Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2013, 05:40   #29
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację








Zanurzając się w Mrocznej Puszczy po zachodniej stronie Zaklętego Strumienia, karawana na Ścieżce Elfów, była zdana już tylko na siebie. O ile od momentu wkroczenia do lasu tych kilka dni wcześniej, można było zapomnieć o jeździe w siodle, to teraz okazało się, że i prowadzenie koni przysparza więcej trudu, gdyż dalijskie rumaki, większe w kłębach od kuców Baldora, często musiały iść z pochylona głową, aby nie być smaganym przez zakrzywione niczym szpony gałęzie.

Kiedy Rathar obejrzał się, zobaczył w oddali gęstego tunelu drzew jako jasne okno wejścia na szlak, które zostawili za sobą na brzegu rzeki. Po obu stronach ścieżki pięły się drzewa i zwisające z nich, niczym strzępy łachmanów na ciele żebraka, połacie liści, mchów, tych żywych i tych obumarłych roślin; gałęzie o wyglądzie pokrytych kurzem a w rzeczywistości tylko ciemnym grzybem. Słońce już prawie nie przebijało się przez szczelnie zarośnięte sklepienie lasu i dopiero po pewnym czasie ich oczy przyzwyczaiły się do wiszącego w lesie mroku, a tyle, aby widzieć przed sobą szlak. Dookoła las był milczący, w sensie, że nie było słychać szumu liści, śpiewu ptaków. Trzaskające pod stropami wędrowców gałązki i liście sprawiały tyle hałasu, że mieli wrażenie, że milczące drzewa w końcu nie wytrzymają tego zakłócania grobowej ciszy i zirytowane obrócą przeciwko nim swe potężne, zakrzywione ramiona konarów. Po obu stronach wijącej się licznym i zakrętami i łukami ścieżki, pełnej wystających korzeni, powalonych gałęzi i pni, las im głębiej na zachód, tym gęściej oblepiony był pajęczynami. Ich nici były grube niczym liny. Inne niewiele mniejsze. Oplatały okolicę przeskakując z drzewa na drzewo, zwisając z gałęzi wzdłuż drogi. Lecz żadna z pajęczych pułapek nie przecinała Leśnej Ścieżki. Czyżby magia elfów chroniła w ten sposób tej niebezpiecznej drogi?

Optymizm Rathara co do polowania w tym lesie był niski. Kilkakrotnie dostrzegł czyhające na konarach wzdłuż traktu, czarne jak noc wiewiórki. Któż jednak chciałby posilać się ich mięsem? Okazało się, że niepodzielnymi włodarzami tych terenów łowieckich były pająki. Zgodnie ze słowami elfa schodzenie ze szlaku nie byłby mądrym rozwiązaniem, tym bardziej w celu polowania. W Mrocznej Puszczy a zwłaszcza w tym rejonie, gdzie pajęcze sieci przykrywały drzewa i krzewy jak prześcieradła meble w opuszczonym domu, z myśliwego łatwo było stać się zwierzyną. Zdawało u się widzieć złapane w sieć, oplątane w kokony ofiary o kształcie pająków, co poznał po zwisających bezwładnie pojedynczych odnóżach. Pełno było małych kokonów, które sugerowały wiewiórki lub ptaki, choć jeśli o ptakach była mowa, to nie sposób było sobie wyobrazić innych jak nietoperze mieszkańców tego lasu. Na szczęście mieli całkiem niezłe zapasy na drogę. Prowiant kupca i elfia wyprawka Lindara, jak wszystko pójdzie dobrze, to wystarczą. Nie żeby Wszędobylski od razu panicznie się bał na myśl o polowaniu w takich warunkach. Po prostu nie był głupi.

Pszczelarz wyprzedzał na szlaku kompanów znacznie. Czasami musiał usuwać przeszkody, gdy zwalone pnie blokowały przejście. O ile ludzi prześlizgną się pod nimi lub zwyczajnie przeskoczą wdrapując się przez nie, to insza sprawa była ze zwierzętami. Słyszał dobiegające z obu stron traktu pomruki i dziwne odgłosy mieszkańców tego przeklętego lasu. Brudny dywan liści między drzewami musiał być schronieniem wielu mało sympatycznych zwierząt i niespecjalnie Iwgarowi spiesznie było do obcowania z nimi. Pszczelarz od zawsze był wytrzymały w podróży. Nigdy nie męczył się tak szybko jak inni i co jednemu było trudem, mu przychodziło łatwiej. Jednak i on, choć magia elfów musiała zatrzymywać efekt wlewającego w serce czerń, odbierającego nadzieję, niosącego zwątpienie i beznadzieję Cienia, odczucia, które pamiętał aż nadto dobrze doświadczywszy ich nie jeden raz w Mrocznej Puszczy, to czuł jak jego siły opadają znacznie szybciej niźli tego by sobie życzył i spodziewał. Zaduch jaki panował zawieszony w lesie, niczym w zatęchłym grobowcu, sprawiał, że ciężko się oddychało. Brak cyrkulacji świeżego powietrza, jakiekolwiek zresztą, dawał się we znaki. Absolutny brak wiatru i jakby zatrzymany w czasie i przestrzeni oddech lasu potęgował wrażenie wszechogarniającej śmierci. Zaprzeczenia życia. Podziemnego cmentarzyska, jakby Ścieżka Elfów prowadziła ich przez starożytny kurhan martwego lasu.









Po tygodniu wędrówki w tym warunkach wszyscy, łącznie ze zwierzętami, tęsknili za słonecznymi promieniami i świeżym powietrzem. Kiedy padało, strugi ulewy ściekały z koron drzew niosąc ze sobą martwe liście i insekty i bardziej przypominały brudne pomyje niż ożywczy, życiodajny deszcz. Nawet konie, z pewnością spragnione, niechętnie chłeptały kałuże w zagłębieniach między korzeniami na trakcie. Fanny i Mikkel otrzymali od elfów kilka bukłaków niesamowitego napoju, który po spożyciu dodawał wigoru i wspaniale gasił pragnienie. Syn Thoralda wypatrywał zagrożeń czując się chyba troszkę bardziej odpowiedzialnym za karawanę niż reszta ochroniarzy i nie tylko z obowiązku pracy. Nie tylko o towary i życie pracodawcy wszak się lękał ale i rodziny, bo czy chciał czy nie chciał, nie był już dzięki woli ojca kawalerem lecz rycerzem zamężnym.

O dziwo najlepiej z trudem podróży poradził sobie Rathar. Być może jeszcze zmęczenie jeszcze miało go dogonić na szlaku, lecz póki co trzymał się tak dobrze, jakby ledwie wczoraj opuścili Pałac Elfów lub wędrówka przez tak trudne okoliczności przyrody i cienia jeszcze niewystarczająco wystawiły jego górska kondycję do testu. Reszta odczuwała zmęczenie po ćwierci przebytej drogi. Przed nimi było jeszcze sto dwadzieścia mil Mrocznej Puszczy. Trzy tygodnie na szlaku. Najbardziej droga dała się we znaki Mikkelowi, choć nie chciał tego okazywać innym a zwłaszcza nie martwić żony. Ona również zaczynała czuć skumulowany ciężar wyprawy, to zdawała się radzić sobie z nim lepiej od męża. Pszczelarz, wystawiony na trudne zadanie samotnego przemierzania szlaku, śpiąc krócej i mając więcej roboty na szlaku, mimo zahartowanego ciała, podejrzewał, że cała ta wyprawa i jemu da się we znaki. Już zaczynał czuć je po kościach. Po drugiej stronie, za Bramą Lasu, czuł, że wszyscy spędza co najmniej kilka dni na regeneracji sił w jednym miejscu, do której najbardziej nadawałby się Północna Karczma prowadzona przez hobbitów na krawędzi lasu, przy północnym szlaku.

Fanny, tak samo jak reszta panów, no może z wyjątkiem Ratahra, który na razie i póki co na szczęście, polować nie musiał, radziła sobie w swych obowiązkach. Na dodatek, tylko ona z całej grupy zdawała się mieć nieprzejednane pokłady nadziei, której cień nie był w stanie spenetrować choćby cieniem cienia. Postoje zarządzała kiedy uważała to za słuszne, zgodnie z podpowiedziami Iwgara wybierała miejsce na noclegi lub decydowała inaczej. Siódmego dnia podróży karawana wyszła na polanę. Całkiem sporą, taka, na której widać było niebo, świeższe powietrze orzeźwiło wszystkich a na skaju polany płynął błyszczący strumień czystej wody. Na środku wolnej od drzew, okrągłej połaci lasu o promieniu co najmniej stu kroków siedział Pszczelarz czekając na resztę. A trawa była zielona. Na niebie widać było czerwoną łunę zachodu i wszystko wskazywało na to, że tylko leśny człowiek skorzystał z łaknących oczu błękitu nieba, a może i nawet ciepłych słonecznych promieni. Wychodząc z lasu i widząc tak nieoczekiwana zmianę krajobrazu, Belgo nie wytrzymał i z rozpostartymi rękoma niczym wolny ptak, biegł, mimo zmęczenia, z radością i entuzjazmem. Bursztyn przyłączył się do niego wesoło poszczekując, gdy w zwinnych susach mknął po sięgającej ludziom do kolan trawie. To było dobre miejsce na odpoczynek. Rozbicie obozu, rozstawienie namiotów i rozpalenie ogniska zajęło im wcale długo. Nie wiadomo jakby to się skończyło, bo Baldor z początku nie chciał słyszeć o nocowaniu w tym miejscu. Uparł się, że zbyt pięknie to wszystko wygląda, lecz dopiero zapewnienie Pszczelarza, że istnienie polanki dziełem elfich drwali i ze pewnie służyła w przeszłości jako jedno z podniebnych miejsc hucznego świętowania i biesiad, nieco ostudziła strach i podejrzliwość przytłoczonego podróżą kupca. Ostatecznie Belgo, co rzucił się w objęcia trawy i leżąc z rozpostartymi rękoma, że jest skonany i że nigdzie dalej się nie rusza, nakłonił w ten sposób ojca, który najwyraźniej serca nie miał sprzeciwiać się dziecku.

Nareszcie można było rozpalić ogień, zjeść ciepły posiłek. Ćmy i nietoperze o dziwo trzymały się z dala od polany. Czyżby była to resztka elfich zaklęć, z dawnych czasów, gdy nieśmiertelni nie wiedzieli jeszcze czym stanie się ich Wielkie Zielony Las lecz i wtedy nie lubili insektów garnących się do ognia i ich szlachetnej krwi? Dosyć, że miejsce było wolne od nietoperzy, ciem i innych latających nieprzyjemności, przed którymi przestrzegał wszystkich Pszczelarz.










Druga warta przypadła na Rathara. Siedział przy ognisku zapatrzony w ogień. Las był zwykle cichy a noc czarna, że nie było widać wysuniętej przed nosem ręki. Tym razem księżyc był w pełni i jego skąpy blask, przynajmniej na polanie, pomagał odróżniać czerń lasu, od wysokiej trawy. Odchodzenie od ognia niewiele jednak dawało z punktu widzenia służby wartowniczej. Czuwający nie spał po to, żeby mógł obudzić resztę o wchodzącym na polanę lub krąg ognia niebezpieczeństwie. Do tej pory jednak nie mieli jeszcze okazji zetknąć się z żadnym z nich. Albo rada elfa była proroctwem, kluczem do sukcesu lub po prostu szczęściem połączonym z magią strzegącą Ścieżki.

Baldor przebudził się i usiadł przy Beorningu. Kupiec od kilkunastu minut rzucał się we śnie i Wszędobylski wiedział, że starego musiały dręczyć koszmary. Ojciec Belgo faktycznie, na wpół chyba jeszcze śpiąc, ponarzekał na złe sny i ściśniętym w gardle. Potem wstał od ognia i jak to stwierdził „poszedł tam gdzie i Król Bard chadza piechotą”.

Wrócił wkrótce potem. A dokładniej przybiegł. Rathar odruchowo wstał. Dźwięki jakie wydawał z siebie kupiec wyrwały też ze snu Fanny i Belgo. Gdy wszedł w krąg ognia Belgo wyszedł mu naprzeciw, lecz ojciec zatrzymał się w pół kroku. W oczach starszego mężczyzny chłopiec nie znalazł rozpoznania i miłości lecz wręcz przeciwnie obcość i gniew.

- Kim jesteście? Gdzie jestem? Gdzie… Tam jest ogień pod Górą! Głupcy obudzili smoka! Muszę odnaleźć Hallę! Ja… Porwaliście mnie! Bandyci! Gdzie jest Belgo?!

Chłopiec ruszył w kierunku ojca nieśmiało. Gdyby ludzie mogli w ciemnościach nocy dostrzec oczy malca, widzieliby zbierające się w nich wielkie łzy. Teraz w swych przytulnych i cieplutkich posłaniach obudzili się już wszyscy. Mikkel wystawił głowę z rozsznurowanego namiotu.

Kupiec widząc zbliżającego chłopca jego ojciec z godnym pozazdroszczenia refleksem, jakby był młodszy o dobrych dziesięć lat, odwrócił się na pięcie i w linii prostej rzucił się do ucieczki szybko znikając w ciemnościach nocy.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 08-03-2013 o 01:47. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline