Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2013, 20:50   #41
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
- Sierżant Redd przybywa z oddziałem - rzucił Mardock do komunikatora gdy wchodzili. Doświadczonym okiem ocenił sytuację i od razu zaczął wydawać rozkazy, na wpół werbalnie, na wpół gestami. Zależało to tyko od tego, czy żołnierze byli w stanie dostrzec znaki dłonią.
- Einhoff! - zwrócił się do psykera przez radio i wydał polecenia w kilku słowach-hasłach kazał mu zająć się ścierwami z lewej i polecił by utrzymywał tarczę pod kątem 30 do 45 stopni, aby uniknąć penetracji.
- Magnus! - jemu rozkazał wspomóc Einhoffa w wybrany przez siebie sposób. Szybkie pozbycie się tej dwójki bardzo ułatwi dalszą walkę.
- Mara, Marisha! - krótkie hasła hasła mówiące o tym, że wywabi z osłony dwójkę kryjącą się za osłoną naprzeciw i mają ich zdjąć i wystrzelił granat inferno prosto pomiędzy tamtych. Nie czekając by zobaczyć efekt swojej pracy, odrzucił granatnik w tył, tak aby, w momencie uderzenie, przeszedł w ślizg po ziemi, a nie uderzył w nią z pełnym impetem. Wyciągnął handkanonę, cały czas wydając polecenia ostatniej trójce, z których wynikało, że zwiąże ogniem chaosytę z prawej, w miarę możliwości zastrzeli, podczas gdy oni mają ostrzelać chaosytów na drugiej, póki są jak podani na tacy. To, że mają korzystać ze wszelkich osłon, w tym tej zapewnianej przez tarczę Redda, nie musiało być powiedziane, bo było oczywiste. Wyszedł krok w przód, wychylając się za winkiel najmniej jak było możliwe by nie utracić skutecznego strzału i natychmiast otworzył ogień, ustawiając tarczę tak by chroniła go przed ostrzałem od tej czwórki którą mają się zająć Einhoff, Drustar i Mara z Marishą.

Kapelan zacisnął zęby i skinął głową na znak że przyjął rozkazy. Przypiął młot do pasa, sięgnął zaś po miotacz ognia. Jego implant vox tymczasem przestawił się na kanał ogólny dla Gwardii.
- Chwała Imperatorowi! Mówi Kapelan Drustar! - pozdrowił dowódcę drugiej grupy gwardzistów - Zachodzimy wroga z flanki! Jesteśmy na lewo od promu!

- Tu Komisarz Diesel, przyjąłem. - odpowiedział znajomy głos - Dajemy wam wsparcie ogniowe. Uderzać!

- Nie podchodź za blisko klecho bo będzie za gorąco nawet dla Ciebie!

- Lepiej mi powiedz, synu, czy masz uczulenie na płonące promethium. - odparł kapelan z gotowym miotaczem ognia

Podczas tej beztroskiej wymiany zdań, kolejne salwy natrafiły na przeszkody w postaci tarcz i ścian.

- Pal po swojemu, ja dokończe sprawę.

Na te słowa kapelan skierował dyszę miotacza na heretyków po ich lewej i ruszył naprzód osłaniając się tarczą od przeciwników na wprost i po prawej.

- Zabiję was ogniem, pogańskie nierządnice! - zawołał donośnie kapelan

Lucas zastosował się do rozkazów sierżanta odnośnie celu i ustawienia tarczy, odczekał na koniec fali ognia z miotacza kleryka po czym ruszył w stronę przeciwników. W jego lewej dłoni pojawił się pistolet laserowy. Posłał kilka laserowych smug w stronę przeciwników ale bardziej po to aby ich zająć, skracając dystans skupił energię... zaczęło się od stóp jego kroki zaczęły zostawiać płomienna ścieżkę po chwili ciało psykera pokryło się pulsującą ognistą powłoką.

- Ciało mam z żelaza, a płomień Jego woli jest moją krwią.

Pokryty ogniem Lucas zbliżył się do pierwszego wroga, sam fakt tego powinien go przypiec, nie ma on wiele miejsce aby się wycofać, jeśli to zrobi to zajmie się nim Magnus jeśli nie to spłonie lub zostanie zastrzelony.

Kiedy przeciwnik padnie Lucas będzie mógł złapać oddech i przekierować energię ognistej formy na bardziej standardowe zaklęcia jak ogniste pociski którymi zasypie drugiego przeciwnika.

Wyczerpujące chwile, ale taki moja rola. Nieść ognień oczyszczenia tym którzy zbłądzili - pomyślał Lucas - przyjdzie czas na odpoczynek po walce. Teraz pozostaje tylko zachować czysty umysł i walczyć.

Kiedy w końcu wykona swoją część pracy Lucas stara się szybko zorientować w całokształcie walki i ruszyć tam gdzie jego pomoc będzie nie oceniona, dobrze wymierzone ogniste pociski zawsze się przydają, ale kluczowe jest dobre ustawienia się i wspieranie zagrożonych odcinków. To jest element treningu każdego psionika bojowego, nie zaszedł by tak daleko gdyby nie wiedział jak to się robi. Duży zasięg inwokacji również będzie pomocny, zaatakowanie przeciwnika który się tego nie spodziewa będzie dobrą inicjatywą jeśli nic innego nie będzie w stanie zrobić i da szansę innym na jego dobicie.

Mara i Marisha uwinęły się szybko z dobijaniem i zajęły pozycję po lewej stronie wejścia do głównej hali hangaru. Nie żeby strzelcy z 412-ego mieli zwyczaju zostawiania żywych wrogów. A już broń Imperatorze, umyślnie pudłowali, jak niektóre świeże pułki z planet gdzie niektórzy nigdy nie widzieli przed poborem broni na oczy. Po prostu odnośnie pewnych przeciwników obowiązywała zasada „ograniczonego zaufania” jeśli chodzi o śmierć. W wypadku starcia z takim wrogiem rutynowo aplikowano „strzał kontrolny” w głowę lub w wypadku konieczności oszczędzania amunicji kilkanaście ciosów bagnetem oraz dekapitację. Szaleńcy służący mocom chaosu zdecydowanie należeli do tej kategorii, w końcu wystarczy jeden dobry aktor z granatem aby zdjąć pół oddziału.
Zmieniła magazynek na świeży, słuchając rozkazów Redda, każąc to samo zrobić Marishy skinęła głową potwierdzając, że usłyszała.

Przypadła na kolano starając się do maksimum wykorzystać osłonę zapewnianą przez wejście, i otworzyła ogień do przydzielonych celów tak jak i reszta oddziału. Krótkie serie, wymierzone, pewne i skuteczne, podstawa doktryny bojowej na taki dystans dla karabinu laserowego Kantrael, standardowej broni 412-ego Cadiańskiego.
 

Ostatnio edytowane przez Cranmer : 08-03-2013 o 21:40.
Cranmer jest offline  
Stary 09-03-2013, 16:25   #42
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Łączność z Komisarzem Dieslem została nawiązana. Sierżant Redd wydał rozkazy swoim żołnierzom. Drużyna podzieliła się na dwa niezależne "fireteams" i rozpoczęły szturm.

Lucas Einhoff po raz kolejny skumulował swoją psioniczną moc, aby okryć się ochronną mocą płomieni i metalu. Schowany za tarczą, z laspistoletem w dłoni, ruszył. Kule rykoszetowały od tarczy ustawionej pod kątem, bębniły o opancerzenie, dźgały utwardzone ciało. W odpowiedzi, psyker oświetlił pozycje obu przeciwników przy lewej ścianie hangaru za pomocą lasera, zmuszając ich do szukania osłony. W sukurs Einhoffowi poszedł Drustar, zalewając najbliższego przeciwnika płonącym promethium. Zbliżając się, sprowadzał na swego wroga deszcz płomieni, trzymając lufę miotacza pod kątem wzwyż. Większość ognistych smug, zbyt ciężka by utrzymać się nawet w zmniejszonej grawitacji, opadała szybko - ale kilka dotarło na miejsce, podpalając i raniąc straszliwie przeciwnika, który zaczął szaleć. Wybiegł zza osłony, prując na oślep do oporu ze swojego auto-karabinu. Zaraz potem padł martwy, ugaszony przez lasery. Drugi wróg próbował cofać się przed nadchodzącym psykerem, ostrzeliwując go do ostatniego naboju. Nie zdążył. Żar, płomienie i śmiercionośne czerwone światło dosięgło i jego.

