Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 20:03   #134
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Tu policja, proszę natychmiast otworzyć drzwi!

Kto by pomyślał, że coś, co kilkanaście lat temu dla Elathorna było najzwyklejszą normą, teraz było czymś niecodziennym. Energia magiczna jaką wyczuł kiedyś nie byłaby niczym - aż tak - dziwnym. Czasem ilość magicznych eksperymentów dookoła niego sprawiała, że jego zmysły niemalże eksplodowały. Służba w Wiltover pozwoliła mu od tego odpocząć i trzeba przyznać, że nie spodziewał się spotkania tutaj czegoś, co tak bardzo przypominałoby mu przeszłość. Problem był jeden - nieskrępowana energia magiczna oznaczała problemy. Czarodzieje, którzy nie potrafili - bądź nie chcieli - opanować swojej mocy, albo przeceniali swoje umiejętności albo byli zwykłymi świrami, a o to drugie w tych czasach nie trudne. Idiota może zniszczyć pół miasta. Poprawił srebrny pierścień na palcu, jakby miało to mu dodać odwagi. Najwyraźniej to zadziałało, gdyż wszedł do zajazdu. Ruszył do osoby, która zarządzała całym przybydkiem.
- Straż WIltover. Proszę zachować spokój i dyskrecje. Muszę zapoznać się z listą gości. - oznajmił dosyć cicho, lecz stanowczo. Używając częśći swojej energii magicznej, starał się też dokładniej zbadać niecodzienne w tym miejscu zjawisko.
Karczmarzem był stary i niekoniecznie sympatyczny jegomość, który na widok maga splunął do stalowej miseczki stojącej na ziemi. - Strażnicy... zawsze was pełno. Nie mam liści, czy tam listy. -warknął łypiąc na Elathorna groźnym okiem po czym dodał. - Jedynie jeden pokój jest zajęty.
- Wynajęty przez kogo? - zapytał tym samym tonem.
- Przez gościa. -burknął staruch bojowniczo. Skanowanie pomieszczenia dało zaś Elathornowi pewność iż w rzeczonym pokoiku znajduje się źródło tej mocy, jednym, kontrolowanym i starającym się ukryć był inny mag, energia która wyczuł pochodziła natomiast z jakiegoś przedmiotu który owy człek miał w posiadaniu.
Czarodziej westchnął cicho. Cóż, z idiotami nie ma co dyskutować, jedynym skutkiem jest nadszarpnięcie swoich nerwów. Elathorn przerabiał to już nie raz, nie dwa. Uroki akademii magicznych. Odszedł od lady i ruszył w kierunku drzwi pokoju, uważnie sondując w poszukiwaniu pułapek czy zaklęć mających wykrywać czyjąć obecność. W końcu zatrzymał się przed wejściem i najzwyczajniej w świecie, zapukał - w tej samej chwili pokrywając się niewidzialnością.
- Proszę. -odparł mu zachrypnięty starczy głos, który jak gdyby spodziewał się gościa. - Otwarte. - dodał jeszcze upewniając rozmówcę w tym, że drzwi czy ich zamek nie stanowią żadnej przeszkody.
Elathorn zrezygnował z niewidzialności i po prostu wszedł do pomieszczenia, gromadząc przy tym blisko siebie swoją energie magiczną. Chciał jak najszybciej wypatrzyć potencjalne zagrożenie.
Pomieszczenie było bardzo proste, łóżko, balia z woda i duże lustro przed którym stał stary mężczyzna w eleganckim garniturze. Poprawiał on muszkę, zaś w lewej dłoni trzymał piękna zdobioną laskę, od której biła ta tajemnicza moc.



Na drewnianej ramie lustra siedział natomiast czarny kruk o trzech parach oczu, wpatrując się z zaciekawieniem w Elathorna.
- Widzę że zareagowałeś na me niezbyt subtelne zaproszenie. -stwierdził, a moc w lasce nagle uspokoiła się, niczym całkowicie kontrolowana. - Słyszałem, że w straży mają maga, a to dość niewygodne dla moich planów.
Na twarzy Elathorna pojawił się lekki uśmiech, wyrażający przede wszystkim politowanie... nad samym sobą. Cóż, wpaść w tak oczywistą pułapke? Ot, głupota. Z drugiej strony, czy mógł zrobić coś innego, nie niszcząc wszystkiego dookoła? Dosyć wątpliwe. Wyciągnął prawą rękę do przodu, wewnętrzną stroną do góry. Na chwile pojawiła się w niej kulka światła , w której - całkiem dosłownie - stworzyła się lodowa kopia herbu miasta. Gdy praca - co trwało dosłownie chwile - została ukończona, efekty świetlne zostały zakończone. Jednak to nie dla estetyki Elathorn tracił cenną manę. Wymieszał energie światła z tą, która miała przewodzić iluzje - tym samym, jego promienie miały złapać w pułapke zarówno czarodzieja jak i dziwnego zwierza.
- Straż, niestety, lecz muszę pana wylegitymować. Nie mamy w mieście informacji o panu, tym samym obawiam się, że pański pobyt jest nielegalny. - wypowiedział standardową formułke, rozprowadzając przy tym swoją mane po pokoju. Jeszcze tego brakowało - walka dwóch magów w ciasnym pomieszczeniu. Cóż, będzie rzeź.
Staruszek spojrzał z pewnym politowaniem na strażnika, zaś kruk sfrunął na jego ramię.- A jeżeli odmówię? -odparł z lekkim uśmieszkiem i postukał laska o ziemię, co spowodowało, że kilka czarnych piór wypadło z drewnianej podpory starych ludzi na podłogę przed nim. - Raczej nie chciałem byś tu przyszedł na kawę i spisanie moich danych osobowych. -dodał jeszcze rozmówca.
Pierwsze, co czarodziej zrobił, to wchłonął odznake - po cóż to tracić cenną energie? Przecież kolejne zaklęcie to utracona mana, będąca w końcu nadzwyczaj ważnym źródłem energii. Prawdziwy Elathorn zniknął i to dosłownie - przynajmniej, jeśli ktoś posługuje się jedynie zmysłem wzroku. W jego imieniu odezwała się natomiast iluzja, która całkiem nieprzypadkowo stała w tym samym miejscu co on. Ruszyła ona krok do przodu, a w tym samym momencie jej twórca cofnął się o tą samą odległość.
- Więc cóż takiego oczekujesz? - zapytał magiczny twór, kiedy czarodziej wykorzystał hałas jaki sprawiała mowa, by cofnąć się na korytarz - jak najciszej, uważając, by nie spowodować hałasu.
- Po cóż te tanie sztuczki? -zapytał staruszek gdy tylko iluzja wykonała pierwszy krok. Uniósł on swoją laskę, a zjej czubka wystrzelił purpurowy promień, który rozwiał nieprawdziwa sylwetkę Elathorna.
- Mój pupilek widzi wszystko... -stwierdził oponent strażnika z uśmiechem i pogłaskał swego kruka po piórach. Zwierze zaś wodziło swymi wszystkimi oczyma po ciele niewidzialnego maga lodu, doskonale widząc gdzie ten się znajduje.
“Widzi wszystko” mogło znaczyć wiele. Zarówno mógł widzieć inaczej, niż normalna istota jak i mógł wykrywać magie. Obie rzeczy były w stanie dosyć łatwo zdekonspirować tą prostą, lecz jakże skuteczną na niektórych sztuczke. Z drugiej strony, dostarczyło to informacji: ptak i człowiek są prawdopodobnie połączeni ze sobą. Teraz wystarczyło to wykorzystać.
Tylko jak? Czy same jego słowa dały na tyle informacji, aby móc przypuścić atak? Cóż, ciężko stwierdzić, lecz Elathorn i tak gromadził swoją energie magiczną dookoła siebie jak i zaczął jeszcze więcej “wpychać” jej do pokoju, anulując przy tym wszystkie iluzje jak i swoją niewidzialność. Zaklaskał kilka razy w dłonie.
- Brawo. - stwierdził z nutką ironii.
- Dziękuje. -odparł staruszek po czym wycelował laska w Elathorna. - Tak więc pozwolisz że zacznę usuwanie przeszkód w mym planie. -stwierdził bez emocji zaś z laski w stronę maga z miejskiej straży wystrzelił fioletowy promień energii magicznej.
W takich chwilach problemem zawsze był fakt nieznania mocy przeciwnika. Cóż, w wypadku popełnienia błędu najwyżej zginie, czyż nie? Co to za problem? Elathorn wytworzył przed sobą grubą warstwę magicznego lodu a z części many zgromadzonej w pomieszczeniu, wytworzył dwa lodowe sople, które wystrzelił w przeciwnika - jeden z jego lewej, drugi z prawej, strony.
Ściana lodu skutecznie zatrzymała promień energii, który rozlał się po jej powierzchni, tworząc nań jedynie małe wyżłobienie. Lodowe sople ruszyły w stronę staruszka, zaś kruk na jego ramieniu wzbił się do góry, strosząc pióra groźnie. Staruszek machnął pospiesznie laską, i kolejny promień uderzył w sopel, rozbijając go w perzynę, przed drugim z pocisków człek w garniturze uchylił się zgrabnie, a lodowy pocisk uderzył w okno, tłukąc szkło i przebijając się na skąpaną w blasku zachodzącego słońca uliczkę, by wbić się w budynek po przeciwnej stronie.
Kruk natomiast machnął skrzydłami, a kilka z jego piór oderwało się od ciała stworzenia i wbiło się w lodową ścianę, by nagle wybuchnąć, rozsadzając zasłonę, oraz osmalając deski na suficie i podłodze. Elathorn zdążył zasłonić sie rękoma i odskoczyć do tyłu, ale lodowe odłamki jego własnej ściany, poruszone siłą wybuchu, powbijały się w jego ręce, raniąc je delikatnie w kilku miejscach.
Czyżby kruk był bardziej niebezpieczny od jego właściciela? Istniała taka możliwość, jednak bardziej prawdopodobne było, że wrogi czarodziej nie wykorzystał całej, dostępnej mocy. Wiele nie czekając, czarodziej wytworzył tym razem dwie lodowe tarcze. Tą bardziej na zewnątrz pokrył zaklęciem odbijającym światło, tak, żeby od strony przeciwników działała jak lustro. Następnie, tu już polegając bardziej na swoim wyczuwaniu magii niż wzroku, postarał się stworzyć sopel wycelowany w potylice przeciwnika i oddalony od niej o jakieś dwa centymetry - a potem go wystrzelić.
- Za mało tu miejsca... -stwierdził nagle przeciwnik, po czym snop światła z jego laski rozsadził ścianę, na której znajdowało się wybite wcześniej okno. - Bea, do mnie! -krzyknął staruszek gdy druga z lodowych tarcz kończyła się formować, zaś kruk podfrunął do niego. Czubek laski dotknął głowy zwierzęcia, które zaskrzeczało głośno i nagle urosło do o wiele większych rozmiarów.


Staruszek zaś wskoczył na niego, a ten rozkładając skrzydła opuścił pokój przez pozostałości po ścianie, wznosząc się w powietrze ze swym panem an grzbiecie. Starzec wycelował zaś w pokoik laską, na której końcu poczęła rosnąc olbrzymia kula fioletowej energii.
Cóż, przeciwnik okazał się szybszy. Nie zostało nic innego jak wystrzelić tarcze - bo czemu nie? Nie celował jednak w przeciwnika a formującą się kule energii. Biorąc pod uwagę ilość energii magicznej jaką przeciwnik wkładał w zaklęcie, ucieczka i tak nie miała sensu. Należało go powstrzymać. Czarodziej zaczął tworzyć dziesiątki, jeśli nie setki, soplów, które wystrzeliwał zarówno w wroga jak i zaklęcie przez niego tworzone. A jeśli to nic nie da? Cóż, należy ufać, że pierścień spełni swoje zadanie.
Lodowa tarcza uderzyła w kule mocy, jednak jedyny efekt jaki przez to uzyskał Elathorn to stopienie się lodu tworzącego ten pancerz, zaklęcie przeciwnika po prostu roztopiło magiczny lód. Widać by go zatrzymać było trzeba o wiele więcej energii albo pomysłowości. Mag o niebieskich włosach począł formować sople w ilości tak wielkiej na jaki tylko pozwalała mu przestrzeń i jego zapas energii magicznej, oponent zaś powiększał kulę która po chwili osiągnęła około metra średnicy.
