-Do czego to doszło. Żeby szlachcic niczym byle łyk w wodzie brodził.-mówił do siebie cicho Hetman powoli przemieszczając się w brudnej wodzie i trzymając dłonią zdobyczny karabin.
Skrzydła gdzieś znikły. Zarzucony płaszcz okrywał szlachecki strój, a na głowie tkwił górniczy kask z włączoną latarką. Choć hetman nie przyznałby się do tego przed nikim, a tym bardziej przed swym... “mistrzem”, to pod ziemią czuł się nieswojo. Ale... pan każe, sługa musi.
Warto było sprawdzić co zabija sługusów Samuela, ale nic poza tym. Kanały nie były dobrym miejscem na walkę. Dlatego też hetman szedł powoli i ostrożnie. Badał teren.
Rozglądając się dookoła Hetman westchnął w duchu, wszak nie tak to sobie wyobrażał.
Taplanie się w brei jakoś nie pasowało do jego wyobrażeń epickich batalii.
Ale cóż... wojna to brudny interes, czasami dosłownie. On o tym aż za dobrze wiedział.