Gort niszczyć chałupy, Gort miażdżyć strażniki!
-
Czyżby? - blondyn zaśmiał się, gdy jego ostrze zostało pokryte tańczącymi nań płomieniami, uwalniając tym samym potencjał kata, który miał przebyć najkrótszą możliwą drogę do ziemi. Nawet, a może zwłaszcza, jeśli była ona przez wnętrzności wampirzego przeciwnika. Oczy Fausta nie emanowały złością, czy też pogardą, ba - był nawet dumny z przeciwnika, zaś łokieć drugiej ręki, który właśnie zmierzał w kierunku skroni przeciwnika był tego doskonałym dowodem. Nieskończona czerwień koszuli miała powiększyć się jeszcze bardziej za sprawą drobinek krwi. Jeśli mag uniknie, Faust kontynuuje taktykę pojedynku toczonego w najszybszym możliwym tempie.
Nie było potrzeby nawet ruszać ręką, miecz bowiem zrobił swoje. Rozpruł ciało wampira, swym płomiennym atakiem, przecinając go niemal na pół i powalając przy tym na ziemię, w agonialnych spazmach - miecz nie przyniósł swemu właścicielowi duszy wroga, nieumarły bowiem stracił ją dawno temu. Łysy alchemik widząc jak jego kompan pada na ziemię powalony przez blondwłosego osobnika, zatrzymał się w pół kroku i zerknął przez ramię na Gorta który też zakończył swój pojedynek, mężczyzna szybko przeanalizował swoją sytuację... po czym uniósł ręce w geście poddania się.
Tymczasem pirat wyszedł od strony zawalonego budynku by bliżej przyjrzeć się poczynaniom Fausta. Wyglądało na to że wygrał swój pojedynek jedynie z kilkoma guzami, aczkolwiek mimo to wyglądał na zadowolonego ze swej walki.
- Widże że ty też se poradziłeś, co Blondas? - zapytał swego kompana, po czym wskazał na kolesia z butlą na plecach. -
Co zamierzasz z nim zrobić?.
-
Sam nie spodziewałem się wiele więcej po wielkim piracie! - strażnik odpowiedział w manierze podobnej, jeśli nie skradzionej czarnoskóremu.
-
Ahh, czemu mielibyśmy cię wypuścić? - zapytał po chwili patrząc w kierunku bimbrownika.
-
Nie mówię o wypuszczeniu, a o nie zabijaniu. -stwierdził dość logicznie alchemik.
-
Nie widzę różnicy. - powiedział blondyn, oglądając ciało łysego mężczyzny wzrokiem, który wskazywał na rozważanie potencjalnych walorów smakowych... Mógł też być zwyczajnym ważeniem tego, co tarczownik mógł mieć na sumieniu.
- Jak na moje można by go oddać tutejszym klawiszom - wtrącił się Gort. -
Ale to ty go pokonałeś, więc teraz możesz zdecydować o jego losie.
-
Co spotkało Hanę? - zapytał o coś, co przykuło jego uwagę na kilka sekund przed walką, ot, kolejna ciekawa informacja do kolekcji.
Łysy mężczyzn uniósł swa cienką brew nieznacznie, widać zdziwiła go niewiedza strażnika. -
Kobieta o której mówisz nie żyje. Zabiła ją wasza niebieskoskóra kompanka. -odparł spokojnym miarowym głosem, zerkając ukradkiem an Gorta, zapewne ciekaw reakcji olbrzyma.
- Co żeś powiedział? - zapytał zaskoczony pirat. -
Jak to zabiła? O czym ty do jasnej cholery gadasz!? - blondyn, który został wyznaczony przez czarnowłosego jako “posiadacz” życia alchemika, kiwnął na niego głową, dając znać że powinien odpowiadać również na jego pytania.
-
To co słyszaleś. Dziś przed południem Hana zginęła w lochach ratusza z rąk niebieskoskórej. -powtórzył łysy mężczyzna w garniturze.
-
Czy każdy z naszych towarzyszy dostał jakiegoś “bliskiego”? - zapytał zaciekawiony sytuacją, która dotyczyła pozostałych towarzyszy. Najwyraźniej śmierć Hany nie była dla niego zbyt wielką stratą.
-
Bliskiego? -wyraźnie nie zrozumiał pojmany przeciwnik.
-
Kogoś, kto ma zatroszczyć się o nasze niepowodzenie. - uzupełnił.
-
Jeżeli chodzi oto, byliśmy jedyną grupą wyznaczona do porwań. Wy byliście najłatwiejsi do zlokalizowania. -stwierdził mężczyzna z butlą na plecach.
- Przecież Błękitka by nigdy czegoś takiego nie zrobiła! - zaprotestował neispodziewanie pirat. -
Myślałem że ta smarkula sama odejdzie po tym jak przekona się na własne oczy że walka i śmierć to nie przelewki. Ale dlaczego Błętkitka miałaby zrobić coś takiego?
-
Tego nie wiemy, wiadomo jednak że tylko one dwie były w lochach, a Shiba wyszła z ciałem Hany na rękach. Niektórzy mówili, że doszło do sporu między nimi. -wyrecytował mężczyzna, zaś na jego twarzy nie było widać żadnych emocji, trudno więc było określić czy kłamie, czy też mówi prawdę.
-
Zapewne nie zdradzisz nam kto cię najął? - strażnik zapytał.
-
O ile zagwarantujesz mi że będę żyć, zdradzę. -odparł o dziwo najemnika.
W odpowiedzi szkarłatny kat, który krył się pod perłowym kolorem stali, zniknął.
-
Mój stary przyjaciel, mag imieniem Baltazar, który chciał zemścić się na Hanie i niejakim Johnie. -odparł łysy człek i przysiadł oparty o butlę przytroczona do pleców. -
Aktualnie przebywa w tym mieście w zajeździe o nazwie “Pod zardzewiałą śrubką”.
-
Jeśli powiesz jeszcze jak wygląda, jesteś wolny. - blondyn zaproponował. -
Całkowicie wolny. - dodał po chwili z uśmiechem na ustach.
-
Starszy mężczyzna, łysiejący, zawsze wsparty na zdobnej drewnianej lasce oraz z sześciookim krukiem przebywającym w pobliżu. -wymienił najważniejsze informacje łysy elegant
-
Dziękuję. - strażnik równowagi uśmiechnął się do wolnego już dżentelmena. -
Gort, co z twoim? - zapytał, jakby liczył, że łysy mężczyzna zaopiekuje się towarzyszem.
- Nie wierzę mu - stwierdził po dłuższym namyśle Czarnoskóry, mówiąc o Shibie i Hanie. -
Sam zapytam o to Błękitkę jak tylko znowu się spotkamy. A na razie zostawiam go tobie, Blondas.
Po tych słowach murzyn opuścił dwóch rozmówców i przeszedł z powrotem do zawalonego budynku, by porozmawiać ze swym niedawnym oponentem.
- Hej, co tam u ciebie? - zadał pytanie z uśmiechem odsłaniajacym dziurę po wybitym przez Khaliego zębie. -
Wiesz, podoba mi się twój styl. Co powiesz na to żeby do nas dołączyć? Jeśli się zgodzisz to powiemy strażnikom że przez pomyłkę wmieszałeś się w walkę pomiędzy nami, a porywaczami.
Łysy mężczyzna pospiesznym krokiem odszedł od swych oprawców, znikając po chwili za zakrętem. Khali natomiast spojrzał na stojącego nad nim murzyna i z uśmiechem odparł.
-
Jakoś leci, nienajwygodniejsze miejsce na drzemkę. -zaśmiał się poczym wysłuchawszy propozycji Gorta odparł.-
W sumie czemu nie! Tylko nie za bardzo wiem co z was za grupka, nie mówiono mi wiele. -odparł ze śmiechem wojownik ze wschodu po czym dodał. -
Ale towarzyszyć będę mógł wam tylko do momentu gdy nie spełnię swego własnego celu.
Faust zaś, pozbawiając się przeciwnika, oraz rozmówcy, w sposób tak miły, że aż dziwny dla otoczenia, wręcz podobny do Gortowego “dołącz do nas”, nie mógł się oprzeć poznaniu przeciwnika czarnoskórego.
-
Witam na pokładzie. - bardziej stwierdził, niż pochwalił nieznajomego. -
Miło wiedzieć, że zapewniłeś rozrywkę piratowi - dodał po chwili, już nieco bardziej rozbawiony.
-
Shiba twierdzi, że powinniśmy skończyć ze zbaczaniem z drogi do celu - poinformował czarnoskórego “nakama”.
- No to witaj w załodze! - zawołał uradowany murzyn, po czym zajął się przetransportowaniem Calamitiego w pobliże zawalonego budynku, gdzie posadził go opierając o resztki jednej ze ścian, a następnie sam usiadł obok po turecku z założonymi rękami. -
Więc tera musimy tylko poczekać na tych tam strażników. Normalnie rzuciłbym każdemu z nich wiązanką, a potem przywalił w mordę, ale jak tylko ludzie usłyszą wieści o naszej tutejszej burdzie to może Błękitka i reszta tutaj przylezą. Więc lepiej ty zajmij się gadaniem z władzuchną, dobra? - zakończył Gort zwracając się z prośbą do Fausta, a po zaskakująco krótkiej chwili zapadł w drzemkę którą sygnalizował bąbelek wystający z nosa i głośne chrapanie które zwykle doprowadzało do szału co delikatniejszych członków drużyny, jednak jak do tej pory żaden z nich nie odważył się powiedzieć tego piratowi prosto w twarz.
-
Pozostaje więc czekać - powiedział blondyn, rozsiadając się przy Calamitym. W jego dłoniach szybko pojawiła się znana członkom drużyny ksiega, którą zawsze miał przy sobie, zaś przemknięcie o kilka stron dalej było wyzwaniem godnym Ateny.
-
A nie sądzicie że lepiej było by się ulotnić? -zapytał nowy nabytek drużyny. -
Mieszkam tu niedaleko... -dodał lekko niepewnym głosem, widać konfrontacja z władzą nie była mu mile widziana.
-
Zarówno Gort, jak i Calamity są w trakcie błogiego odpoczynku - Faust odpowiedział wynurzając swój wzrok z nad księgi tylko na kilka sekund, poświęcając je tym samym na baczną obserwację obecnych towarzyszy. -
Pierwszego wolę nie budzić, żadnego z nich nie uniosę - wytłumaczył po chwili, pozostając już duchem i ciałem w książce.
-
Jeśli straż zadziała tak, jak w przypadku kolejki, to zaraz zostaniemy odeskortowani do reszty drużyny - dodał na koniec.
Mnich westchnął i poniósł swój kapelusz z ziemi, po czym zasiadł obok Fausta, oddając się czemuś podobnemu do medytacji. Na straż długo nie było trzeba czekać, grupka uzbrojonych w długolufowe karabiny gwardzistów szybko zjawiła się na miejscu, od razu celując bronia w siedzących i nie raz drzemiących bohaterów. -
Co tu się wyrabia! -ryknął muskularny przedstawiciel prawa który w tym oddziale prawdopodobnie pełnił funkcje dowódcy.
-
Hmm? - blondyn zapytał wyrażeniem dźwiękonaśladowczym, unosząc swą twarz nieco poza książkę. -
Ahh. - poprawił się po chwili, by wstać. Chciał pokazać chociaż trochę respektu posiadaczowi tak smutnej pracy, jaką niewątpliwie było pilnowanie porządku.
-
Szaleniec zaatakował/ - odparł, podsycając ulubioną fobię okolicznych meiszkańców.
-
To niby gdzie on jest?! -huknął strażnik, widać należał do tych którzy twierdzą że krzyk jest o wiele bardziej istotny od długich i skomplikowanych zdań. -
Nikt Szalony by sie do miasta nie dostał! -dodał hardo
-
Cóż, nie żyje. - tym razem blondyn używał najprostszych możliwych słów, najwyraźniej nie było innej możliwości.
Nagle bąbelek wystający z nosa pirata pękł z trzaskiem, a ten otworzył oczy i z wolna podniósł się na równe nogi, po czym z grobową miną zbliżył się do strażnika i wyciągnął rękę by chwycić za lufę jego karabinu.
- Głośny jesteś - stwierdził głosem w którym dało się wyczuć nutkę tłumionego gniewu. -
Obudziłeś mnie, a ja nie lubię gdy ktoś mnie budzi. Może powiesz mi po prostu gdzie jest niebieskoskóra dziewczyna, a ja w zamian za to zostawię w spokoju ciebie i twoich ludzi?
Strażnik wypiął swoja wątła w porównaniu do Gorta pierś. -
Grozisz władzy Czarnuchu? - ryknął prosto w twarz pirata, a Faust powoli zdawał sobie sprawę, iż odsunięcie się od scen które mogą zaraz nastąpić jest naprawdę dobrym pomysłem. -
Nie pozwolę bezkarnie demolować mojego miasta, bandzie dziwaków. -dodał wściekle gwardzista, zaś jego malutki oddział powoli zaczął cofać się od swego przywódcy.
- Próbowałem być grzeczny - rzekł pirat do strażnika z rosnącym grymasem na twarzy. -
Widziałeś że próbowałem - rzucił jeszcze do Fausta jakby próbował się usprawiedliwić, po czym wyrwał strażnikowi z rąk karabin, chwycił go w dwie ręce i wkładając w to jedynie odrobinę ze swej ogromnej siły, zgiął jego lufę jakby to była plastikowa zabawka, a następnie upuścił broń pod nogi krzykacza, odsunął jedną nogę do tyłu dla lepszego balansu i ze świstem powietrza wymierzył mu solidny podbródkowy.
- A może któryś z was widział tą dziewczynę? - zapytał moment później resztę zgromadzonych strażników.
Zbici w ciasna grupę strażnicy poczęli szeptać między sobą, by w końcu jeden wypchnięty przed tłum z trudem tłumiąc strach zabrał głos. -
Mooożemy... ja...sprowaa...dziić doo... Raaa...tuuu..szaaa. - Tak lepiej - powiedział z zadowoleniem murzyn. -
No to powiedzcie jej że na nią czekamy. A w międzyczasie możecie tu przysłać więcej waszych ludzików. Chętnie zabawię się w kręgle!
Uśmiech na twarzy Gorta dał znać strażnikom że lepiej zrobią jeśli czym prędzej się ulotnią, zabierając ze sobą swojego dowódcę i zrobią to o co prosi straszliwy wielkolud.