Potężne zaklęcie przeciwnika wystrzeliło w tym samym momencie co kanonada lodowych pocisków strażnika porządku w Witlover. Dwa zaklęcia zderzyły sie ze sobą, jak to było do przewidzenia, bowiem czym byłaby walka bez wybuchów i chwil pełnych emocji. Gdy dwa silne ośrodki magii spotkały się ze sobą, wyładowania magiczne zakotłowały się między sobą, a potem nastało to co było tak przewidywalne, że aż banalne - wybuch.
Eksplozja zadudniła w jaskini niosąc się echem po całym mieście, deski latały po pokoju, przez który leciał też strażnik, a zarazem lodowy mag. Jego przeciwnik też z trudem utrzymywał się na cielsku wielkiego kruka, gdy fala uderzeniowa miotała ciałem stwora niczym zwykła kukiełką na wietrze. Zajazd w którym toczyła się walka w jednej chwili stracił dach i sporą część ścian. Pierścień na palcu lodowego maga wchłonął sporą część energii magicznej, jednak nie był wstanie powstrzymać kolejnych drewnianych odłamków które utkwiły w prawej ręce maga, sprawiając że ten chciał ryczeć z bólu. Cóż wszak do najwytrzymalszych nie należał.
Jednak jego oponent tez powodów do radości nie miał, wybuch bowiem rozrzucił drewniane szczątki na spora odległość, a jedna ostro zakończona deska wbiła się w jego nogę, tak że przebiła ja na wylot, co dało sie słyszeć bowiem starzec zawył z bólu upadając na grzbiecie swego podniebnego wierzchowca.
Szczęście. Taki a nie inny wynik starcia dwóch zaklęć to była kwestia tylko i wyłącznie farta. Co gorsza, ciężko powiedzieć jak wiele swojej mocy użył przeciwnik. Jeśli traktował on tą walke w taki sposób jak Elathorn, to zdecydowanie był niebezpiecznym przeciwnikiem. Zresztą, kto inny tak otwarcie prowokowałby lodowego czarodzieja? Niebieskowłosy zacisnął zęby, żeby chociaż trochę osłabić ból. Czarodziej postanowił zrobić dwie rzeczy naraz: kontynuować kanoniade lodowych sopli oraz zmienił właściwości swojego ciała i otoczenia w taki sposób, że działały jak lustro. Niewidzialnośc nie zadziałała, ale może to pozwoli zmylić wielkiego ptaka? Czarodziej zaczął także poruszać się po ruinie, żeby ciężej było ustalić jego pozycje.
Przeciwnik, a dokładniej jego pupil na kanonadę lodu odpowiedział w ten sam sposób- wysyłając setki ataków naraz. Czarne pióra uderzały w sople wysadzając je, niektóre zas wbijały sie w ruiny pokoju, wytwarzając kolejne małe wybuchy. Ptak chyba nie do końca zdawał sobie sprawe gdzie jest Elathorn, bowiem ataki wydawały się dosyć przypadkowe, starzec natomiast póki co nie podejmował działań, widać musiał zając się nogą. Problemem jednak było to iż tak obfite używanie many nie było korzystne dla Elathorna, przeciwników było dwóch, więc zapewne mieli o wiele więcej mocy magicznych w rezerwie.
Rozwiązanie było jedno - zwiększyć zasięg kanonady, atakować z jeszcze wiekszej ilości miejsc naraz. Cóż, Elathorn niespecjalnie chciał używać tego w środku miasta, ale na dłuższą mete może to pozwolić zaoszczędzić zniszczeń. Zatrzymał się i aktywował pieczęć. W ułamku sekundy lód pokrył otoczenie w zasięgu kilkudziesięciu metrów, temperatura także znacząco się obniżyła. Chwilę później cały lód został zamieniony w lustro, by następnie z powierzchni całego lodu wystrzeliwać już nie tylko sople, ale także obracające się dyski. Cóż, zamierzał pokazać przeciwnikowi co to znaczy być w samym środku krzyżowego i huraganowego ognia.
Przeciwniki chyba zrozumiał, że walka z ranną noga nie jest dobrym pomysłem, bowiem stworzył potężną sferę energii która odepchnęła pierwsza fale ataków na wszystkie strony. Lodowe twory posypały się na pobliskie budynki wbijając się w nie jak i wybijając okna, co spowodowało nagłe krzyki przerażenia, oraz pośpieszne zapalanie świateł. Baltazar natomiast krzyknął cos do swego kruka, a ten zaś zaczął unosic się coraz wyżej ponad sklepienie Jaskini, by nagle zacząć lecieć ku wyjściu z miasta. Najwyraźniej taktyczny odwrót wydał się magowi teraz najlepszym pomysłem.
Przeciwnik zaczął uciekać zaskakująco szybko. Cóż, Elathorn dopiero zaczął się rozkręcać, a wrogi czarodziej już brał nogi - a może raczej ptaka - za pas. Pierwsze co niebieskowłosy zrobił, to stworzył malutki, niewidzialny sopel w swojej dłoni, w którym zaczął gromadzić sporą ilość magii. W tym samym czasie wystrzeliwał spore bloki lodu, celując w przód ptaka - bardziej chciał spowolnić ucieczke niż zranić przeciwnika, ale czemu nie osiągnąć dwóch rzeczy naraz?
Robiąc to, wciąż zaklinał malutki sopelek, który już wkrótce miał stać się śmiertelną bronią. Gdy znalazła się w nim naprawdę duża ilość energii magicznej, wystrzelił go z błyskawiczną szybkością w przeciwnika. Miał on eksplodować kiedy tylko znajdzie się w pobliżu wroga, wyzwalając przy tym całą zawartą w nim energie.
Jednak nie tylko Elathorn zastawiał pułapkę, a dokładniej od dawna mag się w niej znajdował. Dopiero teraz gdy począł czuć wyładowania magiczne, zdał sobie sprawę ze swej niedokładności i przeoczenia bardzo ważnego faktu. Gdy na początku dwaj magowie się spotkali, każdy pokazał cos na powitanie, w przypadku maga lodu była to odznaka wykonana z tego kruszcu. Baltazar natomiast stworzył wtedy kilka piór, czarny elementów skrzydeł którego mag zupełnie zignorował. Malutki i zwiewne pióra, które teraz skrzyły się magiczną energią pod lodem który pokrył cały obszar byłego pokoju. Staruszek widać od początku postanowił zabezpieczyć swoją ewentualną ucieczkę, bowiem pióra poczęły nagle wybuchać magiczną energią, która formowała snopy fioletowej mocy. Cienkie niczym gałęzie wiązki magicznej energii ,które od razu rozwarstwiały się na kolejne wypustki by połączyć się z tymi generowanymi przez inne pióra. Innymi słowy, zamykały one Elathorna w klatce magicznej energii, która powoli zmniejszała się dookoła jego ciała, jak gdyby chciała go zgnieść, albo zrobić rzeczy o wiele gorsze, takie które tylko magia potrafi. Mag lodu musiał zdecydować czy warto było podjąć ryzyko i dokończyć ładowanie sopla energią, czy jednak własne bezpieczeństwo przełożyć nad zniszczenie wroga i jakoś wydostać się z sideł przeciwnika.
Pułapka? Nawet najlepszym zdarza się coś przeoczyć, jednak tym razem mogło to się zemścić. Istniała spora szansa, że śmierć przeciwnika zakończy działanie zaklęcia. Co więcej, czarodziej zawsze mógł próbować ręcznie aktywować swój amulet, gdyby jego automatyczne warunki wyzwolenia nie został spełnione. No i co najważniejsze, korzystając z zimna oraz otaczającego go lodu, mógł szybko stworzyć jakąś prowizoryczną ochronę.
Plan więc był prosty - dokończyć tworzenie “sopla zagłady”, wystrzelić go a następnie otoczyć się jak najgrubszą i najmocniejszą warstwą lodu.
Ryzyko. Czasem podjęcie go warunkowane było nie tyle co zdrowym rozsądkiem czy inteligencją którą staramy kierować się przez większość życia, a po prostu czystą chęcią dokończenia tego co zaczęliśmy, pokazania sobie i światu, że mamy odwagę by iść dalej. Sopel rósł w ręku maga, zaś kraty klatki były coraz bliżej przyspieszając z każda sekundą, Elathorn jednak z zacięciem na twarzy włożył w atak tyle mocy ile zdołał i posłał swój wybuchowy atak między kratami w stronę odlatującego przeciwnika. Mały sopelek zaczął przecinać powietrze, pędząc na podniebnego wroga, zaś klatka zacisnęła się na pospiesznie stworzonej lodowej skorupie, bez problemu krusząc ją i tnąc w mocarnym uścisku ostrych niczym brzytwy energetyczny lin. Oplątały one ciało strażnika, raniąc je w licznych miejscach, najbardziej jednak uszkadzając nogi, tak że z głębokich rozcięć poczęła spływać gęsta krew, barwiąc lodowe podłoże w swój rubinowy odcień. Krzyk bólu wyrwał się z ust lodowego czarodzieja, jednak zdołał on wyzwolić ze swego ciała tyle energii by zniszczyć wrogie zaklęcie. Nogi jednak nie były w stanie na razie go utrzymać, dlatego też opadł ciężko na lód skąd mógł obserwować efekty podjętego ryzyka.
Niebo rozbłysnęło energią tak chłodną, że ciarki przeszły nawet drużynę bohaterów, których strażnik niebawem miał spotkać na swej drodze. Wybuch mrozu rozświetlił nocne niebo, zalewając całe miasto blaskiem. Energia ugodziła prosto w wielkiego kruka, którego jedno skrzydło od razu pokryło się lodem i pękło niczym kryształowy kieliszek. Zwierz począł spadać w stronę najbliższych budynków, niczym zestrzelony bombowiec, zaś brak jakichkolwiek czarów ochronnych wskazywał na to, że i starcowi mocno sie oberwało od tego czaru.
Opłaciło się. Chociaż czarodziej zaciskał zęby z bólu a łzy napływały mu do oczu, to z pewnością przeciwnik oberwał mocniej. Może już nawet nie żył? Cóż, Elathorn tej pewności nie mógł mieć.
- Pieprzone miasto, że też nie wybrałem innej roboty. - mruknął, tworząc na prawym oku lodową soczewke. Zbliżenie jakie dzięki temu uzyskał miało mu się przypomnieć za chwile. Następnie zmienił sklepienie jaskini w lustro w którym wyszukiwał Baltazara.
Baltazar leżał rozciągnięty na ziemi, zaś olbrzymi kruk wrócił do swych małych rozmiarów. Był mocno oszroniony, a jego pierś była niezbyt przyjemnym widokiem, bowiem cała była porozcinana i zakrwawiona, a kilka wnętrzności chyba chciało wydostać się na zewnątrz. Tym jednak co martwiło lodowego maga, były otwarte oczy przeciwnika, których ruch wskazywał na to że ten wciąż dycha, zaś dłoń zaciskająca się miarowo na lasce, dawała do zrozumienia, że czarodziej jeszcze się nie poddał. Z głowicy tej drewnianej podpory, powoli spływało fioletowe światło, które niczym lepka maź pokrywało rany starca, drugi strumień zaś wypalał dziurę w ziemi obok niego, by ten po chwili sturlał się do niej, prawdopodobnie wprost do kanałów.
- Sukinsyn. - wyszeptał Elathorn, tworząc w każdej dłoni po lodowym wróblu. Wiedział, że sam nie będzie teraz w stanie dogonić przeciwnika, który na dodatek był poza jego zasięgiem. Od czego jednak jest magia? Tak jak poprzednio, zaczął napełniać swoje twory energią magiczną. Pamiętając “zapach” many przeciwnika, kazał lodowym ptakom poszukiwać go i wybuchnąć, kiedy znajdzie się on w zasięgu eksplozji. Kiedy ukończył zaklęcie, wypuścił swoje dzieło na łowy.
Wróble ruszyły powoli do góry, i machając skrzydełkami postanowiły wypełnić wole swego Pana. Czy im się udało, na rezultaty było trzeba poczekać, bowiem wybuchy na pewno nie byłyby tak spektakularne jak ostatni. Elathorn był pewien jednak jednej rzeczy, raport jaki przyjdzie mu napisać z tego wydarzenia zapewne będzie musiał mieć spektakularną długość.
 
Elas jest offline