Tymczasem, Redd wystrzelił ze swojej rury granat Inferno w stronę przeciwników kryjących się naprzeciwko nacierającej drużyny. Granat padł bardzo dobrze, pomiędzy osłonami, tuż obok wrogów. Eksplozja zmiotła i podpaliła obu skurwieli. Las-karabiny Mary i Marishy dokończyły sprawę. Jednakże, użycie po raz kolejny granatnika w tym miejscu okazało się nieprzyjemne w skutkach - eksplozja i rozlewający się ogień naruszyły integralność pudeł i skrzyń rozstawionych przed osłonami. Większość momentalnie zapłonęła. Niektóre eksplodowały, rozsyłając wszędzie dookoła deszcz ognia i odłamków. Inne zaczęły wydzielać trujące, czarne opary.

Adams i dwoje Gwardzistów gęsto ostrzelali odsłoniętych wrogów na prawo. Zdezorientowani, atakowani z dwóch stron, wrogowie w ułamkach sekund dali się litościwie wybić. Jeden z nich próbował wepchnąć się jakoś między kontenery, by uniknąć ognia z obu stron, jednakże nie zdążył - skosił go całkiem przypadkowy postrzał w głowę, przebijając hełm i czaszkę Chaosiarza bez większego wysiłku.

Redd, kiedy Adams i Mara ostrzeliwali swoich wrogów, a Einhoff palił drugiego na lewo, wyszedł zza winkla ze swoją handkanoną. Czekającemu tam Chaosycie puściły nerwy - obsypał sierżanta "darami" ze swojego automatu, nie dbając specjalnie o celność i osłonę. Trzy kule z ciężkiego rewolweru ukarały go za to po wsze czasy.

Lewa strona hangaru była wyczyszczona z przeciwników. Padło ich aż ośmiu w jednym, morderczym uderzeniu. Cadianie i armsmani IN przenieśli ogień na prawą stronę, w jedną chwilę likwidując oskrzydlonego wroga wysuniętego najbliżej galerii. Zaraz potem padł kolejny, również ostrzelany z boku, stojący po niewłaściwej stronie jednego z wózków widłowych. Pozostali trzej zostali przyszpileni ogniem.

W międzyczasie Redd został zaatakowany. Zza "ogona" wypadł jakiś szaleniec, przeoczony przez "galerian". Ostrzelał Redda niecelnie za pomocą karabinu, lecz to nie było groźne. Zdecydowanie groźniejszy był kontaktowy granat Krak, który wyleciał z podwieszonej pod nim lufy, zostawiając za sobą siwą smugę dymu. Trafił idealnie w lewy kant tarczy Redda, który nie zdążył się w pełni zasłonić ani umknąć. Eksplozja rozerwała pół tarczy i dosłownie zdruzgotała całą lewą stronę pancerza Cadianina. Siła wybuchu natychmiast go rozbroiła i rzuciła zdrowym barkiem o ścianę, aż chrupnęło. Krytycznie ranny, ogłuszony dowódca runął ciężko na podłogę, zostawiając na ścianie smugę krwi. Jego oprawca nie mógł się cieszyć długo tym zwycięstwem - "galerianie" dosłownie rozchlastali go śrutem i laserami.

Adams oddelegował dwóch Cadian z drużyny, aby pomogli rannemu, po czym sam przejął dowodzenie i poprowadził pozostałych towarzyszy do dalszego natarcia, wespół ze zbiegającymi z galerii tarczownikami. W dwie minuty, osłaniani przez resztę, rozprawili się bez strat z pozostałymi trzema przeciwnikami u dołu hangaru.

Ostatni z Chaosytów, do tej pory niezauważony, spróbował sprintem dostać się do promu. Kilku ludzi krzyknęło na jego widok i spróbowało go bezskutecznie powstrzymać niecelnym ogniem. On odpowiedział zaporową serią ze swojego gnata, opróżniając magazynek i zmuszając Imperialistów do krycia się.

Powstrzymał go pech. Durny przypadek. Potknął się i wyłożył jak długi. Próbował się zerwać do ponownego biegu, ale kilku szybko myślących facetów ugasiło te próby permanentnie.

Po kilku chwilach względnej ciszy, poświęconych na raporty i przeczesywanie reszty pomieszczenia, podniósł się okrzyk. Żołnierze dali upust emocjom, hołdując w ten sposób zwycięstwu. Nikt z wrogów nie przetrwał. Hangar został zdobyty. Łącznie dwudziestu jeden łupieżców padło, za cenę pięciu Cadian (jednego zabitego i czterech ciężko rannych) i dwóch zabitych armsmanów. Było sporo lżej rannych, lecz naprędce opatrzonych i nadal zdolnych do walki oraz przemieszczania się o własnych siłach.

Reddem zajęto się należycie. Zadbała o to jego podopieczna, Alma. Jak się okazało, eksplozja granatu, oprócz samej energii kinetycznej i gorąca, wbiła w ciało sierżanta mnóstwo mniejszych i większych kawałków rozbitego ceramitu i metalu z tarczy oraz skruszonego pancerza Flak. Rany były iście przerażające. Poszatkowany, osmalony i przemielony lewy bok. Trzy żebra pęknięte. Lewa nerka dosłownie zniszczona. Oba barki zwichnięte. Lewa ręka rozerwana w łokciu na kilka części (z czego jeden trzymał się jeszcze ułamanych, ostrych, sterczących kawałków kości przedramienia na strzępie skóry i ścięgien). Dwa solidne metalowe odłamki które uderzyły w twarz sierżanta - jeden trzasnął w żuchwę, o mało co nie wbijając się gdzieś pod język. Drugi ciął ostrym kantem przez twarz, od żuchwy, przez policzek i lewe oko, kończąc swoją "wędrówkę" wbiciem w krawędź hełmu. Cud, że szok natychmiast nie zabił starego weterana, a energia kinetyczna nie zmieniła płuca, serca i innych narażonych organów w galaretę. Dzięki opiece udzielonej przez Almę i innych sanitariuszy, Redd nie wykrwawił się. Nie umarł, choć było mu do śmierci bliżej niż kiedykolwiek przedtem. Przeżył, dzięki oddaniu korpusu medycznego - a przede wszystkim swojej vostroyańskiej pupilce.

Diesel przejął dowodzenie nad drużyną i oddelegował ją wespół z innymi żołnierzami, aby zabezpieczyła prom i okoliczne korytarze. Nie stanowiło to żadnego problemu. W sektorze nie było już więcej przeciwników. Wkrótce nadeszły też inne drużyny, które w zażartych strzelaninach czyściły korytarze i komnaty statku.

+++

Do końca wachty, walki na Nuntiusie prawie całkiem wygasły. Wszystkie promy wroga zostały zdobyte, uszkodzone lub zniszczone. Prawie wszyscy abordażujący zginęli. Jedynie nieliczni przetrwali, ukrywając się w zakamarkach łajby.

W międzyczasie, trwała bitwa w próżni. Wypuściwszy swe chmary promów i łodzi abordażowych, Iconoclasty i Idolator wznowiły ostrzał, kierując go na eskortę, która zareagowała należycie, starając się odciągnąć statki Chaosu od transportowców. Zapłaciły za to srogą cenę - jeden został zniszczony (eksplodował mu napęd plazmowy po zbyt długim, celnym i intensywnym ostrzale wroga), pozostałe poważnie uszkodzone. Udało im się jednakże okulawić i podziurawić Infidela oraz rozerwać na kawały jednego Iconoclasta i lekko uszkodzić drugiego. Zbiegło się to z klęską abordażujących. Łajby Chaosu podały tyły, zdążając w stronę punktu skokowego do systemu Bront. Dowódcy okrętów IN, nie chcąc dopuścić do przecieku informacji o odsieczy dla broniącej się planety, ruszyły w pościg. Udało im się dorwać i zniszczyć Infidela, ale wciąż (prawie) sprawny drugi Iconoclast pozostawał poza ich zasięgiem.

W sukurs Imperialistom przyszedł nieoczekiwany sojusznik - dwie łajby pod banderą jednego z wielu calixiańskich Rodów Rogue Traders. Magnus Drustar znał ten ród... w końcu służył dla jego pana, swego wybawcy z czasów krzewienia wiary w Ekspansji Koronus. Obydwa statki, szybkie raidery, zorientowały się w sytuacji i puściły w pogoń za uciekającym okrętem. Złapały go tuż przed skokiem i zniszczyły. Bezpieczeństwo odsieczy, zależące od wojskowej tajemnicy, zostało zachowane.

Rada dowódców, wzbogacona o wysłannika ze statków RT (lecz nie samego Lorda-kapitana, którego Drustar znał osobiście - nie było go bowiem tutaj), podjęła decyzję o tymczasowym postoju celem napraw uszkodzonych statków, hospitalizacji rannych kombatantów i wyczyszczenia transportowców z resztek wroga. Ten ostatni cel zrealizowano w dwa dni. Ostatnich kilkunastu Łupieżców Chaosu było tak zajadłych, że nawet po klęsce nie złożyli broni i nie poddali się. Dokonali kilkudziesięciu sabotaży, zamachów i masakr załogantów, zanim armsmani i Gwardziści dorwali ostatnich z nich. Szaleństwo, samobójcze tendencje, fanatyzm i upór wroga zaskoczył nieprzygotowane do tego załogi statków IN oraz "zielonych" Gwardzistów z lokalnych regimentów. Straty mogły być mniejsze, gdyby w ślad za teorią (znaną w całym Imperium mieszanką nieustającej indoktrynacji, propagandy i bezlitosnego drylu) szła praktyka. Calixianie ogółem byli niedoświadczeni. Owszem, wychowani byli jak każdy Człowiek z Imperium w ślepej wierze w Boga-Imperatora, Kredo Imperium i doktrynalne zasady rządzące zrzeszoną Ludzkością. Nienawidzili Chaosu, Xenos i wszelakich heretyków. W tej bitwie wykazali się odwagą i dobrym wyszkoleniem. Wielu z nich doświadczonych było w walce z piratami, rebeliantami, przestępcami i okazjonalnymi heretykami czy pirackimi Xenos. Nic jednak nie przygotowało ich w praktyce na wojnę z Arcywrogiem - wojnę nie tyle już totalną, co absolutną. Niektórzy więc dziękowali Bogu za to, że lecieli z nimi Cadianie z 412 i inni doświadczeni Gwardziści spoza Sektora Calixis.

+++

Korzystając ze wsparcia i ekspertyzy specjalistów z Rodu RT, naprawy i hospitalizacja przebiegały szybko i sprawnie. Dzięki chowanym na czarną godzinę (przez kadrę z Adeptus Mechanicus) rozwiązaniom, mniejsze uszkodzenia i lżejsze rany zostały zreperowane i zaleczone już po tygodniu. Do całkowicie ozdrowiałych zaliczali się między innymi kapelan Drustar, gwardzistka Mara, psyker Einhoff czy wikary Bonitatis. Poważniejsze "szarpnięcia" były zaś w trakcie intensywnych kuracji. Wreszcie, pod koniec drugiego tygodnia z lazaretów wyszli ostatni, najciężej ranni - m.in. Gallas, Vells czy Prest. Sierżant Redd, któremu oberwało się najmocniej z drużyny (zaraz po uśmierconym Dereku Tangierze), nie obszedł się bez pewnych... zmian. Resztki tkanki, stanowiącej niegdyś jego lewą rękę od łokcia w dół, zostały zastąpione przez lekko opancerzoną bioniczną protezę standardowego (czyli dość kiepskiego) typu. Chirurdzy usunęli wszystkie odłamki z boku i wnętrzności, łatając i odbudowując co się dało - niestety, resztki nerki zmuszeni byli usunąć, a Gwardzista zmuszony był ze swojej strony żyć tylko z jedną. Barki wróciły na swe miejsca, żebra zostały nastawione i zrosły się, żuchwa się zregenerowała, rany na twarzy zabliźniły. Jedynie z okiem był problem. Wprawdzie zostało opatrzone, to jednak oko zostało bezpowrotnie zniszczone, a zabrakło na stanie adekwatnego bionicznego zamiennika. Redd miał wybór, czy zakryć w jakiś sposób okropnie wyglądającą ranę, czy też nie.

W międzyczasie, przez te dwa tygodnie, wszyscy członkowie Imperialnej Gwardii przechodzili przez teoretyczne (a także ograniczone praktyczne) szkolenie w walce w Próżni. Zerowa, mikro i niska grawitacja; zasady bezpieczeństwa i higieny; sprzęt i jego wykorzystanie; zachowanie; broń; taktyka. Wielu ludzi było rannych i nie wzięło przez to udziału w praktycznych ćwiczeniach, co kreowało ostry dysonans wewnątrz kompanii, plutonów czy nawet drużyn. Wielu ludziom, nawet zaprawionym w boju i żyjącym wojną (jak Cadianom), nauka specyficznych rygorów śmiertelnie niebezpiecznego i uciążliwego pola walki jakim było miejsce pozbawione powietrza, atmosfery czy grawitacji przychodziła z wielkim trudem. Nie pomagało narzucane tempo, niedokładność i "skracanie drogi". Nie było dość ćwiczeń praktycznych. Musiało to jednak wystarczyć - przynajmniej w mniemaniu dowódców.

Po dwóch tygodniach, statki IN były gotowe do dalszej podróży. Rozstając się z okrętami RT, udały się do punktu skokowego i weszły w Osnowę, kierując się jak najszybciej w stronę systemu Bront - póki Arcywróg mógł nie podejrzewać utraty swojego patrolu.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 28-03-2013, 13:20   #43
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kapelan Magnus Sigismundson Drustar mierzył się wzrokiem ze Spowiednikiem Georgusem Jontusem Olmantem. Kapelan obnażył zęby i drapieżnym grymasie, zaś Spowiednik złączył dłonie i trzasnął kostkami.
- Co się dzieje?!
- Będą się napierdalać!
- Nie no co wy... To tak nie przystoi... poza tym duchowni.
- Mówię będą się napierdalać!
- Drodzy koledzy i koleżanki! Będziecie zaraz świadkami niesamowitego pojedynku! Przed państwem ważący sto kilo i mierzący dwa metry z hakiem misjonarz z sąsiadującej z Calixis, Ekspansji Koronus! Reprezentant drugiego plutonu, trzeciej kompanii...Kaaaaapeeeeelan Maaaagnus Drustar!!
Rozległ się wiwaty od strony członków wspomnianej formacji. Po chwili komentator, porucznik nadzorujący sekcję treningową uniósł ręce, a widownia się uciszyła.
- Naprzeciw niego stanie ktoś kogo wszyscy znamy! Proszę państwa! Oto ważący dziewięćdziesiąt pięć kilogramów i mierzący dokładnie dwa metry spowiednik z naszej rodzimej Cadii! Reprezentant czwartego plutonu, pierwszej kompanii... Spooooowiedniiik Geeeooorguus Jontuuuus Olmant!
Tak jak w przypadku kapelana i tutaj posypały się wiwaty i brawa.
Dwóch przeciwników naprężyło mięśnie. Obaj zsunęli z siebie swoje świętobliwe szaty zostając tylko w spodniach. Ciała duchownych zdobiła prawdziwa kolekcja blizn i śladów po stoczonych bojach. Pod napiętą skórą Drustara zarysowywały się dokładnie płyty pancerza podskórnego. Na jego ramieniu pyszniła się wypalona Imperialna Aquila. Olmant jednak wcale mu nie ustępował w robieniu wrażenia. Na piersi wypalony miał znak Adeptus Ministorum, zaś długa potrójna blizna ciągnąca się przez całe plecy dodawała mu jeszcze więcej powagi.
- Wasze Wielebności. Znacie zasady.
Obaj spojrzeli na komentatora ponuro i skinęli głowami.
- To do dzieła. - rzucił porucznik i odsunął się od obu wielkoludów.
Ci spojrzeli po sobie i zasiedli przy stołku. Zmierzyli się spojrzeniami i postawili prawe ręce na blacie. Lewymi chwycili się krawędzi stołu. Spletli dłonie. Widownia zacieśniła się bowiem każdy chciał widzieć test siły potężnie zbudowanych duchownych. Żołnierze chcieli obstawiać kto wygra jednak wtedy wydarł się na nich wikary Bonitatis wraz z kilkoma innymi co bardziej pobożnymi wojownikami, że żadnych zakładów nie ma i nie będzie. Nie zmieniło to faktu że niektórzy cicho między sobą wymieniali się hasłami, swoimi przypuszczeniami i na kogo stawiają.
- Start! - zawołał porucznik.
Duchowni naparli rękoma na siebie. Żołnierze zaczęli dopingować swoich faworytów. Olmant i Drustar siłując się patrzyli sobie w oczy. Na ich twarzach malowało się skupienie. Sekundy mijały dla nich nieznośnie powoli. Siłowanie się pochłonęło ich tak że nie wyczuwali emocji od których wokół aż szalało. Była tylko czysta determinacja.
Nie wiadomo ile czasu minęło, w końcu mięśnie na twarzach świętobliwych zaczęły się napinać. Żyły wystąpiła na rękach. Potem z każdą sekundą robili się coraz czerwieńsi. Żaden jednak nie mógł uzyskać przewagi. Olmatowi poliki nabrzmiały kiedy chwycił wielki haust powietrza i przywołał w końcu rezerwy sił, aby położyć rękę Drustara na blat. Ten płytkimi wdechami starał się uzupełnić zapas tlenu. Wykrzywił twarz w grymasie i zacisnął zęby tak mocno, że mógłby chyba przegryźć adamantową płytę. Widząc jednak że zaczyna przegrywać, też chwycił powietrze i naparł ile tylko mógł.

Łup.

Siły w końcu zawiodły misjonarza. Spowiednik napierał nieubłaganie, pomimo starań Drustara. Porucznik wzniósł rękę zwycięscy. Olmant jednak pokazał klasę poklepał Magnusa po ramieniu i wzniósł i jego rękę w górę.
- Zaprawdę godny to przeciwnik! - zawołał donośnie.
Ludzie zaczęli gratulować spowiednikowi i pocieszać misjonarza. Inni po kryjomu zaczęli wymieniać się fantami z uśmiechem na twarzy lub z kamiennymi minami, zależy czy zakład im się udał czy nie.
- Tak... Rogue Traderzy mają takie powiedzenie: Oceniaj przeciwnika po tym z kim musi się mierzyć. - rzekł Magnus.
Spowiednik tylko pokiwał głową.
- Dzisiaj rano dostałem od kwatermistrza ciężki flamer, o który złożyłem podanie jakiś czas temu. Dziś wieczorem w kaplicy z Maksymilianem i Bonifacym będziemy błogosławić oręż. - nachylił się do kapelana i powiedział ciszej - A potem idziemy to opijać ku chwale Imperatora. Ty i wikary Bonitatis możecie czuć się zaproszeni.
Drustar odpowiedział szerokim uśmiechem.

***

Tego wieczoru kaplica była zarezerwowana dla duchowieństwa. U podnóża statuy przedstawiającej Imperatora stał ołtarz na którym złożono cały zestaw ciężkiego miotacza płomieni. Obecni byli Olmant, Drustar, Bonitatis, jak i znajomi spowiednika - niewysoki kapelan o donośnym głosie Maksymilian Godfrey i stary, ale wciąż krzepki i pełen werwy egzorcysta Bonifacy Wardlock wraz z uczniem Matiuszem. Duchowni stojąc okręgiem wokół ołtarza podawali sobie kadzidło, a ten kto akurat je trzymał wypowiadał błogosławieństwo i poprawiał je modlitwą błagalną do Imperatora. Każdy również przytwierdził do miotacza ognia po pieczęci czystości. W końcu po skończonym ceremoniale jako najbardziej sędziwy z całego towarzystwa, Wardlock stanął za ołtarzem i przemówił głosem jakby była to wyjątkowo doniosła chwila.
- Bracia! Oto dzisiaj nasza mała wspólnota duchowna została dozbrojona w potężne narzędzie niesienia chwały Boga Imperatora. Nie muszę chyba wspominać ile wysiłku, nerwów i cierpliwości kosztowało brata Georgus’a zdobycie tego wspaniałego oręża, ale na szczęście Imperator okazał łaskę. Oby nasze prośby zostały wysłuchane przez Zbawcę Ludzkości i oby dały naszemu bratu siłę, aby dzierżył pewnie swoją nową “pochodnię” i skutecznie pokazywał heretykom co znaczy występować przeciw Bogu Imperatorowi.
Kapłani złożyli dłonie w aquilę i pokłonili się posągowi Imperatora.
- No dobrze, a teraz chodźmy świętować. - zawołał weselej.

***

Świętobliwi zebrali się przy jednym stole w mesie i raczyli się jedzeniem z przydziału. Dodatkowo nawet udało się im wykombinować trochę alkoholu, jednak nie dostatecznie dużo, aby rozkręcić jakąś porządną “imprezę”. Jedli i pili rozważając przy tym wiele spraw. Od tego kto większą herezję poskromił, przez to z kim służą, aż po to jak najskuteczniej zająć się heretyckim elementem. Ludzie przyglądali się wesołym wielebnościom, jednak nikt do “biesiady” się nie dołączył. Zbyt wstrząsający był fakt z jaką swobodą potrafili opowiadać o horrorach które mroziły serca zwykłych śmiertelników. Jeszcze gorsze było to, że z zapałem i iskrami w oczach potrafili przechwalać się barwnymi opisami rozprawiania się z heretykami. Było to nie raz tak rzeczywiste że żołnierze o słabszych nerwach siedzący bliżej zaczynali dostawać mdłości.
Wielebni tego dnia zasiedzieli się w mesie bardzo długo zacieśniając więzi przyjaźni i braterstwa między sobą. Drustar i Bonitatis, chociaż byli misjonarzami, odkryli że inni duszpasterze działający pośród mas ludu, mają podobne spojrzenie na wiele rzeczy co oni. Zdołali się wymienić wieloma historiami i doświadczeniami ze swojej posługi i zdobyć nowych kamratów.

Dla podtrzymania tej nowej znajomości duchowni przydzieleni do drugiego plutonu trzeciej kompanii umówili się z pozostałymi klerykami na testowanie nowego nabytku spowiednika Olmanta w jednej z sekcji treningowych za parę dni. Oczywiście o ile do tego czasu nie dotrą do miejsca przeznaczenia...
 
Stalowy jest offline  
Stary 29-03-2013, 19:54   #44
 
Tom'Ash's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom'Ash nie jest za bardzo znany
- Nie zamykaj oczu, żołnierzu! - Wykrzyczał jakiś głos z oddali. Gallas dziwnie się czuł, wiedział co się stało parę chwil temu i gdzie jest, ale nie wiedział gdzie zmierza teraz. Chyba był na jakichś noszach, bo leżąc na plecach, co jakiś czas odczytywał oznaczenia na ścianach. Nie docierało do niego to, co przeczytał. Ot, jakieś litery połączone ze sobą w dziwny sposób. Mimo bólu w klatce piersiowej odczuwał dziwną ulgę, nie bał się. Wiedział, że będzie dobrze. Czy to wiara w Imperatora dawała mu siłę czy też środki przeciwbólowe działały?

- parę chwil później -

- Jestem doktor Kovatch, zaraz zajmę się dwoma pociskami które ugrzęzły w Twoich płucach. - Gallas widział niewyraźny kształt człowieka, który tytułował się mianem doktora, niezbyt rozumiał to, co ten człowiek mówił do niego. Nie miał zbyt wiele czasu na rozmyślania, bo po chwili nałożono mu maseczkę w której momentalnie zasnął.

- kilka godzin później -

Ursarkar otworzył powoli oczy, był słaby i zmęczony, mimo tego, że spał. Ile? Nie wiedział. Chciał się podciągnąć w łóżku ale klatka piersiowa przeszyła go bólem i z siarczystym przekleństwem opadł na swoje łóżko. Rozejrzał się więc wokół, wszystko było surowe lecz czyste i zadbane. Nad drzwiami, prowadzącymi zapewne na korytarz, zobaczył znak Adeptus Medicus. Gallas był w szpitalu. Mężczyzna więc, wysilił swoją pamięć, by przypomnieć sobie, jak tu się znalazł. Lecz niestety nie udało się to Gwardziście. Usnął.

- kilka dni później -

- Rana świetnie się goi, do końca tygodnia nie pozostanie po niej nic, prócz szpanerskiej blizny. - Powiedziała dziarskim tonem jedna z pielęgniarek, która robiła obchód po oddziale.
- Przepraszam, a czy nie wie Pani, co stało się z Bury’m Vellsem? - Zapytał, mając nadzieję, że nie usłyszy najgorszych wieści.
- Bury Vells, tak? Sprawdzę w kartotece, i powiem Panu. A tymczasem proszę odpoczywać. - Po czym, nie czekając na żadną odpowiedź, ruszyła do kolejnego łóżka.

- wieczorem, tego samego dnia -

- Bury! - Krzyknął uradowany Gallas, widząc zwalistą postać swojego przyjaciela w drzwiach.
- Ucisz się. - Syknął Vells podchodząc do łóżka swego kompana - wymknąłem się z swojego oddziału, nie wiedzą, że tu jestem. Wiesz jacy Ci lekarze są uparci.
- Dobrze Cię widzieć w jednym kawałku. - Odparł Ursarkar, szczęśliwy, że jego kompan czuje się znacznie lepiej niż on sam. Już chciał coś powiedzieć, lecz kątem oka dostrzegł, że za szybą oddzielającą oddział, w którym znajdowali się Gwardziści a korytarzem, pojawiła się pielęgniarka z tacą pełną zapewne medykamentów.
- O kurwa, jak Cie tu zobaczy, to masz gwarantowaną lewatywę. Wskakuj pod łóżko! - syknął “Bolter” do swego kompana, który również spojrzał na pielęgniarkę która go nie zauważyła, gdyż skupiona była na tym, by nie upuścić tacy z lekami. Bury najszybciej, jak tylko potrafił, wpełzł pod łóżko Gallasa i modlił się, by nikt z pozostałych Gwardzistów, nie wydał go na pastwę pielęgniarki.

- ostatni dzień pobytu w szpitalu -

- Pamiętasz coś z tego jak Cię trafili? Ursarkar? - zapytał Bury, drapiąc się po głowie. Obydwaj Gwardziści siedzieli w szpitalnej mesie. Od momentu ich trafienia, minęły dwa tygodnie. Dopiero teraz, pozwolono im opuścić łóżka szpitalne. Przez cały ten czas, przyjaciele widzieli się tylko raz, wtedy kiedy Vells wymknął się ze swojego oddziału, by odwiedzić towarzysza, ale nawet wtedy, nie mieli zbyt wiele czasu by porozmawiać, dopiero teraz nadarzyła się ku temu okazja.
- Po tym, jak oberwałem, pamiętam, że Mara, zaciągnęła nas do kąta i opatrzyła z sanitariuszką. Potem zabrali nas tutaj, na oddział szpitalny. - Odpowiedział Gallas, powracając do tamtych chwil. Mimo, że wtedy był zupełnie oszołomiony, z czasem przypomniał sobie nawet o najdrobniejszych szczegółach tamtego wydarzenia. Najwyraźniej miał zbyt dużo czasu na wspominanie tamtej sytuacji. Drużyna Ciężkiego Wsparcia nie widziała się przez cały ten czas z resztą drużyny. Nawet nie wiedzieli, czy wszyscy żyją. Na jutrzejszej odprawie będą musieli się dowiedzieć wszystkiego, co im umknęło.
 
__________________
„Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Ostatnio edytowane przez Tom'Ash : 29-03-2013 o 21:49.
Tom'Ash jest offline  
Stary 30-03-2013, 15:00   #45
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Redd się ockną. Ostatnim co pamiętał było jak prowadził ludzi korytarzami. Po chwili wróciły wspomnienia do momentu jak kazał rannym zostać z tyłu i dać się opatrzyć Almie. Dobra, czyli oberwał. I to mocno, skoro urżnęło mu kawał pamięci. A mimo to czuł się lekki i potężny. Hehe... musieli w niego pakować stymulanty niczym wężem ogrodowym. To tylko jeszcze dodawało powagi jego ranie i, pomimo żrącej go ciekawości jak tym razem oberwał, pozostał na miejscu i nawet nie próbował się podnosić. Sam zbyt wiele razy powtarzał rannym młodzikom, że mają spokojnie leżeć na łóżku i żreć kaszkę przez rurkę póki medycy nie powiedzą, że może przestać, a mu jeszcze żaden medyk nie pozwolił. Redd nie chciał być hipokrytą. Stan ciała zbadał napinając kolejne mięśnie. Wyrobił tę metodę koło siedmiu lat temu. Nie boli? Znaczy, że jest w porządku. Boli? Znaczy, że tam się dostało. Nie można napiąć mięśni? Znaczy, że ma się protezę, albo, we wczesnej fazie, że straciło się kończynę lub władzę nad nią, w późniejszej, mogło też znaczyć, że ma się protezę. Nie wiedział która z tych opcji tyczy jego lewej ręki. Obrócił głowę w prawo
- Hej. Gwardzisto, zidentyfikuj się.
- Szturmowiec Tomas Guts, sir. - odrzekł mężczyzna ze straskanym kulą obojczykiem.
- Który mamy dzień tygodnia?
- Trzeci. Zaatakowano nas cztery dni temu.
- Rozumiem. Jakie mieliśmy straty?
Kolejne minuty zeszły Mardockowi na wydobywaniu informacji których mu brakło, trwało to póki nie przyszedł jeden z młodszych medyków na obchód, by zobaczyć, czy wszystko w porządku z rannymi.
Wtedy dopiero Redd dowiedział się o tym ile mu wymieniono
- Medyku.
- Tak, sir?
- Jak będziecie mieli chwilę to prosił bym aby poinformować Almę Volodyjową, że się ocknąłem.
Medyk kiwnął głową i wyszedł kontynuuojąc obchód.


- Mardock!
- Hej Yeva. - przywitał się Redd z dziewczyną która stanęła w drzwiach sali. Kolejną godzinę wypytywał ją o szczegóły akcji. Pamięć powoli wracała, prowadzona słowami pół-Vostoryanki.
- Hah! - zaśmiał się uradowany gdy usłyszał jak został ranny
Alma niedowierzająco gapiła się na Mardocka
- I ty się z tego cieszysz? Mogłeś zginąć! To cud, że tak się nie stało.
- Pamiętasz co mówiłem o śmierci?
- Że się jej nie boisz, ale teraz...
- Teraz przeżyłem trafienie krakgranatem! - przerwał jej napalony jak od dawna nie był. Koc, pod którym leżał, zaczął poddrygiwać w rytm jego śmiechu. - To dopiero coś!
- Faceci... - rzuciła rozbawiona już Alma.
- Blizny wojenne to swego rodzaju trofea. Każdy wojownik szczyci się nimi, bowiem są dowodem jego odwagi wobec przeciwności losu. - rozległ się hardy głos.
Niesamowitym było, że kapelan Drustar potrafił poruszać się cicho, kiedy nie nosił swojego potężnego pancerza. Potężnie zbudowany kleryk miał na sobie prostą szatę misjonarską. Rozejrzał się po sali.
- Imperator z wami bracia i siostry. - powiedział do wszystkich obecnych - Przychodzę dzisiaj do was z sakramentem spowiedzi. - oznajmił - Jestem tutaj aby wysłuchać waszych trosk i pomóc wam oczyścić umysły i serca.
Magnus poczekał jeszcze chwilę i podszedł do najbliższego łóżka, na którym leżał pokiereszowany żołnierz któremu urwało obie nogi poniżej kolan. Teraz miał bioniczne protezy, jednak jeszcze nie były w pełni sprawne. Magnus przysunął sobie taboret, zasiadł na nim i pochylił się nad rannym. Złożył dłonie w aquilę, odmówił krótką modlitwę i szeptem zaczął rozmawiać z kaleką. Podobna sytuacja zdarzyła się przy pozostałych posłaniach. Drustar rozmawiał, wysłuchiwał, pouczał i pocieszał. Na koniec spowiedzi kładł dłoń na czołach rannych żołnierzy i prosił Świętego Drususa o wstawiennictwo u Imperatora za tych dzielnych wojowników. Kiedy w końcu doszedł do łóżka na którym spoczywał Mardock, usiadł i skinął głową mu i sanitariuszce.
- Witajcie moje dzieci... jak się miewa nasz sierżant?
- Cieszy się jak gołowąs co dostał swój pierwszy karabin - zakpiła Alma na tyle cicho by słów nie rozróżniał nikt poza obecną trójką, podczas gdy Redd podziwiał swoją pierwszą protezę
- Niech się cieszy i dziękuje Imperatorowi że to tylko był krak. - mruknął Magnus - W Koronus swego czasu na planecie Mercatis pewien misjonarz przeżył postrzał z autodziałka. Od tego czasu musiał być na “ty” z techkapłanami... ale żyje i pewnie szaleje gdzieś teraz na polach bitew tu w Calixis.
- Hah. - zaśmiał się Mardock - Wspaniałe uczucie móc się, w miarę, porównywać z takimi postaciami. Choć mnie uratowała tarcza. Inaczej zostały by same strzępy i najwyżej przerobiono by mnie na serwoczaszkę, gdyby uznano, że jestem godny.
- Tarcza to bardzo dobra rzecz. Podróżowanie u boku Rogue Tradera dużo mnie nauczyło odnośnie improwizowania i używania tego co jest pod ręką. - misjonarz zacisnął dłoń w pięść - Nie wiem czy u was Cadian używa się powszechnie tarcz. Jeżeli będzie okazja warto poprosić o wydanie kilku. Doskonale się sprawdzają w prawie wszystkich warunkach.
- Musicie pamiętać, ojcze, że podczas szturmu chaosytów mieliśmy sporo szczęścia, że tylko ja oberwałem krakgranatem, ale zarówno heretycy jak i xenos często mają broń analogiczną do naszych krakgranatów zdolną, bez problemu, przebić tarczę, a gwardzista za nią często zapomina o tym i nawet nie próbuje szukać osłony. Wielu moich ludzi ginęło w ten sposób, niezależnie jak namiętnie im tłumaczyłem i jak gorzko opieprzałem.
- To prawda... przeciwko tarczownikom używa się takich rzeczy... i mało który wojownik ma kolejną okazję, aby nauczyć się na polu bitwy jak się przed nimi chronić.
Kapelan pokiwał głową po czym ściągnął brwi.
- Dosyć tego gadania. Cały blok szpitalny przede mną, a ja się z wami dzieci zagaduję.
Drustar przeprowadził dla Redda rytuał spowiedzi. Postanowił jednak że skoro jest okazja to i Alma powinna się wyspowiadać. Wielu żołnierzy chichotało kiedy kapelan wstając od łóżka rannego sierżanta jakby w ostatniej chwili sobie przypomniał i z głośnym “moment moment” zwrócił się do sanitariuszki. Mówiąc szeptem wyspowiadał i ją. Dopiero wtedy ruszył dalej z wydobywaniem z ludzi grzechów i oczyszczanie ich poprzez zadanie bezkompromisowych pokut.
 
Arvelus jest offline  
Stary 30-03-2013, 20:43   #46
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Tydzień samotność, do nie wielu ludzi była okazja otworzyć gębę, ale Lucas nie szukał okazji do zwierzeń i rozmów bo nie należy to do zakresu jego zainteresowań. Pierwsze co czekało go po walce nie należało do przyjemnych, były to bowiem podstawowe procedury sprawdzające czy kolejna potyczka przypadkiem nie zbliżyła jego umysłu do załamania lub nie sprowadziła myśli na złą stronę. Fakt, że jej część był prowadzona bez przydzielonego ‘opiekuna’ spowodował, że sprawdzanie było dokładniejsze.

***

Przedłużająca się rekonwalescencja Prest’a ograniczyła możliwość kontaktów poza te określone przez protokół i ćwiczenia. Czas poza nimi upłynął na czytaniu przydziałowych książek z zakresu kryptologii oraz teoretycznych pozycji na temat walki w próżni oraz prywatnych treningach skupienia i kontroli nad żywiołem ognia która zasadniczo bardziej kojarzy się z żonglerką ale bez użycia rąk - małe kulki ognia zataczające dziwne figury.

***

- Czyli znowu ominęło mnie oglądanie jak udajesz jebaną pochodnią co ?

Prest w końcu zwolniony z lazaretu w końcu dał upust swojej gadatliwości która była wstrzymywana niemrawym towarzystwem. Pomimo, że słyszał historię już dobre dziesięć razy z różnych żródeł po raz kolejny zadał to samo pytanie.

- Znowu do tego wracasz Puszek ?

- Bo wiem, że lubisz się tym chwalić.

- To sobie akurat wymyśliłeś, Ty i te Twoje pierdolenie.

- Wyrażaj się bo doniosę przełożonym, że tracisz panowanie nad sobą i będę musiał Cię zastrzelić, albo nie zastrzelę i doniosę, że musiałem bo zacząłeś wrzeszczeć...

- Tak wiem wszyscy w to uwierzą bo każdy psyker to niestabilny wariat. A ty jesteś prawdziwym bohaterem bo z takim wariatem gadasz aby inni nie musieli. Medal murowany.

- Do tego poproszę jeszcze jakiś pomnik i chętne panienki do chwalenie i zaspokajania potrzeb bohatera.

Lucas i Prest zaśmiali się dość głośno zwracając uwagę innych gwardzistów i załogantów spędzających krótkie chwile czasu wolnego na galeryjce okolicach stołówki.
 
Cranmer jest offline  
Stary 02-04-2013, 16:59   #47
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Ponieważ Redd był nieco niedostępny ze względu na rekonwalescencję więc to Mara objechała Marishę za zachowanie podczas ostatniej potyczki. Rozmowa nie trwała długo, starsza gwardzistka po prostu powtórzyła to co powiedziała w trakcie akcji nieco tylko rozbudowując wypowiedź. Podsumowała, to wszystko stwierdzając, że obie następnego dnia zgłoszą się do kaprala po karne przydziały. Na zdziwioną minę swej podopiecznej pokręciła tylko głową.
- Co, zastanawiasz się czemu obie się zgłosimy? – Spytała, Marisha tylko kiwnęła głową. – Słodki Imperatorze, jeszcze nie zauważyłaś, że to wojsko, a nie wypad na obóz szkoleniowy gdzieś w teren? Wszystko co spieprzysz dotyka nie tylko ciebie ale i innych, a ponieważ to ja mam cię pod opieką więc wszystko co schrzanisz jest moją winą za co odpowiadam osobiście własnym zadkiem. Więc poniekąd to ja wystawiłam oddział na niebezpieczeństwo dlatego, że cię nie upilnowałam.
- Ale, przecież… - zaczęła Marisha nieśmiało – postrzelili cię, nie mogłaś nic zrobić! – wydusiła.
- I co z tego? – zapytała spokojnie Mara. – nie wytresowałam cię odpowiednio, najlepszy przykład, że śmiesz mi przerywać, myślałam, że takie durne odruchy wytłukli z ciebie jeszcze w Białych Tarczach ale widać nie dość dobrze się postarali. A może to była moja wina bo byłam dla ciebie za miękka? – zastanawiała się dalej gwardzistka. – To i tak bez znaczenia, nawaliłaś co znaczy, że ja cię nie dopilnowałam i dlatego od jutra czeka nas obie pokuta. Odmaszerować.

Karne przydziały zwane też „listą przesrańców” były starą tradycją niemal w każdej formacji piechoty Imperium, czasem zwano je inaczej ale zasada była zawsze ta sama. „Przesrańcy” czyli gwardziści którzy czymś podpadli, zajmowali się tymi zadaniami które były w ogólnym pojęciu nieprzyjemne, uciążliwe i/lub niebezpieczne, od kopania latryn i noszenia rzeczy poprzez mycie garów i pomoc w kuchni aż po służbę wartowniczą w najgorszych warunkach i szpicę na patrolu. Generalnie większość akcji wymagających ochotników także przypadała tym szczęśliwcom. Mara i Marisha zajmowały się więc przez resztę podróży transportem chaosyckich trupów do utylizacji, segregacją broni, oczyszczaniem najbardziej zdewastowanych korytarzy, oraz uczęszczały na cowieczorne pogadanki mające podbudować ich morale. Nie oznaczało to jednak, że ominęły je jakiekolwiek ćwiczenia, wręcz przeciwnie, każda dostała pas amunicyjny wyładowany ołowiem „dla lepszej zaprawy”. Pewnego razu Redd wezwał je do siebie, ale po streszczonym raporcie Mary skończyło się tylko na skinięciu głową i wróciły do swoich zajęć.
 
Rudzielec jest offline  
Stary 02-04-2013, 17:24   #48
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Duchy Maszyny należące do okrętów okazały się łaskawe, a Bóg-Imperator spojrzał przychylnym wzrokiem na swych żołnierzy. Skok w Osnowę odbył się bezproblemowo, a następująca po nim podróż trwała nie dalej jak półtorej dnia. Był to zbyt krótki czas, by plugawe moce zamieszkujące Immaterium mogły spróbować powstrzymać ludzi, którzy po raz kolejny odważyli się przemierzać ich domenę. Nawigatorzy bez szwanku doprowadzili statki na skraj systemu Bront i przeprowadzili wyskok z Osnowy.

Teraz odpowiedzialność za losy wyprawy spadła na kapitanów i załogi rzeczonych okrętów. Rozwinąwszy odpowiedni szyk, flotylla z miejsca ruszyła w wgłąb systemu, rozwijając optymalną prędkość i stałe przyspieszenie. Augery przeczesały próżnię w poszukiwaniu informacji i wkrótce dostarczyły je Mistrzom Eteru na mostkach poszczególnych okrętów.

Jak się okazało, ponad Bront i w okolicy przebywało jedynie niewielkie zgrupowanie łajb Chaosu. Kilka uzbrojonych transportowców, eskortowców i niszczycieli. Grupa ta odpowiadała liczebnością siłom Imperium.

Przez następne pół dnia Imperialiści przygotowywali się do nadchodzącej walki. Tyczyło się to także 412 Cadiańskiego, wyposażonego i przeszkolonego do odegrania kluczowej roli w nadchodzącej bitwie o orbitę planety. Komisarz Diesel na odprawie dla 3 Kompanii wyraził się jasno:

- Żołnierze Cadii! Żołnierze Imperium! Za kilka godzin rozpocznie się to, po co tutaj przylecieliśmy. Operacja "Moonbreaker". Odzyskanie orbity i księżyca planety Bront, eliminacja sił Arcywroga i przeprowadzenie odsieczy dla oblężonych poddanych Boga-Imperatora za pomocą desantu na powierzchnię tego świata. W tym celu zostaliście odpowiednio poinstruowani, przeszkoleni i wyposażeni. Pierwszym zadaniem waszego regimentu będzie zdobycie głównej stacji orbitalnej, położonej geostacjonarnie ponad stołecznym kopcem. Z jej pokładów prowadzone są orbitalne bombardowania pozycji obrońców. Należy ten proceder przerwać! W związku z tym, że Imperialna Marynarka Wojenna nie posiada dość armsmanów do przeprowadzenia skutecznego abordażu, wasz regiment odzyska tą stację, aby została ona ponownie wykorzystana w zbożnym celu! Trzecia Kompanio: zostaliście przygotowani do walki w próżni. Ta flotylla nie ma dość myśliwców czy bombowców kosmicznej klasy aby zapewnić udany abordaż. Wy, Trzecia Kompanio, przywdziejecie opancerzone skafandry próżniowe, wyposażycie się w zbiorniki z tlenem, uzbroicie się w broń energetyczną, wyrzutnie i pociski dostosowane do walki w próżni. Dotrzecie na powierzchnię stacji orbitalnej i spacyfikujecie wszystko co może zagrozić nadchodzącemu abordażowi! Wszystko! Wieżyczki obronne, grodzie anty-abordażowe, sieci laserowe, próżniowe serwitory, wszelkich głupców w skafandrach stojących naprzeciw was i wszystkie inne zabezpieczenia jakie wróg mógł na tą okazję przygotować! To jest wasze zadanie. Kiedy zostanie wykonane, otrzymacie następne - wesprzeć abordaż. Zdobyć przyczółek. Opanować całą stację. Zabić wszystkich plugawców. Przekierować makro-broń na okręty przeciwnika, celem wsparcia waszej flotylli. Jeśli Bóg-Imperator pozwoli, odniesiemy tego wieczora miażdżące zwycięstwo. Jedne z wielu w tej kampanii! Pokazaliście już Arcywrogowi jego słabość. Jego patrol został zniszczony. Żaden z tych skurwieli nie uchował się z życiem. Teraz będzie tak samo. Stacja będzie nasza! Zniszczymy wszystkie staki wroga! Odzyskamy księżyc... a potem wesprzemy obrońców na planecie! Ten system jest nasz i pozostanie nasz! Za Imperium!

Jak zazwyczaj bywa, po przemowie Komisarza nastąpiły okrzyki i wiwaty. Na twarzach wielu żołnierzy, również weteranów, jednakże malowały się niepokój i dezorientacja. Ich obawy potwierdziły się. Ze stosunkowo słabym, pospiesznym przygotowaniem mieli odwalić robotę, która zazwyczaj należała do Imperial Navy. Nie było jednak wyboru - od powodzenia ich misji zależał los całej operacji i wszystkich ludzi biorących w niej udział. Cadianie nie mieli zamiaru zawieść. Jak zawsze.

Następne kilka godzin miały upłynąć na rozdysponowaniu rozkazów, osobnych odprawach, sprawdzaniu sprzętu i innych przygotowaniach do tej nietypowej bitwy.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 05-04-2013, 17:14   #49
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Magnus Drustar spojrzał jeszcze raz na formularz który wypełnił.
Walka w próżni. Nie znosił tego. To była zawsze największa zmora jego posługi, bowiem zawsze miał problemy z celnym strzelaniem. Przywykł do walki wręcz w której mógł wykorzystywać swoją potęgę fizyczną i duży zasięg rąk.
Odrzucił te myśli. O Imperatorze! O Święty Drususie! Daliście mi przecież rozum, abym umiał rozwiązywać te problemy.
I tym rozwiązaniem był formularz.
Departamento Munitorium miało swoją siedzibę tuż obok, bez zaskoczenia, okrętowego munitorium. Zbrojownie zawsze były przeogromne, pełne oręża, ekwipunku, a nawet pocisków do makrodział. Kapelan dotarł w końcu do grodzi i wkroczył przez nią dostojnie do wnętrza pomieszczenia.
Komnata przypominała bardziej połączenie biura Administratum ze służbami pocztowymi. Nieduża poczekalnia, długa ciągnąca się przez całe pomieszczenie lada, a za nią żołnierze w standardowych mundurach uwijający się przy robocie dla skrybów. W sumie to byli skrybowie tylko że ubrani w mundury. Magnus znów otrząsnął się i podszedł do okienka przy którym stała gwardzistka w stopniu porucznika studiując na ekranie cogitatora jakieś informacje.
Słysząc nadchodzącego Drustara wyprostowała się i przyłożyła dłoń do piersi. W jej oczach było widać zaskoczenie. Zaraz jednak lekko się ukłoniła.
- Niech będzie pochwalony Imperator. - powiedziała pospiesznie.
- Na wieki wieków, amen. - odpowiedział Magnus, a jego surowe oblicze przyozdobił lekki uśmiech.
- Porucznik Bethanny Ricks. Czym możemy ojcu służyć? - powiedziała już spokojniej kwatermistrzyni.
- Będę potrzebował na najbliższe starcie z chaosytami paru dodatkowych rzeczy. - Magnus podał kobiecie wypełniony formularz.
Kobieta przyjęła go i przyjrzała się dokładnie.
- Magnus Sigismundson Drustar, świat pochodzenia Naramax w Ekspansji Koronus... Ojciec jest wsparciem od Rogue Tradera Traxisa? - spytała unosząc wzrok na górującego nad nią wielebnego.
- Zgadza się, porucznik Ricks.
Przez twarz kobiety przemknął ledwie dostrzegalny skurcz. No tak. Dla przeciętnego gwardzisty Rogue Traderzy nie kojarzyli się z niczym pozytywnym. Kwatermistrzyni przejrzała parę następnych stron.
- Trzecia kompania. To wy dostaliście przydział do działania w próżni. - powiedziała z cichym westchnieniem i znów spojrzała na kapelana tym razem znacznie cieplej - To... bardzo trudne... i odpowiedzialne zadanie. - dodała.
- To prawda.
Kobieta jakby chwilę coś rozważała, aż nagle zarumieniła się i spojrzała nieśmiało na Drustara. W końcu znów zabrała głos tym razem znacznie ciszej.
Kapelan zachował kamienną twarz, ale po samym tonie wiedział o co chodzi. Obojętnie czy okręt Rogue Tradera czy okręt Imperial Navy. Obojętnie czy armsmeni czy gwardziści. Ludzie wszędzie mają te same problemy... a przecież taką prośbę spełniłby bez żadnego gadania, szczególnie że prosiła go o to taka urocza pani porucznik.

***

- ... ogłaszam was mężem i żoną. - powiedział dostojnie Magnus - Niechaj przychylne spojrzenie Imperatora zawsze wam towarzyszy na tej nowej drodze życia.

Kiedyś z Bonitatisem nazwali to procedurą ekspresową. Liczba małżeństw wśród załogi gwałtownie rosła na kilka dni przed spodziewaną bitwą. Ceremoniał był szybki i skromny. Gości niedużo, ozdób brak. Protokół skrócony do minimum. Tym razem poszło jeszcze szybciej, bo rozmowa z zakochanymi była krótka, a Drustar musiał sobie przypominać protokół w drodze po swoje rzeczy i Bonitatisa do baraków, a potem wyczytywać co potrzebniejsze frazy ze swojego modlitewnika.
Jednak nowożeńcy nie wyglądali na niezadowolonych z tego powodu. Kwatermistrzyni rzuciła się w objęcia swojego męża, szczupłego, ale bardzo wesołego z aparycji porucznika Stentsonna. Młoda para ubrana w zwyczajowe mundury polowe i pancerze pocałowała się, co wywołało aplauz ze strony gości. Przypadkowych gwardzistów którzy przyszli na modlitwę, przyjaciół państwa młodych i ich dowódców. Potem tradycyjny rzut ładownicą z magazynkami, bo gdzie na okręcie uświadczysz kwiatów. Pas złapała jakaś wysoka gwardzistka o długich kasztanowych włosach z trzeciej kompanii, której przez czoło i policzek przechodziła prosta długa blizna. Wyglądała na speszoną sytuacją, a jej koleżanki zaczęły chichotać i klaskać. Magnusowi aż ciarki po plecach przeszły kiedy wzrok kobiety zatrzymał się na nim na dłuższą chwilę. Gwardzistka uśmiechnęła się i odwróciła wzrok. Kapelan poczuł pod bokiem łokieć Bonitatisa i usłyszał jego zduszony chichot. Państwo młodzi weszli w tłum gości.
- Lucius, na zęby Sebastiana Thora... - warknął do altaristy Magnus.
Bonitatis tylko wzruszył ramionami. Drustar zobaczył że panna z ładownicą chichocze.
Departamento Munitorum, pomyślał, nigdy nie wiesz co cię tam spotka...

***

Magnus stał z boku i słuchał. Poprosili, aby Bonitatis mógł wygłosić przed trzecią kompanią wykład odnośnie walk w próżni. Już nie szkolenie, ale opowieść kogoś kto mieszkał w Port Wander i zna doskonale środowisko jakim jest próżnia. Lucius używając swojego nawoływacza opowiedział wraz z kilkoma armsmenami z Imperial Navy o podstawowym ekwipunku jaki zostanie im przydzielony i na co trzeba szczególnie uważać. Szczególnie skupili się na obronie i zagrożeniu jakim jest uszkodzenie powłoki skafandra. “Taśma, kleje i żywice to nasi przyjaciele” powtarzali wszyscy.
Pokazano również jak w praktyce stosować tarcze abordażowe, jak je ustawiać względem wrogiego ostrzału, które osłony są dobre, a które nie i jakie myki można zastosować, aby uzyskać przewagę. Na koniec prezentacja broni. Lasery i amunicja próżniowa to nic takiego, jednak co ważne void-borni wymienili oręż, którego nie należy używać, jak i ten który sprawdza się najlepiej.
Magnusa najbardziej bolało, że nie będzie mógł korzystać z młota i miotacza płomieni.
Dlatego też w Departamento Munitorium złożył zamówienie. Długo się głowił nad tym, ale ostatecznie poprosił o wydzielenie mu tarczy abordażowej i piki. Z tego co sam się orientował były tanie jak barszcz na trupiej mące i równie powszechne, więc i tak by to załatwił w ciągu paru godzin, jednak czego się nie robi dla bliźnich.
Przyłapał się że mimowolnie szuka wzrokiem gwardzistki, która była na ślubie kwatermistrzyni. Cieszył się że jego pancerz ma kołnierz, dzięki temu nikt nie widział jak się skrzywił, kiedy zdał sobie sprawę z tego co robi.
Wojna z heretykami i chwała dla Imperatora i Świętego Drususa..
Na tą myśl od razu spokój spłynął na jego duszę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 06-04-2013, 12:53   #50
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Pierwsze spotkanie po głównej odprawie odbyło się w niewielkiej kajucie za której wyposażenie robiły dwa krzesła i stolik. Drzwi zostały zamknięte od wewnątrz a przed wejściem czekał Prest i dwóch innych gwardzistów a w środku...

Światło było przyciemne Lucas usiadł na przeciwko człowieka ubranego w szaty Scholastica Psykana. Milczenie trwało jeszcze jakiś czas ale to wcale nie znaczy, że nic się nie działo. Każdy psyker przed bitwą musi przejść spotkanie ze swoimi ‘Nadzorcą’ zazwyczaj są to spotkania milczące gdyż telepatia to o lepsza metoda do sprawdzania człowieka niż zwykła rozmowa.
- Zostałeś sprawdzony. Mam nadzieję, że sytuacja z poprzedniej potyczki się nie powtórzy.
Lucas skinął głową wstał i odwrócił się do wyjścia.

***

- No powiedz jak to wygląda.
- Dobrze wiesz, że nie mogę.
Prest jak zwykle po ‘odprawie specjalnej’ dopytywał się o jej szczegóły, stało się to swoistym rytuałem który musiał zostać spełniony.
- A co Tobie mówili Puszek ?
- Że jak zaczniesz wrzeszczeć i błyszczeć na filoetowo to mam Ci w łeb kropnąć.
- Brutalne.
Zapadła dłuższa chwila ciszy ogólnie w okolicy panowała względa cisza co jest raczej dziwne w kolejce do kwatermistrza po przydział sprzętu, żołnierze niepewnie zerkali na psykera dobrze pamiętając ustępy z pouczeń o tym aby trzymać sie od nich z daleka.
- Nie walczyliśmy jeszcze w takich warunkach Einhoff.
- Przesliśmy szkolenia.
- Sranie w banie, te kilkanaście godzin ? Chuj nam to da kiedy staniem na przeciw specjalistów.
- My jesteśmy specjalistami nie martw się damy rade
Lucas klepnął kumpla w ramię
- Ehe.. jasne.

***

Lucas pojawił się na tym specjalnym wykładzie Bonitatisa, nie zaszkodzi usłyszeć takich rzeczy po raz kolejny. Skinął głową Magnusowi i kilku innymi znajomym którzy mogli z racji większego niż przeciętny gwardzista intelektu nie obawiać się jego osoby - aż tak bardzo obawiać.
 
Cranmer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172