Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 19:15   #119
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Uśmiechnęła się lekko, wciąż mając lekkie mroczki w oczach. Przywalenie w ścianę, będąc odepchniętą wybuchem, nie było przyjemne. Nie, zdecydowanie wolała picie w zaciszu swego pokoju. Ale co począć, uśmiechnęła się lekko do swojej przyjaciółki.

-Hej, wybacz bycie lekko poobijaną. Ten rozkoszny stworek nie był przyjemny w obyciu.-


Laurie uśmiechnęła się blado na widok rozrąbanego ścierwa leżącego na środku sali w kałuży czarnej krwi oraz rozlanych wnętrzności.

-Wiesz... Jakoś się domyśliłam.-
rzuciła, pomagając elfce wstać i podtrzymując ją. Objęła ją w talii, prawicę wojowniczki przerzucając sobie przez ramiona.- Mistrz Astaron poprosił żebyś stawiła się u niego, jak tylko wydobrzejesz. Podobno był pod wielkim wrażeniem waszej roli w tym wszystkim...

-No ja myślę!-
Cid oparł ręce na biodrach.- Arthusowi prawie eksplodował samopał Tamir będzie musiał kupić nowe ostrza bo jucha tego bydlęcia stopiła mu jego dotychczasowe brzytwy, a ja...

-Oj nie biadol.-
Lurie przewróciła oczami i pokazała mu język.- Żyjesz, więc się ciesz...

Rudzielec zarechotał, zbierając swoja rzeczy z ziemi. Uniósł dłoń na pożegnanie.

-Powodzenia na rozmowie z Mistrzem Fendelem, szefowo...

Laurie ruszyła wraz z przyjaciółką w stronę drzwi. Kiedy nikt nie patrzył, musnęła wargami jej policzek.

-Cieszę się że znów ci się udało...

-Ciesze się, że ty się cieszysz. I cieszę się swoim cieszeniem.-


Masło jest... maślane?

-Dochodzę do wniosku... że robota dobrze wykonana to robota brudna. Wpierw pływanie w nadbrzeżnej wodzie, sama tego doświadczyłaś. Potem na cmentarzu babranie się z hienami cmentarnymi. A teraz pływałam znów w zasyfionej wodzie i obryzgała mnie krew jakiegoś gnijącego gówna... czyżby jakiś demon nieczystości się na mnie uwziął?-


-Wiesz... O ile dobrze zrozumiałam Tamira, zaszlachtowałaś awatara boga syfu, moru i zepsucia.-
dziewczyna zaśmiała się cicho, poprawiając chwyt na prowadzonej elfce. Krew i inne płyny wydawały się jej w ogóle nie przeszkadzać.

Wspólnie pokonały schody na górę, ciemny korytarz i salę, gdzie miała miejsca bitwa z demonicznymi rycerzami. Ich szczątki zostały usunięte lecz ich krew wciaż czerniła sie na kamiennej podłodze.

-Widziałam jak pozbywali się tych pancernych bydląt...-
powiedziała cicho, skinieniem głowy pozdrawiając mijanych zakonników.- Hassel jest już podobno w lochu świątynnym. Za to co zrobił, nic go już nie uratuje...

-Te bydlaki były twarde... dopiero rozwalenie głowy ich załatwiało.-

Spojrzała z czułością na katanę, umocowaną u jej boku.

-Gdyby nie dar przodków w postaci pozytywnej energii o którą prosiłam gdy składałam im podarki, najpewniej bym nie przetrwała tego.-


Chwila długiej, trochę ponurej dzięki okolicy, ciszy.

-A co ty tutaj w ogóle robisz? Nie widziałam cię w pochodzie z nami.-

-Em...-
Laurie spojrzała ze zdziwieniem na elfkę.- Wiesz że jest już po północy... ?

Zamrugała raz i drugi, a potem spojrzała na towarzyszkę.

-Będę wdzięczna jak odprowadzisz mnie do domu. Chcę się umyć. A potem iść spać... możesz mnie umyć nawet. Widzisz jaka ja jestem wspaniałomyślna?-


Uśmiechnęła się całkiem słabo, chcąc odrobinę zażartować. Kiepsko raczej, nie była dobra w zabawnych komentarzach.

-Musisz odpocząć.-
powiedziała, puszczając uwagę o myciu niby mimo uszu. Mimo to na jej policzkach pojawił się miły dla oka rumieniec.- Dostałam nawet możliwość napojenia cię eliksirami regenerującymi, ale sądzę że w tym przypadku sen będzie dla ciebie o wiele lepszym rozwiązaniem...

Mówiąc to, przeprowadziła osłabioną Tsuki przez główne pokoje rezydencji zdeprawowanego arystokraty. Uwadze samurajki nie umknął fakt że niegdyś wytworne komnaty, wyglądały obecnie jak pobojowisko. Powybijane okna, dziury w ścianach, połamane meble. Tu czy tam widoczne były plamy krwi.

