Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 21:46   #16
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Piętro 3.
Team Geniuses
Stało się, w końcu każdy z nich miał okazję spotkać innego śmiałka wspinającego się w górę. Żaden z nich nie pojawił się później, czy też wcześniej – oni po prostu tu byli, tak jakby stali tam od początku świata, a przynajmniej od momentu stworzenia tego miejsca. Szarowłosy chłopiec którego dar był również przekleństwem poruszał się na wózku, który wydawał się być wysoce rozwiniętą technologicznie wersją tego, należącego do inwalidów. Każdy fragment jego ubrania był niemalże tego samego odcieniu, nadając mu wyjątkowo neutralny, jeśli nie po prostu nudny i mdły wizerunek. Niemalże całkowitym przeciwieństwem był chłopiec, którego Makai mógł ujrzeć przed sobą. Chłopiec, bo tylko tak można nazwać kogoś o aż tak młodej twarzy, posiadał niebieskie włosy, to już było wystarczająco dziwne dla przeważnie schronionej za ekranem personifikacji inteligencji. Jakby tego było mało, poruszał się on bez czegoś, co można by nazwać wierzchnim okryciem górnej części ciała, zaś spodnie, które posiadał tylko pozornie ograniczały jego ruchy. Krok, który został przez ich twórcę opuszczony poniżej kolan, nie tyle powinien, co musiał być tylko optycznym złudzeniem – żadna inna opcja nie była możliwa, bowiem w przeciwnym razie uniemożliwiały by mu one ruch jeszcze bardziej, niż robiła to słabość ciała szarowłosego.
Najwyraźniej posiadali oni ze sobą coś wspólnego, co było widoczne już na pierwszy rzut oka. Więcej podobieństw trzeba by szukać o wiele głębiej, może na poziomie umysłu, a może nawet duszy. Nie zmieniłoby to jednak faktu, że właśnie znajdowali się pośrodku ruin, pozostałości po jakimś budynku. Z pewnością nie było to coś tak starego jak wskazywał na to wizerunek takowych, bowiem każdy z bohaterów błyskawicznie zdał sobie sprawę, że budynki powstały kilka, może kilkanaście lat temu, zaś ich przeznaczenie było tak ulotne, tak słabe, że aż trudne do zidentyfikowania. Z całą pewnością miały one jakiś cel, jednak powierzchownie wydawało się, że mogło nim być tylko i wyłącznie zostanie zniszczonym przez czas. Nawet materiały, z których zostały wykonane poszczególne ściany zdawały się być sztucznie nadszarpnięte przez czas, zaś Makai zyskiwał przekonanie, że to miejsce mogło, chociaż nie koniecznie było, zostać już stworzone w takim stanie. Obaj znajdowali się na dziedzińcu starego kompleksu. Ich oczom nie mogła umknąć wielka wieża zegarowa, której stary, tradycyjny blat oraz dołączone do niego wskazówki zostały zastąpione przez wielki ekran. Obecnie nie wyświetlał on nic, ot, zwykła ciemność, która mogła pasować tylko do pokrytego zniszczeniem miejsca. Jeśli za centrum lokacji wziąć pozostałości po swoistym ogrodzie, w których mogli się teraz znajdować, to im dalej od takowego, tym więcej było budynków. Tak, jakby natura była niegdyś centrum tego miejsca, a reszta ceglanego kompleksu była ciałem, do którego pompowała życie. Żaden z dwójki nie miał kłopotów z wyobrażeniem sobie tego niegdyś tętniącego życiem miejsca, jednak ciągle nie przychodziło do nich nic więcej, tak jakby miejsce zostało pozbawione swych wspomnień.
Od wieży rozciągały się kolejne mury, które kiedyś musiałby być ścianami większych budynków, teraz jednak zamiast chronić, świeciły dziurami, oraz pustką. Dopiero kilka metrów za najwyższym punktem otoczenia można było ujrzeć dziurawe dachy, jednak ciągle nie były to budynki nienaruszone. Niektóre dziury przywodziły na myśl poruszającemu się na wózku uderzenia z kinetycznej broni. Coś, co wywodziło się ze strzał, których doświadczył w przeciągu ostatnich chwil tak wiele, jednak było znacznie bardziej zaawansowane, a co za tym idzie – trudniejsze do manipulacji.
Dopiero po chwili do ich oczu dotarł znajdujący się pod zegarową wieżą... guzik. Małym, czerwony przycisk znajdujący się na nienaturalnie nowym, nie nadszarpniętym przez czas podwyższeniu. Jednak wraz z nim, zdali sobie sprawę z tego, że wcale nie są tutaj sami. Jeśli każdy z nich nie wyczuwał wyższości drugiego, to ten, który właśnie wyszedł im naprzeciw – zdawał się być takim osobnikiem.
Czarne włosy, oraz przedziwna, złota maska – to były znaki szczególne, które zostały przez nich uchwycone w pierwszej chwili. Dopiero nieco później zdali sobie sprawę z tego, że jego ubiór przypominał coś, czym pokryliby swe ciała tylko w wypadku braku... niemalże wszystkiego. Człowiek, któremu za buty służył nieco ciaśniej zawiązany bandaż, zaś za górne okrycie – stara, poszarpana kapa, bo nazwanie tego płaszczem z całą pewnością było niemożliwe.


Team Apple
Tym razem los nie był jeszcze do końca pewny, głowił się co powinien zrobić, jak zabawić się przeznaczeniem. Najwyraźniej mitycznej istoty zwane tkaczkami losu właśnie miały swoją przerwę, bowiem sznurek odpowiadający za losy jednej istoty znajdował się niebezpiecznie blisko czerni, która przypominała na myśl żniwiarza. Śmierć jednak była tylko jednym z braci należących do Strife'a. Ten zaś zaplątał się wraz z fioletowym kłębkiem – zapewne przeznaczone było im spotkać się już w najbliższej przyszłości. Jeśli ktoś kiedykolwiek mógł zdobyć się na wyobrażenie poruszającego się na dwóch kończynach kucyka, to z całą pewnością nie był to strażnik przedziwnego kotła służącego głównie do oczyszczenia, zdeterminowania ich przyszłości przed rozstajem dróg, na którym ich ścieżka zostanie wybrana już za nich.
Tak więc Violet, będąca czymś w rodzaju samobieżnego wierzchowca, który nigdy nie posiadł kogoś nim kierującego stała teraz naprzeciw kogoś, kto czysto teoretycznie był... jeźdźcem. Co prawda to, co było przez niego ujeżdżane powinno być nazwane Chaosem, nie zaś koniem, jednak jego zawód, a zarazem najczęściej używany epitet wskazywał na kogoś kto z pochodnymi koni powinien mieć wiele wspólnego. Obraz, który piękna i coraz bardziej doświadczona przez los klacz miała przed sobą bym czymś... nienaturalnym. Ciężko bowiem inaczej opisać ubrane głównie w ciemne kolory... monstrum. Z całą pewnością nie była to istota tak piękna i spokojna jak osobnik, którego spotkała na początku swej nowej drogi. Lucy była wyjątkowo... przyjemna, sympatyczna, jednak los postanowił ostrzec posiadaczkę magicznego rogu przed nadmierną euforią, oraz, co gorsza – spodziewaniem się czegokolwiek miłego.
Zwłaszcza, że nie wszystkie karty były już odsłonięte, zaś jedno miejsce przy przysłowiowym stole ciągle było wolne, zaś osobników, które mogły je zająć było tak wielu. Tym jednak, co było absolutnie pewne, niemalże już zrealizowane, to fakt, że przedziwna dwójka znajdowała się pośrodku leśnej polany. Daleko jednak było otaczającym drzewom do tego, co znała znajdująca się wśród nich dwójka. Były one znacznie wyższe niż to, co można było sobie wyobrazić. Właściwie to, gdy obaj, niemal instynktownie unieśli głowę do góry, żaden z nich nie zdołał ujrzeć koron tych drzew. Co prawda gałęzie były coraz większe, z czasem zdawały się osiągać dziesiątki metrów, jeśli nie łączyć się z innymi drzewami. Przez chwilę do umysłu kucyka doszła informacja, luźny pomysł będący tak absurdalnym, że nie wartym wspomnienia. Wydawało jej się że wszystko co ich otacza jest... jednym, jednak równie dobrze to jej wyobraźnia mogła płatać jej figle.
Pośrodku polany, do której światło docierało najwyraźniej za sprawą zaawansowanej technologii, czy może nawet magii, znajdowała się... złota lina. Jej koniec zdawał się być pośród drzew, na samej górze, tam gdzie ich wzrok nie potrafił dotrzeć – wyglądało to więc, jakby sznur zwisał z nieba, nie posiadając punktów podparcia. Dopiero teraz mogli zdać sobie sprawę z tego, że brakuje tutaj wiatru. Ten osobnik, przyjaciel, czy też wróg, który równie często dodawał uroku co całkowicie go pozbawiał. Zniknął, zaś żadna siła nie potrafiła go przywrócić. Wszystko świadczyło o niesamowitej wielkości tego miejsca, ilość drzew, które hamowały to, co zdawało się być nie do zatrzymania była tak ogromna, że osiągnęła niemożliwe. Nawet ich uszy nie potrafiły znaleźć chociażby śladu takowego.
Absolutna cisza została przerwana przez nadchodzącego osobnika, który w jednej rzeczy był podobny do Violet, jego imieniem bez problemu mogłoby być „Green”.
Trawa reagowała względem każdego jego kroku, odsłaniając znajdującą się pod nim.... niebieską kartę ze znakiem zapytania – najwyraźniej czekali jeszcze na kogoś, kto miał nadejść. Zieleń jego ciała idealnie komponowała się z otoczeniem, dodając mu jeszcze więcej natury. Energia delikatnie gromadziła się na jego rękach, tańcząc przy wraz z liśćmi wokół jego dłoni. Wyraz jego twarzy był wyjątkowo neutralny, poważny, jakby przeżył on już nie tyle dni, co raczej eony. Kto wie, może nawet sama śmierć była jego rówieśnikiem.
Wzrok mężczyzny skierował się na niebieską kartę znajdującą się tuż za nim.
- Ohh, jeszcze nie dotarł, ciekawe – wypowiedział, kierując swe słowa nie tyle do będącej obok niego dwójki, co raczej do otaczających go drzew.

Team Mediapokes
Rayner, wraz z jego luźną przysięgą ochrony małej dziewczynki wpędził się w wielkie kłopoty. Nie minął jeszcze dzień od momentu, w którym zawarł z nią przymierze, a już będzie musiał wykazać się niesamowitą chytrością, albo i... mocą. Gdy jego metafizyczne ciało rozejrzało się po okolicy, ujrzało kilka dużych, może nawet dziesięcio, czy może dwudziesto metrowych kwiatów, otoczonych przez znacznie mniejsze, tylko delikatnie przekraczające wielkością „Człowieków ludzi” których duszek miał szansę poznać. Względny spokój został przerwany przez kwiat, który jakby za sprawą dotknięcia magiczną różdżką zaczął wyrastać przed twarzą dziewczynki, a co za tym idzie – również należących do niej lalek.

Mieszanka czerwieni i bieli nagle przysłoniła Leirę, oraz wszystko co poruszało się wraz z nią. Właściwie, to nawet jeśli cała ich wizja została zdominowana przez te kolory, to wizerunek miejsca, w którym się znajdowali nie uległ zbyt wielkiej zmianie – ot tylko jeden dodatkowy kwiatek na łące, która miała jeszcze trochę miejsca. Jedynym, co mogło w jakikolwiek sposób prowokować do myślenia była szybkość, jednak dla duszka były to pierwsze należące do ogromnego królestwa flory okazy w całym jego żywocie.
- Ray, czemu on rośnie tak szybko? – dziewczynka zapytała, kontynuując odwieczną walkę ciekawości z zasobami wiedzy osobników obarczonych odpowiedzialnością do rozwiania wszelakich wątpliwości. Obecność dziewczynki była tak dominująca, że duch ledwo wyczuwał znajdujące się na górze kwiatu osobistości. Kenya-Shurę, wywyższonego przez Lunę by być znacznie dokładniejszym
Wiatr zawiał, sprawiając że w dłoniach obu(a właściwie trzech?) cielesnych osobników znalazł się blisko półmetrowy płatek róży, którego dodatkowym urozmaiceniem była wygrawerowana nań wiadomość:

„Tylko jedno ciało może przejść przez drzwi” - cokolwiek to znaczy.



Piętro 1
Team Prisoners
Jeśli zaś chodzi o więźniów ogrodu Otohy, to mieli oni sporo do roboty, bowiem gdy tylko tumany dymu stworzone przez potężny atak będący manifestacją emocji Silvo, ujrzeli oni dziewczynę, którą widzieli już wcześniej, jednak... tym razem nie wyglądała niewinnie. Wręcz przeciwnie – przez jej twarz przemawiała żądza krwi, szaleństwo. Złoty dzwoneczek został zastąpiony czarną niczym wyobrażenie grzechu kulą, charakterystyczną dla więźniów, którzy jednak nosili ją tak, by pętała ruchy ich nóg. Otoha zaś nie odczuwała żadnego problemu, zaś sfera o promieniu dwudziestu, może trzydziestu centymetrów wydawała się być naturalnym przedłużeniem jej ciała. Jej ogon był teraz dokładnie tego samego kolory, zaś na jego końcu znajdowało się kilka wyrastających kwiatów.
- A myślałam że to kocurek będzie wyzwaniem – zaśmiała się, zaś otaczający ich ogród zdawał się powtarzać każde z jej słów, sprawiając, że nie tylko głośność, co zwyczajnie siła jej słów została spotęgowana.
- A może ty chciałbyś zostać moim sojusznikiem? – zapytała po chwili kierując swe słowa do przybysza – kruka. Gdy zwracała się do niego, baron czuł, że była znacznie bliższa tej pierwszej, miłej pani tego ogrodu. Szansa na atak w jego wykonaniu została stracona, zaś wskazania tablicy były nieubłagane – musiał coś zrobić. I to szybko.

[Media]http://www.youtube.com/watch?v=lQiclkL5rxw&playnext=1&list=PLE8FB5E4CB79B 73A0&feature=results_main[/media]
 
Zajcu jest offline