Noc zbliżała się ku końcowi. Samotny mag siedział pod oknem w ciszy czytając swoją księgę czarów, a był tak tym pochłonięty, że z początku nie usłyszał głuchego jęku jego więźnia. Mężczyzna związany i skulony na środku pomieszczenia zbudził się i rozglądał się półprzytomnym wzrokiem po pokoju starając się poukładać wszystko do kupy. Dopiero wtedy poczuł, że jest związany i zaczął się szarpać. Czarodziej to usłyszał, wstał i podszedł do jeńca pochylając się nad nim. -Pewnie zastanawiasz się jak do tego doszło. Zaczął Brand z uśmiechem cynicznie wykrzywionym. -Wystarczyło jedno zaklęcie byś Ty i Twoi towarzysze przestali stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Ach...! Twoi towarzysze... Na twarzy maga malował się obrzydliwy uśmiech, rozkoszował się tą chwilą przewagi nad swoim więźniem. -...sprzedałem ich Twoim partnerom handlowym. A im wszystko jedno kim jest ich towar, ważne by żył. Za Tobą też nie będą specjalnie tęsknić. Niziołek zerwał chustę z ust mężczyzny i kontynował groźnym i stanowczym głosem. -W pojedynkę pokonałem was wszystkich; jestem potężnym czarodziejem więc zważaj na swoje słowa, kundlu! A teraz bądź taki miły i odpowiedz mi na kilka pytań... Jego głos z poważnego zmienił się w cyniczne słodki kiedy wypowiadał ostatnie zdanie. Czarodziej zbliżył głowę do mężczyzny tak, że patrzyli sobie w oczy, zaś w jego spojrzeniu dało się dostrzec obietnicę powolnej i bolesnej śmierci. -Jeden z listów był adresowany do niejakiego Gernyra. To twoje imię, prawda? Prawda. Niziołek nie czekał na odpowiedź. -Mednyr, ten szlachcic z listu... kimże on jest? Opowiedz mi wszystko co o nim wiesz. Brand wskazał głową na ostrza wiszące po przeciwległej stronie ściany i uśmiechnął się ohydnie dając do zrozumienia, że zła odpowiedź może zakończyć się bolesną śmiercią. -Joanna... Podobno została przez was uprowadzona. Co z nią zrobiliście? Czarodziej wstał i sięgnął po jedno z ostrzy, otwrócił się i mierząc mężczyznę groźnym spojrzeniem powiedział: -Jestem mistrzem szkoły poznania i potrafię wykryć kłamstwa, więc daruj sobie oszustwa. |