Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2013, 21:50   #135
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Maxa nawet przy dużej dozie dobrej woli trudno byłoby określić mianem bohatera. Sam określał swoje postępowanie jako rozsądne i chociaż od momentu wyruszenia na wyprawę by zaradzić szaleństwu pakował się w kłopoty znacznie częściej niż by sobie tego życzył dalej starał się unikać zagrożenia gdy tylko to było możliwe. Również tym razem bardzo łatwo byłoby mu zniknąć, wmieszać się w spanikowany tłum lub po prostu korzystając z szybkości dorównującej tej którą widział w wykonaniu Hany uciec z zagrożonego obszaru. Jednak świadomość tego że być może był jednym z niewielu gości na koncercie zdolnych by zapobiec nieszczęściu był silniejszy niż obawa przed zranieniem. Widział jak w przypadku dziewczyny która zadeklarowała mu że będzie go chronić i która obietnicy tej dotrzymała zbyt nonszlanckie podejście do ludzkiego życia kosztowało ją zdrowe zmysły a w koncekwencji nawet jej własne życie. Nie zamierzał powtórzyć tego błędu, troska o własne dobro nie mogła pozbawić go człowieczeństwa

- Uwaga, ta rzecz jest niebezpieczna! - krzyknął próbując swoim głosem przebić się przez otaczający go hałas. Wiedział, że nie wszyscy go zrozumieją a nawet ci do których dotrze jego ostrzeżenie mogą je zwyczajnie zignorować skoncentrował się na kuli pozwalając działać swojej intuicji. Jeśli będzie stanowiła dla kogoś zagrożenie to korzystając z szybkości i teleportacji zrobi wszystko by zagrożoną osobę ocalić.

Intuicja mężczyzny zadziałała błyskawicznie a już po chwili musiał pojawić się przy wężowej damie i chwytając ją na ręce, odskoczyć w bok. Niczym bohater jakiejś romantycznej ballady pojawił się na scenie ze zdziwioną niewiasta w ramionach. W miejscu zaś gdzie przed chwila siedziała młoda piękność, aktualnie tkwiły dwa ostre pręty przebijające oparcie fotela na wylot. Mężczyzna nie był wstanie uratować wszystkich, kula działała bowiem w kilku płaszczyznach naraz, dwóch walczących o swoje kosztowności widzów, zakończyło swój żywot, gdy pręty przebiły ich eleganckie stroje i mniej drogie ciała. Wywołało to jeszcze większy wybuch paniki, zaś wszyscy poczęli porzucać trzymane przez macki ozdoby i pędzić ku drzwią. Jedynymi osobami przy kuli był teraz Max i węzowa dama która oplotła go swymi smukłymi ramionami za szyję.

- Chyba mamy kłopoty. -stwierdziła dziewczyna obserwując jak metalowa kula obraca sie w ich stronę, a snop światła wydobywający się z kryształu na metalowym pancerzu obiektu pada na wszystkie drogie ozdoby na ciele zielonowłosej kobiety.
- Na to wygląda - odpowiedział John. Cieszyło go przynajmniej że ludzie odzyskali zdrowy rozsądek i rzucili się do ucieczki rozumiejąc że skradzione kosztowności są znacznie mniej cenne niż ich życia. Nie rozwiązywało to jednak problemu zasadniczego, kobieta którą uratował była obwieszona biżuterią więc kula zapewne podążyłaby za nimi gdyby spróbował ucieczki. Tutaj przynajmniej ilość osób narażonych na zranienie była minimalna, John gorączkowo zastanawiał się jak ten stan utrzymać. Nie miał ze sobą swojego karabinu który mógłby przebić pancerz pokrywający kulę, jedyną bronią był wierny nóż motylkowy który jednak w starciu z kulą nie zdałby się na wiele... chyba, że znalazłby jej słaby punkt. Jedyną nadzieja leżała w tym że centralnie położony kryształ mógł być podatny na uszkodzenia, w przeciwnym razie sytuacja Anonima była niewesoła. Odstawił delikatnie kobietę na ziemię
- Powoli się wycofuj, postaraj się nie wykonywać gwałtownych ruchów podczas gdy ja spróbuję zatrzymać kulę

John dalej pozwalając działać swojej intuicji dobył noża i teleportował się tuż przed kulę wyprowadzając pchnięcie wycelowane w kryształ.
Przedstawiciel Handlowy pojawił się przed kulą, a nóż uderzył o kryształ, jednak tylko delikatnie go zarysował, widać by zniszczyć element potrzeba było o wiele więcej siły. Gdy tylko ostrze ześlizgnąło się po rzucającym światło obiekcie z metalowej osłony znowu wystrzeliły macki, jednak John bez problemu tańczył między nimi polegając na swej intuicji. Większym problemem było to że spora ich ilość pędziła też w stronę uratowanej kobiety, na szczęście kolejna teleportacja ponownie ją uratowała. Ponadto bystre oko Johna zobaczyło pewien ruch w ciemności nad dziurą, z której przyleciała mechaniczna złodziejka. Wyglądało to jak gdyby ktoś czaił się na wyższym piętrze. Próbując kontynuować potyczkę w ten sposób byłoby bezsensem, zwłaszcza że kobieta dalej była narażona na atak, John musiał więc dbać zarówno o jej jak i o swoje własne bezpieczeństwo. Swoją szansę upatrywał w fakcie że ktokolwiek sterował ową kulą najprawdopodobniej znajdował się w pobliżu by móc łatwo przejąć łupy, a nieodparte wrażenie że ktoś znajduje się na wyższym piętrze wywołane przelotnym widokiem sylwetki nakierowało go na nową możliwość. Nie chcąc zostawiać tutaj wężowej kobiety teleportował się wraz z nią piętro wyżej, by być może stanąć oko w oko z osobą odpowiedzialną za niecny proceder. Piętro okazało się być starym strychem amfiteatru, pokrytym pajęczynami oraz strzępami materiału ze starych kostiumów, leżało tu nawet kilka całkiem ładnych zakurzonych fraków. Ślady w kurzu widocznie wskazywały że ktoś tu niedawno przybył, jednak nie były one potrzebne bowiem w świetle wpadającym przez dziurę w podłodze bez problemu można było dostrzec kobiecą sylwetkę.



Metalowa kobietę o której mówił burmistrz. Co ciekawe jej włosy wydawały się całkowicie naturalnymi, w kolorze blondu. Reszta ciała jednak pokryta była metalem, oraz nawet metalowymi ubraniami z jedynie lekką dozą materiału. Dziewczyna spojrzała na Johna oczyma które świeciły lekko żółtym blaskiem, niczym kryształ w kuli. Mężczyzna zrozumiał wtedy tez o czym mówił niebieskowłosy zarządca, to nie była twarz golema czy innego magicznego tworu. Na metalowej skorupie może i nie dało odczytać wyraźnej mimiki, jednak te dwa świecące punkciki wyrażały naprawdę dużo. Smutek, żal, czy może nawet rozpacz. Wszystko to zdawało się emanować ze stalowej sylwetki kobiety.

- Ciekawe sztuczki...-powiedziała dama w bieli po kolejnej teleportacji. - Wiesz co tu się dzieje?

Stalowa kobieta zaś milczała wpatrzona w Johna.

- Nie do końca - odpowiedział John nie odrywając wzorku od sylwetki metalowej kobiety - Ale chyba powoli zaczynam rozumieć

Anonim przeklinał się w myślach, miał o sobie tak wysokie mniemanie gdy udało mu się wyciągnąć z burmistrza informacje a jak ostatni idiota nie spytał o najważniejsze czyli o imię kobiety którą miał ocalić. Wiedział, że to co zamierza jest ryzykowe, głupie wręcz ale demonstracyjnym ruchem schował nóż stając się niemal całkiem bezbronnym. Zwrócił się też do osoby która wyglądała na właścicielkę kuli

- Szukałem cię. Burmistrz martwi się o ciebie, prosił bym odnalazł cię i upewnił się że jesteś bezpieczna.
- Nie jest... -zaczęła cichym i przyjemnym dla ucha głosem, jednak nagle umilkła mimo że jej usta wciąż się poruszały. Wtedy też przez dziurę z furkotem wleciała kula, zaś na krysztale rzucającym światło, widniała teraz twarz. Niczym w ekranie telewizora, z któreo na Johna łypało teraz przekrwione oko mężczyzny w wieku powyżej czterdziestu lat. Jego potargane włosy rozrzucone były w nieładzie, zaś rozbiegane oczy bez wątpienia wskazywały na brak niektórych zdrowych zmysłów.

- A ty co za pogaduszki z moją córka sobie urządzasz?! - zaskrzeczał metaliczny głos emitowany z wnętrza kuli, zapewne były tam głośniki. - Jak Ci brak dziwek to idź do burdelu, a nie moją prywatną ruszasz. -dodał jeszcze tym samym irytującym głosem, zbliżając twarz do ekranu na tyle że Anonim widział teraz tylko jego oko.

Najwyraźniej John mylił się i to nie dziewczyna sterowała morderczą kulą, jednak słowa mężczyzny który przedstawiał się jako jej ojciec zmroziły przedstawiciela handlowego. Czyżby on sam w ten sposób skrzywdził swoje dziecko? Nawet w tak dobrodusznej i pokojowej osobie jak John zawrzała krew gdy zastanawiał się co zrobiłby z tym człowiekiem gdyby wpadł mu w ręce. Zignorował go jednak zwracając się ponownie do metalowej kobiety

- Jestem pewien, że burmistrz zdoła ci pomóc, zależy mu na tobie. Wie, że mimo tego jak wyglądasz nie zmieniłaś się, wciąż jesteś tą samą dobrą osobą która pozwalała mu oderwać się od ponurych myśli. Dlatego prosił bym cię do niego przyprowadził

John zauważył że w oczach kobiety błysnęła iskierka nadziei, zdawało sie że nawet na te słowa jej metalowa twarz wyraziła radość, jednak znowu głos nie wydobył się z jej ust odezwała sie za to kula, która teraz krążyła dookoła głowy blondwłosej niewiasty.

- Czyli chcesz mi ją zabrać!? Wiedziałem, ty paskudny złodziejaszku! -zaryczał mężczyzna, po czym jednak jego szeroki uśmiech pojawił się na ekranie. - Ale nic z tego cwaniaczku. Ona idzie tylko tam gdzie ja jej pozwalam! -zaśmiał sie machając jak szalony dziwnym pilotem, tak że John mógł przyjrzeć się przez kryształ temu niezrozumiałemu dlań urządzonku. - Póki to mam moja dziwka robi co tylko ja chce! -zaśmiał się a na potwierdzenie swoich słów nacisnął na jakiś guzik,a blondynka, sztywnym ruchem, jak gdyby próbowała z tym walczyć walnęła się pięścią w twarz.
- Fajnie ja przerobiłem co? Wreszcie jest posłuszna! -rechotał facet, wyraźnie tym rozbawiony.

Gdy tylko mężczyzna skończył mówić stało się coś dziwnego. Anonim zniknął na ułamek sekundy, pojawiając się jednak dokładnie w tym samym miejscu w którym stał wcześniej. Mogłoby więc to wydawać się tylko złudzeniem optycznym gdyby nie fakt że osoba która zjawiła się w jego miejscu różniła się nieco. Bracia Max i John bowiem wyglądali niemalże jak dwie krople wody i tylko naprawdę wprawne oko byłoby w stanie od razu ustalić kiedy nastąpiła podmiana; jedynie skryte za szkłami okularów oczy zamiast zielonej miały ciemnoniebieską barwę

- Popełniłeś tylko jeden, jedyny błąd... pokazałeś mi swoją szkaradną gębę. Teraz wypruję ci flaki i patrząc w oczy będę obserwował jak umierasz - odezwał się Max uśmiechając złośliwe, nie czekając również na odpowiedź aktywował swoją moc Dominacji kierując ją na starucha. Więź działała podobnie do tej z której korzystał John, jednak była jednostronna, Max jedynie odbierał informacje i lokalizację swojego rozmówcy nie dając nic w zamian. Planował jednak posunąć się nieco dalej i korzystając z mocy przejrzeć jego umysł w poszukiwaniu wszelkich informacji dotyczących dziewczyny którą miał zamiar uratować.

