Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2013, 00:13   #3
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Nie zajęło jej wiele czasu by dowiedzieć się, że stary pozyskiwacz przebywa w jednym z hangarów. Hangar do własnej dyspozycji oznaczał wysoką pozycję. Ludzkość podróżowała między światami, ale nie było to aż tak popularne. Na światach nie należących do Ligii powszechne były stosunki lenne, niewiele lepsze od niewolnictwa. Na ziemiach rodu Decados niewolnictwo było nawet powszechne, a sami bojarowie niewiele sobie robili z protestów Kościoła, czy oburzenia innych wielkich rodów. Podróż na inny świat niosła wiele niewiadomych, po drugiej stronie gwiezdnych wrót mogli czekać piraci, łowcy niewolników, albo skorumpowani stróże prawa, gotowi uznać nieznanego przybysza za zbiegłego chłopa - a to przewinienie karano jak najsurowiej.

Również pojazdy kosmiczne, zwane też żelaznymi ptakami, nie były aż tak popularne. Większość maszyn krążących po kosmicznych szlakach liczyła dziesięciolecia, czasem wręcz wieki. Nie zawsze zachowując pierwotny kształt, często będąc efektem zbiorowej pracy niezliczonych ekip remontowych i pokładowych techników usiłujących połatać sfatygowany kadłub. Nowych się prawie nie produkowało. Tylko ród Hazatów utrzymywał liczne sprawnie działające stocznie, ale te statki, które tworzyli głównie służyły jako zastępstwo tych straconych w zimnej wojnie toczonej z Kalifatem Kurgan. Poza wielkimi rodami Przewoźnicy dbali by nikt przesadnie nie zagroził ich dominacji w międzyplanetarnym przewozie. Wychowawszy się na planecie Ligi Keva dość szybko przyjęła, że w cywilizowanym świecie by cokolwiek stworzyć nie wystarczyło mieć narzędzia i zdolności, ale przede wszystkim pozwolenie. Rynek pozwoleń był niemal równie ważny co ten oparty na Feniksach. Nie mogła zapomnieć o losie pewnego znachora, który nigdy nie odmawiał pomocy nawet tym, którzy byli zbyt biedni by zapłacić za leczenie. Ale nie miał koncesji gildi, więc pewnej nocy przyjechali do niego siepacze Aptekarzy i pocięli go na organy nie siląc się nawet na znieczulenie.

Wskazany hangar nie był pusty, przez lekko uchylone wrota widziała kontur frachtowca, a wokół niego krzątających się kilkunastu ludzi, a dyrygował nim człowiek w kapeluszu. Ale przejścia pilnował wysoki, chudy jak tyczka mężczyzna. Włosy miał jasne, krótkie choć niechlujnie przycięte. Pociągnął twarz pokrywał kilkudniowy zarost. Strażnik ostrzył długą maczetę o pas. Każde pociągnięcie zgrzytało niemiłosiernie, facet zdawał się nie zważać na przejście, pochłonięty całkowicie przez swoją pracę uśmiechał się do ostrza. Nie była to jedyna broń jaką posiadał, w zasięgu ręki leżała oparta o mur krótkolufowa strzelba, a przy pasie miał jeszcze rewolwer.

Nie było innej drogi, zaciskając zęby ruszyła przed siebie, starając się wyglądać tak naturalnie jak to było możliwe w pobliżu maniakalnego wielbiciela ostrzy. Chudzielec nie dał się jednak na to nabrać, świsnął maczetą koło ucha i zatrzymał dziewczynę.
- Kuda Ty? - zapytał. Akcent wskazywał kogoś z ziem Decadosów. Głos miał niski i ochrypły, zdradzający skłonność do mocnych trunków. Starała się zachować pewność siebie:
- Ja na statek... służbowo. - strach na wróble poskrobał się ostrzem po brodzie.
- Ja zabył tiebia, nie igraj z mienia. Starszyj! Lać? - krzyknął w stronę Pozyskiwacza w kapeluszu. Kevie nie podobało się jak swobodnie machał maczetą przed ją twarzą.
- Ostaw Sasza. - odkrzyknął Pozyskiwacz i podszedł do nich.
- Genin Dan Harrison, jeśli jesteś w sprawie wyprawy to właściwie mam już komplet. Nie wiem kim jesteś i czy jest jakiś powód dla którego miałbym cię przyjąć. - twarz miał raczej pogodną, żadna cecha na tej Ligheim. Był opalony, nosił krótką zadbaną brodę, czasem mówiono o takich staruszkach "dobrze zasuszony". Mimo to patrzył na nią surowo, z pewnością oceniając jej przydatność. Poczuła, jak pewność siebie ją opuszcza, a zaraz potem jak ktoś kładzie dłoń na jej ramieniu. Za sobą usłyszała metaliczny głos.
- Dziewczyna jest w porządku. - usłyszała dziewczyna.
- Skoro tak mówisz Farro, w takim razie dołącz do pozostałych, ta skorupa się sama nie załaduje. - Dan wskazał statek. Potem jeszcze przez chwilę rozmawiał z Szaszą a kobieta nazwana Farra prowadziła Keve w głąb hangaru.

Pozyskiwaczka skorzystała z okazji by przyjrzeć się swemu niespodziewanemu sojusznikowi. Była t kobieta, ubrana w luźne choć wielowarstwowe szaty w barwie błekitu, piasku i bieli. Jednak pierś przykrywał metalowy kiris, a zakrzywiona spatha i rewolwer sugerowały kolejnego ochroniarza. Gdy weszły głebiej Farra odpięła klamry pełnego hełmu i przypięła go do pasa obok szabli. Jej skóra była śniada, oczy szare, zaś włosy czarne choć w większości zakryte przez almalicki czepiec. Młodsza kobieta zapytała starszej:
- Dlaczego?
- Bo nie wyglądasz na kogoś kto by chciał spędzić resztę życia w Emporium. Powiedzmy, że to spłata długu, ale to opowieść na inną okazję. Prawda jest taka, że liczę na towarzystwo kogoś innego niż socjopatyczny decados, tajemniczych pozyskiwaczy, postrzelonego mnicha i napalonego hazata. Pewnie lepiej dla Ciebie byś się im przyjrzała, jeszcze nie jest za późno by się wycofać. - wskazała rozciągnięte pod sufitem metalowe chodniki, na końcu jednego z nich znajdowała się kratka odgradzająca od szybów wentylacyjnych.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline