Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2013, 21:38   #118
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Biała kamienica przy placu Vindicara, drugie piętro, wieczór”- gnom wspominał wypowiedź Seravine odprowadzając wzrokiem Sargasa. Każdy z nich właśnie udawał się na łowy. A Jean był trochę stremowany, co rzadko mu się zdarzało przy kobietach . Chyba, że te kobiety miały w ręku, nóż albo bicz... albo tasak, ale to inna historia.
-Raz kozie śmierć.- z tym niewesołym zawołaniem Le Courbeu ruszył do boju uzbrojony w butelkę najprzedniejszego miodu pitnego.

Budynek okazał się jednym z tych porządniejszych.
Na tyle porządnych że na stołu, w holu, tuż za drzwiami siedział młody odźwierny w mocno znoszonym surducie po starszym bracie i z przekrzywioną peruką na głowie.
Młodzian poderwał się od razu na nogi, zastępując drogę gnomowi.
-A ty dokąd... ?- zamarł, widząc że jednak nie ma do czynienia z jakimś włóczęgą lub szukającym schronienia leserem.- Przepraszam pana...
Szybko poprawił perukę na głowę, ukrywając pod nią strzechę żółtych włosów.
-Mogę wiedzieć do kogo się pan udaje, panie... ?- przerwał, wyczekująco patrząc na gościa. Oj nie znał się na swojej robocie.
-Dama czeka na mnie na drugim piętrze tego budynku.- stwierdził krótko Jean, przy okazji pokazując na flaszkę.- A damie nie wolno pozwolić czekać.
Chłopak wytrzeszczył oczy to na gnoma, to na trzymaną przez niego butelkę. Dopiero po dłuższej chwili odszukał język w gębie.
-D... Dama? A!- ułożył coś sobie w głowie, przez co jego wytrzeszcz powiększył się jeszcze bardziej.- Ale na drugim piętrze mieszka tylko panienka Le'Clerc...
Poczerwieniał i pobladł jednocześnie, bijąc się z własnymi myślami. Ciężkim wzrokiem spojrzał na Jeana, jakby nie rozumiejąc co takiego ktoś tak niski jak on, może chcieć od "panny Le'Clerc".

Seravine miała fantazję przy wymyślaniu sobie aliasów.

-No właśnie. -stwierdził z niewzruszoną pewnością w głosie gnom.- Ta panna Le'Clerc. Poręczono mi doręczyć do rąk własnych młodej damie tą przesyłkę.
Po czym powtórzył .- Do rąk wła snych.- akcentując każdą sylabę, żeby zaznaczyć że nie odda butelki portierowi.
-Ta... Tak, proszę pana. Jak pan mówił, drugie piętro. Chyba nie muszę prowadzić...- odźwierny cofnął się o krok, po raz kolejny poprawił perukę.- D... Drugie piętro...
Schody prowadzące na górę były szerokie, wykonane z dębowego drewna i wyściełane puchowym dywanem, by nawet chodząc po korytarzu, gości nie czynili zbyt dużego hałasu.
Czyli jedna z tych kamienic, lub też stancji, gdzie ceniono dyskrecję.

Kiedy Jean dotarł w końcu na drugie piętro, owionął go zapach kadzideł i płatów róż, dochodzący zza białych, rzeźbionych drzwi.
Jaen nie wychodząc z roli zapukał do drzwi i rzekł.-Panno Le'Clerc, przesyłka do pani.
-Wejść!

Głos który rozległ się po drugiej stronie drzwi na pewno należał do Serafine.
Kiedy Jean ostrożnie nacisnął klamkę i wszedł do gustownego holu oświetlonego wątłym blaskiem ledwie kilku świec od razu poczuł odpowiedni... nastrój.
Z holu wychodziła trójka drzwi, z czego jedne, podwójne, były uchylone i bił zza nich blask ognia, najpewniej rozpalonego kominka.
Za nimi rozległ się też głos Serafine.
-Tutaj jestem, panie posłańcu.- wyraźnie bawiła ją ta cała szopka.

Gnom zamknął za sobą drzwi i aby ostudzić zapał odźwiernego zawiesił na klamce kapelusz zasłaniając dziurkę od klucza po czym ruszył w kierunku podwójnych drzwi niosąc w dłoniach ów przedni trunek i mówiąc.- Miód pitny sycony najlepszymi zbiorami jesiennymi, zdobyty w ogniu... walki, swego rodzaju.
Seravine uśmiechnęła się leciutko na widok swojego gościa, siedząc na kanapie o nogach w kształcie lwich łap, przy ozdobnym stoiku z giętej stali. Jej uśmiech pogłębił się na widok buńczucznego zadowolenia ze strony Jeana.
-A któż to zaszczycił mnie tak zacnym prezentem, panie posłańcu?- zaakcentowała ostatnie słowo, poprawiając kurteczkę z czerwonego jedwabiu narzuconą na biała koszulę. Widoczne pod koronkową spódnicą stópki miała gołe, obleczone w czarne pończochy.

