| Uśmiechnęła się lekko, wciąż mając lekkie mroczki w oczach. Przywalenie w ścianę, będąc odepchniętą wybuchem, nie było przyjemne. Nie, zdecydowanie wolała picie w zaciszu swego pokoju. Ale co począć, uśmiechnęła się lekko do swojej przyjaciółki.
-Hej, wybacz bycie lekko poobijaną. Ten rozkoszny stworek nie był przyjemny w obyciu.-
Laurie uśmiechnęła się blado na widok rozrąbanego ścierwa leżącego na środku sali w kałuży czarnej krwi oraz rozlanych wnętrzności.
-Wiesz... Jakoś się domyśliłam.- rzuciła, pomagając elfce wstać i podtrzymując ją. Objęła ją w talii, prawicę wojowniczki przerzucając sobie przez ramiona.- Mistrz Astaron poprosił żebyś stawiła się u niego, jak tylko wydobrzejesz. Podobno był pod wielkim wrażeniem waszej roli w tym wszystkim...
-No ja myślę!- Cid oparł ręce na biodrach.- Arthusowi prawie eksplodował samopał Tamir będzie musiał kupić nowe ostrza bo jucha tego bydlęcia stopiła mu jego dotychczasowe brzytwy, a ja...
-Oj nie biadol.- Lurie przewróciła oczami i pokazała mu język.- Żyjesz, więc się ciesz...
Rudzielec zarechotał, zbierając swoja rzeczy z ziemi. Uniósł dłoń na pożegnanie.
-Powodzenia na rozmowie z Mistrzem Fendelem, szefowo...
Laurie ruszyła wraz z przyjaciółką w stronę drzwi. Kiedy nikt nie patrzył, musnęła wargami jej policzek.
-Cieszę się że znów ci się udało...
-Ciesze się, że ty się cieszysz. I cieszę się swoim cieszeniem.-
Masło jest... maślane?
-Dochodzę do wniosku... że robota dobrze wykonana to robota brudna. Wpierw pływanie w nadbrzeżnej wodzie, sama tego doświadczyłaś. Potem na cmentarzu babranie się z hienami cmentarnymi. A teraz pływałam znów w zasyfionej wodzie i obryzgała mnie krew jakiegoś gnijącego gówna... czyżby jakiś demon nieczystości się na mnie uwziął?-
-Wiesz... O ile dobrze zrozumiałam Tamira, zaszlachtowałaś awatara boga syfu, moru i zepsucia.- dziewczyna zaśmiała się cicho, poprawiając chwyt na prowadzonej elfce. Krew i inne płyny wydawały się jej w ogóle nie przeszkadzać.
Wspólnie pokonały schody na górę, ciemny korytarz i salę, gdzie miała miejsca bitwa z demonicznymi rycerzami. Ich szczątki zostały usunięte lecz ich krew wciaż czerniła sie na kamiennej podłodze.
-Widziałam jak pozbywali się tych pancernych bydląt...- powiedziała cicho, skinieniem głowy pozdrawiając mijanych zakonników.- Hassel jest już podobno w lochu świątynnym. Za to co zrobił, nic go już nie uratuje...
-Te bydlaki były twarde... dopiero rozwalenie głowy ich załatwiało.-
Spojrzała z czułością na katanę, umocowaną u jej boku.
-Gdyby nie dar przodków w postaci pozytywnej energii o którą prosiłam gdy składałam im podarki, najpewniej bym nie przetrwała tego.-
Chwila długiej, trochę ponurej dzięki okolicy, ciszy. -A co ty tutaj w ogóle robisz? Nie widziałam cię w pochodzie z nami.-
-Em...- Laurie spojrzała ze zdziwieniem na elfkę.- Wiesz że jest już po północy... ?
Zamrugała raz i drugi, a potem spojrzała na towarzyszkę.
-Będę wdzięczna jak odprowadzisz mnie do domu. Chcę się umyć. A potem iść spać... możesz mnie umyć nawet. Widzisz jaka ja jestem wspaniałomyślna?-
Uśmiechnęła się całkiem słabo, chcąc odrobinę zażartować. Kiepsko raczej, nie była dobra w zabawnych komentarzach.
-Musisz odpocząć.- powiedziała, puszczając uwagę o myciu niby mimo uszu. Mimo to na jej policzkach pojawił się miły dla oka rumieniec.- Dostałam nawet możliwość napojenia cię eliksirami regenerującymi, ale sądzę że w tym przypadku sen będzie dla ciebie o wiele lepszym rozwiązaniem...
Mówiąc to, przeprowadziła osłabioną Tsuki przez główne pokoje rezydencji zdeprawowanego arystokraty. Uwadze samurajki nie umknął fakt że niegdyś wytworne komnaty, wyglądały obecnie jak pobojowisko. Powybijane okna, dziury w ścianach, połamane meble. Tu czy tam widoczne były plamy krwi.
Przed samą rezydencją natomiast, stał dyliżans zaprzęgnięty w dwa srokacze. Na koźle siedziało dwóch Cuthbertian w płaszczach, kolejna dwójka siedziała z tyłu wozu.
-Twoja obstawa...- szepnęła Laurie, otwierając drzwiczki.
-Obstawa?-
Odpowiedziała równie cicho, ale bardziej zdziwiona niż zaciekawiona. Albo odwrotnie? Jedno z tych dwóch, na pewn.
-Po co mi obstawa?-
-Jakby na to nie patrzeć, w znacznym stopniu pomogłaś rozbić jedną z największych komórek heretyckich w Lantis.- rzuciła swobodnie dziewczyna, siadając naprzeciwko elfki i zaczynając obmywać jej twarz wilgotną ścierką, jakby czekającą już wewnątrz powozu.- Do tego przerwałaś rytuał, zabijając kluczowego w całej operacji demona... Wątpie, żeby już wiedzieli kto za tym stoi, ale niedobitki mogą chcieć zemsty...
Cicho się zaśmiała.
-Ta... niech przychodzą, Benihime przyjmie ich krew z wielką ochotą.-
Jak przystało na ostrze wykute z żelaza, które pozyskano poprzez odparowanie wody z krwi. Trochę to czasu zabrało, ale się udało jej klanowi. Robienie mieczy w ten sposób to wielki ból w tyłku. Inne klany musiały wykuwać miecze w czasie pełni, inne w ogniu ze zwłok ich przeciwników, jeden z klanów w czasie grupowej "zabawy"! A jej klanowi, przodkowie musieli wymyślić robienie mieczy z krwi. Chyba dlatego większość mieczy była przekazywana z pokolenia na pokolenie, a rzadko wykonywano nowe i dlatego strata miecza w jej rodzinie była jednym z najgorszych przewinień.
-Wiesz, może lepiej żeby nie przychodzili?- Laurie uśmiechnęła się lekko, ujmując elfkę pod brodę i dokładnie myjąc jej twarz. Po chwili zaczęła powierzchownie czyścić także jej kimono, żeby zająć czymś ręce.- Wybacz, ale jakoś nie podoba mi się perspektywa napadów heretyków kiedy już podpiszemy kontrakt i zostanę twoją podwładną...
Rzuciła okiem przez okno. Pogrążone w śnie miasto wydawało się groteskowo ciche w porównaniu do wydarzeń które miały miejsce w rezydencji.
Chwila ciszy na dogonienie myśli przez jej umysł.
-Co?-
Nad wyraz inteligentna odpowiedź.
-Jaki kontrakt?-
Laurie westchnęła. Nim odpowiedziała, dyliżans zatrzymał się przed kamienicą gdzie mieszkała elfka. Dziewczyna otworzyła drzwi, pomogła wyjść przyjaciółce i odprawiła wóz razem z obstawą. Tsuki nadal dostrzegła jednak kilku kręcących się po okolicy mężczyzna w długich płaszcza, kryjących tuniki zakonne.
Laurie zaś otworzyła drzwi i wprowadziła Tsuki do budynku.
-Jesteś inkwizytorem, tak? Nie masz jeszcze pełnych praw, ale nadal wolno ci sformować zespół... No chyba że mnie w nim nie chcesz?- zrobiła wielkie oczy, prowadząc wojowniczkę po schodach.
-Oczywiście, że chcę... postaraj się nauczyć zaklęć leczniczych, bez nich będzie ciężko biorąc pod uwagę jak często kończę wyczerpana i poraniona.-
Mały, złoty kluczyk do otworzenia drzwi. Czemu złoty? Nie mogli zrobić tego z miedzi? Albo nawet i żelaza? Po cholerę marnować dobre złoto na klucz? Nie to by biegała w kółko i się chwaliła złotym kluczem do służbowego mieszkania.
-Więc? Pomożesz mi się umyć i ululasz do snu?-
Zamrugała wesoło, pomimo zmęczenie.
-Jak najbardziej.-
Cicho się zaśmiała ze zawstydzenia jej przyjaciółki.
***
Cisza, jaka zaległa pod korytarzem prowadzącym do komnat Wielkiego Mistrza Egzorcysty Astarona Fendela była niemożliwa do porównania w stosunku do czegokolwiek. Tsuki wydawało się że słyszy wszystko. Szum powietrza, drobinki pyłu padające na posadzkę a nawet bicie serca siedzącej obok Laurie.
Noc z dziewczyną była jedną z "tych" więc czuła się za równo zrelaksowana jak i wypoczęta. Laurie zaś byłą tak podekscytowana, że nawet wyczynowy seks zeszłej nocy nie był w stanie ostudzić jej emocji.
-Jak myślisz, czego od ciebie chce? I po co ja mu przy was... ?- Carl, który podał kopertę wchodzącej do świątyni dwójce uśmiechał się przy tym lekko, więc nie mogło być to nic złego.
-Cóż... może chce nas wyrzucić?-
Wzruszyła ramionami.
-Albo pochwalić za tą ostatnią robotę. Albo chociaż mnie pochwalić. I może porozmawiać o sformowaniu mojej grupy?-
Kolejne wzruszenie ramionami.
-A może to zasadzka, a ty jesteś tajnym agentem mającym uśpić moją czujność?-
Tutaj wyszczerzyła się do Laurie, lekko trącając ją łokciem w bok.
Laurie od razu załapała żart więc uśmiechnęła się tylko i spojrzała na przyjaciółkę, by finalnie usiąść obok niej i zacząć poprawiać zmarszczki na jej kimonie, niesforne kosmyki włosów oraz strzepywać niewidzialne pyłki z jej rękawa.
-Oczywiście. Co noc infiltruję cię... dogłębnie...- i znów zaczerwieniła się, mimo że nikt nie słyszał.
I było to prawdą.
Kiedy zaczęła przymierzać się do czegoś tak wyskokowego jak pocałunek w miejscu pracy, drzwi do komnat mistrza zakonu uchyliły się.
-Proszę wejść.
Wstała pierwsza chociaż przez drzwi puściła Lauri pierwszą.
-Jakby co to będę pamiętać twoją ofiarę jeśli to zasadzka i zginiesz.-
Wciąż mówiła to z tym takim uśmieszkiem, obejmującym także jej oczy.
-Nie żałowałabym...- Laurie uśmiechnęła się, by następnie zniknąć za progiem.
Gdy w ślad za nią weszła Tsuki, obie dziewczyny zalała absolutna ciemność. W nozdrza elfki uderzył też słodki zapach kadziła.
Obok siebie wyczuła też ruch i przebijający się przez zaduch, aromat olejków do kąpieli. Laurie stała nieruchomo niczym kamienny posąg.
-Co się dzieje... ?- szepnęła przerażona.
Sekundę później kolumna światła eksplodowała u sklepienie sufitu, oświetlając stojącą na piedestale postać Mistrza Astarona. Starzec miał na sobie białą szatę, przepasaną czerwonym pasem, na którą narzucona była szaro złota tunika z krzyżem Św. Cuthberta. Mężczyzna miał na głowie stożkowaty kaptur, cień zaś krył jego oczy.
Nie maskował jednak delikatnego uśmiechu na otoczonych białą brodą ustach starca. -Inkwizytor Tsuki, z Jadeitowych Wysp. W dniu dzisiejszym, za twe zasługi i hart ducha niespotykany u żadnego z terminatorów naszego zakonu, otrzymasz glejt nadający ci pełne prawa, jako wojownika w walce z zepsuciem i herezją.- przemówił mocnym, pewnym głosem.- Jako najmłodsza funkcjonariusza w historii.
Ze sklepienia błysnęły kolejne cztery snopy światła, rozjaśniając cztery zakapturzone sylwetki po prawej i lewej stronie mistrza. Inkwizytor, w pełnej zbroi. Strażnik ksiąg, w skromnym habicie. Kapłan, w świątynnym ornacie. I Szpitalnik, w białym fartuchu. -Laurie do Altenberg!
-T... tak jest!- dziewczyna podskoczyła, przestraszona. -Będziesz świadkiem i stróżem, złożonej przez Tsuki przysięgi. Niech siła i moc Zakonu wzmacnia cię, gdy towarzyszyć jej będziesz nawet a najczarniejszych chwilach, służąc pomocą i radą...- mistrz Fendel przeniósł wzrok na Tsuki, kosturem wskazując klęcznik na środku komnaty. Elfka nie była w stanie zignorować faktu, że dostosowany był do sposobu klękania z jej rodzinnych stron.- Inkwizytorze Tsuki, uklęknij do przysięgi...
Przez chwilę stała w ciszy, zastanawiając się co zrobić. W sumie... mogli jej do cholery wcześniej powiedzieć! A nie kurwa wyskakują z tym tak nagle! I co w ogóle za ceremonia? Światła ze stropu, figury stojące w promieniach światła?
Mogliby sobie jeszcze walnąć chórek i może organy.
Uklękła na swój sposób we wskazanym miejscu i nie pokazywała zbyt wiele po sobie, woląc zachować spokój. I mając dłoń tak po prostu gotową do wyciągnięcia jej katany. Na wszelki wypadek.
__________________ Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta |