Spojrzenie Giordano, zmęczone i znudzone. Spojrzenie drapieżnika, który może w tej chwili może i drzemał, ale... w następnej, może się zerwać złamać kark jak zapałkę, przypomniało zapewne Catalinie, jak kilka chwil temu strofował Dolores. Zirytowany Zelota bywał niebezpieczny.
-Nie ufam Tremere. Może i astrolog jest po naszej stronie... ale reszta tego klanu?- wzruszył ramionami.-Bierzemy Zwierzęta i ścigamy i...Rabię... Sarę...kogo uda się znaleźć. Rabię ubijamy, Sarę.. przekonujemy, jeśli napotkamy Zelotów, to...się zobaczy. Potrzebuję katowskiego dwuręcznego miecza i sfory gangreli. I to zaraz...
Spojrzał po obu ghulicach.-A jak będziemy z dala od miasta. Możesz uciekać Catalino, możesz uciekać jak daleko cię nóżki poniosą. Ja nie zamierzam, mam tu cały okręt do wytrzebienia.
I wrócę do Ferrolu. Poza tym...- brujah wzruszył ramionami.-Salome nie uciekła. Dołączyła do załogi jeno, a Jokanaan... zapewne jako ich posiłek.
- Dajesz słowo, słowo honoru Zeloty, że będziesz chronił Sarę i nie dasz jej skrzywdzić ani nie skrzywdzisz jej sam? - Catalina była równie nieubłagana jak on.
-Tak, nie dam jej skrzywdzić.- wzruszył ramionami Brujah.- Słowo honoru, zresztą... Ona nie jest z takich, która da się skrzywdzić, nieprawdaż?
To Catalinie wystarczyło. Razem z Dolores znikły wśród pustych o tej porze uliczek miasta, zostawiając Giordano sam na sam w boju z czekaniem.
Ciężki to był bój dla gorącokrwistego i niecierpliwego Zeloty. A jego ofiarą była beczka z deszczówką, na której to Zelota wyładował swój gniew.
Nie minęła godzina, a obie kobiety wróciły z oddziałem. Dwunastka Zwierząt w tym Miecznik, którego Giordano lubił i któremu ufał. Oraz dwóch gangrelskich ghuli. I dwa pojone wampirzą krwią psy na dokładkę.
Jednym z Zwierząt okazał się Miecznik znany już Giordanowi.
To podniosło Zelotę na duchu, Miecznik niewątpliwie pomoże mu utrzymać całą grupę w ryzach.
Pozostało się poradzić obu ghulic które znały Ferrol i Sarę lepiej od Miecznika o Zelocie nie wspominając.
Catalina radziła znaleźć Sarę i czym prędzej czmychnąć z tej domeny. Ale gdzie szukać Sary, tego już cwana blondyneczka nie potrafiła poradzić.
Dolores zaś wspomniała o tym jak Camillo hrabia Vargas z Toreadorów uzyskał od Księcia ziemie wraz z samym Castro los Mauros. I że gadał że miejsce nadal jest straszne, ale największe zło już stamtąd wyszło. Po czym zasypała Zelotę pytaniami.
-Czemu jednak uważasz, że tam jest Rabia? Nie lepiej jej szukać w domu? Może tam wróciła? A właściwie to czemu... nie uważasz, że dołączyła do statku? Przecież to by było najrozsądniejsze wyjście.
-Może i dołączyła, ale jeśli nie... ostatnio jej siedzibę przetrząsnąłem. Nie skrywa się w niej. A Castro los Mauros to idealna kryjówka, nieprawdaż? Miejsce które wszyscy unikają, a które ona zna niczym własną sakiewkę.- odparł z ironicznym uśmieszkiem Giordano.
Buta Zeloty była na pokaz jeno. Tak naprawdę młody wampir czuł, że porusza się po omacku nie wiedząc co uczynić.
Pozostało tylko zgromadzić uzbrojenie i środki transportu, czym zajęli się Cyganie Dolores.
Giordano nie wiedział skąd wzięli oręż i konie. I nie zamierzał pytać.
Po chwili orszak konny ruszył w kierunku bramy i... być może Rabii, może Sary... a może Zelotów.
Brujah zdawała sobie sprawę z zagrożenia, więc... na szpicy jechał on sam, a tuż przy koniu biegły owe ogary. Po bokach jego Miecznik i najsilniejsi ze Zwierząt. Dalej słabsze wampiry osłaniające centrum, w którym to Dolores na jednym koniu z Cataliną jechały.
Końcówkę zamykali cygańscy ghule.
Wszyscy pod bronią i to ciężką, dwuręczne miecze, topory, włócznie, ciężkie kusze.
Jak na wojnę... i to nie byle z kim.
Po prawdzie nie było to dziwne w obecnej sytuacji. Ignorowanie zagrożeń czających się za miastem było co najmniej niefrasobliwością. Podobnie jak ignorowanie Cykady, dlatego też przed wyruszeniem na łowy posłał umyślnego do lady Moshiki z listem w którym informował ją o swych zamiarach łowów na Rabię w ruinach przeklętego zamku.
Nie było czasu na spotkanie oko w oko Władczynią Zwierząt.
Nie było czasu do stracenia...
Zbliżali się do bramy, spora grupa zbrojnych pod jego dowództwem. Strażnicy zatrzymali ich. Jeden z nich krzyknął.- Gdzie jedziesz panie?! Bramy zawarto nie bez powodu! Tam na zewnątrz...
- Wiem co jest na zewnątrz. Dlatego nie jadę sam.- rzekł w odpowiedzi Giordano wskazując na uzbrojonych po zęby towarzyszy.
Niecierpliwym ruchem dłoni wskazała bramę i zerkając na dwójkę wampirów Cykady rzekł.- Otworzyć mi ją!
Nie przejmował się ostrzeżeniami i błaganiami strażników. Nie miał czasu na to, nie miał ochoty wysłuchiwać. Ruszał w dalszą drogę uparcie zmierzając w obecnie wyznaczonym przed siebie kierunku. I wizja zagrożeń roztaczanych przez strażników, bynajmniej nie trwożyła Giordano. Podczas pobytu w Ferrolu i w okolicach widział już gorsze bestie.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |