Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-03-2013, 09:18   #71
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Szybka decyzja przyniosła zerowe efekty. Mężczyźni najwidoczniej nie zatrzymywali się na postój i nie trzymali się głównego traktu. Jack nie widział śladów końskich kopyt na ziemi, nie widział też przed sobą żadnych sylwetek jeźdźców. Jedyna nadzieja na to, że będą mogli podążyć ich śladem spoczywała na poranku i promieniach słonecznych, które odkryłyby przed wzrokiem tropiących ślady. Wojownik musiał wrócić do dworu bez żadnych wieści na temat porwanego krasnoluda.


Noc powinna minąć spokojnie. Gwiazdy świeciły jasno na czarnym niebie, delikatny wiatr poruszał liśćmi. Temperatura spadła do przyzwoitego poziomu, dzięki czemu organizm mógł odpocząć po dziennym upale. Dorien siedziała na schodkach prowadzących do dworu, wpatrując się w bezchmurne niebo. Musiała podjąć ważną decyzję. Odejść z Glimem, który jakby nie patrzeć miał rację, czy pozostać z grupą najemników i kontynuować zadanie? Czy grupa podjęła decyzję o przejęciu interesu, na który natrafili przez przypadek? Myśli kobiety kotłowały się w głowie, a analiza tego, co się działo, nie pomagała w podjęciu decyzji.

Kątem oka kobieta zauważyła ruch na linii drzew. Początkowo myślała że to tylko przywidzenia, jednak podobny ruch dostrzegła w kilku innych miejscach. Nie chcąc ryzykować weszła spokojnie do domu, nie dając po sobie poznać, że coś zauważyła. Zamknęła za sobą drzwi, blokując je dość masywnym kawałkiem drewna, po czym poszła obudzić towarzyszy.
-Mamy gości, ktoś kręci się w okolicy drzew. Jeśli się nie mylę, to widziałam przynajmniej cztery sylwetki.- kiedy zdołała dobudzić już wszystkich zdała krótką relację z tego, co zaobserwowała.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 04-03-2013, 14:58   #72
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Drakonia wzięła ze stołu równą część pieniędzy. Wyglądało na to, że jeśli drużyna będzie rozpadała się w takim tempie, część jej udziału wzrośnie w zastraszającym tempie, choć oczywiste było, że o zabijaniu ogrów mogli sobie tylko pomarzyć. Drużyna składająca się z łotrzycy, czarodzieja, kapłanki i jednego tylko wojownika w żaden sposób nie mogła się mierzyć z bandą ogrów. Sytuacja była do naprawienia dopóki, dopóty druid nagle postanowił się obrazić na wszystkich innych, bogowie tylko wiedzieli, o co. Jeśli druid naprawdę myślał to, co mówił, to cierpiał na ciężki przypadek krótkowzroczności.
Diablica niespecjalnie przejmowała się tym, że krasnolud zapewne właśnie budził się w klatce zmierzającej do kamieniołomów lub na targ niewolników, gdzieś w bezimiennym porcie na Wybrzeżu Mieczy. Choć jasne było, że ostatnim, co wojownik chciał zrobić, było sprzedanie krasnoluda.
Cóż, pomyślała gorzko Drakonia. Jeśli pieniądze tak bardzo druidowi śmierdziały, chętnie weźmie także i jego. Fundusz jej własnych porachunków potrzebował sporo pieniędzy.
Sytuacja była szczęściem w nieszczęściu. Kto wie, w jakie kłopoty mógłby ich wpędzić pyskaty brodacz, jeśli byłby jeszcze z nimi. Z drugiej strony, Drakonia i cała reszta mogliby skorzystać z pomocy wilka druida. Pech.

Jako że nie było żadnego sensu w tropieniu łowców niewolników o zmroku, diablica położyła się w kącie zrujnowanego dworku, chcąc choć na chwilę odpocząć od zdarzeń minionego dnia. Zasnęła na parę chwil ze sztyletem w ręce; nie obawiała się co prawda swoich kompanów, udowodnili oni bowiem, że byli warci zaufania, przynajmniej w kwestii zarabiania pieniędzy. Co do druida i krasnoluda, nie mogła dbać mniej.

Nie dane jej jednak było odpocząć zbyt długo. W środku nocy, Dorien przyszła ostrzec ich, że w okolicy kręci się ktoś. Kolejni łowcy niewolników? Drakonia wątpiła w to. Jedno było pewne, w miejscu, które było rzekomo z dawna opuszczone, kręciło się o wiele za dużo ludzi.
- Mamy gości, ktoś kręci się w okolicy drzew. Jeśli się nie mylę, to widziałam przynajmniej cztery sylwetki.
- Ukryjmy się –
rzekła ściszonym głosem Drakonia, zbudziwszy się. - Nie wiemy, kim są. Po prostu poczekajmy, czy wejdą do dworku. Poczekajmy na ich pierwszy ruch.
Sama uaktywniła mechanizm kuszy naręcznej z zatrutym bełtem, po czym cicho rozgrzebała resztki tlącego się drwa w przygasłym ognisku.
Było ciemno, jednak Drakonii nie przeszkadzała ciemność. Wręcz przeciwnie. Przekradłszy się po schodach na górę, przycupnęła przy oknie; mrużąc oczy, wyjrzała przez okno na zewnątrz. Nie chciała się jednak zbytnio wychylać, aby sama nie zostać dostrzeżona.
Kiedy skończyła się rozglądać, w ciszy wyszeptała zaklęcie i wykonała parę gestów, a z jej rąk podniósł się cienisty dym, niewidoczny w całkowitej ciemności dla zwykłych oczu. Namacalna ciemność uformowała przed nią wzór, po czym rozpłynęła się.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 05-03-2013, 19:47   #73
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sytuacja należała do gatunku tych, które dowcipnisie nazywali dobrą, ale nie beznadziejną.

Po zakończonej niepowodzeniem wycieczki w poszukiwaniu kupców wiozących krasnoluda w bliżej nieokreśloną siną dal Jack wrócił do pozostałych w bardzo złym humorze. Może miałby jakieś szanse gdyby nie to, że druid się zbiesił i nie raczył ruszyć wraz z nim w pogoń za kupcami. A po ciemku Jack nie miał żadnych szans w odnalezieniu tropów, szczególnie ze poszukiwani nie raczyli rozłożyć się obozem na noc.
Pozostawało poczekać do rana a potem podyskutować na temat dalszych planów.
Chociaż Olhivier wyglądał na nierozgarniętego i sprowadzał same kłopoty, to jednak był ich kompanem i nie wypadało go zostawiać samego.

Jack nie odpoczął zbytnio w ciągu nocy.
Ledwo usiadł i zjadł co nieco, kapłanka podniosła alarm i trzeba było się szykować na przyjęcie kolejnych gości.
- Z pewnością wiedzą - powiedział - że dworek jest zajęty. Poczekamy i zobaczymy, czego sobie życzą. Przyjmiemy ich chlebem i solą. Albo też stalą - dodał.

Sprawdził broń, naładował kuszę, a potem oparł się o ścianę czekając na przyjście gości.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-03-2013, 01:54   #74
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Noc zbliżała się ku końcowi. Samotny mag siedział pod oknem w ciszy czytając swoją księgę czarów, a był tak tym pochłonięty, że z początku nie usłyszał głuchego jęku jego więźnia. Mężczyzna związany i skulony na środku pomieszczenia zbudził się i rozglądał się półprzytomnym wzrokiem po pokoju starając się poukładać wszystko do kupy. Dopiero wtedy poczuł, że jest związany i zaczął się szarpać. Czarodziej to usłyszał, wstał i podszedł do jeńca pochylając się nad nim. -Pewnie zastanawiasz się jak do tego doszło. Zaczął Brand z uśmiechem cynicznie wykrzywionym. -Wystarczyło jedno zaklęcie byś Ty i Twoi towarzysze przestali stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Ach...! Twoi towarzysze... Na twarzy maga malował się obrzydliwy uśmiech, rozkoszował się tą chwilą przewagi nad swoim więźniem. -...sprzedałem ich Twoim partnerom handlowym. A im wszystko jedno kim jest ich towar, ważne by żył. Za Tobą też nie będą specjalnie tęsknić. Niziołek zerwał chustę z ust mężczyzny i kontynował groźnym i stanowczym głosem. -W pojedynkę pokonałem was wszystkich; jestem potężnym czarodziejem więc zważaj na swoje słowa, kundlu! A teraz bądź taki miły i odpowiedz mi na kilka pytań... Jego głos z poważnego zmienił się w cyniczne słodki kiedy wypowiadał ostatnie zdanie. Czarodziej zbliżył głowę do mężczyzny tak, że patrzyli sobie w oczy, zaś w jego spojrzeniu dało się dostrzec obietnicę powolnej i bolesnej śmierci. -Jeden z listów był adresowany do niejakiego Gernyra. To twoje imię, prawda? Prawda. Niziołek nie czekał na odpowiedź. -Mednyr, ten szlachcic z listu... kimże on jest? Opowiedz mi wszystko co o nim wiesz. Brand wskazał głową na ostrza wiszące po przeciwległej stronie ściany i uśmiechnął się ohydnie dając do zrozumienia, że zła odpowiedź może zakończyć się bolesną śmiercią. -Joanna... Podobno została przez was uprowadzona. Co z nią zrobiliście? Czarodziej wstał i sięgnął po jedno z ostrzy, otwrócił się i mierząc mężczyznę groźnym spojrzeniem powiedział: -Jestem mistrzem szkoły poznania i potrafię wykryć kłamstwa, więc daruj sobie oszustwa.
 
Warlock jest offline  
Stary 09-03-2013, 09:31   #75
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Mężczyzna sapał z nienawiści. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego sytuacja nie jest najlepsza. Co więcej, jeśli ten kurdupel przed nim mówił prawdę, to był w poważnych tarapatach. Bo jak niby wyjaśnić, że kilku zdrowych, silnych mężczyzn znalazło się w rękach grupy przybłędów? Czarodziej z pewnością nieco koloryzował, jak to wszyscy przedstawiciele tej profesji mieli w zwyczaju, jednak jeśli nawet część z tego była prawdą, mógł zbliżać się koniec jego żywota. Mimo wszystko postanowił się tak łatwo nie poddawać.
-Czarodzieju, jesteście istotą mądrą. Więc dobrze wam radzę, wypuśćcie mnie, a długo jeszcze będziecie oglądać świat swoimi własnymi oczyma.- mężczyzna starał się jak tylko mógł, by jego głos nie drgał z nerwów i nieco ze strachu. Mimo to jego rozmówca bez problemu mógł poznać, że nie jest on tak opanowany, za jakiego chciał uchodzić.


Tymczasem wszyscy ci, którzy starali się obserwować teren w około dworu zauważyli więcej sylwetek. Nikt nie dałby sobie nic za to uciąć, ale najprawdopodobniej byli to ludzie, ewentualnie elfy. Sylwetki nie przypominały ani krasnoludzkich, ani tym bardziej orczych czy goblinich. Z jednej strony było to pocieszające, z drugiej jednak wprowadzało jeszcze większą niepewność. Kim bowiem mogli być niezapowiedziani goście?
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 10-03-2013, 22:40   #76
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciemno wszędzie, noc w pełni.
Porządni ludzie siedzieli w takim momencie w domu bądź w gospodzie, a nie wałęsali się niczym bandyci wokół cudzego domu.
No i zrodził się problem - lepiej było udawać, że się nic nie widzi i czekać na ruch nieproszonych gości, czy też przejąć inicjatywę i po prostu zapytać, czego sobie życzą, zanim przez przypadek dojdzie do nieodwracalnych nieporozumień.
Jack podszedł do okna i stanął tak, by z zewnątrz nie był zbytnio widoczny.

- Hej, drodzy goście! - zawołał. - Czy któryś z was zechciałby podejść bliżej i powiedzieć, czemu nas nachodzicie w środku nocy?
 
Kerm jest offline  
Stary 20-03-2013, 12:51   #77
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[MEDIA]https://sites.google.com/site/lmetacube/Torchlight%20II%20OST%20-%20Path.mp3[/MEDIA]

Jack Woodes
Ci, których uratowali, a których nie sprzedali łowcom niewolników, odeszli czym prędzej swoją drogą: ostatnim, co chcieli zrobić, było przebywać w miejscu, w którym byli kopani, bici i zakuci w kajdany. Grupka, którą uwolnili wcześniej, opuściła dwór. Byli to zapewne jacyś miejscowi, nie odeszli bowiem traktem, a zanurzyli się w las. Zapewne leśne ścieżki były bezpieczne w okolicach, w których grasowali łowcy niewolników. Co do informacji, jakie mogli zaoferować, nie wiedzieli zbyt wiele; przeciwnie, kobieta była zbyt przestraszona, aby mieć cokolwiek do powiedzenia, a rosły mężczyzna także zdawał się unikać rozmowy. Może mieli dość jak na parę dni. Ostatecznie, bycie niewolnikiem nie było zbyt miłym doświadczeniem. Odeszli zatem swoją drogą.
Niedługo potem ktoś nadszedł; sylwetki między drzewami.
W opuszczonym dworze, póki co, panowała cisza. Bynajmniej była to cisza spokojna: przeciwnie, kiedy istniało prawdopodobieństwo, że na zewnątrz mogą być wrogowie, ci, którzy byli wewnątrz, oczekiwali odpowiedzi. Czyn Woodesa był odważny, by nie powiedzieć nawet: głupi w swojej prostocie, jak pomyślała Drakonia, czając się w cieniach na pierwszej kondygnacji dworku.
Woodes wyczuł, że jego wołanie wywołało pewien efekt: zauważył, że o ile wcześniej sylwetki na zewnątrz były niespokojne, to teraz zniknęły całkowicie.
Woodes zauważył, że cicho i spokojnym krokiem po schodach zeszła Drakonia. Jej kusza naręczna nadal była przygotowana do wystrzału. Wyglądała na zaaferowaną.
- Czy nadal tam są? - zapytała Dorien cicho.
- Jestem tego pewna – rzekła Arethei do niej i Woodesa. - Mam dziwne wrażenie, że nie są to elfy. Ciężko było zobaczyć cokolwiek z takiej odległości. Jeśli mamy szczęście, to twoje wrzaski mogły ich odstraszyć, Jack.
Drakonia i Dorien pochyliły się nad rozgrzebanym ogniskiem, próbując ogrzać się resztkami żaru.
- Chciałabym, aby odeszli – rzekła z z nadzieją w głosie kapłanka. Jej ton był senny; wygladało na to, że Dorien próbowała zasnąć, jednak nie udawało się jej to.
- Chciałabym w to wierzyć – z mroku doszedł ją głos Drakoni, cichy i pewny. - Znając jednak nasze szczęście, zapomnij o tym.

*

Brand Gallan
Godziny mijały, a świt przybliżał się. Tymczasem Brand Gallan, niziołek, dręczył związanego łowcę niewolników. Sam drab, pomimo swojego fachu, był nadzwyczaj dobrze ubrany i posiadał także nadzwyczaj grubą sakwę – rzecz, której wcześniej nie zauważono; człowiek ten wyglądał i wyrażał się z manierą szlachcica, to znaczy, przyparty do muru, pluł jadem i miał zamiar użyć każdego fortelu, byle ocalić swoją skórę.
Tymczasem naciskał.
- Pewnie zastanawiasz się jak do tego doszło.
- Idź do diabła
– odparł na to najemnik wyglądający na możnego. - Cholerny karle.
Kolejne słowa Gallana zdały się wywrzeć większe wrażenie na nim.
- ...sprzedałem ich Twoim partnerom handlowym. A im wszystko jedno kim jest ich towar, ważne by żył. Za Tobą też nie będą specjalnie tęsknić.
- C-co? -
mężczyzna otworzył przez chwilę szeroko oczy, zanim zmitygował się; wiedział, że popełnił błąd, że odsłonił się, co mógł zobaczyć czarodziej. Zacisnął usta i na jego twarzy zarysował się grymas złości – Kłamiesz! Kłamiesz, kurewski chochliku.
Zebrawszy ślinę, splunął prosto w twarz niziołka. Po chwili, kontynuował:
- Jeśli... Nawet, jeśli wysłali tych nowych durniów, to połapią się wkrótce. Macie się za spryciarzy? Nie wiem, ilu tu was jest, ale nas jest więcej. Ja...
Niziołek kontynuował.
- Jeden z listów był adresowany do niejakiego Gernyra. To twoje imię, prawda?
- Idź do diabła
– powtórzył najemnik; pomimo tego, z jakiegoś powodu zbladł, kiedy Brand wyrzekł jego imię. Być może nie spodziewał się, że będą o nich wiedzieć tak dużo.
- Mednyr, ten szlachcic z listu... kimże on jest? Opowiedz mi wszystko co o nim wiesz.
Podanie kolejnego imienia zdało się całkowicie odbierać odwagę łowcy niewolników.
- Wiecie... Wiecie o moim ojcu? - spanikował. - Wy... Wy syny suki! Trzymajcie się z dala od mojego ojca, słyszycie? Nie wiem, jak się o nim dowiedzieliście, ale... Cholera, ja nic nie wiem! - Gallan, pomimo tego, że nie używał czarów poznania, mógł dostrzec w jego głosie nutę prawdy. - Do interesu ojczulka włączyli mnie dopiero niedawno. Wcześniej nie wiedziałem, co robił mój ojciec. Powiedzieli mi, że wtajemniczą mnie we wszystko dopiero w odpowiednim czasie... Tak mi mówił mój ojciec. Kazał mi ścigać kogoś, szukał czegoś. To wszystko, co wiem, przysięgam. Powiedział mi, że nie może mi przekazać wszystkiego, bo nie ufa mi... Mówił mi, że nie jestem jego prawdziwym synem, że jestem bękartem, ale to nieprawda! - syn Mednyra z każdym wypowiedzianym słowem tracił resztki odwagi i godności.
- Joanna... Podobno została przez was uprowadzona. Co z nią zrobiliście?
- Kto? Jo... Nie znam jej. Nie znaliśmy nikogo, kogo porywaliśmy. Nie wiedziałem zbyt wiele. Miałem tylko dopilnować, by więźniowie nie uciekali i trafiali do miejsca przeznaczenia. Wiem tylko, że niewolnicy trafiali do pewnego miasteczka na Smoczym Wybrzeżu o nazwie Pros, to na Szlaku Kupieckim prowadzącym do Zachodniej Bramy. To parę mil od Ostoi. Jeśli tę waszą Joannę złapano niedawno, to macie jeszcze szansę spotkania jej w miejskich dokach, choć dokładnie miejsca nie znam... I nie wiem, czego szukał mój ojciec. Tylko proszę, zostawcie mojego ojca w spokoju!

Złamany najemnik zamilkł, a Brand mógł obserwować efekt swoich poczynań: przerażona twarz człowieka sugerowała, że miał wszystkiego dość.
Drakonia Arethei wynurzyła się z ciemności. Kopnęła mężczyznę w brzuch, a najemnik jęknął.
- Dobra robota, Brandzie – diablica uśmiechnęła się, owijając kosmyk swoich włosów koloru ciemnego inkaustu wokół swojego palca. - Może jeszcze uda nam się odzyskać naszą Joannę, choć będziemy musieli się spieszyć. Ciekawe, ile razy została zgwałcona po drodze. Zdawać by się mogło, że zwykłe zabicie ogrów to nic w porównaniu z tym, wobec czego teraz możemy stać.

*

Łowca
Pierwszy zauważył ich Woodes. Zapewne byli to ci sami, co wcześniej. Zaraz po tym poruszyła się Drakonia, nadstawiając uszu. Tym razem nawet nie starali się być cicho; do ich uszu doszedł trzask łamanych gałęzi. Za oknem mogli dostrzec przybliżający się płomień paru pochodni. Niemal świtało: Księżyc już dawno zaszedł, a niebo z ciemnego zmieniało się na szare, by powoli ustępować błękitowi. Wiatr giął pobliskie drzewa. Niedługo miało świtać.
Palenisko niemal całkiem wygasło; tylko parę zwęglonych drew tliło się jeszcze, napełniając zrujnowany dworek widmowym blaskiem. Niewiele było światła. W kącie, związany, pobity i jęczący, leżał Gernyr, syn szlachcica z miasteczka Ostoja, który po cichu handlował niewolnikami. Dorien spała, zbyt wyczerpana po wydarzeniach minionego dnia, by obchodzić się trzaskami z zewnątrz.
Nie kryli się. Woodes doliczył się siedmiu ludzi prących w ich stronę, wszyscy byli uzbrojeni. Niektórzy mieli łuki, inni kusze, każdy miał przy sobie przynajmniej miecz lub nóż. Nie mieli koni, ale ich ubiór zdawał się sugerować, że rzadko zapuszczali się w tereny, na których można było jeźdźić konno. Wyglądali po prostu jak myśliwi, z tym, że ich uzbrojenie wskazywało raczej, że polują na ludzi, a nie na zwierzynę.
Jeden z tych mężczyzn wyróżniał się. Był wyższy i tęższy od pozostałych. Na jego szyi zwisał naszyjnik, na którym wisiały zęby pokaźnych rozmiarów – na pewno nie ludzkie, oczywiście. Na pasie miał przypasany wielki, zakrzywiony nóż, o czerwonej rękojeści; Woodes zgadywał, czy rękojeść w istocie była tylko barwiona na czerwono, czy też to zakrzepła krew nadawała jej karmazynowy kolor. Zdawał się być przywódcą grupy.


- Spotkaliśmy już was – przemówił wreszcie człowiek. - Kirina powiedziała mi o was. Poszukiwacze przygód z Ostoi, co? Ha! Macie szczęście, awanturnicy. Gdybym nie spotkał wcześniej dziewczyny, którą uwolniliście, wziąłbym was za łowców niewolników. Źle by się dla was skończyło.
Taak... -
potarł swoją brodę. - Cóż, skoro już was znam, to poznajcie i mnie. Nazywam się Wyrm, łowca i najemnik, tak jak wy. A oto – machnął ręką – Wesoła Kompania.
Spojrzał po swoich kompanach, a kiedy jeden z nich kiwnął głową, Wyrm kontynuował.
- Ludzie, których ścigamy, zabili już paru naszych. Czterech, jeśli miałbym być dokładny. Choć wiemy, gdzie znajdują się niektóre z ich obozów, to w większości są dla nas za silni liczebnie. Poza tym, niektórzy z nich mają magów na swoje usługi. Jest to coś, z czym nie możemy dać sobie rady.
Wyrm zmitygował się, a jego głos stał się twardy.
- Nie proszę was o pomoc
– rzekł. - Jak już mówiłem, uratowaliście kogoś, kto pochodził z Ostoi, a to dla mnie wielka przysługa. Jednak Kirin powiedziała mi, że macie tu kogoś z ich grupy. Dziewczyna rozpoznała go jako syna pewnego kupca z Ostoi. Jeśli jest to prawda, to możemy zyskać coś, dzięki czemu będziemy mogli uwolnić więcej więźniów. Ostatecznie, kto chciałby przehandlować swojego syna na interesy, prawda?
Oddajcie mi zatem czlowieka, którego macie, jeśli, oczywiście, go wcześniej nie zabiliście.



Z wolna wstawał świt. Wojownicy otaczający człowieka, który przedstawił się jako Wyrm gasili pochodnie, a pierwsze promienie jutrzenki przebijały się przez drzewa otaczające zrujnowany i opuszczony dwór. Pomimo tego, że był środek lata, poranek wstał bardzo zimny. Lekka mgła unosiła się nad dworkiem i drzewami.
Woodes nie wiedział tego jeszcze, ale wkrótce miało się okazać, że w istocie łowcy niewolników, którzy uprowadzili krasnoluda, zostawili za sobą ślady.
Wyrm czekał na odpowiedź od podróżników, a wyraz jego twarzy mówił, że nie zamierza czekać zbyt długo. Drakonia, jak zauważył Brand, niedługo także miała dać, co myśli o tym wszystkim.
 
Irrlicht jest offline  
Stary 20-03-2013, 22:33   #78
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jack niewiele sobie pospał tej nocy. Chociaż cienie rozpłynęły się w mroku i nikt nie wprosił się w gościnę, to nigdy nie było wiadomo, czy przypadkiem tamci nie zmienią zdania i jednak nie złożą wizyty.

Okazali się na tyle kulturalni, że nie zakłócili ciszy nocnej i w odwiedziny przyszli dopiero rankiem. Co prawda mogliby poczekać, aż 'gospodarze' zjedzą śniadanie, no ale i tak było to lepsze, niż przeszkadzanie komuś we śnie.

- Jack - przedstawił się. - Poszukiwacz przygód. W tej chwili przynajmniej.
- Nie zabiliśmy go
- nawiązał do wypowiedzi Wyrma. - Problem polega jednak na tym, że to chłopaczek nieznany nikomu z tamtych. Chociaż, nie da się ukryć, ma powiązania z jednym z ludzi zajmujących się tym procederem. Synalek pewnego kupca, jak powiedziałeś.
- Mam wrażenie, że dla tych, których szukamy, on jest nikim i zapewne nie zrobi na nich wrażenia to, że jest w naszych rękach. Mimo wszystko możesz go dostać, ale pod jednym warunkiem. Wybierzemy się z tobą i twoimi ludźmi. Mamy pewne porachunki z tamtymi. I chcielibyśmy odszukać parę osób.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-03-2013, 19:40   #79
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Interludium
- Podaj szczypce, skrybo.
Pomieszczenie, choć ubogie w dekoracje, mogło pochwalić się niesamowitą gamą różnorakich przedmiotów, które mistrz skryby używał głównie do wiwisekcji zwierząt i istot planarnych. Oczywiście, były to czasy odległe, kiedy mistrz interesował się jeszcze planami na tyle, by z czystej ciekawości narażać się na niebezpieczeństwo więżenia istot płomienia, dymu i wody we fiolkach, a także zaklinać imiona dawno zapomnianych bogów.
Pozostałości po tych wyprawach mistrza nadal znajdowały się w pracowni. Skryba, odwijając żelazne szczypce z materiału spoczywającego na stole, przestąpił pozostałości nakreślonych poświęconą – lub przeklętą, jak mogłoby być zrozumiane w niektórych kręgach – kredą. Koliste wzory przecinały posadzkę pomieszczenia, którego sklepienie niknęło w mroku.
- Pospiesz się – rzucił niecierpliwie mistrz za siebie, gładząc swoją kreację.
Skryba wziął w dłonie szczypce i zawrócił. Na stołach leżały fragmenty protez kończyn, niektóre zrobione wcale doskonale, inne wykonanie topornie. Wiele łączyła sieć śliskich i migoczących w drgającym świetle świec żył wykonanych z rzadkiego materiału. Przez niektóre przepływała niebieska, gęsta ciecz. Niektóre kończyny poruszały się; palce dragły, a ścięgna kurczyły się u nóg zawieszonych na hakach. Prototypy.
- Dziękuję ci, Elirze – rzekł zmęczonym głosem starzec, przyjmując parę szczypiec w swoje pokancerowane ciągłą pracą dłonie.
- Już zabieram się za swoją pracę, panie – rzekł skryba.
- Poniechaj. Spójrz no, Elirze. Co widzisz?
- Widzę kobietę, panie.
- Widzisz formę kobiety, Elirze. To różnica. Tak długo, dopóki w formie nie tli się dusza, forma jest tylko tym, czym pierwotnie była. Kupą mięsa skleconego przez byle maga, który dość napracował się w sztuce artyficerii.

Skryba nazwany Elirem spojrzał w gruncie rzeczy po raz pierwszy na to, co był tworzył ze swoim mistrzem przez przeszło rok czasu, nie licząc samych przygotowań i zbierania materiałów potrzebnych do rozpoczęcia pracy.
Gdyby ktoś wszedł do pracowni, niewątpliwie pomyślałby, że forma, jak ją nazywał mistrz, była w istocie kobietą. Nietrudno było zresztą być w ten sposób wprowadzony w błąd. Mistrz, jako że w istocie był mistrzem w swoim fachu, zrobił coś, co można było nazwać arcydziełem. Kobieta o czarnych włosach była zawieszona w powietrzu, zawieszona u przegubów cienkimi linami i łańcuchami. Była naga, rzecz, która zrobiła największe wrażenie na młodym skrybie; wrażenie nieco rujnowały świecące przewody wychodzące z jej brzucha. Choć Elir spłonił się i odwrócił wzrok od kształtnych piersi i powabnej kibici, nie mógł nie czuć szacunku do siwowłosego człowieka o zmęczonych oczach obojętnie grzebiącego przy aparaturze.
- Mistrzu, czy to...
- Tak –
odrzekł starzec z prostotą. - To ona. Taka była w każdym razie, kiedy... Kiedy...
- Wiem –
wyręczył starego.
Tamten tylko potrząsnął głową.
- Całe życie zajęło mi odnalezienie baatezu, który zgodził mi się zdradzić ten sekret – rzekł mag. - I teraz moje życie kończy się, kiedy mam ją ukończyć.
Starzec spuścił oczy, nagle zmieszany, choć jego dłonie ciągle manipulowały przy pulsującym sercu konstruktu.
Skryba zacisnął usta.
- Ukończymy ją! - powiedział zawzięcie skryba. - Sam zdobędę części, których ci brakuje, mistrzu! Czy wtedy wreszcie wyjawisz mi, jak tworzysz swoje golemy, jak tworzysz ludzi z gliny i magii?
- Elirze?
- stary zmarszczył brwi.
- Zrobię wszystko - głos skryby był prawie szorstki. - Wszystko.


Jack Woodes | Brand Gallan | Drakonia Arethei | Dorien Nitram
Dniało już. Choć na niebie utrzymywało się jeszcze kilka pojedynczych chmur, dzień zapowiadał się na ciepły. W tym samym czasie, kiedy Drakonia, Woodes i Gallan rozmawiali z człowiekiem, który przedstawił się jako Wyrm, Dorien obudziła się. Sennymi oczami śledziła ruchy i gestykulacje zgromadzonych przy drzwiach wejściowych.
Pierwszy na odpowiedź Wyrma odparł Jack:
- Nie zabiliśmy go. Problem polega jednak na tym, że to chłopaczek nieznany nikomu z tamtych. Chociaż, nie da się ukryć, ma powiązania z jednym z ludzi zajmujących się tym procederem. Synalek pewnego kupca, jak powiedziałeś.
- Nawet, jeśli okazałoby się, że jest on dla nas bezużyteczny -
rzekł Wyrm - i tak byśmy go potrzebowali. Nie możemy przepuścić żadnej okazji, chociażby najmniejszej. Nie wiesz, ostatecznie, jakie może mieć znaczenie. Ojcowie rzadko nienawidzą swoich synów.
Drakonia mruknęła.
- Być może to nawet nie jest jego syn - odparła wreszcie. - Bękart ponoć. Bękartów łatwo się wyprzeć, szczególnie w oczach prawa.
Wzruszyła w końcu ramionami.
- Jak chcecie. Chłopak ma szczęście, że sprawy się tak dla niego potoczyły. Gdyby to o mnie chodziło, pewnie już by nie żył. A tutaj, popatrzcie, jaka niespodzianka. Trupy jednak na coś się przydadzą.
Dorien przypatrywała się Drakonii i Wyrmowi w milczeniu, choć jasne było, że nie podobało się jej to, co mówiła Arethei. Powstała z wieczornego leża, kopnąwszy wypalone i sczerniałe drwa, które potoczyły się w ciemny zakamarek.
- Decydujecie o losie człowieka - rzekła, położywszy akcent na ostatnie słowo.
- Dorien, - rzekła cynicznym tonem Drakonia - jeszcze dzień temu, ten człowiek równie dobrze mógłby zaszlachtować ciebie czy mnie, względnie odesłać na targ niewolników. I widzisz...
Nie dokończyła. Dorien odwróciła się; nie odeszła jednak. Po prostu zajęła się swoim ekwipunkiem. Gallan zauważył, że zacięła usta.
- Nie zważaj na nią - podjęła po chwili Drakonia. - To jeszcze dziecko.
- Zatem postanowione? -
zapytał Wyrm.
Tu wtrącił się Woodes:
- Mimo wszystko możesz go dostać, ale pod jednym warunkiem. Wybierzemy się z tobą i twoimi ludźmi. Mamy pewne porachunki z tamtymi. I chcielibyśmy odszukać parę osób.
Wyrm podrapał się po brodzie i zawrócił, porozmawiał z paroma z mężczyzn krótko. Wymienili parę zdań w cichy i znaczący sposób, po czym Wyrm powrócił.
- Postanowione - na jego twarzy poznaczonej bliznami i tatuażami zagościł na chwilę przelotny uśmiech. - Przygotujcie się do podróży.


Drakonia wyjaśniła później Wyrmowi, czego szukają. Łowca słuchał opowieści diablicy z umiarkowanym zainteresowaniem. Kiedy wskazano mu, w którą stronę podążyła banda handlarzy niewolników, pokiwał głową ze zrozumieniem.
- To ich stary trakt. Dawno już nim nie jeździli. Wiedzą, że ktoś... To znaczy, my ich śledzimy. Wielu łowców niewolników zginęło na tym szlaku, więc dawno już tu nie przejeżdżali. Zdaje się, że musieli mieć bardzo dobry powód. Ciekaw jestem, dlaczego.
Drakonia westchnęła, zniecierpliwiona.
- Czy wiesz, dokąd pojechali?
- Jest tylko jeden obóz, do którego mogli stąd pojechać. To mnie niepokoi - rzekł Wyrm, którego twarz zdradzała tylko niewzruszony spokój. - Jednak nie mamy powodów przypuszczać, żeby urządzali zasadzkę. To nasze ziemie.
Woodes i Gallan mogli zauważyć, że ścieżka, którą szli, była już z dawna nieużywanym traktem. Tym szli tylko przez pierwszą godzinę podróży. Później odbili w ścieżynę, która schowana była za wykrotem i haszczami. Stara ścieżka. Na bruku już dawno wyrosły wiekowe buki, a jedyne resztki kamienia czasem tylko wystawały z wilgotnej od porannej rosy ziemi.
- To skrót? - zapytała Dorien, prowadząc obok siebie konia.
- Skrót? - uniósł brwi Wyrm. - Nie, nie skrót. Nie do końca. Idziemy ścieżką, którą uczęszczają tylko dzikie zwierzęta. I my, oczywiście - zahuczał głębokim śmiechem. - W gruncie rzeczy, nieco nadkładamy drogi.
- Nadkładamy?
- Nie inaczej -
odparł Wyrm. - Nawet, jeśli nie odważą się zasadzać na nikogo pośrodku drogi, na której nie mają pewności, że sami nie zostaną napadnięci, to z pewnością wystawią kogoś. Czujki. Straże. Zwiadowców. Nazywaj ich, jak chcesz. Nie, żebyśmy nie mogli się zakraść, ale widzisz, drogie dziecko...
- To trwa. Prawda?
- Tak -
potwierdził Wyrm. - A nam zależy na czasie. Ustawić się jak najwcześniej. I uderzyć jak najprędzej.
- Ile... Ile mamy czasu, zanim odbiją w kierunku Morza Upadłych Gwiazd?
- Noc. Najwyżej jedną noc. Ruszą o brzasku. Wszak muszą zebrać wszystkich niewolników i policzyć ich.
- Tak -
przyznała Drakonia, która przysłuchiwała się całej rozmowie. - Jak już mówiłam, za dużo mitrężenia się z tym handlem niewolnikami. Zwykła złodziejka jest lepsza. Ha!
Wyrm popatrzył na nią tylko, nie mówiąc nic. Dorien westchnęła ceremonialnie.


Podróż mijała bez większych przygód, póki co. Zatrzymywali się na popas krótko. Łowcy podzielili się z drużyną poszukiwaczy przygód suszonym mięsem i wodą. Po parunastu minutach, podjęli marsz.
- Nie daję wam jednak większych nadziei wzgledem krasnoluda - rzekł Wyrm, wyrwawszy się ze swojego zwykłego milczenia. - Łowcy niewolników są to ludzie mściwi. Nieprędko wybaczą wam waszą krotochwilę. Jeśli rzeczywiście zorientują się, że krasnolud był jednym z was, to równie dobrze możecie zacząć kopać mu grób.
- Jeśli, naturalnie, będzie co grzebać -
dodała Drakonia, podchwyciwszy okazję.


Kolejny zmierzch zbliżał się szybko. Tereny, na które przybyli, były o wiele mniej lesiste, było więcej polan i zaoranych pól. Z daleka, parę razy, Dorien dostrzegła zapalane światła odległych wiosek, jednak niedługo trzymali się tych traktów. Tam, gdzie zbierali się łowcy niewolników, zwyczajni ludzie nie chodzili.
Wreszcie, Wyrm przystanął, dając ręką znak. Znajdowali się teraz u wyjściu z gaju, do którego byli weszli przed około pół godziną. Ciemne, zielone pasmo lasu rozciągało się po ich lewej i prawej stronie. Ścieżka, która była już teraz wyraźnie ścieżką, a nie przesmykiem między kolejnymi drzewami, wiodła na dół, pod wzgórze, na którym się znajdowali.
- Widzisz? - rzekł spokojnie, wskazując palcem na ciemną plamę, na której zaczęły jaśnieć pierwsze, małe światełka pochodni. - To ich obóz.
- Jakby mały -
rzekła z drwiną w głosie Drakonia.
Wyrm tylko pokręcił głową.
- Wystarczająco duży, jak dla łowców niewolników. Musimy poczekać aż do czasu, kiedy zapadnie zmrok. Tylko wtedy będziemy mieli możliwość odbicia waszego przyjaciela i zyskania informacji o... Jak się nazywała?
- Joanna -
zapewniła gorliwie Nitram.
- Być może będziecie mieli szansę ją także znaleźć.
Diablica zmarszczyła brwi.
- Wyrmie? - rzekła, a w jej tonie głosu brzmiało niedowierzanie. - Dlaczego mielibyśmy znaleźć jakieś informacje o córce młynarza, którą porwano ponoć miesiąc temu? Imiona nie mają żadnego znaczenia dla najemników, oni pracują tylko dla pieniędzy.
Wyrm milczał.
- Drakonio... - rzekła kapłanka, zaniepokojona. - Być może nie powinnaś...
- I, poza tym,
- ciągnęła Drakonia - zamierzamy popasać w otwartym polu? Wystawieni na czujki, straże i zwiadowców?
- Bądź moim gościem, Drakonio
- uśmiechnął się chytrze Wyrm.


Od obozu łowców niewolników dzieliła ich najwyżej jedna mila. Wyrm zaprowadził ich do pewnej opuszczonej chaty, całkiem sprytnie ulokowanej w pobliskich lasach.

To, że chata była opuszczona, nie sprawiało żadnych wątpliwości. Leśna enklawa, złożona głównie z cierni i haszczy, bardzo dobrze maskowała dom zrobiony z zaledwie jednej tylko izby. Choć była już noc, Wyrm nakazał nie palić ogniska. Samo palenisko znajdujące się przed domem było ledwie rozpoznawalne, ot, krąg błotnistego piasku otoczone przeżartymi próchnem pniami. Wnętrze chaty, w którym rozpalono pochodnie, także nie przedstawiało ze sobą szczególnego widoku. Drewniane ławy załamywały się pod ciężarem tych, którzy chcieliby na nie siąść, zaś resztki połamanego stołu uprzątnięto w kąt.
- Odpocznijmy choć parę godzin - rzekł wreszcie Wyrm. - Długa droga za nami, przed nami zaś...

Zamilkł, pogrążony w rozmyślaniach.
- Nieważne - rzekł wreszcie łowca, komenderując swoich ludzi do warty na zewnątrz.- Zostawcie mnie z młodzikiem - kontynuował, oczywiście mając na myśli syna kupca. - Chcę mu zadać parę pytań, zanim wyruszymy.


Krew i ucieczka
Kiedy podróżnicy rozmawiali ze sobą wewnątrz chaty, odpoczywając po przebytej drodze, być może upłynęła jakaś godzina. Wyrm uprzednio wyłożył Woodesowi wszystko, co powinien wiedzieć o obozie. Jack zatem miał pewne pojęcie o planie obozu, do którego wkrótce cała czwórka miała się zakraść.
Pierwsze, co usłyszeli, był krzyk Wyrma. Był to krzyk złości, ale także i bólu. Dorien Nitram powstała, uniosłszy bezwiednie ręce w obronnym geście.
Stare drzwi wyłamano z trzaskiem, kiedy jeden ubrany w zwierzęce skóry mężczyzn kopnął je.
- Nie mamy czasu! Stary prawie mnie zabił! Pospieszcie się... Ja... Krwawię!
Pozostali spojrzeli po sobie, nie do końca rozumiejąc sytuacji. Do wnętrza weszło jeszcze dwóch innych myśliwych, tych samych z grupy Wyrma.
Ten, który krwawił, syczał wściekle.
- Zabijcie ich! Nie mam czasu... Muszę... Muszę iść. Natychmiast... Ten fragment... Vednare musi o tym wiedzieć. Szybciej! Na bogów...
Zanim do myśliwych doszedł sens słów wypowiadanych przez blond włosego, już nie żyli. Dwóch rosłych mężczyzn sprawiło się szybko z pozostałymi, którzy zdążyli tylko krzyknąć. Kiedy poderżnięto im gardła, upadli na ziemię, upadając w rozszerzające się plamy czerwieni. Wyglądało na to, że zostali tylko oni: Gallan, Nitram, Woodes, Arethei.
Nie wiadomo było, gdzie zniknął ich zakładnik. Może także nie żył? I gdzie był Wyrm? Czy leżał zabity, na zewnątrz?
Blond włosy myśliwy obejrzał się za siebie tylko raz. Potem tylko zniknął w ciemności, zostawiając na progu chaty ślady krwi.

-----

Łowca 1: KP 14, pw 8

Łowca 2: KP 15, pw 10
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 25-03-2013 o 09:06.
Irrlicht jest offline  
Stary 26-03-2013, 16:35   #80
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zwiększona kompania, zwiększone bezpieczeństwo.
Im było ich więcej, tym większe mieli szanse, że uda im się pokonać łowców niewolników. Trudno więc było się dziwić, że Jack dość się ucieszył z tego, że mieli nowych towarzyszy. Jakie zdanie na ten temat mieli jego kompani, tego co prawda nie wiedział, ale skoro ruszyli z nimi... Zapewne nie mieli noc przeciwko połączeniu sił.

Pod eskortą, a raczej w towarzystwie, ludzi, którzy zwalczali łowców niewolników i znali okolicę, wędrowali ścieżkami, na które Jack w normalnych warunkach raczej by nie wkroczył. Na przykład dlatego, że zapewne takiej akurat ścieżki wcale by nie zauważył.
Podobnie jak i chaty, w której mieli spędzić noc. Wygodnie, w cieple, pod dachem, bezpiecznie.

Jack co prawda nie miał wprawy w tego rodzaju sprawach, sądził jednak, że warto by, miast leżeć do góry brzuchem, wykorzystać ten czas by zorientować się, jak pilnowany jest obóz łowców niewolników, ilu jest ludzi w środku i gdzie, ewentualnie, przetrzymywany jest Olivher.
To jednak było zadanie, które wolał pozostawić w rękach i oczach fachowców.
Zatem pozostawało siedzieć i czekać.

Złudzenie bezpieczeństwa rozwiało się wraz z krzykiem, który wydobył się z gardła Wyrma. Nim wrzask przywódcy przebrzmiał, Jack miał już w dłoniach gotową do strzału broń. I wykorzystał ją, by strzelić do jednego z napastników, potem rzucił kuszę i chwycił za miecz.

Bełt wbił się w tors trafionego. Ten cofnął się o krok, lecz nie padł na ziemię.

_________________________
k20+4=16
k8=3
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172