Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 01:13   #32
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królewski Trakt


Zastępy dzikusów były widoczne z daleka, tak jak i ich skarby, zatknięte na wysokich, prostych palach. Głowy były pokryte smołą i wykrzywione w śmiertelnych spazmach. Pustymi oczodołami zdawały się szukać ratunku gdzieś poza horyzontem, a rozdziawionymi gębami wołać o pomstę. Dlaczego klanowcy z Gór Księżycowych mieliby taszczyć ze sobą sprawione ludzkie głowy?
- To ludzie Domerica Boltona - zaskakująco cywilizowany język rzekł, gdy Yrsa była już kilkadziesiąt metrów od awangardy dzikiej armi. Wyrwał ją hipnotycznego stanu w jaki wprawiły ją chyboczące się na długich drągach ludzkie czerepy.
Mężczyzna był łysy, naznaczony bliznami i tatuowany nieznanymi Yrsie znakami. Miał na sobie sfatygowaną, niegdyś strojną kurtę, prawdopodobnie zdartą z truposza i podpierał się grubym kosturem.
- Przyszli do wodzów z ciekawą propozycją, ale ujęli ją jak rozkaz. Wodzowie musieli ich wypatroszyć - wzruszył ramionami - Dla zaady, sama rozumiesz. Chcieli by wodzowie ruszyli na pomoc koronie.
Tu nieznajomy parsknął śmiechem i kaszlną w pozbawioną małego palca dłoń.
- Twoja mina - uspokoił wreszcie oddech i przeciągnął dłonią po piersi, wygładzając pstrokate odzienie - W każdym razie, po namyśle wodzowie uznali, że nie jest to głupi pomysł. Zwłaszcza, gdy usłyszeli o Tobie i szamance.
Tu obcy rozejrzał się teatralnie dookoła.
- A właśnie, gdzie ta bura suka?


King's Landing


Żelaznoręki obserwował miasto uważnie. Czuł pod podeszwami, jak drży z przerażenia i czuł na plecach jego wzrok. Zastanawiał się, czy wewnętrzne rozgrywki były w tej chwili dobrym rozwiązaniem, ale Domeric Bolton był jego Namiestnikiem i dowódca Złotych Płaszczy musiał robić to, co rozkazał mu Namiestnik.
Więc zaczął pozbywać się tych, którzy jawnie mieli związki z Lannisterami, było ich zdecydowanie więcej niż się spodziewał. Większość z nich to porządne chłopy i dobrzy strażnicy. Żelaznoręki postanowił złagodzić kryteria. Zostawił sobie tych najlepszych. Gdyby pozbył się wszystkich nie miałby kim obsadzić murów. Reszta poszła z Umberem do Harrenhal. Dziś Żelaznoręki musiał się odganiać od zrozpaczonych żon i matek. Dziś Żelaznoręki był w bardzo złym humorze. Dziś musiał też pomóc Wendelowy Manderly w wykonywaniu jego obowiązków. Ludzi Lorda zaczęli swoją nową misję - opiekę nad kupcami i arystokratami, a właściwie ochronę kupców i arystokratów przed Inkwizycją. Gdyby to zależało od Żelaznorękiego, większość z tych cwanych lisów dawno gniłaby w lochach. Jednak Namiestnik chciał polepszyć swoją pozycję wśród tych, którym trochę lepiej się powodziło. Ciekawe czy wziął pod uwagę, że wściekły tłum zacznie obrzucać kamieniami zbrojnych, którzy nieopatrznie spróbowali aresztować Inkwizytora w biały dzień i na uczęszczanej ulicy. Gdyby nie Złote Płaszcze, misja Tłustego Strażnika byłaby absolutną porażką.
Jeszcze jeden taki rozkaz i Żelaznoręki sam zacznie rozważać przyłączenie się do Lannisterów, albo Inkwizycji, zależy kto będzie w danej chwili bliżej.
Odruchowo pomasował żelazną dłoń, wciąż jeszcze od czasu do czasu czułł widmowy ból utraconego członka. Zanosiło się na burzę.

~”~

Czterech ludzi Żelaznorękiego przeszukiwało Pchli Zad. Byli dobrymi miejskimi szczurami, znali miasto jak własną kieszeń, zwłaszcza te mniej ciekawe jego zakamarki. Od kliku dni szukali potworów ludożerców, o których krążyły dzikie plotki pośród mieszkańców slumsów. Póki co natrafiali jednak na ślady ich żerowania i nie działało to zbyt dobrze na ich ogólne samopoczucie. Póki co widzieli cztery pożarte prawie w całości dorosłe osoby i dwójkę dzieci. Nie mogli jednak znaleźć leża demona. Wreszcie postanowili spróbować zasadzki. Potrzebowali jedynie smakowitej przynęty. Eddie Ząb, który miał jeden naprawdę biały ząb w całej szczęce pożółkłych kikutów, postanowił że to on chce sobie posiedzieć i poczekać na żarłoka. Eddie Ząb był człowiekiem leniwym, a bycie przynętą nie należało do najtrudniejszych zadań na świecie. Minęly kolejne dni i nic się nie działo, a w odległym krańcu Zadka padły kolejne ofiary. W końcu Eddie został zmuszony do przechadzania się po dzielnicy w celu zwabienia potwora wonią żywego mięsa, choć, jak cokolwiek dałoby się skusić zapachem Eddiego Zęba, trudno sobie wyobrazić.
Trzeciego dnia takiej przechadzki, łowcy zapędzili się wyjątkowo blisko Smoczej Jamy i wleźli prosto w dziwną, zimną mgłę. Szybko stracili Eddiego z oczu i zaczęli nawoływać, tylko po to by odpowiedział im rozdizerający wrzask towarzysza. Dotarli do niego za późno, demon już żuł jego oderwaną nogę.
- Do broni! Posiekać! - rzucili się na stwora bez namysłu, jednak ciosy mieczem zdawały się mu nawet nie przeszkadzać. Wstał i ruszył na Źółte Płaszcze z nieludzkim jękiem na poszarpanych wargach. Sięgnął po miecz jegnego z atakujących i nie zważając na to że chwyta nagie ostrze, spróbował go odebrać strażnikowi. Ten wykazał się bystrym pomyślunkiem i pociągnął broń obcinając bestii palce. Z mgły dało się słyszeć więcej jęków. Przerażenie zacisnęło na sercach mężczyzn swoje zimne pazury.
Nagle powietrze przeszył bojowy okrzyk i z mgły wyłoniła się postać ubrana na czarno - młody chłopak w stroju Inkwizytora z dwiema pochodniami w dłoniach - jedną wpakował prosto w twarz potwora, z którym tak się męczyli strażnicy, na drugiej nie zwalniał uścisku.
Demon zawył i zaczął płonąć, zajął szybko jak suche drwo.
- Ogień je zabija! - wrzasnął chłopak piskliwym jeszcze głosem. Te słowa uratowały ich wszystkich.

~”~

Septa Soara nudziła się niezmiernie. Inkwizycja, dowiedziawszy się o wypadku Gulstroda natychmiast zawiesiła obrady konklawe i obdarzyła każdego z grona Wysokich Septonów osobistą ochroną. Soara nie przepadała za takimi rozwiązaniami. Miała ochotę na spacer, zabawę, gości. Surowy, odziany na czarno jegomość wcale nie poprawiał jej nastroju.
Była właściwie pod aresztem domowym. Soara miała jednak wiele dobrych pomysłów na rozwiązanie swojego problemu. Wybrała pierwszy i najbardziej ostentacyjny.
Do wszystkich, których może dotyczyć,

Zapraszam na bal.

Najcnotliwsza, Soara z Dorne
~”~

Gdy tylko Umber opuścił Przystań ze sporym oddziałem, którym miał obsadzić Harrenhal, a Domeric Bolton poczuł, że zrobił coś kostruktywnego, przyszły wiadomości.
Żelaznoręki donosił o zamieszkach, które cudem udało mu się załagodzić. Wendel Manderly zaprzeczał całemu zajściu i w kontrataku przedstawiał listę aresztowanych inkwizytorów.

Qyburn znalazł miejsce, do którego udaje się Dosher. Wydawało się, że odwiedza on opustoszały dom nieopodał Septy Baelora. Nie widziano by ktokolwiek wchodził tam poza nim. Dom znajdował się pod stałą obserwacją.

Cichy wiedział z kim spotyka się Gładka, ale postanowił poinformować Domerica, zanim w jakikolwiek sposób zadziała. Gładka, co kilka dni miała schadzki z Alisherem Watersem, człowiekiem do którego należało przestępstwo w Królewskiej Przystani.

No i jeszcze rozkaz królewski. Ned Stark odkrył pewną mądrość w propozycjach swojego Namiestnika i nakazał przenieść produkcję ognia do Smoczej Jamy - budowla wyposażona była w skomplikowaną sieć podziemi, stała na wzniesieniu i w pewnym oddaleniu od zabudować miejskich. Król nakazał wykorzystać Nieskalanych do nadzorowania bezpieczeńśtwa produkcji.
Był też jeszcze jeden rozkaz - Domeric miał znaleźć odpowiedniego kandydata na męża dla Sansy Stark. Król chciał by małżeństwo dziewczyny umocniło pozycję korony, proponował Dorne. Pytał też o postępy dotyczące innych planów Domerica.

Margery Tyrelle przesyłała najszczersze wyrazy miłości i błagała by pozwolono jej udać się na bal do Najcnotliwszej. Jaki bal?

No tak, następna wiadomość, to lakoniczne zaproszenie od najcnotliwszej.
~”~

Josef Grey był zmęczony - bóle głowy i ogólne przepracowanie odbijały się na jego organiźmie. Nabył też nerwowego tiku - marszczył nos w ewidentnie szczurzy sposób. Nie mogło mu to przysporzyć wielu przyjaciół. Coś za coś. Wysiłek póki co się opłacał.

Wysłani do kanałów ludzie znaleźli tajemne przejścia ukryte w murach, a prowadzące prosto do Septy Baelora. Gdy wyłonili się ze starej, uchodzącej za nieużywaną piwnicy, przerazili niemal śmiertelnie kilka starszawaych Sept - opiekunek świątyni.

Poza tym Grey miał czas by ostrzec swoich najbliższych współpracowników przed nowym pomysłem Namiestnika. Teraz musiał przemyśleć swoją reakcję. Wydawało się bowiem, że taka zniewaga niedługo ujdzie uwadze Najwyższego Inkwizytora, który obecnie zajęty był odwodzeniem Najcnotliwszej Soary od wydawania idiotycznie ekstrawaganckiego balu z okazji uratowania miasta z rąk heretyckich kapłanów.

Nie mylił się, Asher Stone wezwał wszystkich najbliższych współpracowników do siebie i okazał im swoją bezgraniczną wściekłość niszcząc kilka drogocennych wazonów i całą gamę dewocjonaliów.
Hal’Taq, wysoki Mistrz Tortur przylądał się ekspresji swojego przełożonego z niesmakiem. Był jedynym poza Greyem, który zasłużył na zaszczyt bycia najbliższym współpracownikiem Ashera. Pochodził zza Wąskiego Morza i miał charakterystyczne dla braavosów kręcone, kasztanowe włosy. Wreszcie gniew Stone’a zdał się skoncentrować, niestety skoncentrował się na Greyu.
- Myślałem, że masz jakiś wpływ na tego idiotę?! Czy wiesz co nam teraz grozi?! Jak tak dalej pójdzie, kolejne zamieszki! Czy on sobie zdaje sprawę z tego co robi?! - trach, kałamarz z czarnym atramentem wylądował tuż za głową Hal’Tag’a i opryskał jego szaty fantazyjnym wzorem.
- Wynocha! Wy bezużyteczne pijawki!

Gdy powrócił do swojego gabinetu, Josef otrzymał informację o powrocie wysłanników z Pchlego Zadka. Za wszelką cenę chcieli się spotkać z inkwizytorem w stajniach. Septa trzymała zaskakująco dużo zwierzyny, choć mniej niż za czasów poprzedniego Najwyższego Septona.
Grey znalazł swoich ludzi w towarzystwie kilku złotych płaszczy, wszyscy byli umorusani i śmierdzieli strachem. W pustej zagrodzie, wokół której się zgromadzili, wiło się jakieś spętane stworzenie.
Grey podszedł bliżej, a mężczyźni rozstąpili się by mógł lepiej przyjrzeć się ich zdobyczy. To co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Kobieta była martwa, miałą martwe, puste oczy, martwą, szarą skórę i brzuch rozszarpany, tak że wnętrzności wiły jej się na podołku. Była jednak związana, bo poruszała się jak żywa, wydawała z siebie ciche jęki i próbowała przerwać więzy, choć wżynały jej się w ciało, przecinając tkanki.
Josef Grey miał przed sobą żywego trupa.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline