Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2013, 21:00   #15
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Pierwszy etap wędrówki całej grupie mijał na pozór spokojnie. Rozgrzane już marszem ciała przyzwyczajone były do dość szybkiego tempa. Afanasij doskonale wiedział, że nie mogą iść za szybko gdyż pot, który zamarzał na ciele zabiłby każdego z nich. Sokołow w oczach Siergieja widział determinację i odwagę. Były policjant z przeszkoleniem wojskowym czuł się po części odpowiedzialny za ludzi, których udało mu się w tym piekle zebrać. Nie potrzebnie. Każdy z nich przecież odpowiadał za siebie. Musiał być czujny, rozważny, wytrzymały...


Szli przełęczą tworząc dość zwartą grupę. Dawało to ciepło i lepsze rozeznanie w terenie górzystym. I nagle wszystko zaczęło się pierdolić. Afanasij nie wiedział co było pierwsze. Krzyk Methodiusa czy też huk wystrzału. Myśliwy syberyjski rzucił się na ziemię aby z niej ocenić sytuację. Kharlamov trafił na solidną wnyk. Metalowe zębiska zacisnęły się na jego kończynie niemal ją ucinając. Krew szybko barwiła śnieg, a na domiar złego to nie było wszystko... Widząc leżącego z twarzą w śniegu, pokrytego krwią Gore myśliwy przypomniał sobie ich niedawną rozmowę. Voronov nie chciał iść do "miasta duchów". Od samego początku miał złe przeczucia. Szybkie zorientowanie w terenie pozwoliło Afanasijowi odszukać wgłębienie terenowe, gdzie też mogli się schronić. Ale czy teraz to było najlepsze wyjście? Na pewno nie.


Pierwsza próba wypatrzenia ewentualnego zagrożenia - mimo iż bardzo trudna - zakończyła się powodzeniem. W pewnej odległości myśliwemu zamajaczył kształt z grubsza humanoidalny ubrany w biel. To musiał być zawodowiec skoro potrafił aż tak dobrze się maskować.

- Siergiej, na pierwszej, sto metrów od nas. - powiedział Afanasij pokazując ręką. - Gość jest ubrany w maskałat. Strzelaj do cholery.

Strzelec uniósł się ostrożnie celując w tym samym czasie, gdy Afanasij wyciągnął swój pasek od spodni. Dobrze, że miał rękawice, bo metalowa klamra przymarzłaby mu momentalnie do dłoni. Sokołow podczołgał się do rannego Kharlamova uwalniając jego nogę z potrzasku. Ten się nie wierzgał co ułatwiało mu jedynie sprawę. Afanasij owinął mu mocno pasek poniżej rany. Nie znał się na pierwszej pomocy, ale chciał w ten sposób jakkolwiek spowolnić upływ krwi...

- Sprawdźcie czy wokół nas nie ma więcej sideł. - polecił myśliwy reszcie w chwili, gdy Siergiej wystrzelił.

- Trafiłeś? - zapytał.

- Nie, ale gość zniknął. Albo zmienia pozycję albo też spierdala. - rzucił Borodin patrząc z odrazą na ranę nogi kompana. - Przeżyje?

- Nie wiem. Nie mamy możliwości i czasu wypalić. Musi dożyć do celu naszej wędrówki.

- Chcecie teraz kontynuować? - zapytał Biryukov zdziwiony.

- Jak nie ma wokół nas więcej wnyk to tak. - odparł Afanasij. - Siergiej pomóż mi wyciągnąć tą wnyk. Przyda się a jest przymocowana do zamarzniętej gleby.

Dwóch mężczyzn z determinacją i brutalną siłą szarpnęło za zaczep przymocowany do pułapki. Ta siedziała jakieś 30 centymetrów w glebie, a w tym klimacie to wystarczyło aby nawet niedźwiedź miał problem to wyrwać. Tym bardziej poświęcając okaleczenie własnej łapy. Siergiej i Afanasij we dwóch jednak dali radę. Nie wiedzieli czy to desperacja czy też zgranie, ale myśliwy cieszył się tym małym sukcesem.

- Vladimir, Proclus... Przygotujcie Methodiusa do drogi. - powiedział Siergiej.

- Nie zapomnijcie szczelnie owinąć mu tej nogi. Nie może zostawiać śladów ani też za bardzo wyziębić rany. - dopowiedział Afanasij rzucając się w kierunku martwego kompana.

Proclus od razu zabrał się za zabranie z nóg Gore palet śniegowych. Sam nie będzie w stanie iść, a niosący rannego muszą mieć stabilne oparcie na ziemi. Jego noga w zasadzie wisiała na kości i ścięgnach. Nie było dobrze. Afanasij będąc pewnym, że Gore nie żyje bezceremonialnie ściągnął z niego plecak i go otworzył. Na dno wrzucił wnyk owiniętą jakąś chustą znalezioną w plecaku. Do owinięcia nogi rannego dał walczącej z nią dwójce szal Gore. Afanasij nie zamierzał zostawić nic przy martwym toteż zaczął zabierać wszystko co tylko się dało. Były to zapalniczka na ropę, czapka uszatka z niedźwiedziego futra, gogle, pas, dwie race, scyzoryk, onuce, obecnie dziurawe bluza ocieplana i kombinezon narciarski oraz łuk. Strzał nie było, ale te pewnie Rusek potrafił wyrabiać sam. Szkoda chłopa.

Wypełniony plecak Afanasij założył sobie na plecy, a łuk przewiesił przez ramię. Pokazał na drogę przed siebie i Siergieja. Tamten dał znak pozostałym, że czas ruszać. Po upewnieniu się, że niczego nie zostawili wyruszyli w dalszą drogę. Drogę pełną czujności. Każdy wiedział, że życie w tym świecie to nie przelewki. To, że - aż do dziś dnia - przeżyli w komplecie tak długo było zarazem oznaką ich szczęścia i męstwa jakie wypełniało serca mieszkańców tej niedostępnej dla reszty świata doliny.

- Jebany snajper... - powiedział sam do siebie Afanasij żałując martwego kompana.

Bo kim on był aby decydować o życiu i śmierci? No kim? Czy miał prawo odebrać życie Gore po tym jak przez bity rok walczył? Walczył o każdy dzień. Z chłodem, dziką zwierzyną, własnym lękiem i całym tym popierdolonym światem. A teraz nie było już z nimi Gore Voronova…

- I ten skurwysyn nas popamięta... - powiedział Afanasij na chwilę przed ujrzeniem zarysu architektury miejskiej.

__________________________________________________

Afanasij: Spostrzegawczość + Wypatrywanie ---> Udało się!
Siergiej: Broń strzelecka + Karabin ---> Nie udało się!
Afanasij: Medycyna + Pierwsza pomoc ---> ???
Afanasij + Siergiej: Siła ---> Udało się!
Cała grupa: Szczęście ---> Udało się!

__________________________________________________
 
Lechu jest offline