Przed samą rezydencją natomiast, stał dyliżans zaprzęgnięty w dwa srokacze. Na koźle siedziało dwóch Cuthbertian w płaszczach, kolejna dwójka siedziała z tyłu wozu.

-Twoja obstawa...-
szepnęła Laurie, otwierając drzwiczki.

-Obstawa?-

Odpowiedziała równie cicho, ale bardziej zdziwiona niż zaciekawiona. Albo odwrotnie? Jedno z tych dwóch, na pewn.

-Po co mi obstawa?-

-Jakby na to nie patrzeć, w znacznym stopniu pomogłaś rozbić jedną z największych komórek heretyckich w Lantis.-
rzuciła swobodnie dziewczyna, siadając naprzeciwko elfki i zaczynając obmywać jej twarz wilgotną ścierką, jakby czekającą już wewnątrz powozu.- Do tego przerwałaś rytuał, zabijając kluczowego w całej operacji demona... Wątpie, żeby już wiedzieli kto za tym stoi, ale niedobitki mogą chcieć zemsty...

Cicho się zaśmiała.

-Ta... niech przychodzą, Benihime przyjmie ich krew z wielką ochotą.-

Jak przystało na ostrze wykute z żelaza, które pozyskano poprzez odparowanie wody z krwi. Trochę to czasu zabrało, ale się udało jej klanowi. Robienie mieczy w ten sposób to wielki ból w tyłku. Inne klany musiały wykuwać miecze w czasie pełni, inne w ogniu ze zwłok ich przeciwników, jeden z klanów w czasie grupowej "zabawy"! A jej klanowi, przodkowie musieli wymyślić robienie mieczy z krwi. Chyba dlatego większość mieczy była przekazywana z pokolenia na pokolenie, a rzadko wykonywano nowe i dlatego strata miecza w jej rodzinie była jednym z najgorszych przewinień.

-Wiesz, może lepiej żeby nie przychodzili?-
Laurie uśmiechnęła się lekko, ujmując elfkę pod brodę i dokładnie myjąc jej twarz. Po chwili zaczęła powierzchownie czyścić także jej kimono, żeby zająć czymś ręce.- Wybacz, ale jakoś nie podoba mi się perspektywa napadów heretyków kiedy już podpiszemy kontrakt i zostanę twoją podwładną...

Rzuciła okiem przez okno. Pogrążone w śnie miasto wydawało się groteskowo ciche w porównaniu do wydarzeń które miały miejsce w rezydencji.

Chwila ciszy na dogonienie myśli przez jej umysł.

-Co?-


Nad wyraz inteligentna odpowiedź.

-Jaki kontrakt?-


Laurie westchnęła. Nim odpowiedziała, dyliżans zatrzymał się przed kamienicą gdzie mieszkała elfka. Dziewczyna otworzyła drzwi, pomogła wyjść przyjaciółce i odprawiła wóz razem z obstawą. Tsuki nadal dostrzegła jednak kilku kręcących się po okolicy mężczyzna w długich płaszcza, kryjących tuniki zakonne.

Laurie zaś otworzyła drzwi i wprowadziła Tsuki do budynku.

-Jesteś inkwizytorem, tak? Nie masz jeszcze pełnych praw, ale nadal wolno ci sformować zespół... No chyba że mnie w nim nie chcesz?-
zrobiła wielkie oczy, prowadząc wojowniczkę po schodach.

-Oczywiście, że chcę... postaraj się nauczyć zaklęć leczniczych, bez nich będzie ciężko biorąc pod uwagę jak często kończę wyczerpana i poraniona.-


Mały, złoty kluczyk do otworzenia drzwi. Czemu złoty? Nie mogli zrobić tego z miedzi? Albo nawet i żelaza? Po cholerę marnować dobre złoto na klucz? Nie to by biegała w kółko i się chwaliła złotym kluczem do służbowego mieszkania.

-Więc? Pomożesz mi się umyć i ululasz do snu?-

Zamrugała wesoło, pomimo zmęczenie.

-Jak najbardziej.-

Cicho się zaśmiała ze zawstydzenia jej przyjaciółki.

***

Cisza, jaka zaległa pod korytarzem prowadzącym do komnat Wielkiego Mistrza Egzorcysty Astarona Fendela była niemożliwa do porównania w stosunku do czegokolwiek. Tsuki wydawało się że słyszy wszystko. Szum powietrza, drobinki pyłu padające na posadzkę a nawet bicie serca siedzącej obok Laurie.

Noc z dziewczyną była jedną z "tych" więc czuła się za równo zrelaksowana jak i wypoczęta. Laurie zaś byłą tak podekscytowana, że nawet wyczynowy seks zeszłej nocy nie był w stanie ostudzić jej emocji.

-Jak myślisz, czego od ciebie chce? I po co ja mu przy was... ?-
Carl, który podał kopertę wchodzącej do świątyni dwójce uśmiechał się przy tym lekko, więc nie mogło być to nic złego.

-Cóż... może chce nas wyrzucić?-

Wzruszyła ramionami.

-Albo pochwalić za tą ostatnią robotę. Albo chociaż mnie pochwalić. I może porozmawiać o sformowaniu mojej grupy?-

Kolejne wzruszenie ramionami.

-A może to zasadzka, a ty jesteś tajnym agentem mającym uśpić moją czujność?-


Tutaj wyszczerzyła się do Laurie, lekko trącając ją łokciem w bok.

Laurie od razu załapała żart więc uśmiechnęła się tylko i spojrzała na przyjaciółkę, by finalnie usiąść obok niej i zacząć poprawiać zmarszczki na jej kimonie, niesforne kosmyki włosów oraz strzepywać niewidzialne pyłki z jej rękawa.

-Oczywiście. Co noc infiltruję cię... dogłębnie...-
i znów zaczerwieniła się, mimo że nikt nie słyszał.

I było to prawdą.

Kiedy zaczęła przymierzać się do czegoś tak wyskokowego jak pocałunek w miejscu pracy, drzwi do komnat mistrza zakonu uchyliły się.

-Proszę wejść.

Wstała pierwsza chociaż przez drzwi puściła Lauri pierwszą.

-Jakby co to będę pamiętać twoją ofiarę jeśli to zasadzka i zginiesz.-

Wciąż mówiła to z tym takim uśmieszkiem, obejmującym także jej oczy.

-Nie żałowałabym...-
Laurie uśmiechnęła się, by następnie zniknąć za progiem.

Gdy w ślad za nią weszła Tsuki, obie dziewczyny zalała absolutna ciemność. W nozdrza elfki uderzył też słodki zapach kadziła.

Obok siebie wyczuła też ruch i przebijający się przez zaduch, aromat olejków do kąpieli. Laurie stała nieruchomo niczym kamienny posąg.

-Co się dzieje... ?-
szepnęła przerażona.

Sekundę później kolumna światła eksplodowała u sklepienie sufitu, oświetlając stojącą na piedestale postać Mistrza Astarona. Starzec miał na sobie białą szatę, przepasaną czerwonym pasem, na którą narzucona była szaro złota tunika z krzyżem Św. Cuthberta. Mężczyzna miał na głowie stożkowaty kaptur, cień zaś krył jego oczy.

Nie maskował jednak delikatnego uśmiechu na otoczonych białą brodą ustach starca.

-Inkwizytor Tsuki, z Jadeitowych Wysp. W dniu dzisiejszym, za twe zasługi i hart ducha niespotykany u żadnego z terminatorów naszego zakonu, otrzymasz glejt nadający ci pełne prawa, jako wojownika w walce z zepsuciem i herezją.- przemówił mocnym, pewnym głosem.- Jako najmłodsza funkcjonariusza w historii.

Ze sklepienia błysnęły kolejne cztery snopy światła, rozjaśniając cztery zakapturzone sylwetki po prawej i lewej stronie mistrza. Inkwizytor, w pełnej zbroi. Strażnik ksiąg, w skromnym habicie. Kapłan, w świątynnym ornacie. I Szpitalnik, w białym fartuchu.

-Laurie do Altenberg!

-T... tak jest!-
dziewczyna podskoczyła, przestraszona.

-Będziesz świadkiem i stróżem, złożonej przez Tsuki przysięgi. Niech siła i moc Zakonu wzmacnia cię, gdy towarzyszyć jej będziesz nawet a najczarniejszych chwilach, służąc pomocą i radą...- mistrz Fendel przeniósł wzrok na Tsuki, kosturem wskazując klęcznik na środku komnaty. Elfka nie była w stanie zignorować faktu, że dostosowany był do sposobu klękania z jej rodzinnych stron.- Inkwizytorze Tsuki, uklęknij do przysięgi...

Przez chwilę stała w ciszy, zastanawiając się co zrobić. W sumie... mogli jej do cholery wcześniej powiedzieć! A nie kurwa wyskakują z tym tak nagle! I co w ogóle za ceremonia? Światła ze stropu, figury stojące w promieniach światła?

Mogliby sobie jeszcze walnąć chórek i może organy.

Uklękła na swój sposób we wskazanym miejscu i nie pokazywała zbyt wiele po sobie, woląc zachować spokój. I mając dłoń tak po prostu gotową do wyciągnięcia jej katany. Na wszelki wypadek.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline