Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 16:25   #42
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Łączność z Komisarzem Dieslem została nawiązana. Sierżant Redd wydał rozkazy swoim żołnierzom. Drużyna podzieliła się na dwa niezależne "fireteams" i rozpoczęły szturm.

Lucas Einhoff po raz kolejny skumulował swoją psioniczną moc, aby okryć się ochronną mocą płomieni i metalu. Schowany za tarczą, z laspistoletem w dłoni, ruszył. Kule rykoszetowały od tarczy ustawionej pod kątem, bębniły o opancerzenie, dźgały utwardzone ciało. W odpowiedzi, psyker oświetlił pozycje obu przeciwników przy lewej ścianie hangaru za pomocą lasera, zmuszając ich do szukania osłony. W sukurs Einhoffowi poszedł Drustar, zalewając najbliższego przeciwnika płonącym promethium. Zbliżając się, sprowadzał na swego wroga deszcz płomieni, trzymając lufę miotacza pod kątem wzwyż. Większość ognistych smug, zbyt ciężka by utrzymać się nawet w zmniejszonej grawitacji, opadała szybko - ale kilka dotarło na miejsce, podpalając i raniąc straszliwie przeciwnika, który zaczął szaleć. Wybiegł zza osłony, prując na oślep do oporu ze swojego auto-karabinu. Zaraz potem padł martwy, ugaszony przez lasery. Drugi wróg próbował cofać się przed nadchodzącym psykerem, ostrzeliwując go do ostatniego naboju. Nie zdążył. Żar, płomienie i śmiercionośne czerwone światło dosięgło i jego.

Tymczasem, Redd wystrzelił ze swojej rury granat Inferno w stronę przeciwników kryjących się naprzeciwko nacierającej drużyny. Granat padł bardzo dobrze, pomiędzy osłonami, tuż obok wrogów. Eksplozja zmiotła i podpaliła obu skurwieli. Las-karabiny Mary i Marishy dokończyły sprawę. Jednakże, użycie po raz kolejny granatnika w tym miejscu okazało się nieprzyjemne w skutkach - eksplozja i rozlewający się ogień naruszyły integralność pudeł i skrzyń rozstawionych przed osłonami. Większość momentalnie zapłonęła. Niektóre eksplodowały, rozsyłając wszędzie dookoła deszcz ognia i odłamków. Inne zaczęły wydzielać trujące, czarne opary.

Adams i dwoje Gwardzistów gęsto ostrzelali odsłoniętych wrogów na prawo. Zdezorientowani, atakowani z dwóch stron, wrogowie w ułamkach sekund dali się litościwie wybić. Jeden z nich próbował wepchnąć się jakoś między kontenery, by uniknąć ognia z obu stron, jednakże nie zdążył - skosił go całkiem przypadkowy postrzał w głowę, przebijając hełm i czaszkę Chaosiarza bez większego wysiłku.

Redd, kiedy Adams i Mara ostrzeliwali swoich wrogów, a Einhoff palił drugiego na lewo, wyszedł zza winkla ze swoją handkanoną. Czekającemu tam Chaosycie puściły nerwy - obsypał sierżanta "darami" ze swojego automatu, nie dbając specjalnie o celność i osłonę. Trzy kule z ciężkiego rewolweru ukarały go za to po wsze czasy.

Lewa strona hangaru była wyczyszczona z przeciwników. Padło ich aż ośmiu w jednym, morderczym uderzeniu. Cadianie i armsmani IN przenieśli ogień na prawą stronę, w jedną chwilę likwidując oskrzydlonego wroga wysuniętego najbliżej galerii. Zaraz potem padł kolejny, również ostrzelany z boku, stojący po niewłaściwej stronie jednego z wózków widłowych. Pozostali trzej zostali przyszpileni ogniem.

W międzyczasie Redd został zaatakowany. Zza "ogona" wypadł jakiś szaleniec, przeoczony przez "galerian". Ostrzelał Redda niecelnie za pomocą karabinu, lecz to nie było groźne. Zdecydowanie groźniejszy był kontaktowy granat Krak, który wyleciał z podwieszonej pod nim lufy, zostawiając za sobą siwą smugę dymu. Trafił idealnie w lewy kant tarczy Redda, który nie zdążył się w pełni zasłonić ani umknąć. Eksplozja rozerwała pół tarczy i dosłownie zdruzgotała całą lewą stronę pancerza Cadianina. Siła wybuchu natychmiast go rozbroiła i rzuciła zdrowym barkiem o ścianę, aż chrupnęło. Krytycznie ranny, ogłuszony dowódca runął ciężko na podłogę, zostawiając na ścianie smugę krwi. Jego oprawca nie mógł się cieszyć długo tym zwycięstwem - "galerianie" dosłownie rozchlastali go śrutem i laserami.

Adams oddelegował dwóch Cadian z drużyny, aby pomogli rannemu, po czym sam przejął dowodzenie i poprowadził pozostałych towarzyszy do dalszego natarcia, wespół ze zbiegającymi z galerii tarczownikami. W dwie minuty, osłaniani przez resztę, rozprawili się bez strat z pozostałymi trzema przeciwnikami u dołu hangaru.

Ostatni z Chaosytów, do tej pory niezauważony, spróbował sprintem dostać się do promu. Kilku ludzi krzyknęło na jego widok i spróbowało go bezskutecznie powstrzymać niecelnym ogniem. On odpowiedział zaporową serią ze swojego gnata, opróżniając magazynek i zmuszając Imperialistów do krycia się.

Powstrzymał go pech. Durny przypadek. Potknął się i wyłożył jak długi. Próbował się zerwać do ponownego biegu, ale kilku szybko myślących facetów ugasiło te próby permanentnie.

Po kilku chwilach względnej ciszy, poświęconych na raporty i przeczesywanie reszty pomieszczenia, podniósł się okrzyk. Żołnierze dali upust emocjom, hołdując w ten sposób zwycięstwu. Nikt z wrogów nie przetrwał. Hangar został zdobyty. Łącznie dwudziestu jeden łupieżców padło, za cenę pięciu Cadian (jednego zabitego i czterech ciężko rannych) i dwóch zabitych armsmanów. Było sporo lżej rannych, lecz naprędce opatrzonych i nadal zdolnych do walki oraz przemieszczania się o własnych siłach.

Reddem zajęto się należycie. Zadbała o to jego podopieczna, Alma. Jak się okazało, eksplozja granatu, oprócz samej energii kinetycznej i gorąca, wbiła w ciało sierżanta mnóstwo mniejszych i większych kawałków rozbitego ceramitu i metalu z tarczy oraz skruszonego pancerza Flak. Rany były iście przerażające. Poszatkowany, osmalony i przemielony lewy bok. Trzy żebra pęknięte. Lewa nerka dosłownie zniszczona. Oba barki zwichnięte. Lewa ręka rozerwana w łokciu na kilka części (z czego jeden trzymał się jeszcze ułamanych, ostrych, sterczących kawałków kości przedramienia na strzępie skóry i ścięgien). Dwa solidne metalowe odłamki które uderzyły w twarz sierżanta - jeden trzasnął w żuchwę, o mało co nie wbijając się gdzieś pod język. Drugi ciął ostrym kantem przez twarz, od żuchwy, przez policzek i lewe oko, kończąc swoją "wędrówkę" wbiciem w krawędź hełmu. Cud, że szok natychmiast nie zabił starego weterana, a energia kinetyczna nie zmieniła płuca, serca i innych narażonych organów w galaretę. Dzięki opiece udzielonej przez Almę i innych sanitariuszy, Redd nie wykrwawił się. Nie umarł, choć było mu do śmierci bliżej niż kiedykolwiek przedtem. Przeżył, dzięki oddaniu korpusu medycznego - a przede wszystkim swojej vostroyańskiej pupilce.

Diesel przejął dowodzenie nad drużyną i oddelegował ją wespół z innymi żołnierzami, aby zabezpieczyła prom i okoliczne korytarze. Nie stanowiło to żadnego problemu. W sektorze nie było już więcej przeciwników. Wkrótce nadeszły też inne drużyny, które w zażartych strzelaninach czyściły korytarze i komnaty statku.

+++

Do końca wachty, walki na Nuntiusie prawie całkiem wygasły. Wszystkie promy wroga zostały zdobyte, uszkodzone lub zniszczone. Prawie wszyscy abordażujący zginęli. Jedynie nieliczni przetrwali, ukrywając się w zakamarkach łajby.

W międzyczasie, trwała bitwa w próżni. Wypuściwszy swe chmary promów i łodzi abordażowych, Iconoclasty i Idolator wznowiły ostrzał, kierując go na eskortę, która zareagowała należycie, starając się odciągnąć statki Chaosu od transportowców. Zapłaciły za to srogą cenę - jeden został zniszczony (eksplodował mu napęd plazmowy po zbyt długim, celnym i intensywnym ostrzale wroga), pozostałe poważnie uszkodzone. Udało im się jednakże okulawić i podziurawić Infidela oraz rozerwać na kawały jednego Iconoclasta i lekko uszkodzić drugiego. Zbiegło się to z klęską abordażujących. Łajby Chaosu podały tyły, zdążając w stronę punktu skokowego do systemu Bront. Dowódcy okrętów IN, nie chcąc dopuścić do przecieku informacji o odsieczy dla broniącej się planety, ruszyły w pościg. Udało im się dorwać i zniszczyć Infidela, ale wciąż (prawie) sprawny drugi Iconoclast pozostawał poza ich zasięgiem.

W sukurs Imperialistom przyszedł nieoczekiwany sojusznik - dwie łajby pod banderą jednego z wielu calixiańskich Rodów Rogue Traders. Magnus Drustar znał ten ród... w końcu służył dla jego pana, swego wybawcy z czasów krzewienia wiary w Ekspansji Koronus. Obydwa statki, szybkie raidery, zorientowały się w sytuacji i puściły w pogoń za uciekającym okrętem. Złapały go tuż przed skokiem i zniszczyły. Bezpieczeństwo odsieczy, zależące od wojskowej tajemnicy, zostało zachowane.

Rada dowódców, wzbogacona o wysłannika ze statków RT (lecz nie samego Lorda-kapitana, którego Drustar znał osobiście - nie było go bowiem tutaj), podjęła decyzję o tymczasowym postoju celem napraw uszkodzonych statków, hospitalizacji rannych kombatantów i wyczyszczenia transportowców z resztek wroga. Ten ostatni cel zrealizowano w dwa dni. Ostatnich kilkunastu Łupieżców Chaosu było tak zajadłych, że nawet po klęsce nie złożyli broni i nie poddali się. Dokonali kilkudziesięciu sabotaży, zamachów i masakr załogantów, zanim armsmani i Gwardziści dorwali ostatnich z nich. Szaleństwo, samobójcze tendencje, fanatyzm i upór wroga zaskoczył nieprzygotowane do tego załogi statków IN oraz "zielonych" Gwardzistów z lokalnych regimentów. Straty mogły być mniejsze, gdyby w ślad za teorią (znaną w całym Imperium mieszanką nieustającej indoktrynacji, propagandy i bezlitosnego drylu) szła praktyka. Calixianie ogółem byli niedoświadczeni. Owszem, wychowani byli jak każdy Człowiek z Imperium w ślepej wierze w Boga-Imperatora, Kredo Imperium i doktrynalne zasady rządzące zrzeszoną Ludzkością. Nienawidzili Chaosu, Xenos i wszelakich heretyków. W tej bitwie wykazali się odwagą i dobrym wyszkoleniem. Wielu z nich doświadczonych było w walce z piratami, rebeliantami, przestępcami i okazjonalnymi heretykami czy pirackimi Xenos. Nic jednak nie przygotowało ich w praktyce na wojnę z Arcywrogiem - wojnę nie tyle już totalną, co absolutną. Niektórzy więc dziękowali Bogu za to, że lecieli z nimi Cadianie z 412 i inni doświadczeni Gwardziści spoza Sektora Calixis.

+++

Korzystając ze wsparcia i ekspertyzy specjalistów z Rodu RT, naprawy i hospitalizacja przebiegały szybko i sprawnie. Dzięki chowanym na czarną godzinę (przez kadrę z Adeptus Mechanicus) rozwiązaniom, mniejsze uszkodzenia i lżejsze rany zostały zreperowane i zaleczone już po tygodniu. Do całkowicie ozdrowiałych zaliczali się między innymi kapelan Drustar, gwardzistka Mara, psyker Einhoff czy wikary Bonitatis. Poważniejsze "szarpnięcia" były zaś w trakcie intensywnych kuracji. Wreszcie, pod koniec drugiego tygodnia z lazaretów wyszli ostatni, najciężej ranni - m.in. Gallas, Vells czy Prest. Sierżant Redd, któremu oberwało się najmocniej z drużyny (zaraz po uśmierconym Dereku Tangierze), nie obszedł się bez pewnych... zmian. Resztki tkanki, stanowiącej niegdyś jego lewą rękę od łokcia w dół, zostały zastąpione przez lekko opancerzoną bioniczną protezę standardowego (czyli dość kiepskiego) typu. Chirurdzy usunęli wszystkie odłamki z boku i wnętrzności, łatając i odbudowując co się dało - niestety, resztki nerki zmuszeni byli usunąć, a Gwardzista zmuszony był ze swojej strony żyć tylko z jedną. Barki wróciły na swe miejsca, żebra zostały nastawione i zrosły się, żuchwa się zregenerowała, rany na twarzy zabliźniły. Jedynie z okiem był problem. Wprawdzie zostało opatrzone, to jednak oko zostało bezpowrotnie zniszczone, a zabrakło na stanie adekwatnego bionicznego zamiennika. Redd miał wybór, czy zakryć w jakiś sposób okropnie wyglądającą ranę, czy też nie.

W międzyczasie, przez te dwa tygodnie, wszyscy członkowie Imperialnej Gwardii przechodzili przez teoretyczne (a także ograniczone praktyczne) szkolenie w walce w Próżni. Zerowa, mikro i niska grawitacja; zasady bezpieczeństwa i higieny; sprzęt i jego wykorzystanie; zachowanie; broń; taktyka. Wielu ludzi było rannych i nie wzięło przez to udziału w praktycznych ćwiczeniach, co kreowało ostry dysonans wewnątrz kompanii, plutonów czy nawet drużyn. Wielu ludziom, nawet zaprawionym w boju i żyjącym wojną (jak Cadianom), nauka specyficznych rygorów śmiertelnie niebezpiecznego i uciążliwego pola walki jakim było miejsce pozbawione powietrza, atmosfery czy grawitacji przychodziła z wielkim trudem. Nie pomagało narzucane tempo, niedokładność i "skracanie drogi". Nie było dość ćwiczeń praktycznych. Musiało to jednak wystarczyć - przynajmniej w mniemaniu dowódców.

Po dwóch tygodniach, statki IN były gotowe do dalszej podróży. Rozstając się z okrętami RT, udały się do punktu skokowego i weszły w Osnowę, kierując się jak najszybciej w stronę systemu Bront - póki Arcywróg mógł nie podejrzewać utraty swojego patrolu.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline