie zapewni im ogień w obozie. Jednak ogień tam przyciąga plagę niechcianego towarzystwa dlatego też konieczne było też zaopatrzenie się w takie roślinki jak bylinę czy komarzycę… czy to palone czy to po prostu trzymane w pobliżu posłania pomagały trochę w nierównej walce z insektami.


Oprócz dziesiątek pierdół w stylu rzemienia czy żyłki z końskiego włosia czy haczyków znalazł też niezłe cudeńko na tym wodnym targowisku. W sumie to sam sprzedawca nie był pewny czy za jego wykonaniem stały elfy, krasnoludy czy może sprawni ludzcy rzemieślnicy. W każdym bądź razie nie było to ważne dla zwiadowcy. Co istotne to, to że Iwgar wiedział co to jest i jak to używać… a taki astrolabon powinien im bardzo się przydać w odnajdywaniu właściwej drogi. Dlatego wiele się nie zastanawiał i wydał na niego sporo. Właściwie to większą część zaliczki.

***

Podczas wędrówki Pszczelarz znikał często na długie godziny. Wychodził przed grupę, sprawdzał ścieżki czy bezpieczne i czy nadają się do przejechania wozem. Wyszukiwał miejsca na popas dla zwierząt czy też na nocleg dla nich. Nie raz i nie dwa wrócił z takiej wycieczki z jakimś zielskiem czy grzybkami… parę razu udało mu się ustrzelić nawet jakąś kolacyjkę czy wygrzebać dzikiego ziemniaka albo narwać jagód.

Rzecz jasna poinstruował też wszystkich o znakach jakie będzie zostawiał w razie czego informujących o niebezpieczeństwie tak by ich ostrzec a jednocześnie zawiadomić jeżeli konieczne byłby zboczenie ze szlaku… no i o tym co najważniejsze – użycie strzały z gwizdkiem informującą okolicę dźwiękiem nie dającym pomylić się z niczym innym, że jest źle. Żeby nie powiedzieć bardzo źle.

Po takich wyprawach może nie był wyczerpany… to jednak czuł przebyte mile w nogach i nie miał problemów z tym żeby odpocząć. Formę miał jak należy to i codzienne treningi nie były dla niego. Raz na jakiś czas owszem mógł się popróbować z kimś czy na łuki czy na broń do zwarcia… a nawet na zapasy ale to raczej dla zabawy niż z potrzeby ćwiczeń i hartowania swojego ciała. Zdecydowanie wolał usiąść sobie, porozmawiać z kompanami, napić się jakiegoś aromatycznego wywaru i popykać fajeczkę. Tym bardziej, że takie pykanie nastrajało go dość optymistycznie do życia a jednocześnie tworzyło trudną do przejścia barierę dla komarów.

***

Nie lubił tej elfie niedostępności. Wszyscy byli jacyś tacy obcy przynajmniej dla niego… niby siedziało się z nimi przy jednym ogniu to jednak Pszczelarz miał wrażenie jakby każde ich spojrzenie było kierowane na niego tylko po to aby się nie zbliżał. I nie miał takiego zamiaru… rozmowy jakie z nimi toczył były bardzo pragmatyczne. Na temat różnych ścieżek. Na temat bezpieczeństwa jakie panowało na szlaku. Na temat ruchów w Mrocznej Puszczy stworzeń, których pragnęli nie spotkać. Na temat sposobu zabezpieczenia się insektami…

Kobiety też były jakieś takie zdystansowane. Gdzieś brakowało im takiego życia i radości… namiętności. Niby ładne… ba piękne nawet. Ale takie nie zachęcające do podrywu… do żartów, do uśmiechów już nie mówiąc o tańcach czy innych takich. Dlatego jedyne do czego Iwgar się posunął to do nasycenia oczu. Czasem może nawet zbyt nachalnie ale on miał oczy nie po to żeby nie widzieć…
 
baltazar jest offline