Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2013, 16:39   #16
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Tak, Helvgrim nie pomylił się ani o cal kiedy oceniał panią Veronikę, kiedy ta zbliżała się dumnym krokiem w stronę bramy. Osoba wyniosła i bezczelna w swym niby dobrym wychowaniu. Już od jakiegoś czasu Helv zauważył że ludzie Imperium mają jakies wypaczone rozumowanie jeśli chodzi o szlachetność i krew zacną. Myślą że urodzenie czyni ich lepszymi od innych, a jeśli nie to ostatnie to napewno złoto robi z nich błękitnokrwistych. Fakt, od Veroniki biła nieco inna aura, pewność siebie jakby drzemała w jej sercu, ale w momencie kiedy postraszyła Helvgrima Sverrissona że jej ludzie nabiją go na piki, starciła swój władczy czar, stała się zwykłą babą która wysługuje się innymi, a jakby tego mało było to jeszcze nimi straszy, kiedy tych nie ma przy niej...dziecinne zagranie wzbudziło uśmiech politowania na twarzy Helva. Prawdą było że krasnolud poznał już większych cwaniaków od owej Veroniki, ale ona była na szczycie jeśli chodzi o płeć, jak to ludzie mawiają, piękną.

Słowa pogardy cisnęły się na usta Sverrissona, ale żadne ich nie opuściło. Pani Veronika mówiła bez przerwy. Helvgrim spojrzał na Hansa, a ten spuścił z tonu i wzroku. Helv pomyślał że może tak trzeba, może to właściwe...może faktycznie ich na piki nabiją? Kto wie? Kiedy szlachcianka ruszyła butnie przed siebie, taranując jakby khazada, Helv odskoczył szybko, nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a do tego to jej spojrzenie, dzwine jakieś. Patrzyła jakby wewnątrz duszy, wielu powiedziałoby że kobieta ta ma spojrzenie zimne, ale było ono niczym przy spojrzeniu khazada ze szczytu świata, a jednak, wzrok pani Veroniki był głęboki i dziwnie poczuł się Helvgrim kiedy kobieta ta wbijała spojrzenie weń.

- Cholerna sucz. Powiedział głośno Helvgrim. Co prawda wtedy Veroniki już nie było w pobliżu, tak jak i odzianej szmatami starszej kobiety, która zniknęłą ze szlachcianką za murami miasta. Helvgrim schylił sie po złotą monetę i przeklinał w duchu że musi to robić, a kobieta szlachetna pięniądze na drogę rzuca, brak szacunku dla złota... ~ długo się jej bogactwo trzymać nie będzie. Pomyślał Helv. To że błękitonooka dziewka znała imię ojca Helvgrima... to było narawdę przerażające. - Tu musiała być jakowaś magia w tym, a jak nie to znaczy że ta kobieta wszystko o wszystkich w tym mieście wie, a to wcale nie mniej jest strachliwe. Mówił do siebie półgłosem Sverrisson. ~ Widać szpiegów wszędzie ma ta zacna pani Veronika. Zastanawiał się krasnolud, tym samym odpędzając od siebie przeświadczenie że szlachcianka w magii jakieś macza swe, niby czyste, rączki.

Radość Hansa była dziwna Helvowi...khazad spojrzał na niego i zmarszczył brwii dodając. - W rzyci mam ja taki zarobek, złoto jest złoto, ale to z ziemi zebrane dobre jest jeno by w ziemi leżało z właścicielem. Ta moneta Niklausowi się należy, wspomnę mu jeno by kufelka za nią postawić nie zapomniał. Wkońcu ruszyli w stronę karczmy by schłodzić głowy i gardła zacnym trunkiem, co to pomaga zapomnieć o upokorzeniach. W czasie drogi Hans wciąż mówił o Veronice i jak to chciałby pracować dla niej, zaczął już wciągać w to Helvgrima i choć na początku nie podobało się to krasnoludowi to pozwolił by człek dalej snuł plany. Helvgrim doszedł w duchu do wniosku że człeczyna choć w gorącej wodzie kąpany jest chyba, to rację może ma, pieniędzy mało było, zajęcia żadnego...cóż chyba przyjdzie iść za pomysłem herr Hansa. Jednak Sverrisson czuł że jeśli Veronika została by ich pracodawcą to trafił im się chyba najgorszy szef w całym Grunheim.

Karczma 'u Krępego' była ulubioną Helvgrima. Towarzystwo może i nie godne królów, ale nie i wścibskie, a to krasnolud lubił, niech każdy swego się trzyma i nosa w nieswoje sprawy nie wkłada, bo mu jeszcze drzwi nochala przytną. Teraz siedząc w towarzystwie Hansa i popijając piwo, Helvgrim wypatrywał Niklausa i słuchał uważnie słów mości Hansa Hohenzolerna.

- Cóż żeś zwiedzać chciał Hans, toż to dziura jest w ziemi jak jama borsuka, nic tu nie ma. Sale byś w Azgal zobaczył to by ci gały wyszły z czaszki. Wtrącił Helvgrim i kontynuował dalej.

- W karawanie czy u kupca, na budowie nawet... zarobek to choć uczciwy jest, a tu co, u szlachcianki szlachetności najmniej nam zaznać przyjdzie, choć grosz pewnikiem i lepszy będzię. Trudna to sprawa. W sumie honoru na szali nie stawia, a jednak cosik mi tu śmierdzi ta cała szlachcianka i nie mówię tu o jej dupie. Bezceremonialnie zakończył khazad.

- Rozmówić się muszę z Niklausem wpierw zanim decyzję podejmę. Tak nie można by się bez niego naradzać o sprawach złotem pachnących. Odpowiedział Hansowi Helvgrim po czym gestem przywołał samego Krępego.

- Krępy, poznaj że, ten tu waszmość to Hans. Pokój mu się zda jak nic. Masz tu złotego Karla i nie mów nic nikomu bo wędkarze będą chcieli zrobić Niklausa, wiedzieć ci trza że to dzięki niemu ten krążek w dłoni trzymasz. Opłać tym też nasze rachunki, na strawę też się ostarczy na czas jakiś co? Zakończył pytaniem Helvgrim.

- Ma się rozumieć. Widzę że chyba królewski skarbiec obrobiliśta jak Karlikiem rzucacie. Odparł Krępy i ugryzł monetę.

Helvgrim ściszył głos i dodał. - Krępy, nie syp nam solą w oczy człeku. Siadaj i na poczet tego talara nam opowiedz o mości pani Veronice, co to żoną dowódcy straży jest. Sverrisson nogą odsunął krzesło od stołu, tak by karczmarz mógł się do nich przysiąść.
 
VIX jest offline