Ustalenie pozycji jegomościa nie było trudne, znajdował się on na wysypisku, według mapy którą John pamiętał doskonale, lokalizacja wskazywała na obóz szaleńców. Przeszukanie umysłu jednak nie było już tak miłym doznaniem, bowiem Max po za imieniem dziewczyny, jakim było Bella, dostrzegł jeszcze to co mężczyzna jej zrobił. Obdarcie żywcem ze skóry, tylko po to by zastąpić ją metalem, wyłupanie oczu by zamiast nich umieścić elektryczne nieznane Johnowi urządzenia, podłączenie całego ciała do kabli wewnątrz tej metalowej powłoki by móc kontrolować dziewczynę, nawet pozbawienie jej normalnych strun głosowych, tak by móc kontrolować jej głos. A to wszystko podsycone szaleńcza euforią jaka towarzyszyła w tym procesie mężczyźnie. Max dość szybko jednak musiał wyjść z głowy rozmówcy, bowiem myśli zaczęły się zniekształcać, formowac coraz gorsze widma, które mogłyby o dreszcze przyprawić nawet Gorta. Widać próby szperania w głowach osób na które padła zaraza szaleństwa było dość niebezpieczne. Myśli mężczyzny stanowiły prawdziwe wysypisko, podobne temu na którym rezydował. Maxa cieszyło tylko że zajął miejsce swojego młodszego bracisza który takiego widoku mógłby nie wytrzymać, w Kameleonie zwiększyły one tylko chęć zamordowania szaleńca. Najchętniej już w tej chwili rzuciłby się samemu by jak najszybciej dotrzeć do jego kryjówki i poczuć jak nóż zagłębia się w ciele starucha, musiał jednak tymczasem ten odruch opanować. Nie był pewien jaki zasięg kontroli ma nad dziewczyną jej ojciec i czy kula nie służy mu przypadkiem za przekaźnik, dlatego w pierwszej kolejności postanowił ją zniszczyć. John był za słaby by uszkodzić kryształ, na całe szczęście Max był szybszy i silniejszy od swojego braciszka; zwłaszcza gdy aktywował moc Akceleracji. Tak też uczynił, starając się z niczym nie zdradzić swoich zamiarów po czym powtórzył manewr w połączeniu z mocą Mgnienia wyprowadzając cios w kulę.

Tym razem nóż zagłębił się w krysztale, a cichnący śmiech mężczyzny, jaki i lekkie wyładowania elektryczne, które za pomocą zjawiska przewodnictwa kopnęły też delikatnie przedstawiciela Handlowego, oznaczały koniec tego metalowego tworu. Tak tez się stało bowiem kulka opadła na ziemię, a cała zebrana biżuteria wysypała się z jej środka. Metalowa dziewczyna ponownie lekko się uśmiechnęła... po czym pochyliła się i zaczęła zbierać błyskotki.

- Dziękuje za pomoc, ale to pozwoli mi tylko płynnie mówić i chodzić na jakiś czas. -stwierdziła swym miłym głosem. - Ale muszę wracać na wysypisko. -dodała prostując się z naręczem bogactw e dłoniach.
- Nie wracaj tam. Odnajdę tego człowieka i przyniosę ci urządzenie dzięki któremu sprawował nad tobą kontrolę, w tym czasie burmistrz zapewni ci bezpieczeństwo. On naprawdę się martwi i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się ucieszy jeśli będzie miał okazję cię zobaczyć
- To miłe co mówisz i proszę pozdrów burmistrza...alenie moge z tobą iść. -westchnęła smutnym głosem. - Urządzenie które ma ojciec, może w każdej chwili wywołać olbrzymi impuls, który po prostu mnie zabije. -dodała a jej świetliste oczy zamrugały smutno nikłym blaskiem.
- W jaki sposób dostaniesz się na wysypisko? Oraz powiedz mi, gdzie ten człowiek zwykle trzyma pilota?
- Przy zsypie czeka druga kula, ona mnie przewozi. Normalni ludzie nie mogą podróżować tamtą drogą, bowiem natłok śmieci by ich zabił, tamten wehikuł ma jednak solidny pancerz i dzięki niemu mogę podróżować między miastem a wysypiskiem. -wyjaśniła dziewczyna. - Pilota mój ojciec masz zawsze przy sobie. -dodała jeszcze.
- W takim razie idź, nie ma sensu byś dłużej się narażała. Wiedz jednak, że po ciebie przyjdę już niedługo... I zadbam, żebyś była bezpieczna.

Kobieta nic nie odpowiedziała, a jedynie zniknęła w ciemności, a jedynym śladem jej oddalającej sie osoby, był metalowy stukot obcasów cichnący z każda chwilą.

- Biedna dziewczyna... -stwierdziła wężowa dama, odzywając sie dopiero gdy metalowe obcasy zupełnie umilkły. - Nie sądziłam że ta choroba może prowadzić do takich rzeczy, gdy dotknie kogoś kto wcześniej miał pewien potencjał.
- Czyni to ją jeszcze groźniejszą niż się spodziewałem... Wszystko w porządku? - zapytał Max odwracając się do wężowej kobiety
- Tak, nic mi nie jest, będzie najwyżej parę siniaków. -odparła z miłym uśmiechem. - Ale lepiej zejdźmy już na dół, jak mój mąż wróci, a dokładniej wpadnie tam i mnie nie zastanie może być nienajlepiej.- dodała z lekkim uśmieszkiem.

Max z uśmiechem który jednak nie obejmował oczu pozostawiając je równie chłodnymi jak wcześniej wyciągnął dłoń do kobiety a następnie razem z nią przeniósł się z powrotem na niższe piętro. Kilka chwil po tym jak parka pojawiła się na dole, do sali, wpadł zombie w przekrzywionym rudym tupeciku, był cały zdyszany, a jego garnitur pognieciony. Widać musiał przebić sie przez spory tłum by się tu dostać. Zobaczywszy kobietę w bieli podbiegł do niej i chwycił w swe potężne ramiona tuląc do siebie rozchichotaną teraz dziewczynę.

- Dobrze, że nic Ci nie jest kochanie. -westchnął z wyraźną ulgą, po czym zerkając na Maxa, nie wypuszczając kobiety z objęć zapytał poważnym tonem. - Ty pomogłeś mojej żonie, czy może teraz na siebie wpadliście?
Max wzruszył tylko ramionami. Był co prawda łasy na komplementy ale w tej sytuacji jego myśli zbyt mocno zaprzątała sytuacja dziewczyny. Może i jego zasady moralne trudno byłoby nazwać zdrowymi jednak w porównaniu do tego co ten mężczyzna zrobił swojej córce Kameleon był wzorem cnót
- Jakoś tak wyszło - odpowiedział tylko lakonicznie zastanawiając się gdzie podział się artysta.
- Pomógł mi... -zaśmiała się stłumionym przez uścisk głosem wężowa dama. Zombie zaś widząc spojrzenie przedstawiciela handlowego odpowiedział na niezadane pytanie. - Wszyscy się ewakuowali, najważniejsi goście i muzycy są w ratuszu miejskim. -stwierdził po czym puszczając żonę chwycił dłoń Maxa. - Dziękuje za pomoc, jestem twoim dłużnikiem. Jeżeli chcesz mogę obsypać Cie złotem.

Max przez chwilę zastanawiał się, czy nie zgodzić się na propozycję nieumarłego. Złoto zawsze się przyda, zwłaszcza że środki finansowe dwójki braci skurczyły się znacząco w ostatnim czasie; jego rozwarzania przerwało jednak ponowne mgnienie. Max zniknął, na jego miejsce wrócił Johnco tym razem przebiegło jeszcze sprawniej niż poprzednim razem, wyglądało to tylko jak gdyby zmienił się kolor jego oczu. John co prawda nie widział starcia z kulą ani tego co zobaczył jego brat w umyśle ojca Belli, jednak wiedział jakie pytanie zadał mu mężczyzna towarzyszący wężowej damie

- Nie widzę takiej potrzeby, zrobiłem tylko to co powinienem i co zrobiłby każdy inny na moim miejscu. Może kiedyś ja będę w potrzebie, wtedy po prostu liczę na wzajemność - przedstawiciel handlowy w przeciwieństwie do swojego brata uśmiechnął się naprawdę szczerze - Żałuję tylko, że nie wszystkich byłem w stanie ocalić
- Dobry z Ciebie człowiek, na pewno jakoś Ci się odwdzięczę. -stwierdził jego wysoki rozmówca po czym jak gdyby zdał sobie z czegoś sprawę.- Wybacz mój brak kultury, jestem Baron Swan, a to moja żona Liliet. -przedstawił siebie jak i towarzyszke dziwny bywalec opery.
John zastanowił się przez krótką chwilę, jednak skoro zamierzał udać się do ratusza mogło dość do konfrontacji z burmistrzem, a nie chciał by przez różnicę imienia jego tożsamość została wyjawiona
- Miło mi, jestem Bob
- To mi jest miło Cie poznać. Właściwie co tu się wydarzyło, kto stoi za tym napadem, gdzie są sprawcy? -zapytał lekko nadgniły rozmówca, uderzając swoją zdobna laska o kościana dłoń.
- Zniszczyłem kulę, jednak służyła ona jedynie za narzędzie. Prawdziwy sprawca ukrywa się wśród szaleńców na wysypisku, będę zresztą o tym musiał powiadomić burmistrza
- Tak trzeba powiadomić władzę. Przerwanie takiego koncertu, śmierć dwojga widzów. Tak nie może być. -burknął arystokrata rozeźlony tą myślą. - A tak chciałem posłuchać utworów tego młodego artysty. Znałem jego ojca, tez miał wielki talent. -stwierdził jeszcze zombie nie omieszkując pochwalenia się znajomościami.
- W takim razie proponuję czym prędzej udać się do ratusza, nie mam ochoty ani chwili dłużej przebywać w tym miejscu
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline