Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2013, 15:31   #22
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Najemnik okazał się dobrym towarzyszem na zakrapiany wieczór. Nie znał poezji, więc nie pieprzył o jakichś gwiazdach i sadzawkach, tylko po ludzku skomplementował Francescę, że ma tyłek jak marzenie. Nie był jakimś wyperfumowanym wymoczkiem, więc wyprowadził wampirzycę z pochłoniętej bójką karczmy rozprowadzając śmiało ciosy i kopnięcia na lewo i prawo. I z całą pewnością nie był impotentem, bowiem zaprowadził ją potem do swej dość skromnej kwatery, ale przez resztę wieczora nowym znajomym nie trzeba było więcej mebli niż łóżko.
Bruno... czy Brego? W każdym razie Lisek była przekonana, że jakoś na B, nie był piękny jak to opisują w balladach. Z usług balwierza nie korzystał chyba nigdy, brakowało mu parę zębów, a ciało miał przeorane bliznami. Był za to silny, nie można mu było odmówić kondycji, wiedział czego chciał, a gdy już z kochanków zeszły siły to nawet nie chrapał. Rudowłosą naprawdę korciło, by zagłębić w nim kły i spijać gotującą się krew, ale zdrowy rozsądek uparcie protestował. Miał w tym pewnie udział poranny kac i wciąż niewyparte wspomnienia. Poza tym pijąc dzień w dzień można się łatwo uzależnić, a stamtąd już krok do terroryzowania miasta i wiedźmińskiej nagonki. I pozostawał jeszcze ostatni powód. Bru...eee... najemnik mógł się najzwyczajniej w świecie przydać. Zbrojne ramię, w dodatku posiadające kumpli mogło okazać się w przyszłości pomocne. Nie warto więc było go wyrzucać w porcie jak Olsena.
Lisek doszła do siebie znacznie szybciej, niż leżący w łóżku mężczyzna. Ubrała się i zbierała do wyjścia, gdy ten przebudził się i sennym wzrokiem spojrzał na Francescę.
-Już wychodzisz? Jeszcze nie świta.
-Owszem, ale na mnie już czas – odparła krótko.
-Powiedz chociaż, gdzie mieszkasz. Znajdę cię jutro.
-O nie – zaprzeczyła de Riue stojąc w progu. -Jeśli będę chciała, to sama cię znajdę.


Normalne karczmy tak późno (albo tak wcześnie, zależnie od punktu widzenia) nie są otwarte, ale Starym Łukom do normalności trochę brakowało. Wykidajło nawet się specjalnie nie zdziwił, gdy Francesca weszła do środka. Ot, uśmiechnął się głupkowato, ale nie powiedział ani słowa. Chyba tylko on o tej porze nie spał, bo karczmarza nie było nigdzie widać. I dobrze i tak Francesca niczego od niego nie chciała. Weszła po schodach na piętro i skierowała się do swojego pokoju. Zaraz też otworzyła drzwi, weszła do środka... i poczuła jak rozbija jej się na głowie drewniana deska. A to przecież powinien być kołek. Wampiry zabija się kołkiem. Każdy idiota to wie.
-Żadna wywłoka nie będzie się kręcić przy Damazie- usłyszała Lisek, między kolejnymi uderzeniami bębnów orkiestry, która zaczęła grać w jej czaszce. Ale głos napastnika, czy raczej napastniczki był znajomy. Francesca już prawie zdążyła zapomnieć o blond piękności, a raczej krwiożerczej niebieskookiej, która właśnie okładała ją w furii.
-Przejrzałam cię ty ruda zakłamana ździro!- krzyczała, nie przestając ani na chwilę atakować. Na szczęście ludzie mają to do siebie, że się po jakimś czasie męczą. To właśnie wykorzystała obolała już wampirzyca. Zagryzła wargę i w jednej chwili wyrwała niefortunną deskę kobiecie. Furiatka jednak nie rezygnowała, kopnęła wampirzycę, chyba z przyzwyczajenia, w krocze, po czym zerwała się do ucieczki. Francesca zareagowała szybko i w desperackim skoku zdążyła chwycić ją za nogę. Blondowłosa runęła na podłogę z głośnym wrzaskiem. Szarpiąc się jak zwierzę próbowała oswobodzić się z silnego uścisku. Tymczasem wampirzyca zdążyła podnieść się na czworaka i ostentacyjnie walnęła napastniczce z pięści w twarz. Tymczasem w pomieszczeniu zjawił się rozbudzony wykidajło. Jednak ani myślał pomagać jakiejkolwiek ze stron. Dla niego widowisko było tak spektakularne, iż zakładając ręce na brzuchu oparł się o ścianę. Po czym przyglądał się całej zmaganinie z głupim uśmieszkiem. Po jego minie jednomyślnie można było orzec, że mu się to najnormalniej w świecie podoba.
Blondynka nie ustępowała, po kilku uderzeniach w twarz otrzeźwiała szybko, po czym ugryzła Liska w szyję i z rozmachem zrzuciła ją z siebie. Wampirzyca była tak zła, że miała ochotę złamać jej kark, nie chciała jednak robić tego przy świadkach. Z tego względu, kiedy Katherina rzuciła się od ucieczki, nie próbowała jej gonić. Westchnęła tylko wściekle, patrząc na wykidajła, który nie przestawał się głupkowato uśmiechać.
-Może chociaż byś mi pomógł? - zapytała powoli podnosząc się na równe nogi, jednak kiedy trochę zakłopotany mięśniak podszedł do niej, ta wrzasnęła na niego.
-Zostaw mnie, wyjdź stąd! - obolała Francesca położyła się na łóżku, na szczęście wszystkie jej stłuczenia szybko zniknęły. Bardziej jednak martwiła się tym, co blond furiatka zdążyła odkryć. Śledziła ją? Wie, że spotyka się z Tyss? A może widziała jak zabija tamtego skrybę? Póki co była pewna, że musi ją odnaleźć. Zamierzała udać się z tym do Damazy. Jeśli smarkula zdążyła już coś wypaplać, półelf już o tym bez wątpienia wie. Póki co, wolała poczekać do rana, wątpiła, żeby o tej porze zastała półelfa. Zresztą, musiała w końcu odpocząć i się zregenerować.

Parę godzin snu w teorii w pełni powinno wampirzycy wystarczyć, ale wstawanie w dzień zawsze było nieprzyjemne. Wbrew instynktom i wbrew naturze, ale co można było poradzić na tryb życia pomniejszych ras? Damazę po nocy trudno byłoby znaleźć, bo pewnie knuł wtedy coś z członkami gildii, albo próbował dobrać się do jakiegoś magazynu. A bladym świtem pewnie spał w swojej kryjówce, to i tam się rudowłosa udała. I zdziwiła się, kiedy dostrzegła półelfa w powoli gęstniejącym tłumie na Szarym Bazarze.Od razu ruszyła w jego stronę, bowiem obawiała się, że zaraz jej zniknie. Damaza póki co wydawał się jej nie zauważać, a może tylko tak grał? Snuł się od straganu do straganu i przyglądał się wyłożonym bochnom chleba, zielsku, tylko stragany rybne omijał łukiem. Słusznie zresztą, bo świeże ryby można było kupić tylko w porcie. Na Szarym Bazarze ryby odznaczały się już głównie smrodem. Francesca szła krok w krok za nim. Kiedy on przystawał porozmawiać chwilę z kupcem, ta zaraz potem poświęcała chwilę temu samemu miejscu. Była to pewna forma zaczepki z jej strony, nie mogła przecież od razu podbiec i dostać odpowiedź. Czekała na