Gdzieś za oknem rozległa się kocia muzyka, która w nagły sposób ujęła tej scenie romantyzmu i powabu.
-Pewien znakomity potomek rodu Le Courbeu, ten którego rodzina zwie czarną owcą... a reszta gnomiej społeczności zakałą rodu. Ale...- rzekł Jean z ironicznym uśmiechem.-... przynajmniej się wyróżnia na tle braci, panno Le'Clerc. Niestety także jako wielkie zagrożenie cnoty niewieściej.

-Och, przestań mnie tak nazywać.- dziewczyna przewróciła oczami i zaprosiła Jeana na miejsce obok siebie, klepiąc je dłonią.- Dla ciebie i wszystkich których lubię, a osoby takie można policzyć na jednej dłoni, jestem Seravine...
Mówiąc to, sięgnęła pod stolik i ze zgrabnie ukrytej szufladki wyjęła dwa kieliszki.
-Ech, szkoda że nie wiedziałam że też przyniesiesz alkohol... Też mam coś od czego szumi w głowie.- rzuciła okiem na stojącą na szafce obok kominka butelkę. Tą samą, którą sprytnie wyniosła z degustacji win.- Nawet nie wiesz jak wielu ludzi i nie ludzi miało na to chrapkę...
Po sekundzie znów spojrzała na swojego gościa.
-A gdzie twój uroczy kompan, Kocie?
-Łowi swoją kotkę zapewne. Też ma powodzenie i długi ogonek.
- odparł żartobliwie Jean stawiając butelkę miodu, obok wina które Seravine wykradła. Po czym wziąwszy jej zdobycz, otworzył je i nalał owego trunku do kieliszków.-Pewnie cię zdziwię ale wiem. Kilku zapewne złodziei chciało wykraść, kilku innych pilnowało. A ty... ograłaś ich wszystkich w ich własną grę. Talent godny pozazdroszczenia. I z tego co zauważyłem wtedy... nóżki też.
-Jean...- dziewczyna znów przewróciła oczami, ale tym razem zniecierpliwienie było przerysowaną grą aktorską.- Tylko nóżki i nóżki... Prawda, że do nich ci często najbliżej, ale wiem już że twoje talenty sięgają wyżej niż obszar moich kolan.
Zaśmiała się perliście, przyjmują kielich pełen złocistego trunku.

Elfickie wino zaprawdę było trunkiem godnym swej roli, jaką odegrało w złodziejskim egzaminie. Jean próbował w swoim życiu wiele różnych trunków ale nigdy nie kosztował wina o bukiecie tak bogatym i kwiecistym, że samo zamoczenie w nim ust wydawało się przenosić pijącego na kwiecistą łąkę skąpaną w promieniach południowego słońca.
Złodziejka westchnęła, po upiciu małego łyka i spojrzała rozmarzona na płomienie hulające w kominku.
-O bogowie...- wyszeptała głosem tak zmysłowym, że na karku Jeana podniosły się włoski a na dłoniach pojawiła się gęsia skórka.

Po kilkunastu sekundach odetchnęła i spojrzała na swojego gościa.

-Widzę że wybaczyłeś mi mój mały podstęp na bankiecie do panny de Periguex...- uśmiechnęła się zalotnie.- Cieszy mnie to. Ale zwykle mężczyźni przy drugim spotkaniu ze mną, mają mnóstwo pytań. A to już nasza trzecia schadzka, a ty jeszcze nie wylałeś z siebie potoku domysłów i teorii na mój temat... Interesujące.
Znów umoczyła usta w trunku i westchnęła.
-Akurat w sytuacji w której spotkaliśmy się po raz drugi. Nie było okazji, by... skupić uwagi na czymś innym niż nogi właśnie. Ale wiem, że i inne partie ciała masz interesujące.- odparł z ironicznym uśmieszkiem szpieg. Wzruszył ramionami dodając.- Pytań mam wiele moja droga Seravine, aczkolwiek... jaką mam gwarancję że odpowiedzi będą szczere. Kobiety lubią być odziane w tajemnice, czyż nie?
-To prawda w przypadku nudnych szlachcianek które w perspektywie na życie mają tylko romanse i rodzenie kolejnych synów.-
Seravine pokręciła głową.- Ale kiedy ktoś musi cały czas żyć w kłamstwie, tajemnicy i sekrecie w końcu zaczyna być to męczące. A po swoich związkach przekonałam się że nawet inny złodziej niekoniecznie zrozumie osobę taka jak ja, a dodatkowo grozi to możliwością zdrady na tle zawodowym...

Założyła nogę na nogę, bawiąc się błądzącymi oczami Jeana.

-Ty zaś, panie le Courbeu, nie jesteś złodziejem. Co więcej, zakładam że jesteś kimś więcej, ale moje domysły zostaną ze sobą.- znów zamoczyła usta w winie.- Ale wracając do myśli głównej... Nie jesteś złodziejem, ale rozumiesz jak funkcjonuje świat ludzi takich jak ja i sam w nim funkcjonujesz... Do tego cię lubię. Więc reasumując, możesz liczyć na odpowiedzi tak szczere, jak tylko się da, o ile pytania nie wejdą na tematy mogące czymś grozić tobie lub mi.
-Złodziejem rzeczywiście nie jestem, aczkolwiek Jaccopo mnie przyucza do zawodu.- rzekł żartobliwie gnom. Napił się nieco wina dodając.- Po prostu jako kolejny Le Courbeu nie bardzo nadawałem się na kolejnego królewskiego wytwórcę fajerwerków.
Spojrzał na dziewczynę i spytał.- To pozwolisz, że spytam cię o dzieciństwo, jeśli to... nie jest bolesny dla ciebie temat? I z jakiej części A’loues się wywodzisz?
-Zaskoczę cię, ale to co powiedziałam ci na początku było prawdą.
- Seravine uśmiechnęła się lekko.- Urodziłam się na obszarze Centralnych Rozlewisk, niedaleko Frontiere. I faktycznie, mój ojciec był tam jednym z pomniejszych szlachciców...

Zaśmiała się cicho. -Chociaż określenie "pomniejszy" jest tutaj dość delikatne. Mieliśmy zapuszczony dwór i kulawego sługę, Horacego, który służył nam z przyzwyczajenia i wierności niż dla pieniędzy. Z resztą mieszkał z nami, więc... Ech, tak czy inaczej, tatko był zbyt dumny by pracować, ale też zbyt uparty by sprzedać ziemie i opuścić dom. Więc najmował szpadę komu się dało i w końcu stało się. Pewnego dnia przywieźli go na wozie, a dokładniej to co z niego zostało po ciosie mieczem dwuręcznym.

Westchnęła i opróżniła kieliszek go.-Kochałam go ale był głupcem. Spodziewałam się kiedyś że jego szlachectwo i upór sprawią że w bitwie zrobi coś głupiego.- bezradnie wzruszyła ramionami.- Ja zaś uparta nie byłam. Sprzedałam ziemię, Horacemu wykupiłam dożywotnie miejsce w pensjonacie w Verriere a resztę spadku wzięłam ze sobą i ruszyłam w świat.
Odetchnęła cicho i uśmiechnęła się promiennie.-Dostatecznie szczegółowo odpowiedziałam na twoje pytanie, Jean?
-I barwnie, a czyż rozmach nie liczy się w opowieści ? Przy twojej... mojej dzieje wyglądają jak bunt młodego paniczyka.- rzekł żartobliwie Jean Battiste.- A jak zostałaś tak dobrą złodziejką ? Bo dzisiaj dałaś prztyczka w nos całej gildii.
Napełnił oba kielichy.- A właśnie, jak mogłem popełnić taki faux pas?
Po czym podał jeden Seravine i stuknął swoim o jej kieliszek, wołając głośno.- Za twój sukces madame, oby był pierwszym z wielu w tym mieście.
-Nie pierwszym, ani nie ostatnim, Jean. Dziękuję.- dziewczyna przyjęła toast i wypiła go.- A co do mojego złodziejstwa... Cóż, tata tego nie pochwalał, ale ja zawsze potrafiłam kręcić, migać i kabacić, jak on to mówił. Jeszcze przed jego śmiercią zdobywałam pieniądze w Frontiere naciągając głupich paniczyków na drogie prezenty, albo grając w karty lub w kości. Nazywali mnie tam Diablicą, nie wiem czemu.

Z niewinną minką umoczyła usta w winie.

-A kiedy tata zmarł... Cóż, nie musiałam martwić się że popsuję mu opinię rodu, która dla niego była wszystkim. Więc straciłam resztki hamulców, i zamiast kręcić na małą skalę, zaczęłam robić to w sposób możliwe profesjonalny. Już za młodu miałam znajomości w Frontierskim półświatku. Z nie jednym złodziejem grałam w kości.- przerwała, by wytrzeć mokre od wina usta w jedwabną chustkę.- Więc kiedy poprosiłam, przyjęli mnie. A miałam talent więc chyba dalszej części się domyślasz... A ty? Jak trafiłeś w takie otoczenie? Bo sam mówiłeś, że młodość miałeś nudną.
-Ale ambicje za to duże. Za duże jak na ten wzrost. Chciałem być jednym z Gwardzistów Pistoletowych. Ubierać się w te kolorowe mundury, walczyć w pojedynkach. Jechać na koniu i łapać róże zrzucane z okiem przez śliczne mieszczanki. Takie tam...- zaśmiał się Jean wspominając własną przeszłość.- Niestety, w przeciwieństwie do ciebie... mój talent do szermierki jest jedynie przeciętny co potwierdziło szereg nauczycieli. I niestety gwardzistą nie zostałem.
Napił się wina dodając.- Z czasem jednak okazało się, że płynie we mnie dziedzictwo mego dziadka. Cokolwiek to znaczy...
Uśmiechnął się dodając.- Niewiele jednak mogę na temat mego zacnego przodka powiedzieć, bo gdy pytam o niego rodziców to... ci od razu nabierają wody w usta.
-Co, dziadzio uwodził szlachcianki z dobrych domów i zostawił po sobie furę bękartów?-
Seravine obnażyła ząbki w niejednoznacznym uśmiechu.
-Nie o takim talencie mówimy.- zaśmiał się gnom, po czym musnął dumnie kciukiem swój wąs.- Chociaż kto wie... Może i o takim. Dziadek był zakałą rodu, na tyle poważną że nie znalazłem, żadnej poważnej wzmianki na temat Rogera Le Courbeu. Bo tak miał dziadunio na imię.
Po czym przesunął spojrzeniem po Seravine dodając.- A teraz inne ważne pytanie. Jakież to rozrywki preferujesz na co dzień. Bo nocne, raczej spróbuję wybadać metodą prób... i błędów.
-Oj, zasmucę cię. Lubię chamskie rozrywki. Rzucanie nożami do celu w parszywych karczmach, karty, kości... Czasami podszyję się pod kogoś i pójdę pojeździć konno, albo dołączę się do jakiegoś polowania. No i wyczynowe złodziejstwo.-
pochyliła się do Jeana.- Uwielbiam te emocje związane z moimi występkami...

Wyprostowała się po chwili.

-Ale bez przesady.- puściła gnomowi oczko.
-Niewątpliwie jesteś aktorką o talencie godnym podziwu.- rzekł uśmiechając się gnom.
- Już ja widziałam, na czym się twój podziw... skupił.- eks-arystokratka nachyliła się w jego kierunku, tak że oblicze gnoma znalazło się na wysokości biustu kobiety. Rozpięta koszula odsłaniała nieco ściśnięty czerwoną kurteczką biust. Niewątpliwie celowo. Choć strój złodziejki wydawał się być nieco artystycznie niechlujny, to agent ich królewskich mości mógłby się założyć, że Seravine przemyślała dokładnie dobór ciuszków...
Mógłby, gdyby nie gapił się niczym zahipnotyzowany w dekolt kobiety.
Nawet nie zauważył, jak jego kapelusz wylądował na jej głowie. A pas który opinał jego talię upadł na podłogę.
-Mężczyźni... tak łatwo was omotać.- zachichotała Seravine.
-Bynajmniej... to działa w obie strony, madame.- odparł ironicznie Jean obejmując dłonią stopę dziewczyny i muskając i ugniatając palcami. I wydobywając z jej ust przyjemne mruknięcie.- To zagranie poniżej pasa Jean... poniżej... pasa.


Po chwili kobieta rozsiadła się wygodniej na kanapie mówiąc.- Więc i ja tak zagram...
Uśmiechając się zawadiacko spod kapelusza Jeana, rozpięła kubraczek koszulę, odsłaniając jej poły... i fakt że poza tymi częściami garderoby jakie gnom już widział Seravine nie miała żadnych innych.
Czasami mniej, znaczy lepiej.
Sięgnęła po kieliszek z winem i dodała.- A teraz panie posłańcu... stań na wysokości... zadania. Od stóp do głów... bez użycia rąk.



A nogi jak już się Jean zdołał przekonać, dziewczyna miała zgrabne i prowadziły do... uroczego zakątka skrytego w czarnym, acz równie przyciętym gąszczu. Gnomowi pozostało więc podążyć tym szlakiem, od stóp kierując się przez łydki, ku udom...aż docierając ustami do owego miejsca, ku uciesze Seravine oznajmianej westchnięciami i okazjonalnymi jękami. Piła wino drobnymi łyczkami, acz ręka jej drżała.
Wypięła dumnie piersi, błyszczące lekko od potu w świetle księżyca i nachyliła kielich. Szkarłatna struga niczym krew opryskała jej biust, po czym spłynęła w kierunku sprężystego brzucha w dół. Wprost naprzeciw ust czarownika podążającego w przeciwnym kierunku. I zlizującego zimny trunek z ciepłej skóry Seravine. A potem... było coraz gorącej, intensywniej. Oboje wszak pasowali do siebie zarówno temperamentem jak i upodobaniami oraz co najważniejsze... fantazją.
Rozpoczęła się upojna noc.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline