Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2013, 21:33   #149
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ann nie była z siebie zadowolona. Gdyby pomyślała, mogłaby przewidzieć, że specjalista od nicowania ludzkich mózgów, będzie wiedział jak się przed takim działaniem zabezpieczyć. Oczywiście inni też mogli o tym pomyśleć, ale nie odpowiadała przecież za myślenie innych, a za swoje tak. Wyraźnie traciła czujność. Dobrze, że to był już koniec, bo mogłoby zrobić się niebezpiecznie. Zmęczenie, brak snu i zwiększony poziom adrenaliny, który przeżywała przez ostatnie kilka godzin, w końcu dawały o sobie znać.
Zmarnowała cenny czas na niewłaściwe pytanie.
Potrzebowała spokoju, odpoczynku i przynajmniej kilku godzin snu.

Ze spraw bieżących pozostało tylko pozbyć się sprzętu z domu Suareza. Skoro już zdecydowała się zaufać Remo, to jemu miała zamiar oddać magiczne dna.
- Muszę odpocząć. Nie jestem w stanie teraz logicznie myśleć. Remo podrzuć mnie do motelu Days Inn Bronx. Poza tym ktoś powinien tam być, gdy obudzi się dziewczyna z mety. Nie wiadomo w jakim będzie stanie. Po południu przywiozę fiolki Umbrelli. Poczekam na zewnątrz.

Wyszła z opuszczonego domu i ruszyła w kierunku samochodu hakera. O tej porze nawet na Bronxie ruch wydawał się wyjątkowo znikomy. Do wschodu słońca została ponad godzina, ale niewielu tubylców było jeszcze na nogach. Zwłaszcza w tej okolicy, pełnej według słów Felipy, pijaków i narkomanów, którzy przyjęli już odpowiednią nocną dawkę i teraz nurzali się w zapomnieniu.
Odetchnęła głęboko. Ona nie mogła sobie tak łatwo pozwolić na zapomnienie. Obraz krwawiących i skręcających się w bólu ciał, jeszcze przez jakiś czas będzie próbował przebić się do świadomości z pokładów pamięci, której nie można było wykasować. W takich chwilach przeklinała swoje umiejętności i ilość zapamiętywanych szczegółów.
Zimny poranny wiatr chłodził jej rozpaloną głowę pozwalając w końcu zebrać myśli.
Najpierw wybrała numer zagraniczny i w kilku słowach uspokoiła rodzinę, zapewniając, że mogą bez przeszkód wrócić z powrotem. Potem napisała wiadomość do Kennetha. Niezależnie czy posłuchał jej sugestii czy nie, była mu to winna.
Na koniec wysłała wiadomość ojcu: „Sprawa zakończona. Wracam dziś do domu.” Nie wiedziała co teraz robi, a wolała nie przerywać mu ewentualnego snu. Czasami był nad wyraz cenny.

***


Obudziła się słysząc gwałtowne poruszenie na sąsiednim łóżku. Obudzona dziewczyna siedziała na nim i rozglądała się wkoło przerażonymi oczami.
- Już wszystko dobrze. Jesteś bezpieczna – saperka odezwała się do niej cicho i spokojnie. - Jak masz na imię?
- Maddy, Madlen Rohe.
- Odpowiedziała niepewnie.
- Ja jestem Ann. Pamiętasz co ci się przytrafiło?
Niepewnie skinęła głową. Jej historia była taka podobna do wielu, które słyszy się w wiadomościach. Dziewczyna z prowincji przyjeżdża do dużego miasta by zdobyć sławę. Jeśli ma szczęście pracuje jako kelnerka w nocnych klubach, a jeśli ma parszywego pecha trafia na faceta pokroju Alexa Theleona. Obietnica świetnej pracy, albo fascynujący mężczyzna wystarczy by zwabić ją w nieodpowiednie miejsce. Potem wszystko już toczy się gładko. Klatka się zamyka. Nikt jej nie szuka, nikt o nią nie zapyta.
Samotność wielkiego miasta...

***


Wyglądało na to, ze mimo traumatycznych przeżyć dziewczyna sobie poradzi, więc Ann zabrała się za sprawę próbek. Taksówką podjechała na parking gdzie zostawiła Morgana i przesiadła się z powrotem do własnego samochodu. Najpierw pojechała do czynnego w niedziele sklepu ze sprzętem turystycznym i kupiła turystyczną lodówkę, potem wybrała się do Chinatown.
W niedzielę o tej porze uliczki chińskiej dzielnicy były zatłoczone jak prawdziwe azjatyckie miasta. Wszędzie w oczy rzucały się zapraszająco otwarte, najczęściej podnoszone w górę witryny sklepowe. Sklep dziadka Shen wyglądał zdecydowanie niepokojąco zamknięty na głucho.
- Spokojnego dnia pani Tong – Ann pochyliła się w pełnym szacunku ukłonie przed starą kobieta, siedząca w bujanym fotelu przed sklepem z chińska porcelaną, będącą najbliższą sąsiadką jej krewnych.
- Szczęście z tobą Yui. Czy twoi dziadkowie wrócą niedługo? Zaniepokoił nas niezwykle ich nagły wyjazd. - Oczy starej Azjatki aż błyszczały od niewypowiedzianej ciekawości.
- Myślę, że wrócą w ciągu kilku najbliższych dni. Przyszłam sprawdzić czy w domu wszystko w porządku. - Powiedziała dziewczyna i szybko wystukała kod do bocznych drzwi. Rozsunęły się bezgłośnie. Skierowała się na zaplecze, a gdy tam weszła rozbłysły umieszczone na ścianach lampy. Mimo szacunku do tradycji i chęci zachowania tradycyjnego wyglądu sklepu, pod wpływem walczących o nowoczesność wnuków, dziadek zgodził się zainstalować we wnętrzu nieco technicznych nowinek. Jak alarmy czy światła na fotokomórkę. Ann przeszła do panelu sterowania i wystukała odpowiednie cyfry na klawiaturze. Bez wahania podeszła do ustawionych obok siebie chłodni i sięgnęła do środkowej. Na dolnej półce leżała jej opakowana w foliowy worek na śmieci paczka. Wyjęła ją i rozpakowała. Osiem fiolek starannie owinęła folią i ułożyła w środku. Dwie owinęła kolorową taśmą i położyła na wierzchu. Potem uruchomiła chłodzenie. Urządzenie zaczęło monotonnie buczeć.
Dziewczyna sprawdziła jeszcze zgodnie z tym co mówiła pani Tong czy wszystko jej w porządku w mieszkaniu na górze, a potem ponownie uruchomiła alarm i wyszła na zewnątrz.
Pozostała jej tylko wizyta w domu towarowym De Hua i wiadomość dla Nathaly:
„Obiecane próbki są razem z tym co dla mnie załatwiłaś, tam gdzie to zostawiłaś. Ann”
Turystyczną lodówkę wraz z ośmioma fiolkami Umbrelli zawiozła do Remo.

Potem w końcu mogła wrócić do domu. Wyglądał dokładnie tak jak można się było spodziewać po wizycie niespodziewanych gości. Sporo bałaganu i na szczęście niewiele zniszczeń. Miała nadzieję, że upora się ze sprzątaniem zanim wróci jej rodzina.

***


Wiadomość od hakera, którą dostała wieczorem w niedzielę wywołała radosny uśmiech na jej twarzy:
"The Den na Manhattanie, pub dla takich jak ja, pewny i niezły. Jutro o 19, ja stawiam."
Pomyślała, że to chyba idealna okazja by włożyć na siebie bluzkę od Nathali, która dostała na ostatnie urodziny. Do tej pory jakoś nigdy nie miała nastroju by ją nosić.
Dwadzieścia cztery godziny to czasami bardzo długo...
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 07-03-2013 o 22:03.
Eleanor jest offline