dogodne miejsce, które zapewne wskaże jej półelf. Tyle tylko, że ten jakby nigdy nic pochłonięty był zakupami. Zaopatrzył się w pół bochenka chleba, u bezzębnej staruszki wypił kubek zsiadłego mleka, a jeszcze u niziołka wybrał sobie dwie dorodne brukwie. I tak przygryzał sobie to warzywa, to chleb i skierował się do alejki prowadzącej do jego mieszkania. Trzymając dystans, Lisek kierowała się za nim. Od czasu do czasu przystawała i oglądała wystawione przedmioty, aż Damaza zniknął w zaułku. Zachowała teraz ostrożność, przypuszczała, że mężczyzna może ją zaskoczyć. Ona przechytrzona przez półelfa? Do tego nie mogła dopuścić. Ostrożnie i czujnie skręciła w ten sam zaułek. Damaza dochodził już do drzwi budynku, w którym pomieszkiwał. Dość zabawnie wyglądało to, jak próbował jednocześnie wyjąć swój klucz i nie upuścić całego swojego śniadania. Francesca już się niczym nie przejmując ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. Z dala od tłumu poczuła, że już nic jej nie przeszkadza. Wreszcie półelf, z pomocą łokci i jednego kolana, wyswobodził klucz i otworzył drzwi. Wszedł do środka nie przejmując się tym, by za sobą zamknąć. Wampirzyca błyskawicznie wsunęła się tuż za nim. Ona już pamiętała o drzwiach i zamknęła je z donośnym trzaskiem.
-Nie hałasuj tak, sąsiadów mi pobudzisz - zawołał z głębi korytarza Damaza. Nie odpowiedziała tylko dołączyła do niego, gdy ten męczył się teraz z zamkiem do pokoju. Ani myślała mu pomagać. Pokazując po sobie wielkie oburzenie, oparła się o ścianę w oczekiwaniu. Półelf spojrzał na nią, potem na wciąż niedojedzone śniadanie, po czym wgryzł się w ostatnią brukiew i uwalniając w ten chytry sposób jedną z dłoni, otworzył sobie drzwi do pokoju.
-Pahie phohem - zaprosił Francescę. Niczym piorun z małej spokojnej chmury, kobieta zerwała się w stronę otwartych drzwi. Nie siadała, odwróciła się tylko w jego stronę i utkwiła w nim wzrok. Ten zaś, jak gdyby nigdy nic, spokojnie odłożył swoje zakupy na stolik.
-Czy coś się stało?
-Mógłyś trzymać swoje psy na uwięzi - prawie, że wysyczała ze złości.
-Eee... słucham? - półelf zdawał się być zdziwiony.
-Wracam sobie wczoraj do mieszkania, a tu jak gdyby nigdy nic chcę mnie zabić jedna z twoich zabawek. Okładała mnie deską i jakby mogła ukręciłaby mi kark. Twoja Katherina powinna być trzymana w zamknięciu. To dzika bestia! - Kobieta złożyła ręcę i westchnęła głośno. Mężczyzna jednak na te słowa zareagował zupełnie nieodpowiednio. Zaczął się bowiem głośno i niekontrolowanie śmiać. Kiedy trochę się uspokoił, zdołał wykrztusić:
-Kat? Kat okładała cię deską?
-Tak to cię śmieszy tak? No oczywiście jakbyś mógł inaczej zareagować. Powiedz mi tylko gdzie ją znajdę, więcej niczego nie oczekuje - powiedziała twardo.
-Śmieszy mnie to tylko dlatego, że jest to zabawne. Możesz dokładniej opowiedzieć co się działo? Tarzałyście się po ziemi? Targałyście za włosy?
-Gdzie ją znajdę? Opowiem ci wszystko ze szczegółami, tylko odpowiedz mi na te pytanie - kobieta uśmiechnęła się paskudnie.
-Jasne, jasne. Mieszka w domku naprzeciwko Szczurołapa. To tutaj, w Czerwonej Dzielnicy. Po sąsiedzku z jakimiś niziołkami - wyjaśnił. -No, to opowiadaj teraz.
-Później ci opowiem - kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w swoją stronę.
-Hej, to nieuczciwe- usłyszała jeszcze za sobą niezadowolony okrzyk.
 
Zapatashura jest offline