Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2013, 08:37   #18
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację







Promień słońca zatańczył na ostrzu nagiego miecza Sveina. Młodzieniec żwawym krokiem zbliżał się do uchylonych drzwi karczmy. Tuż za nim była Felien z orężem w dłoni. Przed wejściem zrównała sie z młodzieńcem wypatrując zagrożenia. Stanęli ramie w ramię każde lustrując bacznie w przeciwnym kierunku. Przywitała ich cisza zabudowań. Wewnątrz zdawało się nikogo nie być. Ostrożnie weszli do środka.

Dwalin, ruszył w kierunku szopy, która stała w cieniu drzew i zarośli. Zaciskając pewniej rękę na toporze wypatrywał łucznika, jakby z poddasza karczmy, listowia drzew lub zarośli, tudzież nawet szuwar zaraz miała paść strzała. Oczy syna Ginnara nie wyłowiły niczego podejrzanego i kiedy dwójka jego towarzyszy już zniknęła w progu karczmy, a on sam odwrócił się aby podążyć w ślad za nimi, usłyszał ciche, suche trzaśnięcie. Dźwięk jednak przebił się przez cichy szum trzcin, w których buszował wietrzyk oraz szeleszczące listki jabłonki zza szopy. W gęstych zaroślach, od zachodniej strony karczmy, wydało mu się, że ktoś lub coś się tam czai. Mógł to być człowiek, mógł to być wróg. Mógł to być ranny lub po prostu zbłąkany kurczak. Dwalin zwęził oczy strzygąc wąsem. Tak, to nie jabłko spadło z dzewa. Wszak jabłonka dopiero kwitła kwieciem.

Shaveen zbliżała się pewnie w kierunku zabudowań. Ustawiła się pod wiatr, którego bryza wiała od jeziora na zachód. Była już przy drewnianej szopie, gdy zobaczyła przysadzistego krasnoluda z toporem. Z zacięta miną zbliżał się na lekko ugiętych, krótkich, lecz masywnych jak solidne wbite w jeziorne dno pale na których opierał sie pomost, nogach. Nie widział jej lecz wypatrywał zagrożenia, a z początku nie dostrzegłszy niczego niepokojącego obrócił się i gotów był ruszyć ku wejściu do karczmy. Jednak trzasnęła mała, sucha gałązka. Brodacz natychmiast odwrócił się robiąc w jej stronę kilka kroków. Dosyć szybko jego wzrok utkwił sie w miejscu, gdzie była. Zważywszy na okoliczności i jak się ten khazad zachowywał, z pewnością już sobie zdawał sprawę z obecności orków. W zacienionym zagajniku miał prawo podejrzewać obecność goblinów. Wszak nienawidzili słońca. Elfka rozumiała to. Nie zamierzała przecie przed przybyszami się ukrywać lecz wspólnym wrogiem. Krasnolud już wiedział, że zarośla skrywają więcej niż roślinność.

Brann wszedł do zagrody. To chyba dlatego, że kucyk pasł sie leniwie na łące był niemal pewny, że i resztę zwierząt zobaczy. Jednak kury nie chodziły po piachu. A i konik nie pasł się w zagrodzie, lecz poza nią, jakby zerwał się i uciekł na wolność. Drzwi stajni były uchylone. Zajrzał ostrożnie do środka. Była pusta. Ani świń, ani drobiu. Tylko smród gnoju z obornika i pierze. Dużo pierza. Za dużo. I stratowana ziemia. Tak, ptactwo było wyłapane. Złodzieje. Przyjrzał się odciskom i nie podobały mu się. Orcze kamasze Snaga. Duże łapy wargów. Potem znalazł ukręcone, urwane kurze łby i to co zostało z wieprzowiny w stężałej kałuży, świdrującej skorlsunnowe nozdrza, juchy. Porąbane kości grzbietu, kopyta, łeb i patrochy nad którymi ucztowały przysiadłe muchy.

Svein z Felien potrafili odróżnić otwarte od wyłamanych drzwi. Lekko uchylone, w zasadzie trzymały sie tylko na jednym zawiasie. Jedna z solidnych desek była nadłamana. Karczma została wzięta szturmem. W progu przywitała ich nieprzyjemna cisza. A w środku pobojowisko. Przewrócone meble, ślady walki, krew. Skrzepy dwóch niewielkich kałuż. Obrońcy stawiali opór lecz nie podołali. człoweik i elfka dokładnie przeszukali pomieszczenia. W środku nie znaleźli nikogo. Piec był zimny. Karczma została ogołocona z wszystkiego co przedstawiało jakąkolwiek wartość. Zdemolowana. Nie było jedzenia prócz zdeptanego na ziemi chleba i wysypanej mąki. Trzy duże beczki zniszczono a podłoga spiżarki lepiła się od zmarnowanego wina. Felien oglądając ślady w "Smoczym Łbie" oszacowała napastników. Banda orków. Tylko oni mogli tak bezmyślnie zniszczyć karczmę po jej zdobyciu. Tylko co zrobili z ludźmi?

Javri wyrywał się za Valbrandem, który odprowadził chłopca i matkę na pomost. Vetis powstrzymała syna karcąc kilkoma dosadnymi lecz wypowiedzianymi wcale głośno, słowami reprymendy. Nad Ogarem i wyciągniętym z wody rannym, pochylali sie też śmiertelnie poważni i przejęci, młodzi przewoźnicy promu.

- To Otar. – wyjaśnił Juti smutnym głosem. – Ochroniarz zajazdu.

Eingulf zrobił co mógł. Kiedy reszta zajęta była przeczesywaniem okolicy on obmył rany. Zagniótłszy z ziół leczniczą papkę opatrywał obrażenia krótkowłosego wojownika. Ranny, mężczyzna w sile wieku, o szerokich barach i masywnej klatce piersiowej, walczył o życie. Był krępej budowy i sprawiał wrażenie silnego. Rany które otrzymał powaliłyby nie jednego na zawsze a on jeszcze się trzymał. Ocknął się. Otworzył oczy i usiłował mówić do Ogara. Leśny człowiek nachylił się nad nim a tamten z trudem szeptał mu do ucha słowa ledwie poruszanych warg.

Doderick przyglądał się śladom przy obejściu, potem przy zagrodzie. Wkrótce razem z Brannem i Felien przeczesawszy teren doszli do tego samego wniosku. Gobliny uprowadziły ludzi prowadząc ich na północny zachód.

- Sześcioro ludzi poprowadzili ze sobą w tym jednego rannego. Tuzin orków i sześć wargów ku Górom Szarym. – wskazał kierunek, który już Brann z Felien już znali.

- Powiadomię władzę. – zaproponowała Vetis. - Tych ludzi trzeba ratować już teraz! Jesteście ich jedyną nadzieją! Inaczej orki uciekną!

- Ruszmy z nimi! –Javri był podekscytowany.

- Absolutnie! – matka krzyknęła na syna posyłając mu surowe spojrzenie. – To nie jest zadanie dla ciebie! Jeszcze Javri synu Jona zdążysz w życiu zasmakować wojaczki. Ale dzisiaj to nie jest ten dzień.

Chłopak, markotniejąc w okamgnieniu, stanął zrezygnowany obok matki musząc pogodzić się ze swym losem.

- Weźmiemy Otara do Esgaroth. – zapewnił Aldaroda.

- Przyślemy pomoc najszybciej jak się da! – dodał Juti z przejęciem. – Pani Vetis ma rację. Teraz tylko na was mogą liczyć porwani! W was jedyna nadzieja!





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline