Sytuacja należała do gatunku tych, które dowcipnisie nazywali dobrą, ale nie beznadziejną.
Po zakończonej niepowodzeniem wycieczki w poszukiwaniu kupców wiozących krasnoluda w bliżej nieokreśloną siną dal Jack wrócił do pozostałych w bardzo złym humorze. Może miałby jakieś szanse gdyby nie to, że druid się zbiesił i nie raczył ruszyć wraz z nim w pogoń za kupcami. A po ciemku Jack nie miał żadnych szans w odnalezieniu tropów, szczególnie ze poszukiwani nie raczyli rozłożyć się obozem na noc.
Pozostawało poczekać do rana a potem podyskutować na temat dalszych planów.
Chociaż Olhivier wyglądał na nierozgarniętego i sprowadzał same kłopoty, to jednak był ich kompanem i nie wypadało go zostawiać samego.
Jack nie odpoczął zbytnio w ciągu nocy.
Ledwo usiadł i zjadł co nieco, kapłanka podniosła alarm i trzeba było się szykować na przyjęcie kolejnych gości.
- Z pewnością wiedzą - powiedział - że dworek jest zajęty. Poczekamy i zobaczymy, czego sobie życzą. Przyjmiemy ich chlebem i solą. Albo też stalą - dodał.
Sprawdził broń, naładował kuszę, a potem oparł się o ścianę czekając na przyjście gości. |