Rozkładając się na podłodze, po głowie Frederyka kołatały się różne myśli. „Co począć?”
W powietrzu unosił się zapach rybich trzewi, zgniłych i rozkładanych przez czas i malowniczo-żarłoczne czerwie.
Usiadł i oparł się o ścianę naprzeciw drzwi. Nasłuchiwał i czekał. Rozglądał się, z zaciekawieniem ale bez pośpiechu kręcąc głową.
Biuro jak biuro.
Zdezelowane biurko, połamane drewniane krzesło na kółkach ze strzępami skóry, pożółkłe papiery leżące na podłodze z widocznymi na nich czarnymi smugami bieżników butów, rozbite szafki. Z interesujących go rzeczy po drodze przez halę znalazł kilka stalowych długich rurek, duży klucz, łańcuch i zębatkę. Z tych dwóch ostatnich można zrobić całkiem niezłe wahadło. Wahniesz raz i kości pękają jak suche gałązki. Dołożyl do tego jeszcze klucz i uzyskał jeszcze znaczniejszy ciężar.
Cisza i spokój. Nic nie było słychać.
Lanneugrasse wstał i poprzesuwał wszystkie większe śmieci w tym resztki biurka, szafek pod drzwi, żeby w razie ewentualności uniemożliwić, a przynajmniej mocno utrudnić dostanie się do pokoju. Zebrał wszystkie papiery jakie leżał na ziemi i zrobił sobie z nich posłanie.
Do świtu pozostało kilka godzin.
Dalszy plan ułożył się już w jego głowie. Musi kierować się do Trójmiasta. Jeśli już, to tam będzie miał większe szanse na odnalezienie zaopatrzenia, ludzi. Może złapie jakąś robotę?
W brzuchu zaburczało mu niemiłosiernie. Głód ssał go od środka.
Może uda się nawet dzisiejszej nocy zdrzemnąć?
Nóż trzymał w pogotowiu. "Wymknę się przed świtem." -pomyślał
__________________ "Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej." |